Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Gdzie jedziemy?"

Siódmy miesiąc ciąży. Dwa miesiące do końca mojej męczarni. Brzuch jest wielki jak kilka piłek. Nie mogę uwierzyć w to, że w wieku 18 lat zostanę matką. Jestem już po USG pewna w 100%, że jest to dziewczynka i dwóch chłopców. Jeden będzie miał na imię Olivier. Nad dziewczynką zastanawiałam się i myślę nad imiennie Sophia. Nad chłopczykiem się nie zastanawiałam. Myślę, że będzie miał imię po moim zmarłym dziadku Williamie. Wszystko okaże się kiedy przyjdzie na to czas. Ja i chłopak, który bardzo mąci mi w głowie i daje sprzeczne sygnały do tego co mówią o nim ludzie, jest opiekuńczy, nawet bardzo. Mówił mi, że czasami o późnej godzinie nocnej przychodzi do mnie do pokoju sprawdzić czy nic mi nie jest i czy się nie udusiłam pod kocem. Mama codziennie robi mi zdjęcia i wstawia je do albumu. Zaczęła je robić odkąd jestem w ciąży. Jedno zdjęcie przedstawia kiedy ja i Jake jesteśmy w kuchni i się całujemy. Było to przed kolacja z rodziną Niall'a.

Zdjęcia przedstawiają mnie jak myje zęby, leżę w łóżku, śpię, jem, pije, czytam lub nawet jak stoję w kuchni i przyrządzam kolacje dla siebie. Rodzina nie pozwoli mi zrobić na przykład obiadu przez mój stan. Myślą, że jak kobieta jest w ciąży to przez te dziewięć miesięcy leży i odpoczywa. Może i podczas ciąży trzeba uważać, ale niech nie traktują mnie jak jakiegoś inwalidę.

Aktualnie obok mnie leży śpiący ciemnooki, który podczas snu ma lekko uchylone usta. Mam idealny widok na jego piękna twarz. Od gęstych i miękkich włosów, po piękne oczka i nos, aż do rozszczepionego podbródka. Gdy śpi czasami mruczy pod nosem niezrozumiałe rzeczy. Kiedy  zaczyna mrużyć oczy, przestaję na chwile poruszać kciukiem na jego dłoni. Otwiera oczy, ale od razu je zamyka. Próbuje przystosować je do światła jakie panuje w pokoju, a gdy już mu się to udaje, spogląda na mnie.

- Dzień dobry - witam się, a on uśmiecha się i przeciera oczy wierzchem dłoni.

- Która godzina? - pyta zachrypiałym głosem. Uwielbiam patrzeć gdy ludzie śpią. Może to dziwne, ale nie mogę przestać patrzeć na nich. Gdy dzieci się urodzą, ja będę w nie zapatrzona jak w obrazek. Jak będziesz spać, ja będę nad nimi czuwać. Gdy będą już duże, ja będę im pomagać w wielkim świecie i jak sobie w nim radzić. Od małego będę im mówiła czego nie robić, a co robić. Nie będę nic nakazywała, co nie pasuje do płci lub wieku. Będę im wpajała, że używki nie są odpowiednie. Każdy będzie miał okazję by je zażyć. Nie każdy skorzysta.

Używki psują zdrowie. Przez nie tracimy pieniądze. Przez nie tracimy rodzinę, zaufanie bliskich nam osób.

- Halo, ziemia do Scarlett - rozmyślenia przerywa mi już nie zachrypnięty głos Jake'a.

- Tak, tak. Co się stało? O co pytałeś? - podnoszę się z łóżka i sprawdzam godzinę. - Godzina to 9:37 - oznajmiam, spoglądając na zegarek na rękę, który czeka na moim łóżku na to, aby go założyć.

- Jak się czujesz? Jesteś głodna? Masz nudności? Chcesz wymiotować? Nie boli Cię nic? - wyrzuca ze swoich ust pytania z prędkością karabinu maszynowego.

***

- Scarlett - usłyszałam głos chłopaka który wtargnął do mojego pokoju bez pukania.

- Co to za wielką nowina że bez pukania wparowujesz do mojego królestwa? - spytałam odwracając głowę w stronę bruneta który akurat zamyka drzwi. Spojrzał na mnie tymi swoimi aż czarnymi oczkami. Zrobiło mi się aż gorąco.

- Oj przepraszam. W czym przeszkodziłem? - spytał stanowczy głosem, i podszedł do mnie wolnym krokiem wypadające we mnie dziurę tym wzrokiem zwierzęcia. Kiedy był już blisko mnie klęknął przed łóżkiem. Podwinął moja koszulkę i ucałował mój brzuch.

- Mam dla ciebie niespodziankę - zaczął sunąć swoimi ustami po moim ciążawym brzuszku.

- Jaką? - spytałam. Gdy poczułam na swoim pępka czuły pocałunek zrobiony przez Jonesa. Jake ma na nazwisko Janes. Dowiedziałam się gdy on spał. Chciałam zobaczyć kiedy ma urodziny. Na dowodzie dowiedziałam się że ma na nazwisko Jones, a urodziny 24 grudnia. Jako że jest połowa października mam jeszcze dwa miesiące do jego urodzin. Dziewiętnastych urodzin. Jest ode mnie starszy o nie cały rok. Ja 18 marca miałam osiemnastkę, a kwietnia już zaszłam w ciążę.

Jake połorzył się obok mnie a ja natychmiast przesunęła się do jego nie przesadnie zarysowane klatki piersiowej. Brunet był bardzo wysportowaną osoba.

Ja też taka byłam gdy nie byłam w ciąży.

Miał on bardzo mocno zarysowane mięśnie. Był strasznie przystojny.

- Bądź gotowa na 19. Ubierz się luźnie - po tych słowach opuścił mój pokój.

Cała zszokowana wpatrywałam się w drzwi za którymi zniknął ciemnooki.
Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę. Nie. Na pewno nie, prawda?

Jest 17. Mam jeszcze czas. Postanowiłam że zrobię sobię odprężającą kąpiel. Nie ominęło mnie wymiotowanie. Ta ciąża mnie wymęczy. Po kąpieli która trwała 30 minut weszłam na internet i zobaczyłam jaki make-up pasuje na "randkę". Wydaje mi się jednak że nie jest to randka. Postanowiłam że nie będę dawać żadnych cieni ani kresek.

Nie pomoże mi to na brzydotę.

Na twarz nałożyłam jedynie podkład, korektor i wytuszowałam rzęsy. Ubrałam czerwony, długi i trochę wyglądający jak porozciągany, sweter. Do tego czarne leginsy z wycięciemi na kolanach. Na nogi czerwone converse. Kiedy skończyłam szykować się na to... tę... To spotkanie? Była już 18:56. Cztery minuty. Postanowiłam że przez ten czas poprzegladam strony internetowe.

- Gotowa? - usłyszałam głos Jake'a. Brunet podszedł do mnie i połorzył swoje dłonie na moje biodra. Nie może stać strasznie blisko mnie przez mój brzuch. Nie wiem jak ludzie magą mieć taki brzuch przez dajmy na to dwa lata. Jeżeli ja miała bym taki brzuch to nie zrobiła bym wszystko aby pozbyć się tego. Nie mogę wytrzymać dziewięciu miesięcy tak, a co dopiero kilka lat, zanim zdecydują się na pomoc.

- Tak

***

Siedzę w jego aucie i czekam aż dojedziemy na miejsce tej "niespodzianki". Lubię niespodzianki, ale nie mogę wytrzymać z tej niewiedzy.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam, bo nie mogłam już wytrzymać.

Tak wiem. Jestem bardzo ciekawsza osobą.

- Dowiesz się na miejscu

I jak tu takiego nie ukatrupić?

- Jak chcesz - odwróciłam wzrok od niego na widok za oknem, zakładając przy okazji ręce pod piersi. Wyglądała na jak obrażone dziecko, które nie dostało słodyczy. W kwestii słodyczy, wyglądam tak samo jak ich nie dostane. Lepiej ich nie zabierać ode mnie gdy wiem że są gdzieś w domu.

- Jedziemy nad...

Jak myślicie? Gdzie zabierze ją Jake? Do następnego rozdziału. 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro