《 5 》
Dopiero gdy usłyszałem głos wchodzącego do mojego pokoju Jacksona, wychyliłem głowę spod kołdry. Nie płakałem od kilku godzin ale dalej miałem czerwone oczy. Usiadłem na łóżku i cicho pociągnąłem noskiem, co chłopak od razu zauważył i chwilę później już mnie przytulał.
- Co się stało Markie? - zapytał, głaskając mnie po plecach
Nie mogę mu powiedzieć, a nawet jeśli powiem to mi nie uwierzy bo kocha Sonmi.... Dalej się zastanawiam czemu pokochał taką pustą i wpatrzoną w siebie lalunię. Pewien myślał, że też go kocha ale tak nie jest... Szkoda mi go.
- Nic... J-już dobrze... - pociągnąłem znowu nosem - Podasz mi chusteczkę?
- Tak, już. - podał mi chusteczki z szafki nocnej
- Chciałem jedną...
- Mniejsza, co się stało? Nie płakałeś od ostatniego pobytu w Chinach. Yugyeom coś ci zrobił? Wiedziałem, że tak będzie! - zaczął wymachiwać rękami, robi tak zawsze gdy jest zły
- Właśnie problem w tym, że on nic nie zrobił... - spuściłem głowę i patrzyłem na kołdrę
- Ktoś cię skrzywdził? - położył rękę na moim policzki i pogładził go kciukiem przez co syknąłem z bólu. Dałem się pobić dziewczynie...
- Nie mogę ci powiedzieć... przepraszam. - z powrotem wróciłem pod kołdrę - Dzięki, że się martwisz...
- Mark, do cholery o co chodzi?! - Już nie wytrzymał i zaczął krzyczeć, a ja czułem się jeszcze gorzej. Nie lubię jak na mnie krzyczy...
- O nic kurwa! O NIC! Nie interesuj się tam gdzie nie masz, jasne?! I wyjdź z mojego pokoju! - tym razem już nie wytrzymałem i krzyczałem na niego przez łzy
- Jackie! Skarbie, jesteś? - usłyszałem głos idącej w stronę mojego pokoju Sonmi, bo kogo by innego.
- Muszę iść ale wrócimy do tej rozmowy. - westchnął i udał się do wyjścia
- Nie wrócimy. - odwróciłem się w drugą stronę
Usłyszałem ciche mruknięcie i opuścił mój pokój. Wziąłem telefon i napisałem do Yugyeom'a.
Do Yuguś ♡~ :
Kup mi coś słodkiego ( czytaj dużo słodkiego ❤ ) proszę :((
Odłożyłem telefon i wróciłem pod kołdrę płakać. Czyli wracamy do codzienności jaką miałem w Chinach...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro