Epilog
Wszystkiego dobrego z okazji dnia kobiet 🖤
Marianna
Otrzepałam płaszcz z płatków śniegu zaraz po wejściu do niewielkiej kawiarni. Prawa ręka szefa stanęła przede mną, tarasując przejście. Zrzuciłam okrycie, odsłaniając dopasowaną wełnianą sukienkę, która nie pozwoliłaby mi ukryć żadnej broni. Zezwoliłabym mu nawet się obszukać, ale nim to rozkazał, doszedł nas ochrypły głos.
– Nie trzeba.
Posłałam wielkiemu bykowi spojrzenie sugerujące, że z tej potyczki wychodzę zwycięsko i czekałam, aż zejdzie mi z drogi, bo nie zamierzałam go omijać. To ja byłam Królową Chicago a on na gościnnych występach, daleko od domu. Patrzyłam mu prosto w oczy do sekundy, aż odsunął się na bok, pozwalając mi przejść.
– Dziękuję – rzuciłam bezczelnie.
Usiadłam elegancko na małym fotelu, który okazał się nie być zbyt miękkim, ale co tam, to spotkanie tak nie może potrwać dłużej niż piętnaście minut.
– Po co ta tajemnica?
– Zaraz ci powiem.
Mój rozmówca rozsiadł się wygodnie na krześle i zachęcił gestem do rozmowy. Spojrzałam na ogromnego ochroniarza, któremu normalnie zeszłabym z drogi, ale nie dzisiaj. Zatrzepotałam rzęsami, uśmiechając się słodko.
– Podałbyś mi tę wystającą teczkę?
Ani myślał. Uniósł arogancko brew, ale na niewielki gest swojego szefa z wyraźną niechęcią na twarzy cofnął się do wejścia.
– Twój mąż...
– Nie! – przerwałam natychmiast. – Mój mąż nie ma z tym nic wspólnego.
Na twarzy siedzącego naprzeciwko mężczyzny pojawiło się zaskoczenie, a potem wątły uśmiech.
– Samowola? – Jego głos był pełen ciekawości, zaprawionej podziwem.
– Wiesz, kiedy weszłam do tej rodziny, sześć lat temu powstało w Chicago pewne miejsce, które ja nazywam sanktuarium i pierwszy raz Rada Rodzin sądziła członka organizacji za gwałt na kochance i pobicie żony.
Uniósł brwi do góry, bo najwidoczniej nie miał o tym pojęcia. Odebrałam od ochroniarza teczkę.
– Co prawda skazali go za coś innego – przyznałam, niechętnie wracając do epizodu z Antonellą. – Ale nie da się wszystkiego osiągnąć za jednym posiedzeniem. Powiedzmy, że dzisiaj jesteśmy w zupełnie innym miejscu i takie „praktyki" ukrócam w zarodku.
– Mąż ci na to pozwala?
– Sfinansował mnie – przyznałam z dumą – ale my dzisiaj nie o tym. Dzisiaj znów muszę stanąć w czyjejś obronie, bo mężczyźni są opieszali!
Rozłożył ręce w geście bezradności.
– Więc w czym ci mogę pomóc?
Złączyłam dłonie na teczce leżącej na moich kolanach, starając się z całych sił przezwyciężyć chęć skubania skórek i nerwowego ich obgryzania.
– Zanim zacznę, chcę podkreślić, że to nie ma nic wspólnego z organizacją mojego męża i w przypadku, gdyby się wydało, ja i tylko ja mogę być pociągnięta do odpowiedzialności.
Skinął mi głową, że się zgadza. Podałam mu folder i czekałam na reakcję. Zamiast zdziwienia dostrzegłam tylko bierną akcentację i swego rodzaju... żal? Zupełnie nie szokowały go kolorowe odbitki obrażeń kobiety. Wpatrywał się w nie bez słowa, aż do tarł do ostatniego. Jego ochroniarz przyzwany gestem stanął za nim, ale jedynym co zobaczyłam to zaciskająca się szczękę i pięści.
Wtedy też zrozumiałam, to czego mąż mi nigdy nie powiedział. Obaj wiedzieli!
– Więc czego chcesz Marianno?
Moje imię w jego ustach brzmiało obco.
– Chcę cię zapytać, jak to się mogło stać?!
– Tego niestety nie mogę ci wyjaśnić.
Teczka została rzucona na stolik między nami.
– Chcę sprawiedliwości.
– Twój mąż i kuzyn już nad tym pracują.
– Nie! – zaprzeczyłam z mocą. – Nic z tego, tak szybko to nie pójdzie. Chcę sprawiedliwości, chcę go widzieć na kolanach broczącego krwią z takimi samymi obrażeniami! A tymczasem muszę patrzeć na tego skurwysyna i jeszcze się do niego uśmiechać.
– Wyobrażaj sobie, jak go obdzierasz ze skóry.
Wzięłam oddech, żeby się na niego nie rzucić z pięściami. Przymrużyłam oczy.
– Nie chcę sobie tego wyobrażać, chcę to dostać! I ty też, bo to również leży w twoim interesie, ponieważ z tego co wiem, ona nie wie o twoim udziale w tym całym piekle, prawda? – Nieznacznie drgnęła mu powieka. – A czy twoja żona wie, jak do tego doszło?
– Czy ty mnie szantażujesz?
– Nie! – wstałam, poprawiając sukienkę. – Daję ci możliwość odkupienia win!
Czekałam, wpatrując się w niego z góry, co zupełnie nie sprawiało, żeby czuł się nieswojo.
– To będzie wymagało, abym znał poczynania wszystkich trzech organizacji.
Prychnęłam, patrząc na niego z niezadowoleniem. Miałam ochotę tupnąć nogą.
– Nie udawaj, że z nimi już nie współpracujesz!
– Myślisz, że pozwolę się wrobić w coś takiego, ot tak po prostu, bo ty ego chcesz?
– Szefie – wtrącił się ochroniarz, ale został uciszony gestem.
Podeszłam do wieszaka, żeby ubrać płaszcz.
– Świetnie! Umówię się na kawę z twoją żoną! Jestem pewna, że zainteresują ją pikantne szczegóły, które zapewne pominąłeś „dla jej dobra".
– Marianna! – zawołał za mną. Zatrzymałam się z ręką na klamce. – Dam ci znać, jaka będzie moja cena udziału w tym spisku.
Skinęłam sztywno głową, a na uśmiech satysfakcji pozwoliłam sobie, dopiero odbierając kawę dla mnie i Paolo. To co przydarzyło się Sofii, na zawsze zostanie jako blizny na ciele i powracające do umysłu traumy. Ale najbardziej martwił złamany duch, jaki u niej dostrzegłam w czasie afery z aresztowaniami. W jednej chwili z pewnej siebie osoby zmieniła się we wrak człowieka.
Żadnej kobiecie nigdy nie powinno się nic takiego przydarzyć a Ethan Ramirez musi zapłacić za swoje grzechy przeciwko ludzkości. Sofia stanowiła teraz część mojej rodziny. I jeśli mój mąż i Patrick nie robią postępów, to ja biorę sprawy w swoje ręce!
Marianna Vitielli przeciwko Ethan Ramirez.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro