Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Mamy wspaniałą nowinę!"

Musisz trzymać się z daleka od podejrzanych osób, musisz trzymać się z daleka od podejrzanych osób, musisz trzymać się z daleka od podejrzanych osób.

Te słowa ciągle chodziły po mojej głowie. Jakich osób? Podejrzanych? Muszę? Na te i inne pytania chyba odpowiedzi w mojej głowie nie znajdę.

- Jake? - zapytałam trochę niepewnie.

- Co? - zapytał zbyt trochę ostro, ale od razu na mnie spojrzał i posłał przepraszające spojrzenie. Raz kozie śmierć.

- Dlaczego mam się trzymać z daleka od podejrzanych osób? Jakie to "podejrzane" osoby? - przemówiłam na jednym wdechu.

- Takie, które się na ciebie gapią bez powodu, takie które często wychodzą do toalety i takie które często sprawdzają coś na telefonie

- A czemu często wychodzą do toalety? - zapytałam nie wiedząc o co chodzi.

- Och, Scarlett. Są dwie opcje. Albo przez to że musi pogadać z szefem na osobności. Lub... - i ty się zaciął.

- Lub...?

- Lub takie które mają rozwolnienie - tym mnie rozwalił. Wybuchnęłam śmiechem.

Skończyło się tak że opowiadaliśmy sobię kawały. Pod domem musieliśmy zaczekać aż przestaną nas boleć brzuchy od śmiechu.

- Wróciłam! - krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę osób w pomieszczeniu które częściowo było widać od wejścia domu. Otóż salon. W salonie był tata, mama i ciotka Sarah. Odwrócili do naszej dwójki wzrok i od razu spoważnieli.

Już się boję!

- Scarlett! Jake! Usiądzie! - nakazały nam rodzicielki.

- O co chodzi? - spytałam zaniepokojona ich nie codziennym zachowaniem i zirytowana, bo przedłużają i zostawiają nas w niepewności.

- Mamy wspaniałą nowinę! - pisnęła ciotka Sarah, od razy na mojej i matki twarzy zagościł uśmiech, lecz nie na twarzy Jake'a. Był smutny. Coś wie? Nic mi nie powiedział? Jest to coś strasznego? Okropnego? Smutnego? Sądząc po jego minie to tak - Przeprowadzamy się! - od razu uśmiech znikł mojej twarzy. Co?! On nie może mnie opuścić! Nie teraz! Nigdy! - Do Los Angeles! - znów pisnęła co zaczynało mnie denerwować przez rozdarte bębenki. Tylko jedno ciśnie mi się na usta. Po co? Nie dobrze im tu? Nie chcą zostać? Z mamą? Z tatą? Ze mną? Nie tylko te pytania nie dają mi spokoju. Czemu nie zawołali tylko Jake'a? Przecież to nie moja sprawa. Oni coś widzą? O. Mój. Boże. Nie mogą nic wiedzieć. My nie możemy! To niedopuszczalne! A jednak dalej w to brniemy! A jednak dalej się spotykamy, całujemy, kontaktujemy i chodzimy! A oni nic nie powiedzieli ciotce. Ona by się wściekła! Nie darowała by tego! Zaczęła by krzyczeć "Ona zmarnuje ci życie!", "Nie jest ciebie warta!", "Są lepsze!" i tak dalej. Tak. Ciotka mnie nie lubi. Myśli że jestem rozpieszczoną gowniarą w ciąży. Przykre, ale prawdziwe.

Czemu on nic mi nie powiedział o wyjedzie?

***

- Spakowany? - spytałam Jake'a gdy stałam w progu jego pokoju. No... byłego pokoju. Patrzyłam na niego z litością. Rozmawiałam z nim o tym aby mnie nie zostawiał. Kto będzie się o mnie troszczył tak jak Jake? Kto będzie mnie pilnował, abym nie piła, paliła? Kto zastąpi mi Jake'a?

Nikt.

- Myślę że... - rozglądał się - ... tak.

- Proszę - powiedziałam do niego błagalnie.

- Nie mogę zostawić Sarah - próbował się tłumaczyć.

- Dobrze, ale... Nie zapomnij o mnie

- Nigdy!

Podszedł do mnie i czułe pocałował. Pocałunek nie był nachalny ani brutalny. Był spokojny. Wkładałam w niego wszystkie uczucia jakie do niego darzyłam.

- Jake! - zawołała ciotka z dołu gdzie czekali na nas moi rodzice wraz z Sarah.

- Wszystko masz? - Spytała zestresowana jak i zniecierpliwiona na raz ciotka stojąca przed drzwiami. Zastanawiam się dlaczego oni zamieszkali tutaj. Nie mogli od razu przeprowadzić się do tego przeklętego Los Angeles. Mama mówiła mi że są tu tylko tymczasowo. Mówiła też że zostaną tu na kilka miesięcy zanim zdecydują się na wyprowadzkę.

Moje rozmyślania przerwała typowa rzecz podczas ciąży. Otóż mdłości. Pobiegłam szybko do łazienki. Uklękłam przed toaletą, a już po chwili opróżniłam cały mój żołądek. Podniosłam się aby umyć zęby, po wykonanej czynności poszłam do salonu w nadzieje że jeszcze nie pojechali. I się nie myliłam. Siedzieli w salonie, a walizki były przy ścianie obok fotela. Nie pojechali. Na luzie piją sobię herbatę i rozmawiają.

- Jadą jutro przez złą pogodę - wytłumaczyła mi mama. Postanowiłam że nie ma co tak siedzieć z nimi, biorąc też pod uwagę że jestem zmęczona. Poszłam do łazienki nalać wody do wanny.

Woda się nadal leje a ja stoję w czerwonej bieliźnie i zapalam świeczki, aby nie kąpać się w zupełnej ciemności, gdyż jest chwilowy brak prądu. Gdy skończyłam, wody w przestronnej wannie było ciut więcej niż połowa. Jako że miałam jeszcze sporo czasu do napełnienia całej wanny poszłam do pokoju po telefon. Po przeglądałam portale społecznościowe, a co kilka zdjęć widziałam płaski brzuch ładnych dziewczyn. Stanęłam przed lustrem bokiem, aby zobaczyć jaki jest mój brzuch. Bardzo mocno wystawał. No w końcu to siódmy miesiąc ciąży, a do tego trojaczki.

Gdy wanna była wypełniona weszłam do niej uprzednio ściągając bieliznę i rzucając ją do kosza na brudną bieliznę i ubrania. Gdy całe ciało umyłam żelem o zapachu czekolady do ciała, na włosy nałożyłam maskę o zapachu kokosów.

Mieszanka wybuchowa zapachów.

Podczas gdy maskę na włosy powinnam trzymać około 15 minut to podczas tego na 10 minut nałożyłam maseczkę na twarz.

Zmyłam maskę, ściągnęłam maseczkę a następnie wyszłam z wanny. Wytarłam ciało w puchaty ręcznik koloru błękitnego. Owinęłam się nim a w międzyczasie umyłam zęby pastą z węglem aktywnym. Ubrałam się w piżamę w kolorowe wzorki. Tak! Mam 18 lat. Piżama składa się z luźnych spodenek i jeszcze bardziej luźniejszej koszulki. Ręcznik powiesiłam na grzejniku aby się wysuszył. Wyszłam z łazienki do pokoju i położyłam się na łóżku, aby już po chwili odejść do krainy Morfeusza...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro