Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Myślenie

Minął już ponad tydzień od mojego pierwszego dnia w tej szkole. Teraz już moja obecność była dla wszystkich normalnością, choć nadal się mną fascynowali. A jeszcze niedawno, traktowano mnie jak śmiecia, byłam dosłownie nikim... A raczej niczym. Bardzo szybko to się zmieniło.

Ich fascynacja była spowodowana tym, że często gdy mieli jakieś problemy, to potrafiłam pomóc im je rozwiązać w bardzo prosty sposób. A minął dopiero tydzień. Jedna dziewczyna, z innej klasy co prawda, cięła się. Nikt nie wiedział dlaczego, więc stwierdziłam, że z nią porozmawiam. Wyglądało to następująco:

- Cześć, ty zapewne jesteś Courtney? Pewnie mnie nie kojarzysz, bo jestem tutaj dopiero tydzień - powiedziałam do posmutniałej, bladej dziewczyny.

- Cześć... Słyszałam o tobie. Faith Brooke. - zaczęła rozmowę jakby od niechcenia.

- Nie chcę być wścibska, bo uznasz, że jestem zjebana, ale zauważyłam, że masz cały czas zakryte ręce. Od razu mówię, że nie musisz mi tego mówić, bo nawet mnie nie znasz.

- Ech... - westchnęła. - Nie wiem czemu, ale czuję, że tobie mogę to powiedzieć. Tylko nikomu o tym nie mów, ok?

- Dobrze, nie powiem.

- A więc tak... Najprościej mówiąc - tnę się. Już od jakiegoś czasu też mniej jem. Nie mam ochoty już żyć. Po prostu nie chcę. Mam wszystkiego dosyć.

- Jestem idiotką, mogłam nic nie mówić. Ale poniekąd, rozumiem cię. Ale ty powiedz mi pierwsza, o co chodzi. Przysięgam, że nic nie powiem.

- No dobrze... Od ponad miesiąca nie żyje mój brat. Popełnił samobójstwo. Nikt go nie rozumiał, tylko ja. Naśmiewali się z niego w szkole. W końcu nie wytrzymał. Odkąd go tutaj nie ma, zaczęłam szukać sposobu, żeby jakkolwiek się z nim połączyć, złapać z nim kontakt. Ale to przecież nie jest możliwe. Zostało mi tylko umrzeć. Najgorsze jest to, że moja matka ma mnie totalnie gdzieś. Warrena też miała. Szlaja się tylko po klubach i nie obchodzi ją czy ja mam w co się ubrać, co zjeść. Muszę radzić sobie sama, ale i tak umrę. Wtedy będzie jej znacznie lepiej, bo nie będę dla niej takim ciężarem. - powiedziała Courtney. Z jej oczu zaczęły wpływać małe łzy.

- Courtney, nie wiem co powiedzieć... To nie może się tak skończyć, nie może. Jesteś jeszcze młoda, życie przed tobą. Ktoś powinien się tym zająć, twoja matka nie może tak po prostu cię lekceważyć. Wierz mi, ja cię doskonale rozumiem. Nie raz kogoś straciłam w moim życiu. Ale to jednak brat... Ja rodzeństwa nie miałam. Musisz się zwrócić o pomoc.

- Faith, ty nawet mnie nie znasz.

- Proszę cię, zaufaj mi. Zwrócimy się do kogoś po pomoc. Ja też przechodziłam coś bardzo podobnego. Nienawidziłam psychologów. Aż do momentu gdy spotkałam Dr Madeleine Grant. Proszę, daj sobie pomóc.

Ta tylko spojrzała na mnie, nie ukazując żadnych uczuć w swoich oczach. Mam nadzieję, że jej nie zdenerwowałam. Choć jest to całkiem możliwe. Jeszcze miesiąc temu właśnie tak zareagowałabym gdyby ktoś był taki dla mnie natrętny.

- Nalegam.

- Ok, dobrze. Mogę spróbować... Ale nikt ze szkoły o tym nie wie, po za nami, jasne?

- Przysięgam. Nikomu ani słowa.

- Dobrze... I Faith...

- Hmm? - posłałam bystre spojrzenie w jej stronę.

- Dziękuję.

- Nie ma za co, do czegoś się muszę przydać w tej szkole - uśmiechnęłam się do niej, wzdychając po chwili.

Poszłam na stołówkę do Daliah i Axela. Po ostatniej lekcji, poszłam do domu. Odrobiłam pracę domową. Stwierdziłam, że to idealny czas, żeby umówić Courtney do psychologa.

Pamiętałam dalej o tym, że na głowie mam jeszcze problem Daliah. Chyba za dużo rzeczy obiecuję... Ale cieszę się przynajmniej, że ktoś mnie docenia.

Sięgnęłam po mój telefon i wpisałam numer do Dr Grant. Opisałam sytuację. O dziwo, wizyta została umówiona dość szybko, za tydzień we wtorek. Napisałam do Courtney na Facebooku. Ucieszyła się, ale czułam, że jest zaniepokojona. W sumie to się nie dziwię.

Był już wieczór, zeszłam do kuchni, żeby zrobić kolację. Wujek uciął sobie drzemkę.

- Wujku, obudź się. Zrobiłam kolację. - szturchnęłam go lekko.

- ...Co? Tak, tak. Już idę. - odpowiedział ospały.

Dodałam parmezanu na polany sosem makaron i po chwili wujek Will już usiadł koło mnie.

- Jak w szkole? Ostatnio nie mieliśmy czasu o tym porozmawiać.

- Dobrze. Są bardzo... - urwałam w połowie zdania.

Spojrzał na mnie pytająco.

- Jacy?

- Są po prostu inni niż tamci. - uśmiechnęłam się delikatnie.

Po posiłku wyszłam przed dom i usiadłam na tarasie. Nie chciało mi się spać, z resztą było jeszcze wcześnie. Myślałam o tym w jaki sposób się dowiedzieć czy rzeczywiście mama Dal zdradza jej ojca. Ale jak? Może popytam jej siostry? A może sama Daliah, raz nagra mi rozmowę jej rodziców. Nie wiem, na prawdę, to takie skomplikowane. Nie mogę się aż tak wtrącać, przecież to nie moja rodzina. Ale obiecałam jej. I dotrzymam słowa.

Później zasnęłam. Ale tylko na godzinę, bo śniło mi się coś bardzo dziwnego. Byłam związana, w zagrzybiałym, ciemnym pomieszczeniu. Widziałam sylwetki dwóch mężczyzn zbliżających się w moją stronę. Usłyszałam krzyk jakiejś kobiety. Tylko tyle pamiętam.

Zlana zimnym potem, poszłam do kuchni się napić. To było bardzo dziwne... Później już nie mogłam zasnąć, spałam po trzy - pięć minut, a potem się budziłam. I tak w kółko.

Rano zrobiłam sobie płatki. Gdy tak patrzałam się na te krążące kółeczka, w zimnym mleku wpadłam na pewien pomysł. A gdyby tak... pośledzić mamę Daliah? To trochę głupie, ale mam nadzieję, że jak przedyskutuję o tym z nią, to się nie obrazi... Ale najpierw musi nagrać rozmowę jej rodziców. Tego byłam pewna, że muszę ją o to poprosić. Nie ma innego wyjścia, bynajmniej ja nie mogę takowego znaleźć.

Wzięłam plecak i pobiegłam na autobus. Kiedy byłam w szkole, stwierdziłam, że pójdę do Courtney i przypomnę jej o wizycie. Dziś już była szczęśliwsza, gadała z innymi, nawet trochę się śmiała.

Następnie poszłam do Dal, żeby powiedzieć jej o moim planie.

- Dal, musimy pogadać. - złapałam ją za ramię.

- To coś ważnego? - odwróciła się i ukazała swoje lekko podkrążone oczy, których jej korektor, niestety nie był w stanie ukryć.

- Tak, bardzo ważnego.

- Ok, w takim razie chodźmy. - uśmiechnęła się do mnie lekko.

Poszłyśmy na stołówkę.

- Dobra. Są dwie rzeczy, które musimy zrobić. Powiem tak prosto z mostu, pierwszą rzeczą jest nagranie rozmowy twoich rodziców.

- Ok... Da się zrobić. A druga? - zapytała Daliah.

- Tylko nie bądź zła, ok?

- Nie będę, ale powiedz o co chodzi.

- Myślałam nad tym, żeby... pośledzić twoją mamę. Nie wiem jak my to zrobimy, to jest strasznie dziecinne, ale nie mam innego pomysłu.

- Ech... No dobrze, skoro tak mówisz to nie mamy chyba innego wyjścia. Ale jak zamierzasz to zrobić?

- Żeby nie było, że jak ktoś się o tym dowie to, wina będzie tylko twoja, to oczywiście śledzeniem muszę się zająć ja. Ty nagrywasz ich kłótnię. Później dasz mi to przesłuchać, a ja coś z tego wywnioskuję. Kiedy twoja mama będzie wychodzić z pracy, będę pod budynkiem i zacznę ja śledzić aż do samego końca. Później obmyślimy resztę planu - powiedziałam jej z lekkim zaniepokojeniem, czy to w ogóle wypali i czy nie jest zbyt przesadzony ten "plan".

Bo na stówę nie wypali, jest taki chujowy.

- Brzmi ok, oczywiście nie możesz dać się wykryć. Przecież moja mama cię zna.

- Poradzimy sobie, zobaczysz. Najwyżej... wymyślę coś całkiem innego. Choć wiem, że to co mówię jest strasznie żenujące.

- Wiesz... Na serio nie musisz tego dla mnie robić. - rzekła Dal.

- Ale zrobię, bo ci obiecałam. Dla przyjaciółki zrobię wszystko.

Dzień w szkole mijał tak jak zawsze, było trochę nudnej niż zwykle, ale to w końcu szkoła. Ostatnia lekcja, czyli chemia odbyła się z Panem Smith'em. Pierwszy raz miałam lekcje z tym nauczycielem, bo był na zwolnieniu.

- Mam nadzieję, że nie będzie takim chamem jak ten koleś od chemii w mojej poprzedniej szkole... - powiedziałam do czarnowłosego.

- Czasem jest wkurwiony i drze się o byle co, ale chyba nie będzie tak źle. - odparł Axel. Mamy z nim gdzieś tak od grudnia, więc jeszcze dobrze go nie znamy.

- Ja miałam tak takiego zjeba, że nawet wolę Ci nie mówić co on odwalał.

Axel na prawdę jest spoko. Mam wrażenie, że znamy się od dziecka. Mimo tego, że jest totalnie inny niż ja z wyglądu, to z charakteru rozumiemy się bez słów.

Ludzie zaczęli nawet podejrzewać, że chodzimy ze sobą, ale tak nie jest. Nie zamierzam się za bardzo z nikim wiązać. I tak by nikt mnie nie chciał.
No może po za Jimmy'im, który nie daje mi spokoju i zawsze musi mi wchodzić w paradę gdy gadam z jakimkolwiek innym chłopakiem. Gadałam z takim jednym Nathanem, i od razu zaczął wygadywać bzdury przy nim. Jest taki upierdliwy... Mam nadzieję, że kiedyś mu się to znudzi.

Kurde, to wszystko dzieje się tak szybko. Mimo wszystko, nawet polubiłam tę klasę. Nie usłyszałam jeszcze żadnej obelgi w moją stronę od jakiejkolwiek osoby. Dziewczyny są dla mnie miłe, chłopaki z resztą też i niektórzy nawet nadmiernie. Axel i Daliah cały czas powtarzają mi, że podobam się temu i temu, ale ja nic takiego nie zauważam. Nie wiem co można we mnie widzieć.

Gdy lekcje minęły Ax zaproponował mi podwózkę do domu.

- Wsiadaj, nie będziesz przecież w tym śmierdzącym autobusie jechała.

- Ok. Tobie się chce tak mnie wozić ciągle? - zapytałam. - Może przestanę płacić za autobus w takim razie? - zaśmiałam się trochę ironicznie.

- Ktoś musi to robić. - uznał rozbawiony- Dobra, siadaj i nie gadaj.

- A gdzie masz drugi kask?

- Kurcze, nie wzięłem. Może weź mój, ja jakoś przeżyję.

No i pojechaliśmy. Włosy Axela były potargane przez wiatr. Ja trzymałam się jego mocno. Wcześniej bałam się, że to ja spadnę, a teraz, że to prędzej on skończy na betonie. Mimo wiadomości, że nie miał kasku i tak jechał przed siebie, nie patrząc czy jakiś zdenerwowany kierowca wracający z pracy trąbi na niego, bo go wyprzedził. Ale i tak czułam się bezpiecznie. Axel jednak ma rozum.

Podjechał pod mój dom. Pożegnałam się z nim i poszłam do garażu wujka. Naprawiał auto.

- Cześć, wujku.

- Cześć. Jak było w szkole? - zapytał, ocierając czarną maź z twarzy.

- Normalnie, jest wszystko ok. Pomóc Ci w czymś?

- Nie trzeba, naprawa tego grata nie jest jakaś strasznie trudna. Dam sobie radę.

Weszłam do salonu innym wejściem i położyłam się na kanapie.
Myślałam o szkole, o Axelu, Daliah, Courtney... O tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Czuję się jakbym była w tej szkole już od zawsze. Przywiązałam się do nich, a minął dopiero ponad tydzień. To wydaje się takie dziwne. Możliwe, że gdyby nie propozycja Daliah, to bym się załamała nerwowo w tamtym niewyżytym zoo. Tak, zachowywali się jak zwierzęta, które są źle wytresowane.

Zrobiłam herbatę, zaniosłam wujkowi do garażu i poszłam z drugim kubkiem do swojego pokoju.
Każda wykonywana później przeze mnie czynność nie była zbyt interesująca - nauczyłam się na matmę, pograłam sobie w jakieś Assassiny, a potem się położyłam na łóżku, nie zważając na to, że już późno i powinnam już iść spać.

Ostatnio większość czasu spędzam na myśleniu, o szkole, o sobie, o tym, że mnie zaczynają lubić... Ale cały czas zastanawia mnie jedną rzecz. Co to był za sen? To miało mieć jakiś przekaz? A może to coś zwiastowało? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że się dowiem i to dość szybko.

_______________________________________

Za wszelkie błędy przepraszam.
Ten rozdział jest straaaaasznie nudny. Ale niedługo trochę wie to rozkręci, także wyczekujcie.
Kolejny rekord, 2000 słów :D

~ AA <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro