《 10 》
- Mark, kurwa otwórz te cholerne drzwi! - Jackson krzyczał tak od chyba 20 minut. Już chciałem mi otworzyć ale się powstrzymałem, on jednak nie dawał za wygraną. W końcu miałem już dość.
Wyszedłem spod łóżka, zawinięty w kocyk i otworzyłem drzwi, gdy Jackson wszedł do środka od razu go przytuliłem, cicho przy tym płacząc. Jackson głaskał mnie po plecach i uspokajał ale czułem, że jest zły.
- Powiesz mi co się stało? - jego ton głosu zmienił się, zobaczył w jakim jestem stanie.
- U-usiądźmy... - mój brat jedynie pokiwał głową i poszliśmy na łóżko.
Usiadłem i przykryłem się kocykiem, a mój brat usiadł koło mnie i objął ramieniem.
- Czy też twoja miłość okazała się nie fajna? - zapytał ze spokojem w głosie.
Czyli mój seksowny brat nie jest już z tą suką?
- T-tak... on był ze mną dla zakładu... - szlochałem
- Markkie, mówiłem że to nie chłopak dla ciebie. Jesteś moją uroczą kluską i nie zasługujesz na takiego gnojka. - bawił się moimi włosami
- A co zrobiła twoja, dziewczyna? - zapytałem
- Była dziewczyna - poprawił mnie - Chciała tylko pieniędzy.
- Tak myślałem...
- Kochanie, będzie dobrze. Damy sobie radę bez nich. - spojrzał mi w oczy tymi swoimi. Były takie piękne, spojrzałem na jego usta... mniam.
Nie wiem kiedy przybliżyłem swoją twarz do tej jego. Nie wiem kiedy pocałowałem go delikatnie w usta. Nie wiem kiedy Jackson odwzajemnił pocałunek i złapał mnie za szyję. Nie wiem kiedy zrobił mi malinkę na szyi. Nie wiem kiedy zostawił mnie w pokoju... napalonego na mojego brata....
To wszystko dzieje się za szybko...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro