Marianna - part 1
Marianna POV
Drzwi otworzyły się gwałtownie. Facet, który trzymał pistolet obok mojej głowy, poruszył się niespokojnie.
Głupi skurwiel jeszcze mnie zabije przez przypadek, bo trzęsą mu się ręce. Niby pojeby chciały być groźnym gangiem motocyklowy, a nie potrafili zabić kobiety! O gwałcie nie wspomnę. Albo byłam tak nieatrakcyjna, że żadnemu nie stanął, albo wszyscy bali się mojego przyszłego męża.
Naprawdę chciałam solennie wierzyć, że to ta druga opcja. Bycie laską, na której widok, nie staje nawet brodatemu starcowi przed czterdziestką, było żałosne. On z założenia, powinien, ruchać co popadnie z racji kryzysu wieku średniego. Chociaż może dobrze, bycie zgwałconą nie było na liście moich priorytetów na ten tydzień. Ani na kolejny. Ani nigdy!
– Serio? – warknęłam do faceta, odsuwając się nieco – Trzymaj ten pistolet równo, kurwa, bo zastrzelisz mnie przez przypadek!
Spojrzał na mnie, jakby nagle wyrosły mi rogi na głowie. Od samego początku chyba nie zdawali sobie sprawy, kogo porwali. Liczyli na głupiutką nastolatkę, którą stworzyłam na potrzeby szkoły, a dostali megierę nauczoną posługiwania się bronią i nożami. Zanim mnie obezwładnili, zdołałam zranić całkiem porządnie przynajmniej dwóch. Biorąc pod uwagę, że mam osiemnaście lat i jestem kobietą całkiem niezły wynik. W moim dalszym życiu zamierzałam tylko go podnosić. O ile tego doczekam! Ręka z pistoletem przytkniętym do mojej głowy znów się poruszyła.
Jak mnie ten gnój zastrzeli przypadkiem, będę wściekła.
Spojrzałam na mężczyznę, który jako pierwszy przekroczył próg. Książę Piekieł. Wysoki, ciemnowłosy, barczysty. Zawsze z miną, z której niczego nie można było wyczytać. Ludzie robili jeden podstawowy błąd w starciu z Giovanim Vitiellim. Nie patrzyli mu w oczy. A w nich można było znaleźć wszystkie potrzebne emocje i odpowiedzi na to co siedziało w jego głowie. Stąd wiedziałam, że w tej chwili kontrolę na tym co się dzieje, sprawuje ognista piekielna bestia! Żądza krwi i zniszczenia.
– W końcu! – zawołałam śmiało z pretensją – Już myślałam, że będę musiała ich wszystkich zabić sama.
Spojrzenie Giovanniego poszybowało do mnie. Musiał zauważyć bluzkę, której brakowało kilku guzików. Pewnie też widział mój stanik, przykryty tylko cienką koszulką, oraz poplamioną spódnicę. Włosy opadły mi na ramiona już dawno, przed skurwiela, który niemal przeciągnął mnie za nie po podłodze. W rewanżu wbiłam mu palce w najbardziej wrażliwe miejsce na udzie. Zawył, jakbym go co najmniej zarzynała. Upadł na kolana tuż obok. Nim ktokolwiek zareagował, podniosłam się na nogi, wbiłam mu obcas w dłoń, a potem znokautowałam kopiąc w twarz. I tyle z planu ucieczki, bo koleś idący za nami uderzył mnie w twarz, posyłając na podłogę. Tak właśnie dorobiłam się metalowych kajdanek, które spięto mi na rękach nad pośladkami.
Pytanie o zamiary przyszłego męża jednak było zgoła inne: czy jestem wysoko na liście priorytetów, czy po prostu znajdzie sobie inną kandydatkę na żonę jak mnie zabiją? Pewnie mu wciskali nie jedną. I tak cud nad cudami, że będąc w jego wieku nie było żonaty! Moje koleżanki uważały, że facet po trzydziesty piątym roku życia był starcem stojącym nad grobem. A potem wodziły oczami suki w rui za moimi kuzynami.
I najważniejsze: czy byłam na liście posiadanych rzeczy, czy miałam prawo do bycia człowiekiem? W mafii nic nie było biało–czarne. Zwłaszcza dla kobiet!
Byłam nieco zawiedziona, że z nozdrzy przyszłego męża nie wyleciała para jak u wściekłego smoka. I nie ział ogniem! No naprawdę.... Teraz jego legenda upadła! Kiedy patrzyłam, jak podchodzi do nas, ignorując krzyki trzymającego mnie na muszce faceta, mogłeś mieć wrażenie, że sunie w twoją stronę jak nieziemska istota. Oprych przeniósł na niego broń. Niewiele myśląc, ugryzłam go pod kolanem, bo tylko tam byłam w stanie sięgnąć.
Wystrzelił z broni, ogłuszając mnie na chwilę. Zamroczona zamknęłam oczy, osuwając się na podłogę. Silne dłonie podniosły mnie do góry i przytrzymały, gdy ktoś rozpinał kajdanki. Widziałam, jak poruszają się usta Adama, ale nie słyszałam nic. Potrząsnęłam głową. Zatkałam uszy. Objął mnie i przytulił do siebie. Zostałam posadzona na krześle i po paru minutach zaczęłam już rozpoznawać dźwięki.
– Co za kutas! – powiedziałam.
Adam roześmiał się.
– Nie krzycz. – doszły mnie słowa, których niemal musiałam się domyślać. A więc jeszcze nie znajdowałam się na odpowiednim poziomie. Znów przycisnęłam dłonie do uszu i zamknęłam oczy, usiłując się zresetować. Zaczęłam się delikatnie kołysać. Nie, żeby to miało pomóc, ale pod powiekami rozgrywały się wcześniejsze wydarzenia. Musiałam jakoś rozproszyć uwagę. Odliczyłam do dwustu i opuściłam dłonie.
Adam nie odstępował mnie na krok. Zasłaniał mi widok na to co działo się w magazynie.
– W porządku? – spytał, patrząc na mnie z niepokojem.
– Tak.
– Ale naprawdę w porządku? – wskazał na moją bluzkę – Brakuje Ci guzików.
– Ale nadal mam na sobie koszulkę, stanik i nawet majtki. – zażartowałam drżącym głosem.
Ukucnął przede mną, zaglądając głęboko w oczy.
– Czujemy się odrobinkę na krawędzi histerii?
Wzięłam głęboki oddech.
– Ociupinkę. Zaraz mi przejdzie.
Adam wyprostował się. Wstałam, wygładzając spódnicę. Rozejrzałam się, lokalizując przyszłego męża. Stał frontem do klęczących motocyklistów. W dłoni trzymał broń z tłumikiem. Ściągnęłam gumkę z włosów i robiąc z tego przedstawienie, potrząsnęłam ciemną grzywą niczym w reklamie szamponu i przeczesałam je palcami. Zawinęłam na palcach i przerzuciłam na lewe ramię. A wszystko to idąc w jego stronę i stukając szpilkami po betonowej podłodze. Gumkę przesunęłam na nadgarstek jak bransoletkę.
Uważne spojrzenie ciemnych oczu przesunęło się po mojej sylwetce, rejestrując wszystkie szczegóły. Musiałam wyglądać okropnie. Brudna w podartej bluzce. Uniosłam głowę do góry, jak przystało na królową, na którą mnie wychowywano. Kącik ust mu drgnął. Uznanie czy bawiło go moje zachowanie?
– Więc wydawało się wam, że możecie tak po prostu wziąć co moje? – spytał starszego gościa klęczącego jako pierwszy w rzędzie.
Czy to ostrzeżenie, że jestem własnością? Delikatne przypomnienie, kto tu jest szefem i wydaje rozkazy?
– Pies nie weźmie, jak suka nie da! – jego śmiech zamarł, kiedy Giovanni strzelił mu między oczy.
Drgnęłam mimowolnie. Bardziej z powodu wystrzału niż tego, że zabito kogoś na moich oczach. Ludzie naoglądali się filmów i uważali, że wystrzał broń z tłumikiem jest ciuchy. Reality check People! Giovanni musiał mieć w broni amunicję poddźwiękową, ale to nadal jakieś 125–130 decybeli. Niby mniej niż normalne 150–160 bez tłumika, ale nadal głośno. Jak ciężka książka spadająca z wysoka. Nie do przeoczenia.
Splotłam ramiona pod piersiami, oglądając swoje paznokcie, jakby zabicie kogoś nie robiło na mnie wrażenia. Prawda była taka, że gdybym tego nie zrobiła, wszyscy widzieliby, że drżą mi dłonie. Grunt to opanować sztukę stwarzania pozorów. Wydęłam wargi jak naburmuszone dziecko. Uniosłam brew do góry.
– Brakuje Ci paru guzików. – powtórzył słowa Adama.
– Mogły się zgubić, jak mnie napastowali.
Coś mrocznego zapaliło się w jego oczach.
Czy powinnam go prowokować? Właśnie zabił człowieka na moich oczach. A ja nie czułam nawet żalu. Właściwie jedyne co czułam to obojętność. Czy byłam równie pokręcona jak mężczyźni w mojej rodzinie i w rodzinie, do której wejdę? Powinnam płakać, rozpaczać i drzeć się? Zemdleć? Chyba nie miałam tego w zestawie uczyć. Jedyne czego pragnęłam to zemsta.
– Jak daleko się posunęli?
– Posunął. – sprostowałam – Tylko jeden z nich dotknął mnie w seksualny sposób. I nie wiem, czy to dlatego, że nie jestem atrakcyjna, a mówiono mi inaczej. Czy może dlatego, że panowie w stadium kryzysu wieku średniego mają problem z erekcją?
Paplałam bez sensu. Patrzył na mnie spokojnie. W jego oczach nie widziałam zniecierpliwienia, jakie często okazywali mi kuzyni czy ojciec. Czekał aż skończę i zapadnie błoga cisza.
– Pytanie nadal wymaga odpowiedzi.
– Jedyny uszczerbek, którego doznałam to na swojej godności. – odparłam, zagryzając wnętrze policzka, żeby ból mnie nieco otrzeźwił – Poza tym straciłam cztery guziki w ulubionej bluzce.
Jego spokój i opanowanie udzielało się też i mi. Czułam się rozdygotana w środku, ale na zewnątrz utrzymywałam pozory lodowej księżniczki. W końcu miałam być jego idealnym dopełnieniem. Nie mogłam okazywać emocji. Powinnam stać przy jego boku i popierać we wszystkim. Nawet w tych krwawych zapędach.
– Który? – zapytał lodowato.
Powiodłam wzrokiem po wszystkich mężczyznach klęczących przed nami. Zrobiłam kilka kroków i zatrzymałam się przed tym, który rozerwał bluzkę. Podążył za mną.
– On.
Ręka z bronią uniosła się.
– Nie! – zaprotestowałam. Nie przestając mierzyć z broni do gościa, spojrzał na mnie, szukając uzasadnienia dla sprzeciwu. Chyba nie spodziewał się odpowiedzi, która padła sekundy później, opanowanym, wypranym z emocji tonem. – Chcę to zrobić sama.
Błysk w oczach podpowiedział mi, że się wahał, ale nadal był pod wrażeniem, że po pierwsze sprzeciwiłam mu się. I to publicznie, przy ludziach jego i kuzyna. A po drugie zaskoczyły go moje słowa, że chcę odebrać komuś życie.
Wyciągnęłam dłoń po broń. Wszystkie spojrzenia w magazynie były skierowane na nas. Nawet niestety te, które powinny pilnować więźniów. Dopiero zaglądając mu oczy, zorientowałam się co nieświadomie zrobiłam. Rzuciłam mu wyzwanie. Zamiast jednak przepraszać, wyprostowałam się, czekając na jego reakcje.
Odwrócił broń lufą do siebie i włożył mi w dłoń. Bardzo niebezpieczny ruch. Gdybym chciała go zabić, właśnie stworzyłby mi Idealną okazję. Przynajmniej dla postronnych. Od Patricka wiedziałam, że każda warstwa tego garnituru to w rzeczywistości niezwykle zaawansowana kamizelka kuloodporna. Kevlar i włókna węglowe. Sprawiłabym by mu co najwyżej siniaka. Dodatkowo tłumik zmniejszał impakt uderzenia.
Przerzuciłam włosy do tyłu. Spojrzałam na faceta, który niemal mnie zgwałcił. Nie miał już na twarzy tego szyderczego uśmieszku. Gdzieś znikła cała jego poprzednia pewność siebie. Prychnął niedowierzająco, że będę w stanie oddać strzał. Czekała go przykra niespodzianka. Adam stojący niedaleko miał na twarzy wymalowaną swego rodzaju dumę. W końcu on i Darius spędzili ze mną na strzelnicy długie godziny, ucząc mnie posługiwać się wszelaką bronią.
– Zabij mnie kurwa, żebym nie musiał się wykrwawiać godzinami. – warknął lekceważąco do Giovanniego.
– Właściwie to całkiem świetny pomysł. – odparłam opanowanym tonem, na który facet otworzył oczy w zdumieniu – Dziękuję. Chciałam Ci wpakować kulkę w głowę, ale zmieniłam zdanie.
Obniżyłam dłoń, celując w brzuch. Oddałam trzy bardzo precyzyjne strzały. Trudno byłoby o jakiekolwiek inne. Każdy z nich sprawiał, że zadrżała mi dłoń przy odrzucie. Facet wrzeszczał jak opętany. Ale fakt faktem, wybrałam najbardziej bolesne miejsca zgodnie z poradnikiem anatomicznym i wskazówkami człowieka z FSB, który mnie szkolił w technikach walki wręcz. Czwarty pocisk trafił bezbłędnie w kawałek mięsa, który udawał jego męskość. Facet zawył i zwinął się w kłębek.
Ciekawe co bolało bardziej?
Oddałam broń Giovanniemu z postanowieniem dumnego wymaszerowania z pomieszczenia. Zerknęłam na swoje buty. Kilka drobnych czerwonych kropel krwi znaczyło lakierowaną beżową skórę.
– Kurwa mać! – wrzasnęłam, tupiąc nogą – To moje ulubione szpilki!
Odwróciłam się, słysząc radosny śmiech. Przechyliłam głowę, patrząc na kuzyna rechoczącego po drugiej stronie klęczących na ziemi mężczyzn. Giovanni rozmawiał ze swoim pierwszym przybocznym Savio. Zrobiłam parę kroków i na moich ramionach pojawił się czarny wełniany płaszcz. Zapach należał tylko do jednego mężczyzny. Zebrałam poły, otulając się ciepłym materiałem.
– Dziękuję.
– Kupię Ci nowe szpilki. – obiecał szeptem, prowadząc w kierunku samochodu.
– Te lubię szczególnie.
– Dlaczego?
– Kupiłam je na nasze przyjęcie zaręczynowe. – przyznałam cicho.
Otworzył mi drzwi do auta i zaprosił gestem. Wsunęłam się na siedzenie. Obszedł auto i usiadł za kierownicą. Uruchomił silnik i wrzucił bieg.
– Nie będziemy czekać na innych? – wykręciłam głowę, chcąc zobaczyć, co się dzieje.
– Od tego jest Savio. Wystarczy Ci wrażeń jak na jeden dzień.
– Tak, ale....
Zerknął na mnie przelotnie z delikatnym uśmiechem.
– Boisz się ze mną zostać sam na sam?
Zmarszczyłam brwi.
– Nie.
– Dobrze. Opowiedz mi, co się stało.
Zmarszczka na moim czole się powiększyła.
– Czy zabrałeś mnie, żeby mnie przesłuchać...?
– Zabrałem Cię, bo miałem ochotę. Należysz do mnie.
– Jeszcze nie. – zaprzeczyłam – Nadal chroni mnie rodzina Alvarez–Talavera.
Zatrzymaliśmy się pod światłami. Spięłam się pod jego uważnym spojrzeniem.
– Nosisz mój pierścionek. Od momentu, kiedy znalazł się na twoim palcu, pozwalam – podkreślił to słowo, a ja mimowolnie spojrzałam na pierścionek – rodzinie Alvarez–Talavera chronić cię do czasu, kiedy zostaniesz moją żoną.
Uniosłam dłoń do góry. Miałam niemiłe podejrzenie powodu, z jakiego tak szybko dało się mnie odnaleźć po porwaniu.
– Czy to GPS?
– To przede wszystkim pierścionek. – odparł spokojnie. Tesla miała wbijające w siedzenie przyśpieszenie. Zręcznie zmienił pas na skrajny lewy.
– Czy jestem na smyczy?
Byłam na smyczy od szesnastego roku życia.
– Jesteś bezpieczna i dokładnie tylko w taki sposób o tym myśl.
Dobrze, że nie widział, jak trzęsą mi się teraz dłonie. Poprawiłam płaszcz na ramionach. Przełknęłam ciężko. Powoli zaczynał do mnie docierać realizm sytuacji. Także to, co mogło się stać, gdyby nie zjawili się tak szybko. Czy byłam teraz ruchomym celem?
– Masz jakiś konflikt z lokalnym MC?
– Do tej pory nie.
– To, po co mnie porwali?
– Jeszcze tego nie wiem, ale zakładam, że Patrick i Adam przywiozą odpowiedź na nurtujące cię pytanie.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy zadać kolejne pytanie, ale raz kozie śmierć.
– Czy jestem teraz ruchomym celem?
– Nie.
Prychnęłam.
– To grube kłamstwo! – zaprzeczyłam drwiąco – Oczywiście, że jestem. – znów popatrzyłam na pierścionek – Czy ten GPS da się umieścić pod skórą?
Milczał aż do kolejnych świateł. Spojrzał na mnie spokojnie.
– A chciałabyś jeden?
– I parę dla naszych potencjalnych dzieci. Tak, żeby nikt o tym nie wiedział? – uniósł brew do góry jakby niedowierzając mi – Naprawdę uważasz, że chciałabym być torturowana, bita i zgwałcona? Bycie bezpieczną jest dla mnie ważniejsze. Chicago nie wydaje mi się tak zachęcające po ostatnich kilkunastu godzinach.
Nie wydawał się przekonany, ale też nie protestował.
– Kiedy?
– ASAP. – objęłam się ramionami. Palce nadal mi drżały.
– Jesteś już bezpieczna.
– Już nigdy nie będę. – przyznałam cicho.
– Nie wierzysz, że jestem w stanie cię obronić?
Palce zacisnęły się na płaszczu. A kto obroni mnie przed tobą? Zostało niewypowiedziane i zawisło między nami w chwilowym złowrogim milczeniu.
– Wierzę, że zrobisz wszystko, żeby tak było – potwierdziłam, chcąc wierzyć, że to prawda – jednak po świecie chodzi tak wielu pojebów, że strach się bać. A ja za parę dni stanę się dla nich celem numer jeden.
– Po tym co widziałem dzisiaj, dasz sobie radę idealnie.
– Nie masz pojęcia, ile mnie to kosztuje. – wyszeptałam.
– Jeśli musisz się wypłakać, zrób to teraz. – poradził łagodnie – Do mnie należy każda twoja słabość. I nikt inny, nigdy nie będzie jej oglądał! – zapewnił arogancko. Sięgnął po moją lewą rękę i położył na swoim udzie. Napięcie stopniowo opadało ze mnie, wraz z odległością jak oddalaliśmy magazynu. Łzy zakłuły mnie pod powiekami. – Co się stało Marianno?
Pierwszą łzę otarłam niecierpliwie z prawego policzka, żeby jej nie widział.
– Testujesz kiedy się załamię?
– Nie, muszę wiedzieć, jak daleko mogę się posunąć w twojej obecności.
– Przygotowali mnie do roli. Nie musisz się martwić, że mnie zemdli na widok krwi, noża czy rozbryzganego mózgu. Za pierwszy razem wymiotowałam. Z każdym kolejnym.... – zawahałam się – było lepiej. Uodparniałam się.
Zmarszczył brwi. Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
– Oni? – dociekał.
– Ojciec i jego ludzie. Adam był wściekły, jak się dowiedział. Ojciec miał to w dupie. – westchnęłam, przypominając sobie wrzaski i awantury – Patrick dostał furii. Wrzeszczał na mojego ojca dość długo. Ale i tak już było za późno. Dzieciństwo się skończyło.
Uścisnął moją dłoń.
– Ile miałaś lat?
– Prawie piętnaście.
– Kurwa! – wycedził przez zęby.
– Ojciec uznał, że skoro jestem w stanie znieść widok własnej krwi na tamponach czy podpaskach to dam radę i z tym. Powinnam się chyba cieszyć, że nie zaczęłam miesiączkować wcześniej, jak to miało miejsce w przypadku moich koleżanek. – rozglądałam się chciwie po okolicy, w której się znaleźliśmy – Gdzie mnie zabierasz?
– Mamy trochę czasu do kolacji. Patrick, Savio i reszta też nie wrócą w najbliższym czasie.
– A co z Paolo i Carlo?
– Paolo się wyliże. Carlo nie miał tyle szczęścia.
Jedyną winą Carlo było to, że musiał mnie chronić! Tak samo Paolo. Z gardła wyrwał mi się nieokreślony dźwięk. Wbiłam paznokcie w jego udo jak szpony. Zaczynało mi brakować powietrza. Chciałam uchylić okno, ale za bardzo drżały mi palce. Nie mogłam trafić w przycisk.
– Zatrzymaj się. – zwróciłam na niego błagalne spojrzenie.
Zjechał do zatoczki serwisowej. Czym prędzej wysiadłam niezgrabnie. Płaszcz spadł mi z ramion i został na siedzeniu. Przywarłam plecami do chłodnego metalu boku samochodu. Zawartość żołądka podjechała do góry niebezpiecznie, paląc przełyk kwasem. Oparłam się o barierkę, łapiąc oddechy. Było zimno, ale nie czuła ukłuć temperatury na skórze. Obserwowałam parę własnego oddechu.
Wdech. Wydech. Biały obłoczek. Opuszczający moje usta. Czy tak właśnie ucieka dusza na końcu? Czy to opisywali wielcy pisarze?
Nie obeszło mnie to, że zabiłam człowieka, ale najbardziej ruszyło mnie, że Carlo zginął pierwszego dnia na posterunku. I tylko i wyłącznie dlatego, że jego jedynym obowiązkiem było chronienie mnie.
Miałam chaos w głowie! Dostrzegłam buty Giovanniego.
– Daj mi chwilę, zaraz się zbiorę.... – zacisnęłam konwulsyjnie powieki, ale osiągnęłam tylko tyle, że widziałam nad sobą zboczeńca, który mnie napastował. Giovanni wyprostował mnie. Trzymał płaszcz gotowy do nałożenia.
– Przeziębisz się i będziesz mieć czerwony nos na ślubie.
Pokiwałam głową, wkładając dłonie w rękawy. Owinęłam się szczelnie. Silne ramiona oplotły mnie razem z płaszczem. Przylgnęłam skronią do policzka pokrytego kilkudniowym zarostem. Ogarnęło mnie ciepło.
– Carlo miał taką pracę. Wiedział, jakie jest ryzyko, kiedy chroni się królową. – wyszeptał mi do ucha.
– Przepraszam.
– Nic co się stało, nie jest twoją winą.
– Nie żałuję, że zabiłam tego gościa. Żałuję, że Carlo zginął tylko dlatego, że istnieję?
Odwrócił mnie do siebie. Wciąż obejmował ramieniem w talii, przyciskając mocno do własnego ciała. Wolną ręką objął policzek i spotkaliśmy się wzrokiem. W ciemnych tęczówkach nadal paliło się coś mi nieznanego. Ślad po bestii. Nie tak łatwo pozbyć się adrenaliny.
– Nigdy mnie nie okłamuj. – zażądał.
– Nie zamierzam. – szukał czegoś w moich oczach – Przygotowali mnie. – uspokajałam – Nie martw się.
– Jak bardzo mógłbym doceniać ten fakt, obawiam się, że wolałbym cię w naturalnym wydaniu, a nie „ukształtowaną" na moje potrzeby.
– Może nie musieli za bardzo się starać? – ależ ten facet miał piękne usta! – Wolałbyś, żebym histeryzowała i przyniosła wstyd tobie i swojej rodzinie?
– W okazywaniu emocji nie ma nic wstydliwego.
Prychnęłam jak kotka.
– Zwłaszcza u mężczyzn w mafii. – drażniłam się z nim
– Mogę być głową rodziny, ale ze swoją żoną, za drzwiami z dala od ciekawskich oczu, nie będę tą samą osobą, którą widziałaś w magazynie.
– Jesteśmy na autostradzie. – przypomniałam, unosząc brew – Więc na widoku.
– Nadal anonimowi w tłumie. Będziesz moją żoną, chcę wiedzieć, co siedzi w twojej głowie. Jak bardzo podoba mi się ta enigmatyczna lodowa księżniczka – pogłaskał mnie kciukiem po policzku – nie chcę, żebyś się zmieniła w socjopatkę pokroju Carlotty.
Wpatrywaliśmy się w siebie.
– W magazynie był Król Piekieł. – szepnęłam – Uwolniona bestia pragnąca krwi i zniszczenia.
– Przeraża cię to?
– Fascynuje!
Zaśmiał się cicho. Powiedziałabym nawet, że uwodzicielsko.
– Zabijanie? Żądza władzy?
– Nie. – zaprzeczyłam – Ty. To jak się poruszasz, to jaki jesteś! Władza, która z ciebie emanuje. Chociaż byłam zawiedziona, że piekielne opary siarki nie unosiły się za tobą. – zachichotałam nerwowo – O zianiu ogniem jak smok nie wspomnę.
Zauważyłam szeroki uśmiech na jego twarzy, który zdjął z niego z piętnaście lat doświadczenia życiowego. Stał się młodszy. Bardziej dostępny. Pocałował mnie w skroń.
– Ależ masz wyobraźnię! – znów się zaśmiał – Przysięgam, że to nigdy nie będzie wymierzone w ciebie.
– Nie jestem wrogiem, czemu miałoby być?
Wpatrywał się we mnie z błyskiem radości w oczach. Gdybym nie była uważna, nie widziałabym tych wszystkich emocji w nich wrażanych.
– Zaimponowałaś moim ludziom. – przyznał.
– Czym? Że dałam się porwać już w czasie pierwszych dwudziestu czterech godzin od przylotu do Chicago??
– Wszystkie kobiety, może poza dwoma byłyby w skrajnej histerii. Zapłakane, drżące. Ale ty.... Ty mając przystawioną broń do głowy, miałaś pretensję, że tak długo zajęło nam pojawienie się tam.
– Sama usiłowałabym się wydostać, ale nie znam tego miasta. – odparłam śmiało – Gdzie miałabym iść? Przecież nie na policję.
– Kto cię nauczył posługiwać się bronią?
To nie była żadna tajemnica.
– Adam i Darius.
– A nożem?
– Marco i Patrick. Znasz lepszy?
– Nie. Muszę im podziękować.
Wzruszyłam ramionami.
– Robili tylko to, co ojciec im kazał.
– Dzięki temu zaimponowałaś moim ludziom.
– Chcę, żeby szanowali mnie nie tylko dlatego, że jestem twoją żoną.
Uśmiechnął się.
– Udało ci się w niecałe dwadzieścia cztery godziny. – pogłaskał mnie po policzku wierzchem dłoni – Wieść o tym co zrobiłaś, rozejdzie się bardzo szybko.
– Byle nie taka, że ci się stawiam. – zaśmiałam się nerwowo.
– Jestem pewny, że świadomie czy nie właśnie podbiłaś ich serca.
– Twoje też?
Musnął moje wargi swoimi.
– Moje masz w swoich rączkach już od jakiegoś czasu, księżniczko.
Zadrżałam lekko.
– Wracajmy. – zaproponował.
– Nie jest mi zimno.
– Ale mi za bardzo podoba się trzymanie cię w ramionach.
Puścił mnie. Otworzył mi drzwi i poczekał, aż wsiądę, zamykając je cicho za mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro