Marianna part - 18
Marianna
Wieczorem wparowałam do gabinetu męża, ledwie puknąwszy w drzwi. Spojrzał na mnie z irytacją, która natychmiast znikła z jego twarzy, gdy rozpoznał intruza. Przysunęłam sobie fotel do biurka i usiadłam, opierając łokcie na blacie. Splotłam palce i podparłam na nich brodę. Giovanni uśmiechnął się nieznacznie, widząc ekscytację wypisaną na mojej twarzy.
– Mam idealny pomysł jak utrzeć nosa Alicante, ale potrzebuję, żebyś poudawał, że nic nie wiesz i odwrócił wzrok, jeśli ktoś przyjdzie zadawać pytania.
– Jeśli przyjdzie, to znaczy, że twój plan nie był wystarczająco dopracowany.
Spojrzałam na niego z psotnym uśmiechem.
– Słuszna uwaga, zapiszę sobie w notatniczku.
Rozparł się na krześle.
– Pamiętaj, że jak coś robisz publicznie, zawsze upewnij się, gdzie są kamery monitoringu i nie daj się złapać za rękę – poradził. – Dopracuj plan co do sekundy. Zorientuj się, czy twój cel ma jakieś stałe nawyki jak SPA, burdel, kochanka na boku, z którą spotyka się w każdą środę, kiedy żona jest w SPA... a dość powiedzieć, że w drodze do miejsca jej zamieszkania jest przebudowa i nie działają kamery miejskiego monitoringu. I do dzieła, skarbie – zachęcił.
Pochyliłam się w jego stronę, patrząc zalotnie, bo dopiero po chwili załapałam, o czym do mnie mówił.
– Czy ty masz stałe nawyki?
Przyjął taką samą pozę.
– Jeden najważniejszy, sypiam we własnym łóżku i musimy być naprawdę w wielkiej kabale, żebym nie wrócił na noc. – Pacnął mnie palcem po nosie. – Czy teraz mogę dalej popracować, czy potrzebujesz jeszcze jakiejś rady, poza tą podaną?
Przechyliłam głowę na prawo.
– Potrzebuję jeszcze wiedzieć, kogo mogę użyć, jako ręce wykonawcze.
– Martin i Paolo.
– Tylko? – spytałam z zawodem, trzepocząc rzęsami.
– A ilu potrzebujesz ludzi, żeby sterroryzować jednego faceta w Tahoe i wlać mu kijem bejsbolowym?
Ciekawa sugestia, ale wykombinowałam coś innego.
– Co najmniej dwóch, ponieważ jeden musi mu wjechać w kuper a drugi trzymać na muszce?
– Szkoda niszczyć auto.
– To jak go zatrzymać?
– Musisz to sobie przemyśleć – zachęcił z błyskiem w oku. – Szukasz naiwnego, żeby to dla ciebie zorganizował i wykonał?
Zabębniłam paznokciami po biurku.
– Oj no weź! Potrzebuję jedynie dobrej rady od eksperta.
– To dowiedz się, kim jest jego kochanka...
– To już wiem – wpadłam mu w słowo. – Okazuje się, że to architektka, która pracuje nad projektem Sanktuarium. – Nie wydawał się zaskoczony tymi rewelacjami, więc wiedział. – Czy ją też mogę ukarać?
– Nie, jest dobra w tym co robi.
Zaczęłam oglądać lakier na paznokciach lewej ręki.
– Założę się, że są lepsi.
– Nadal mówię „nie".
Przymrużyłam oczy z niezadowolenia i skrzywiłam się.
– Jest powiązana? – nie odpuszczałam.
– Z czym masz problem? – przyjrzał mi się uważnie.
– Jest dobrowolnym uczestnikiem, a nie niewinną ofiarą! Rozmawialiśmy już o tym. Kobieta, która świadomie brnie w romans z żonatym mężczyzną, jest tak samo winna! – wyskandowałam ostatnie słowa z determinacją.
– Jeśli odbierzesz jej projekt, będziesz musiała szukać nowej osoby, a to opóźni prace.
Zaplotłam ramiona na piersi w buntowniczej postawie.
– Czemu jej bronisz? – Nie potrafiłam ukryć irytacji w głosie. – Czemu nie powiesz, tak kochanie, zrób, jak uważasz, masz moje pełne poparcie?
– W interesach nie ma miejsca na emocje – wyjaśnił spokojnie, unosząc palec, gdy chciałam wpaść mu w słowo. – Jak bardzo rozumiem, czemu się wściekasz, pieniądze, które zainwestowałaś, musiałabyś wydać jeszcze raz.
– Może Teresa jest tego warta? – rzuciłam zadziornie.
– Dla ciebie czy dla swojego męża? Znasz tylko jednostronną wersję Teresy o tym, co się dzieje w ich małżeństwie.
Podniosło mi się ciśnienie na te słowa, bo wyglądało na to, że własny mąż nie rozumiał, co mną kieruje.
– Nie zamierzam go karać za to, że ma kochankę, tylko za pobicie żony! – oświadczyłam.
– I co ma z tym wspólnego z kochanką?
– Nic – wycedziłam.
Oparł łokcie na blacie, a dłonie złożył w stożek.
– Zanim przeniesiesz swój gniew na kogokolwiek poza samego Alicante, upewnij się, że znasz wszystkie fakty.
Dobra, było coś w tym, co mówił.
– I kogo mam zatrudnić, żeby zebrać informacje? Silvio?
Pogroził mi palcem.
– Martin i Paolo – powtórzył.
– Szkoda, już miałam nadzieję, że będziemy jak Bonnie i Clyde.
Uśmiechnął się.
– Skoro wybierasz ścieżkę przemocy, upewnij się, że masz na nogach wojskowe trapery ze wzmocnionym przodem, skórzane rękawiczki, związane włosy, kominiarkę i zestaw noży.
– Oj, no coś ty z tą kominiarką! – wydęłam usta.
– Jego auto ma kamery. Postaraj się je zagłuszyć, żeby nie mógł wykorzystać nagrania.
Przewróciłam oczami.
– Ależ ja chcę przesłać jasną wiadomość i pokazać, że dostał baty od kobiety i jak się nie poprawi, to niby nie jesteśmy mściwe, ale wiesz... – Otworzyłam szeroko oczy, udając niewinność. – Przypadki i wypadki tego nie da się kontrolować. – Zatrzepotałam rzęsami.
W jego oczach pojawił się błysk dumy
– Jesteś niebezpieczną kobietą.
– Uważasz, że powinnam zmienić pseudonim z krwawej królowej na Lady Makbet? – Giovanni uniósł brew i uśmiechnął się zawadiacko. – Ale ty już jesteś szefem, a ja nie chcę go zabić tylko, wbić nieco rozumu do głowy.
– Kochanie jesteś idealna, gdybym chciał słodką idiotkę, ożeniłbym się z taką. Ale za to mam żelazną damę i dziękuję niebiosom za twoją przebiegłość, zdolności taktyczne i interesujące pomysły.
Poczułam się mile połechtana po ego. Moja fascynacja tą stroną biznesu niezwykle go bawiła, ale też zawsze wspierał mnie radą i stopował, gdy tego potrzebowałam. Spojrzałam na męża z czułością, gotowa wyznać, że się w nim zakochałam i przyznać, że wątpliwości, które niemal doprowadziły do wycofania się z mariażu, były absolutnie bezpodstawne.
Chwila prysła jak bańka mydlana przerwana dźwiękiem dzwoniącego telefonu.
– Później – obiecał, odbierając.
Marianna
Minęły dwa tygodnie nim znów spotkałam się z Antonellą. Siedziała sztywno na skraju krzesła i nie do końca rozumiałam, czemu akurat dzisiaj była taka spięta i rozkojarzona. Zadałam jej pytanie, ale nadal siedziała pogrążona w myślach, wpatrując się w kartkę papieru z rysunkiem.
– Możesz nas zostawić? – poprosiłam uprzejmie współpracownika Antonelli.
Podniósł się i to dopiero wytrąciło ją z zamyślenia. Ze zmarszczonym czołem powiodła za nim wzrokiem, a potem przeniosła nierozumiejące spojrzenie na mnie. Widząc uniesione brwi, zaczerwieniła się z zakłopotania.
– Przepraszam, zamyśliłam się – wymamrotała. – Chyba nie usłyszałam ostatniego zdania.
– Kilku zdań i pytania.
Rumieniec na policzkach się pogłębił.
– Cóż tak zaprząta twoją głowę?
Wyraz paniki pojawił się w jej oczach.
– Są rzeczy, o których nie należy dyskutować – wydukała.
– To zależy, czasem dobrze jest coś z siebie wyrzucić i poprosić o radę.
Skrzywiła usta.
– W naszej branży najlepiej jest trzymać buzię na kłódkę.
– Teraz mnie zaciekawiłaś. – Oparłam łokcie na biurku, splatając palce. – Czy jest coś, w czym mogłabym ci pomóc?
Oblizała nerwowo usta, miętoląc w palcach skraj żakietu.
– Wątpię, żebyś chciała – powiedziała cicho.
– A to dlaczego? – zdziwiłam się. – To miejsce ma służyć wszystkim, więc możemy zacząć przed oficjalnym otwarciem. Jeśli potrzebujesz pomocy z Alicante, chętnie zgłoszę się na ochotnika. – Antonella wybałuszyła oczy i otworzyła szeroko usta z zaskoczenia, upuszczając długopis trzymany w dłoni na podłogę. – Oj! Tobie się wydawało, że ja nie wiem? Może i jestem młodsza od ciebie, i mieszkam w Chicago niecałe pół roku, ale niezwykle szybko się uczę.
– Jego żona ci powiedziała? – wydukała z siebie.
– Przyjmijmy, że wiem – odparłam wymijająco. – Skąd, nie jest ważne.
– Wiem, że się z nią przyjaźnisz...
Umilkła zakłopotana.
– Tak przynajmniej mówią na „mieście" – dodała po chwili.
Wpatrywałam się w nią z nieskrywaną ciekawością.
– To nie znaczy, że jestem ślepa i głucha a prawo do historii mają zazwyczaj dwie osoby.
– I nie każdy ma wybór – dodała tak cicho, że niemal musiałam się domyślać.
Zmrużyłam oczy na chwilę, przyglądając się jej uważnie, bo jeśli zrozumiałam poprawnie Antonella mogła zostać sprzymierzeńcem i pomóc mi wymierzyć sprawiedliwość.
– Co masz na myśli?
Spojrzała na mnie, jakby nagle uświadomiła sobie, z kim rozmawia i o czym.
– Przepraszam, nie powinnam była nic mówić. Zapomnij, że o czymkolwiek ci wspomniałam.
Zaczęła nerwowo porządkować papiery.
– Jeśli mi nie powiesz, nie będę ci w stanie pomóc.
Skrzywiłam się, kręcąc przecząco głową.
– Sęk w tym, że ty pobiegniesz do męża, on weźmie go na dywanik i będzie gorzej. Nie dość, że zdradza żonę, to jeszcze i kochanka się skarży. On oberwie, a potem... – umilkła gwałtownie.
– A potem ty oberwiesz? – dokończyłam za nią.
– Niczego takiego nie powiedziałam! – zaprzeczyła natychmiast.
– Nie musiałaś! Widzę to w twoim zachowaniu.
– Nie rozumiesz! – denerwowała się, nerwowo przeczesując włosy.
– Pomóż mi zrozumieć.
Patrzyła na mnie z podejrzliwością
– Czemu chcesz mi pomóc? – Zaatakowała z ironią. – Przecież według ciebie rozbijam ich małżeństwo, prawda? Tak o mnie myślisz?
– Tak myślałam, przyznaję, ale zmieniłam zdanie – oświadczyłam poważnie.
Uniosła brwi w zdziwieniu.
– Serio?
– Tak. Do tego układu trzeba dwojga, albo nawet trojga.
– Czy nie powinnaś być wściekła, że on zdradza twoją przyjaciółkę? – nie dowierzała.
– Ach! – Uniosłam palec wskazujący do góry, by podkreślić to, co zamierzałam powiedzieć. – Sęk w tym, żeby nigdy nie wierzyć jednej stronie bezkrytycznie, bez poznania faktów od obu osób. Połowa opowieści jest dokładnie tym – połową opowieści.
– Czyli jeszcze mi się oberwie?
Przechyliłam głowę w lewo, w końcu rozumiejąc skąd to całe zdenerwowanie.
– Zamierzam ukarać Alicante, ale nie za romans z tobą – wyjaśniłam. – A ciebie nie bardzo mam za co karać, ponieważ jak wspomniałam, nie znam faktów, które doprowadziły do tego, że poszukał sobie kochanki.
Znów ją zatkało. Siedziała z otwartymi ustami i dobrze, że w biurze nie latały muchy i komary, bo nałapałaby ich bez liku.
– Więc za co chcesz go ukarać? – wyszeptała. Spojrzałam na nią wymownie, jasno dając do zrozumienia, że nie zamierzam się dzielić taką wiedzą. – On jej coś zrobił, prawda? Jezu! – Zatkała usta dłonią. – On taki nie był! – Przymknęła oczy na chwilę, a gdy je otworzyła, były pełne żalu. – Kiedy zaczęliśmy się spotykać, wypełniało nas pożądanie. To był czysty układ na seks po tym jak zmarł mój mąż. Wiesz, ja nie stoję jakoś wysoko w hierarchii, ale mąż o mnie zadbał, pozwalając się edukować, bo według niego warto mieć zaufanego architekta.
– To co się potem stało twojemu kochankowi?
Zacisnęła usta w wąską kreskę.
– Alicante awansował, zaczął brać towar, który miał tylko testować, a on sprawiał, że stawał się... skory do przemocy. Wszystko go irytowało, a relacja się popsuła, zostawiając po sobie gorzkie wspomnienia miłych chwil zastąpione... rutyną.
– Czemu nie odejdziesz?
Westchnęła ciężko.
– Chciałabym, bo po prawdzie poznałam kogoś, komu nie przeszkadzają moje wczesne lata trzydzieste i nie traktuje mnie jak potencjalną rozrywkę do łóżka a kobietę, która ma coś do powiedzenia.
– Próbowałaś? – Oblizała usta, skubiąc skórki lewej dłoni. Jeśli nie przestanie, po pięknym manikiurze nie zostanie ślad. – Nie poszło dobrze? – zasugerowałam.
– Nie.
Odruchowo dłonią powiodła do policzka i już wiedziałam, co się stało.
– Czy ten nowy mężczyzna będzie cię w stanie ochronić?
– Tak myślę. Naprawdę mam już dość tej sytuacji.
Ukryła twarz w dłoniach, pocierając mocno policzki.
– Jeśli coś pójdzie nie tak, daj mi znać, zajmę się tym – obiecałam.
– Niby jak? – spytała zdemotywowanym tonem. – Jak my kobiety możemy się bronić? A ty z nas wszystkich masz takiego męża...
Uśmiechnęłam się nieznacznie.
– Mam nadzieję, że to komplement. – Odrzuciłam włosy na plecy.
Znów się zdenerwowała.
– Nie miałam nic złego na myśli – zastrzegła szybko.
– Jakoś nie wyobrażam sobie, że drżycie o moje bezpieczeństwo – prychnęłam ironicznie. – Bardziej widzę oczami wyobraźni, jak czekacie, żeby epicko podwinęła mi się noga! Sęk w tym droga Antonello – dodałam protekcjonalnie – że nie macie na to ŻADNYCH szans, a bycie w tym obozie skazuje cię na porażkę. Zrobię wszystko, by udowodnić wam, że się mylicie a mój wiek nie gra roli. To całe zamieszanie jest dlatego, że mam osiemnaście lat, prawda?
Przygryzła wargę i dwa razy otworzyła usta, by dopiero za trzecim wypowiedzieć niezwykle ostrożnie kolejne słowa.
– Mężczyzna, który czeka, aż nastolatka dorośnie... różnie to oceniano. Miałaś szesnaście lat, kiedy podpisano kontrakt a on... dwa razy tyle.
Ciekawiło mnie, któż to dostarczył towarzystwu takiej ilości informacji, ale mogła to być tylko jedna osoba – teściowa! Pewnie otworzyła usta do Beatrice, a potem to już była kwestia tego, jak szybko rozchodziły się plotki zazdrosnej kochanki. Na mój gust? Lotem błyskawicy!
– Nie powinnaś wierzyć we wszystko, co usłyszysz od zazdrosnej kochanki.
– Nie mnie oceniać – wzruszyła ramionami. – Mój świętej pamięci mąż miał wnuki w moim wieku, ale jak na sześćdziesięciolatka był w doskonałej formie.
Teraz ja spojrzałam na nią z szokiem. Wydawało mi się, że będę skrajnym przykładem, gdy wychodziłam za mąż za mężczyznę starszego o szesnaście lat, ale ona pobiła mnie wielokrotnie w tym równaniu. Gdzie sześćdziesięciolatek a gdzie osiemnastolatka – przepaść i to na trzy pokolenia! Były momenty, że mi puszczały nerwy, przez to jak traktowali mnie ludzie, z powodu wieku, ona musiała mieć podobne przeżycia.
– Wydaje ci się teraz, że łączy nas więcej niż początkowo przypuszczałaś? – spytała beznamiętnie.
– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Twoja i moja sytuacja są skrajnie inne i nie boję się powiedzieć, że nie zamieniłabym męża na żadnego innego.
– Ja dzięki swojemu dostałam wykształcenie i dobry start na przyszłość, więc nie mogę narzekać. A teraz jest, jak jest. Zdobyłam pozycję i szacunek, a Rada Rodzin docenia moje zaangażowanie. Teraz pojawiłaś się ty i nie minął miesiąc, a wszyscy wiedzieli kim jesteś, jak wyglądasz i do czego jesteś zdolna.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją, bo jej słowa odebrałam jako wyraźny komplement.
– Jednym słowem, dobrze że coś zaczyna się zmieniać.
– Tak! – zgodziła się ochoczo. – Co zamierzasz zrobić z Alicante?
– Dać mu nauczkę – odparłam wymijająco.
– Nie o to pytam.
Rozłożyłam ręce, zamykając się znów za maską bez wyrazu.
– To jedyna odpowiedź, jaką otrzymasz. Czy jest coś, co jeszcze powinnam wiedzieć? Co byłoby przydatne w tej rozgrywce?
Zapatrzyła się na własne dłonie.
– Raz w miesiącu odbierany jest towar, który potem testują w jednym z burdeli należących do Cinnante.
– Skąd to wiesz?
Stukałam nerwowo paznokciem o paznokieć, gdy podniosła na mnie oczy pełne gorzkiego żalu.
– Po pijaku i naćpany czasem coś mu się wymsknie.
– To złe miejsce – wyznała, skubiąc znów skórki. – Dzieją się tam okropne rzeczy – przełknęła ciężko – o których mi opowiadał. To co robią tym kobietom... to okrucieństwo. Widziałam filmik, jak chłoszczą kobietę zakutą w dyby... – Złapała się za żołądek i zasłoniła usta dłonią. – Aż do krwi. To ich podniecało.
Uniosłam dłoń, żeby przestała mówić. Nie potrzebowałam wiedzieć więcej. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam wolno powietrze. Antonella wyszła, zostawiając mnie pogrążoną w myślach o wszystkich usłyszanych rewelacjach. I wtedy w mojej głowie pojawił się plan. Uśmiechnęłam się przebiegle, wiedząc już jak ukarać Alicante.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro