Marianna part - 22
Giovanni
Zebranie Rady Rodzin zajęło mi niemal dwa tygodnie i wściekałem się, że daję się wodzić za nos, ale szkoda mi było wplątywać wnuka Mariano Moretti w środek konfliktu, chociaż z drugiej strony czy to Mariano, czy Sebastiano i tak otrzymam ich poparcie. Luccesse nie ma wyjścia, o ile chce, żebym nadal trzymał w szachu Carlottę. Ugo Montenegro miał sporą liczbę wnuczek i pomysł specjalnego miejsca dla kobiet powinien mu się spodobać. Stefano Gotti i Dante Giancana stanowili dwie nieznane w tym równaniu, niestety ze wskazaniem na fiasko sprawy Antonelli, ponieważ uważali, że kobiety nadają się tylko do rodzenia dzieci i gotowania. Jeśli stanie na ostrzu noża przegłosujemy ich trzy do dwóch, ale niesmak pozostanie.
Marianna była niezwykle cicha od poranka, a spotkanie miało się odbyć dopiero późnym popołudniem. Uniosłem pytająco brew, ale machnęła tylko dłonią, żebym się nie przejmował i skupiła ponownie na piciu kawy.
– Mari? – spytałem po paru minutach.
– Hmm? – podniosła wzrok z talerza, na którym obracała kawałki jajecznicy.
– Denerwujesz się bardziej, niż przy kolacji z polewką.
Westchnęła głęboko, odkładając widelec.
– Tak, ponieważ wtedy napędzała mnie złość na sytuację, żal do Beatrice i twojej matki oraz strach czy Silvio się wywinie. Gdybym nie zabiła jej sama, ty wmieszałbyś się do akcji albo któryś z kuzynów. Obecnie to zupełnie inna sytuacja, której elementy zostały zaplanowane do ostatniej sekundy – przyznała zamyślona. – Teraz ode mnie zależy tak wiele. – Ucichła na długą chwilę. – Każde słowo będzie na wagę złota, ponieważ potrzebuję ich przekonać, jak wiele zła spotkało Antonellę tym jednym aktem. Dla nich to jest suchy raport ze zdarzenia a dla niej minuty, które ciągnęły się jak godziny, ból i upokorzenie. Oni powinni to odczuć tak, jakby to się przytrafiło im samym albo ich bliskim. Tylko tak sprawiedliwości stanie się zadość.
– Nie przewiduję przegranej – zapewniłem.
– Być może – znów zapatrzyła się w talerz – ale dla mnie najważniejsze jest, aby zrozumieli, że takie czyny muszą być karane, choćby i upokarzającą karą dwudziestu batów laską bambusową przypiętego delikwenta w dybach. Nie chcę, żebyśmy mieli wygraną w ręku. Chcę, aby oni sami doszli do wniosku, że trzeba go ukarać.
– W ostateczności to ja mam głos decydujący, jako szef szefów.
Widziałem, że nie czuła się przekonana, bardziej zdemotywowana, że będziemy musieli sięgać nie po siłę argumentów, ale po autorytet decyzyjności. Upiła łyk kawy, zanim zadała kolejne pytanie.
– Czy kiedykolwiek postawiłeś się radzie? Zrobiłeś coś wbrew ich woli?
– Do tej pory nie było takiej konieczności. Robimy dzisiaj ogromny krok w przód, w ogóle zwracając się do Rady z taką sprawą.
Skrzywiła się nieznacznie.
– Nie chcę kroku w przód, chcę sprintu aż do mety i wygranej!
– Więc szykuj argumenty – poradziłem.
– Jakieś dobre rady?
Milczałem chwilę, dywagując, jak ująć przemyślenia w słowa. Zależało mi, żeby była dobrze przygotowana na każdy scenariusz, jaki mogli wymyślić. Czy to do obrażania Antonelli, czy do wyciągania jako argumentu faktu, że jest tak młoda i „nie zna życia". Patrząc na Mariannę, należało dostrzegać nie tylko piękne ciało, ale również niezwykle niebezpieczny, analityczny umysł, który znacząco przekraczał osiemnaście lat na karku.
– Nie daj się wyprowadzić z równowagi. Stefano i Dante tylko na to liczą i jeśli wybuchniesz gniewem, podarujesz im argument, że kobiety są niestabilne emocjonalnie, a zatem nie mogę skorzystać z ciebie jako adwokata. A będą cię atakować i podważać dowody.
– Ale po co? – spytała z udręczoną miną.
– Ponieważ to patriarchalne zgromadzenie starców, ty jesteś kobietą, a oni nie chcą iść z duchem czasu.
– Absurd! – prychnęła, podnosząc dłonie do góry w swoistym geście frustracji. – Przecież to są ich żony, matki, kochanki, córki i wnuczki!
– Nie ich. Innych. Dopóki coś nie dotyczy cię personalnie – nie istnieje.
– Co z oczu to z serca? – spytała z przekąsem, przewracając oczami, gdy odstawiała kubek.
Rozłożyłem ręce.
– Nadal chcesz to zrobić?
– Tak! – odpowiedziała z uporem.
– To polityczna gra kochanie, w której nie ma miejsca na słabości. Pokerowa twarz, więc będę cię stopował za każdym razem. – Pokiwała głową, że się zgadza. – I weź to sobie do serca, że jeśli zacisnę dłoń na twoim ramieniu, powinnaś przemilczeć zaczepkę i poczekać, aż sami się skończą kłócić między sobą.
– To nie będzie łatwe – wydęła usta.
– Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
– Łatwiej przyszłoby mi przekonanie sędziego.
Spojrzałem na nią spod oka z uśmiechem.
– Ale ty chyba nie lubisz łatwych rozwiązań, prawda, kochanie?
Skrzywiła zabawnie usta, udając, że nie chce się roześmiać.
– Ty wiesz, jak połechtać moje ego! – spojrzała na mnie z rozbawieniem.
– Wiem, jak cię zdopingować!
– Semantyka
Niestety Marianna pozostała spięta, aż do samego spotkania z radą. Wędrowała po kuchni, przyprawiając pilnującego jej Paolo o ból głowy. Po przywitaniu się przedstawiłem im sprawy do przedyskutowania jako pierwszą wymieniając petycję żony o ukaranie Alicante za gwałt na kochance. Widziałem jak brwi Stefana i Dante podjechały do góry, a reszta wyraziła tylko umiarkowane zainteresowanie.
– Czy Antonella zdecydowała się wnieść skargę? – spytał Mariano.
– Tak.
– I będzie zeznawać? – upewniał się Dante.
– Nie, moja żona będzie ją reprezentować przed Radą, jako najwyżej stojąca w hierarchii kobieta.
– I niby jak zamierza to zrobić? – Stefano patrzył na mnie z powątpiewaniem.
– W taki sam sposób jakby zaprezentowała tę sprawę przed sądem. Ma spisane zeznania i tak dalej. – Nie chciałem wchodzić w szczegóły a zostawić to pole dla niej.
– Nigdy tego nie robiliśmy – oburzał się Stefano.
– Co nie znaczy, że nie możemy wysłuchać Marianny, prawda? – Ugo powiódł wzrokiem po zgromadzonych, otrzymał potakujące skinienie tylko od połowy
Uznałem, że nie ma na co więcej liczyć i zanim, któryś się odezwał z protestem, wyszedłem z gabinetu. Czekała w holu, wydeptując ścieżkę od drzwi wejściowych do schodów, na których Paolo siedział z telefonem w ręku. Przed gabinetem złapałem ją w talii i przyszpiliłem do ściany, namiętnie całując i przestałem, dopiero gdy się rozluźniła.
– Jesteś moją żoną – wyszeptałem z mocą, patrząc na nią z podziwem. – Wejdź tam z uniesioną głową, błyskiem pewności w oczach i udowodnij, dlaczego jesteś dla mnie idealną partnerką oraz dlaczego tak bardzo cię kocham.
Rozchyliła usta, słysząc to wyznanie, po czym z oczu znikła niepewność a zastąpił ją radosny błysk. Uśmiechnęła się szeroko, poprawiając szarą marynarkę.
– Jak wyglądam?
– Jakbyś miała za chwilę podbić serce kongresu. Wchodzisz i siadasz na moim fotelu, a ja stanę przy twoim boku.
Wpuściłem ją pierwszą.
– Panowie – przywitała się uprzejmie. – Miło was znów widzieć, szkoda, że w takich okolicznościach.
Kiedy usidła na fotelu, brwi wszystkich podjechały do góry. Oparłem się o oparcie, kładąc dłoń na ramieniu żony w swoistym geście poparcia.
– Miło cię widzieć moja droga – przywitał ją ciepło Mariano.
– Nie marnujmy czasu, żebyśmy mogli się zająć naprawdę ważnymi tematami. Więc o co chodzi? – spytał obcesowo Stefano.
– O dochodzenie sprawiedliwości – odparła, patrząc mu w oczy. – Kiedy zostałam porwana, mąż stanął w mojej obronie, a potem pozwolił mi wymierzyć karę napastnikowi. Teraz ja chciałabym stanąć przed wami, jako reprezentantka Antonelli Bartolini i żądać w jej imieniu zadośćuczynienia krzywdzie.
– To pierwszy taki przypadek odkąd jestem w radzie – odezwał się Luccesse.
– Nie! – zaprzeczyła stanowczo, ale nadal uprzejmie. – To pierwszy, który jest zaprezentowany przed Radą, ale wydaje mi się, że nie pierwszy, który się wydarzył w rodzinach.
– Dość... – Ugo szukał słowa. – Zaskakujące.
– Kiedy narusza się nietykalność cielesną właściwym jest oczekiwanie kary za czyny, za które delikwent spędziłby kilka lat w więzieniu.
– Gdyby przyszła do nas sama... – Dante rozłożył ręce.
– W sądzie ma się prawo do adwokata i ja dzisiaj pełnię tę funkcję.
– Powinna się tu pojawić osobiście, to elementarny brak szacunku... – judził Stefano.
Spięła się pod moją dłonią.
– Chcecie szacunek? To na niego najpierw zasłużcie, bo jak do tej pory nie zrobiliście nic, żeby go zdobyć. Powinniście się wstydzić za to co przytrafia się tym kobietom! Na Boga! To są wasze córki, żony, matki i wnuczki! A wy nie robicie nic, żeby były bezpieczne. – Wyprostowała się, odrzucając włosy na plecy. – Nadchodzą nowe czasy! – oświadczyła z mocą. – Ja będę przedstawicielką tych kobiet, ich głosem, kiedy nikt nie chce słuchać. I albo zrobicie z tym porządek, albo wezmę sprawy w swoje ręce.
– Samosądy?
Spojrzała na Stefano ze spokojem i niezachwianym przekonaniem o własnej słuszności.
– Ależ skąd! – zapewniła z przekonaniem. – Zupełnie nie rozumiecie, jaka moc drzemie w nas kobietach. Uważacie, że jesteśmy słabe? Musicie to sobie dobrze przemyśleć, bo jak dla mnie pytanie powinno brzmieć, co je powstrzyma, żeby...
– Zabić nas we śnie? – podpowiedział z przekąsem.
– Nie! To byłoby zbyt przewidywalne, ale przypadki... na to już nie mamy wpływu, prawda? A udowodnić, że nie są przypadkami... – Cmoknęła, uśmiechając się przebiegle. – Czyż nie?
– Czy ty nas straszysz? – zmrużył oczy i pochylił się w jej stronę.
Położyła dłoń na sercu, niczym przy składaniu przysięgi.
– Nie śmiałabym! – Zapewniła stanowczo. – Przedstawiam wam tylko alternatywę dla bierności.
Stefano zerknął na mnie, ale uniosłem tylko brew w niemym pytaniu, czy nie potrafi sobie poradzić z jedną kobietą.
– Czyżby tron był podzielony?
– Moja żona nie jest ozdobą – odparłem ze stonowanym uśmiechem, żeby go nie urazić, bo Marianna świetnie radziła sobie na tym polu sama. Nie potrzeba było dokładać, mimo że bardzo bym chciał. – Stoi przy moim boku i zajmuje się tym, co uważa za ważne. Ta sprawa jest niezwykle istotna, ponieważ dotyczy naszych matek, żon, córek czy wnuczek. Każda z nich mogłaby trafić na mężczyznę skorego do przemocy i bać się powiedzieć o tym, co spotyka ją w domu. Oczywiście te z Rady Rodzin zapewne tego nie doświadczą, ale... – zawiesiłem głos. – Inne mogą się bać, stanąć najpierw przed moim obliczem, a potem przed wami, żeby opowiedzieć, co je spotkało. Dodajmy do tego fakt, że nawet w przypadku policji przesłuchują je jedynie kobiety. Uważam, że traktujemy je nieludzko, nie dając bezpiecznego miejsca.
– A one będą bezpodstawnie rzucać oskarżenia, żeby się zemścić? – podważył te słowa Dante.
Marianna spojrzała na niego z zastanowieniem.
– Po co miałyby to robić?
– Bo może nie podoba im się, że mam kochankę na boku albo lubię dziwki w naszych burdelach.
– A ślubowałeś przed Bogiem w kościele, uczciwość małżeńską – przypomniał mu Mariano, zanim żona otworzyła usta.
– Dziwka w burdelu, która ci obciąga to nie zdrada – pouczył go Dante z przebiegłym uśmieszkiem.
Zacisnąłem dłoń na ramieniu Marianny, żeby nawet nie ważyła się odezwać słowem. Widziałem po minie, że chciałaby, ale splotła palce i przywdziała maskę bez wyrazu. Oczy natomiast płonęły pogardliwą wściekłością.
– Mamy na tę sprawę zupełnie inny pogląd mój przyjacielu. – Moretti nie czuł potrzeby sięgania po złość czy sarkazm. On zwykle zabijał uprzejmością i logiką do tego stopnia, że zastanawiałem się wielokrotnie, czy Patrick będzie taki na starość. – Nigdy nie zdradziłem swojej ślubnej, a nasze małżeństwo także było zaaranżowane jak twoje, tyle że ja postanowiłem, że zrobię wszystko by pomóc Angesii w adaptacji do roli.
– Niech każdy zagląda tylko do swojej sypialni! – uciął Dante ostro.
– Świat się zmienia – Luccesse spojrzał na dwóch najbardziej opornych dyskutantów. – Czemu zatem my tkwimy w średniowieczu?
– Chcesz nas poprowadzić w dwudziesty pierwszy wiek, żeby sobie zrekompensować brak posiadania syna? – zasugerował z przekąsem Stefano.
– Panowie! – rzuciłem pojednawczo, zanim rzucili się sobie do gardeł. – Nie zebraliśmy się tutaj na słowne przepychanki. Sprawa jest poważna, chodzi o gwałt na jednej z naszych kobiet. Mamy dowody...
– Dowody? – zakpił Stefano. – Jakie dowody? Pewnie go zachęcała, a potem jej się odwidziało, albo co!
Marianna się spięła, a moja dłoń wylądowała na jej karku, ściskając go znacząco, że ma milczeć. Stefano i Dante właśnie chodziło o to, żeby wyprowadzić ją z równowagi i udowodnić, że kobiety nie nadają się do poważnych rozmów, ponieważ kierują nimi emocje, a nie fakty. Sami jednak zachowywali się jak przysłowiowe baby na progesteronowym haju!
Podałem im koperty, zastanawiając się, czy są gotowi na zawartość. Wydrukowaliśmy zdjęcia przekazane przez ginekolog, która oglądała Antonellę. Siniec na twarzy i odciski rąk na ramionach szpeciły dość jasną skórę. Cały pakiet zawierał też dwustronicowe zeznania, co zaszło felernej nocy. Wszystko to w normalnych okolicznościach doprowadziłoby do skazania gwałciciela, gdyby je ujawniono w sądzie wraz z badaniem śladów spermy.
Cisza przedłużała się a na twarzy Stefano widziałem niezdrową fascynację przedstawionymi dowodami. Po raz kolejny oglądał wszystkie zdjęcia, jakby nie mógł się napatrzeć, a przyjemność sprawiały mu obrażenia na ciele. Nie podobało mi się to.
– Każdy mógł jej to zrobić. – Dante rzucił zdjęciami ostentacyjnie na biurko i tylko refleks Marianny sprawił, że nie spadły na podłogę. – Coście się uparli na Alicante? Dostała w twarz, wielkie mi mecyje.
– To przeczytaj cały raport i zeznania – mruknął Luccesse, z niesmakiem odkładając kopie fotografii do koperty. – Tego się nie da zmyślić.
– Jest młoda i żądna sensacji. Niepotrzebne zamieszanie – prychnął. – Przecież w ciąży nie jest!
Mariano pokręcił głową z niedowierzaniem na słowa pozostałych mężczyzn. Czekałem, aż wszyscy skończą zapoznawać się z informacjami, zanim zaproponowałem spokojnym tonem kolejny etap.
– Zagłosujmy.
– Już? – Stefano trzymał w dłoni kopertę. – Czy nie mówiłeś, że to nie dotyczy tylko gwałtu, ale też innych wykroczeń?
– Pozostałe dotyczą interesów i moja żona nie musi brać w tym udziału.
– Przychylam się do ukarania. – Mariano oddał mi teczkę.
– Ja także – Mariano i Luccesse byli zgodni.
– A ja się nie zgadzam! – Stefano położył kopertę na kolanie. Czyżby zamierzał ją zatrzymać, by napawać się widokiem zmasakrowanego ciała Antonelli?
– Jestem ze Stefano! – dodał Dante.
Wszystkie oczy zwróciły się na Ugo Montenegro.
– Jestem za – oświadczył.
– Świetnie! – ucieszył się Stefano. – I nie chcę już słuchać o takich kobiecych fanaberiach.
Marianna zastygła w bezruchu, wciągając gwałtownie powietrze i zaciskając dłonie w pięści, gotowa rzucić się na nich, gdyby nie moja ręka obejmująca ściśle kark.
– Źle mnie zrozumiałeś Stefano, jestem za ukaraniem winnego – sprostował Ugo. – Nie możemy dopuścić, aby przestępcy znajdowali się w naszych szeregach. Kiedyś zamiatano takie dramaty po dywan, ale osobiście uważam, że to błąd. Tak jak powiedziałeś Giovanni, to mogą być nasze żony, matki, córki i wnuczki. Dajmy im pewność, że mogą do nas przyjść z każdą sprawą.
– I teraz powinniśmy upublicznić, że została zgwałcona? – prychnął Dante.
– Jedynie ukarać winnego.
– Po co o tym rozmawiać? – dodał jakby nie słyszał Mariano. – To sprawy intymne nie do wiadomości innych. A ona sama? Będzie się wstydziła wyjść do ludzi, jak się dowiedzą i nikt nie będzie chciał się z nią zadawać!
Kciukiem przesuwałem po skórze karku, usiłując nieco uspokoić żonę, bo niemal dygotała mi pod ręką z wściekłości na słowa, jakie padały.
– Wstydzić powinien się tylko ten, kto ją zgwałcił! – oświadczyła twardo. Podniosła głowę i spojrzała do góry na mnie. – Skoro werdykt jest uzgodniony, zostawię was samych.
Ona nie pytała, ona mi to oznajmiała.
– Don Moretti, don Montenegro, don Luccesse, don Gotti, don Giancana. – Skłoniła przed nimi głowę, jak tego wymagała etykieta, ale założyłbym się, że gdyby mogła, tych dwóch ostatnich wysłałaby w podróż na księżyc z biletem w jedną stronę. – Dziękuję za waszą mądrość i radę. Pozostawiam kwestię kary w waszych rękach i wykonanie wyroku w rękach męża.
– Zróbmy pięć minut przerwy – zaproponowałem.
Poprowadziłem żonę do kuchni. Dopiero tam oparła się ciężko o blat, opadając na łokcie. Zwiesiła głowę, kładąc czoło na chłodnej powierzchni.
– O włos... – wymamrotała.
– Ale wygraliśmy! – pogłaskałem ją po plecach i pomogłem stanąć pewnie na nogach, biorąc w ramiona. Wpatrywałem się w nią z podziwem w oczach. – Jestem z ciebie dumny! – ucałowałem ją w czoło. – Wieczorem zaprezentuję ci jak bardzo!
Zostawiłem ją pod czujnym okiem Paolo, wracając do gabinetu.
– Złodziei i ćpunów nie będę tolerował w naszej organizacji! – oświadczyłem, sięgając po materiał dowodowy, zgromadzony przez Martina, Silvio i paru zaufanych ludzi. – Towar wychodzi czysty a dociera do końcowego odbiorcy z domieszką Tylenolu. Prześledziliśmy ostatnią dostawę, badania macie na tabletach.
Dante rzucił urządzeniem o blat biurka.
– Po co zatem zajmowaliśmy się sprawą tego... – machnął lekceważąco dłonią – gwałtu.
– Żebyście zrozumieli, że nadchodzą nowe czasy, a kobieta przy moim boku jest kolejnym filarem organizacji, a nie ładnie wyglądającą marionetką i jeśli jakakolwiek kobieta do niej przyjdzie z kolejną skargą, też się tym zajmie. Powstanie „Sanktuarium" a opłata miesięczna będzie płatna z funduszy wspólnych zysków za każdą, która będzie chciała do niego należeć. – Nie zostawiałem miejsca na dyskusję, a jedynie informowałem o podjętych decyzjach. – Budowa odbywa się z prywatnych funduszy mojej żony, a ja w całości wspieram ten projekt. Po zakończeniu mężczyźni nie będą mieć tam wstępu a ochrona tylko wydzielone pomieszczenie. Żadnych telefonów, torebek i innych rzeczy. Strefa komfortu z dostępem do lekarza i pokojami wypoczynku, gdyby któraś zdecydowała się na mini wakacje w odosobnieniu.
– To powinno być przedyskutowane... – zaczął Stefano. – Zmarnowaliśmy czas na jakiś tam gwałt, a ty mi mówisz, że tu się odpierdala jakaś emancypacyjna rewolucja.
– Ja ci to oznajmiam – oświadczyłem twardo, tonem nie dopuszczającym sprzeciwu. – A jak będę musiał głosować, to będzie cztery do dwóch. Nadchodzi nowe! – powtórzyłem dobitnie. – Czy się wam to podoba, czy nie, organizacja musi ewoluować i zacząć doceniać to, co mamy najcenniejszego. Nasze kobiety!
Mógł być zniesmaczony tym faktem, ale nie mógł mi się postawić. Zamierzałem bliżej przyjrzeć się interesom i Stefano i Dante. Obaj sprawiali, że włoski podnosiły mi się na karku. A to zawsze zwiastowało kłopoty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro