4. Nie-Boska komedia
Ruję Namjoona najłatwiej było poznać po tym, że mężczyzna robił się bardziej ruchliwy: ze względnego kanapowca nagle przechodził w hobbistycznego sprintera oraz stałego bywalca siłowni; nieustannie wyciągał swoje sfatygowane tenisówki i opuszczał mieszkanie o najdziwniejszych porach.
Jimin zdążył już zauważyć, iż zmiany te zachodziły mniej więcej na tydzień przed rują. Ruję Namjoona żartobliwie nazywali „kwartalnikiem" bo pojawiała się regularnie, co trzy miesiące. Taki cykl powszechnie uchodził za zdrowy oraz „przyjazny", bo pozwalał na swobodne prowadzenie życia prywatnego oraz zawodowego, nie zmuszając do comiesięcznego zabunkrowania w domu czy co półrocznego szczytu, który wiązał się ze spaleniem ogromnej masy energii, a nie raz wyczerpaniem i odwodnieniem.
Jeżeli chodzi o ruje, Namjoon był więc całkiem przeciętnym przypadkiem.
Istniał tylko jeden duży minus, którego nawet Jimin nie mógł zauważyć – cykl mieszał Namjoonowi w głowie...
„Mieszanie" polegało przede wszystkim na tym, że Alfa dużo więcej myślał; tak jak zwykle starał się oddzielać „aktywne" aspekty życia od filozoficznych spacerów po miejskim parku, tak przed rują graniczyło to niemal z cudem.
Często łapał się wtedy na rozkojarzeniu, zamyśleniu czy nagłym przypływie emocji, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością; denerwował się kompletnymi błahostkami, łatwo irytował, czasami miał ochotę płakać nad przypadkową głupotą, a kiedy indziej, spoglądając przelotnie w okno, nabierał ochoty pobiegnięcia w siną dal aż jego płuca zaczną błagać o oddech, a gardło nabrzmieje smakiem krwi.
– Może kiedyś pojechalibyśmy pod namiot...? – zapytał któregoś niedzielnego wieczoru, opierając głowę o ramię Jimina. Był na kilka dni przed rują i miał wrażenie, że instynkty wpływają na niego tak mocno, jakby były namacalną liną powoli oplatającą go od stóp po głowę.
– Yhm – mruknął Jimin, nie do końca poświęcając mu uwagę.
– Może za trzy miesiące...? – pytał dalej Alfa, z nadzieją w głosie. – Moglibyśmy pożyczyć namiot od Seokjina, zawsze jeździł z ojcem, więc ma dwuosobówkę, jest kilka miejsc, sprawdziłem, jakieś dwie godziny drogi w jedną stronę, dwa pola biwakowe i nawet jakiś domek wypoczynkowy, gdybyś wolał coś z łazienką i kuchnią. Można by się wcześniej przejechać i obejrzeć, a potem coś wybrać, co o tym myślisz...?
Jimin chyba dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zadano mu pytanie. Spojrzał na Namjoona wyraźnie zakłopotany.
– Że teraz...? – zapytał.
Namjoon westchnął w duchu, decydując się nie wypominać rozkojarzenia partnera – zdjął mu głowę z ramienia, bo powoli zaczął go boleć kark.
– Możemy obejrzeć coś po mojej rui...? – zaproponował.
– Będę miał urwanie głowy w pracy... – mruknął Jimin, odwracając się znów ku telewizorowi. – Może za miesiąc...? – zaproponował ugodowo.
– Okej.
Alfa zmienił pozycję: położył się na kanapie, podkulając nogi, i ułożył głowę na udzie Bety. Jimin bezwiednie zaczął pocierać jego włosy między palcami, elektryzując je i strosząc.
Jak Namjoon tak o tym myślał, Jimin z reguły nie był specjalnie inicjującą osobą – zwykle po prostu szedł za tłumem, akceptując to co się działo. Ale jednocześnie nie bojkotował pomysłów Namjoona, chyba, że stały w opozycji do jego grafiku pracy. Mężczyzna nie miał tu tego za złe, bo o ile Beta traktował pracę ze zdrowym rozsądkiem, tak sam Alfa przekraczał czasami granicę dzielącą go od pracoholizmu. Cieszył się, że jego pomysły nie trafiały na betonowe ściany, a obojętną akceptację, która nadal była lepsza niż nic.
Wiedział bowiem, że w drugą stronę, nie zawsze było tak kolorowo...
***
– Mógłbyś mnie uderzyć?
– Co? – Namjoon spojrzał na Jimina, zaskoczony; zaskoczenie to szybko ustąpiło przerażeniu, gdy mężczyzna zrozumiał, co usłyszał.
Jimin leżał pod nim całkowicie nagi, z rozczochraną grzywką i oblany potem; jego skóra odbijała każde zakrzywienie światła lampki nocnej, jakby Beta był rozświetlonym nocą miastem; pot tylko potęgował wrażenie szklistości, które kojarzyło się Namjoonowi z wieczornym obserwowaniem przez szybę metropolii, zastanawianiem się nad sposobami funkcjonowania tak wielkiego, betonowego organizmu i tym co jest jego sercem, co płucami, a co oddechem.
Nad Jiminem nie musiał się zastanawiać – badał jego ciało dłońmi wiele razy, wiedział, gdzie unosiły się żebra, w którym miejscu mógł usłyszeć bicie serce, wiedział kiedy Jimin oddycha przez usta, a kiedy przez nos, gdzie ma łaskotki i jakie mięśnie najczęściej bolą go po treningu – ciało Jimina nie było dla niego tajemnicą. To głowa stanowiła, nawet nie kostkę Rubika, a całą Rubikową aglomerację, z budynkami, zakrętami, ślepymi zaułkami oraz wyjeżdżonymi autostradami.
Po raz kolejny Namjoon dał się jej zaskoczyć i wylądował naprzeciw grubej ściany zamiast asfaltowej jezdni.
– Uderzyć mnie. Może być lekko, na próbę – zaproponował Beta, najwyraźniej szukając kompromisu.
– Po co. – Nie rozumiał Namjoon.
Jimin wzruszył ramionami.
– Chcę czegoś spróbować – powiedział, jakby to było równie codziennie co nakładanie maski pielęgnacyjnej na twarz.
– Po co – powtórzył Namjoon. Ramiona, na których podpierał się nad Parkiem zaczynały drętwieć, ale bał się drgnąć, jakby wraz z jego ruchem miało dojść do katastrofy – roztopienia lodowców, upadku meteorytu, apokalipsy wszechświata...
Jimin nieco się zirytował; wywrócił oczami, żeby po chwili wrócić spojrzeniem do partnera.
– Boże, po prostu to zrób, przecież sam poprosiłem.
Namjoon przez chwilę miał opory przed chociażby drgnięciem. Ostatecznie jednak zebrał się w sobie, przeniósł ciężar ciała na jedno ramię, a drugie uniósł, przymierzając się do tego... czego najwyraźniej chciał Jimin.
Tuż po zderzeniu ręki ze skórą, zdał sobie sprawę, że Beta nie o to prosił – uderzenie wyszło zaledwie jako pacnięcie; Namjoon był pewien, że obrywał mocniej od kociąt w schronisku. Tak jak się spodziewał, Jimin patrzył na niego zrezygnowanym wzrokiem, nadal nieco zirytowany, ale chyba porzucił już próby zmienienia sytuacji.
– Jeżeli nie chcesz, to po prostu mi powiedz – mruknął, ponownie wywracając oczami. Uniósł się nieco do góry i zmienił ich pozycję, tak, że teraz to Namjoon leżał plecami do pościeli. Beta usiadł Alfie na biodrach, bardziej ze zwyczaju niż decyzyjnie zaczynając rozcierać mu ramiona, co zawsze robił, aby go uspokoić .
Wracali do starego porządku – do Jimina kontrolującego sytuację i Namjoona starającego się zignorować świadomość, iż jego brak inicjatywy w łóżku oraz uległość są kolejnymi problemami zamiatanymi gdzieś w ciemny kącik ich relacji...
***
Tamta sytuacja nie była ani pierwszą, drugą, czy nawet dziesiątą, kiedy Jimin prosił o coś z asortymentu BDSM – o zdegradowanie, uderzenie, związanie czy zakneblowanie.
O coś, czego Namjoon nie umiał mu dać.
Namjoon we wszystkim był ostrożny oraz cichy – lubił obserwować z boku, nim podął decyzję, a po czystej podłodze chodził, jakby rozsypano na niej kawałki szkła. Podejście to nie zmieniało się w sypialni, a nawet nasilało, gdyż, jako ktoś, kto wiecznie mierzył się z oczekiwaniami społeczeństwa (silny, napalony Alfa, który może cię przerzucić przez ramię i przelecieć do innej przestrzeni) stale miał wrażenie, iż nie spełnia pewnej normy, której od niego oczekiwano.
Nawet gdyby się starał, nie umiałby jej wyrobić. Nie dawał rady nadążyć za stale zmieniającymi się trendami, to na „pozornego drania, ale ze złotym sercem" to „na prawdziwego drania, do którego złotego serca trzeba się dokopać", to na „wrażliwego chłopca", czy znów „brutala pozbawionego skrupułów".
Joonie był po prostu... Jooniem.
Był za wysoki i zbyt patykowaty jak na swoją własną orientację w przestrzeni, miał słabość do roślinek doniczkowych, często wypowiadał myśli na głos przez co wychodził na idiotę w najmniej dogodnych momentach... Wiedział, że z boku robił wrażenie nieco zbzikowanego bibliotekarza w tych swoich wiecznie nałożonych na nos pinglach, flanelowych koszulach, długich kurtkach, butach trekkingowych oraz z zamyślonym wyrazem twarzy. Ludzie mogliby szeptać, że jest pomyłką genetyczną, że bardziej pasował na Betę, gdyby nie to, iż już dawno przestano poświęcać uwagę temu co „powinno być"; natura i tak zawsze robiła swoje. Dlatego ludzie zaczęli szukać tego, czego chcieli, odrzucając każdy, sprzeczny z ich poczuciem estetyki, element rzeczywistości.
Namjoon był właśnie tym elementem rzeczywistości, który się nikomu nie podobał – tym śmiesznym bibliotekarzem wywołującym uśmiech, ilekroć zamawiał obrzydliwie przesłodzoną kawę (co miał poradzić na to, że lubił karmel...?), ale w bliższym kontakcie tracił cały uroku na rzecz politowania.
Namjoon, z pełną obiektywnością oraz konstruktywnością, wiedział, że jest po prostu n u d n y.
A nudność to chyba jedno z największych przewinień współczesności – można być złym, dobrym, szalonym, ekstrawaganckim, wrednym czy naiwny i wszystko to zostanie wybaczone, bo wszystko to, w jakiś sposób, urozmaica ludzkie życie – ale NUDY nikt nie jest w stanie wybaczyć, bo sprawia, że człowiek na chwilę sobie przypomina jak bardzo się stoczył, na czym polega jego codzienności, i że, nieważne jak bardzo by się nie starał, zawsze będzie tylko kółeczkiem ekonomicznej machiny, tylko kolejną brukową kostką społecznego chodnika.
– Powinni cię leczyć z myślenia. – Jimin pstryknął go palcem w czoło; Alfa aż się wzdrygnął i szybko przeniósł wzrok z sufitu na partnera. – Podobno ludzie inteligentni są mniej szczęśliwi. Zawsze myślałem, że to straszna bujda, coś na wzór „jesteśmy tacy dobrzy, że musimy znaleźć sobie jakąś wadę, żeby ludzie bardziej nas lubili", ale odkąd cię znam, mam wrażenie, że faktycznie znajdujesz jakąś dziwną satysfakcję w szukaniu dna ludzkiej egzystencji... – powiedział, spoglądając na niego krytycznym wzrokiem.
– Nie szukam żadnego dna... – obruszył się Namjoon.
– Masz minę jak przy oglądaniu tych dokumentów o głodzie na Ukrainie – wypomniał mu Beta.
– Sam prawie się rozpłakałeś! – zarzucił Namjoon.
– Ty też – wytknął Jimin. – Nie wiem co siedzi ci w głowie... – tu położył mu palec między brwiami – ...ale lepiej wracaj, bo wystarczy nam jedna osoba na lekach psychotropowych.
Przez chwilę milczeli. Jimin z powrotem położył się obok, dołączając do Alfy w lustrowaniu wzrokiem sufitu. Przez dłuższą chwilę nic nie mówili.
– O czym myślisz? – zapytał nagle Park.
– Co? – Namjoon, który zdążył już ponownie wejść po pas we własne myśli, miał wrażenie, jakby nagle stracił równowagę.
– W sensie... – Beta sprawiał wrażenie zmieszanego. – Możesz o tym mówić, wiesz?, jeżeli chcesz... Mogę posłuchać. Niektórym podobno pomaga, więc... – Wzruszył lekko ramionami.
– A... Um, no więc... Nie wiem, chyba tak ogólnie o tym, że... zawsze są jakieś konkretne oczekiwania. O tym, że musisz być KIMŚ KONKRETNYM, jak postaci w komiksach czy książkach, musisz mieć konkretne cechy, elementy charakterystyczne, żeby inni uznali cię za ciekawego i godnego uwagi...
– I uważasz, że jakie są twoje „cechy charakterystyczne"? – Jimin nie patrzył wprost na niego, ale rzucał mu ukradkowe spojrzenia.
– Nie mam żadnych – przyznał wreszcie Namjoon. – Żadnych ciekawych Tak mi się przynajmniej wydaje...
Jimin prychnął, nie wiadomo czy z irytacją czy z rozbawieniem.
– Cofam to o inteligencji. Jesteś ślepy – wytknął, nieco zjadliwie. Namjoon aż drgnął. – Jesteś jedną z najbardziej charakterystycznych osób jakie spotkałem.
– Niby jak? Jestem nudny.
– Tym się martwisz? – Jimin spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Namjoon, czując wstyd, nawet nie wiedząc dlaczego, chyba z powodu ostrego, oceniającego spojrzenia Jimina, a może dlatego, że myśli wypowiedziane na głos zawsze brzmiały głupiej niż w głowie, poprawił się niezręcznie na kołdrze.
– Może... – mruknął cicho, żałując, że nie może cofnąć raz wypowiedzianych słów.
Beta westchnął, ponownie uderzając głową o poduszkę.
– Zrobię ci kartkę – zaczął spokojnym, ale stanowczym głosem. – Będziesz musiał na niej wypisać dziesięć cech, które sprawiają, że nie jesteś „nudny". Póki tego nie zrobisz, będziesz miał szlaban na myślenie o tym po raz kolejny.
– Nie możesz dać mi szlabanu na myślenie! – zaprotestował Namjoon.
– Pewnie nie – przyznał Jimin. – Ale myślę, że i tak posłuchasz.
Przez dłuższą chwilę leżeli w milczeniu.
– Wiesz co...? – zaczął nagle Jimin.
– Hm?
– Jest taki dramat... – mówił Beta, nie spoglądając w stronę mężczyzny. – Jest tam główny bohater, poeta, i jego żona, to aranżowane małżeństwo i ona jest bardzo... zwykła.
– Dogadują się? – zapytał Namjoon, podejrzewając, o którym dramacie mówi mężczyzna.
– Nie specjalnie... Ona jest bardzo przyziemna, a on bardzo... poetycki. W pewnym momencie od niej ucieka, goniąc za jakimś wyobrażeniem. Przychodzą takie diabły pod postacią boskiej dziewicy, muzy poezji, czegoś w tym rodzaju.
– Yhm – Namjoon mruknął, żeby dać znać, iż słucha.
– Czasami czuję się jak ta żona.
Namjoon natychmiast odwrócił głowę ku Becie, marszcząc brwi. Ten nadal unikał jego wzroku.
– W jakim sensie...?
– Mówiłeś, że nie jesteś oryginalny – Jimin wspomniał. – Ja zawsze mam wrażenie, że biegniesz gdzieś z przodu, przede mną, i poznajesz rzeczy, których nigdy nawet nie zrozumiem. Zawsze dużo czytasz, dużo myślisz, szukasz czegoś nowego i angażujesz się we wszystko co cię zaciekawi. Mamy podobny styl życia, a i tak mam wrażenie, że ty korzystasz z niego jakieś sto razy bardziej niż ja, jakbyś umiał widzieć kolory, których ja nie potrafię sobie nawet wyobrazić, czy coś w tym rodzaju – mówił. Namjoon słyszał, jak ten starał się pozostać opanowanym, ale jego głos zdradzał spięcie oraz zdenerwowanie. – Mam wrażenie, że zawsze cię gonię, ale i tak dościgam tylko wtedy kiedy specjalnie zwalniasz, żeby mi coś pokazać albo wytłumaczyć. Inaczej nie dałbym rady – powiedział, nieco smutno.
– Przepraszam, nie wiedziałem, że...
– Nie, nie – Jimin natychmiast mu przerwał. – Tu nie chodzi o to, żebyś przeprosił. Po prostu... – zawahał się – ...dziwnie się z tym czuję. Bo wiem, że nigdzie nie uciekasz. Że nie PRÓBUJESZ ode mnie uciec, więc w zasadzie nie muszę cię gonić, bo zawsze się odwracasz i na mnie czekasz, ale i tak... Chyba boję się, że tak jak ten bohater, uciekniesz do jakiegoś ducha, jakiejś idei, bo JA będę zbyt nudny, zbyt przyziemny, zbyt... nie wiem, zbyt mało POETYCKI.
Namjoon milczał dłuższą chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Jimin czekał, przygryzając dolną wargę.
– Ja... – Alfa szukał czegoś czym mógłby go pocieszyć. – Myślałem, że to ja zawsze za tobą gonię – przyznał wreszcie.
Wyraz twarzy Jimin złagodniał. Mężczyzna spojrzał na Namjoon z pewną troską oraz rozbawieniem.
– Wychodzi na to, że chyba biegamy w kółko – spróbował zażartować.
Mężczyzna skinął głową. Czuł tę dziwną atmosferę w powietrzu, która zdradzała, że rozmowa nie będzie się dłużej kleiła. Sięgnął więc do lampki nośnej, na co Jimin nie zaprotestował.
Kiedy leżeli już po ciemku, Beta na boku, a Alfa na plecach, nieco do niego przysunięty, Namjoon wyszeptał wreszcie coś, co od paru minut chodziło mu po głowie:
– Chciałbym żebyśmy przestali biec...– mruknął cicho.
– Ja też – przyznał Jimin.
– I... wiesz, że donikąd od ciebie nie ucieknę, prawda...? Nie musisz mnie gonić.
– Tak, wiem. – Jimin położył mu rękę na głowie. – Śpij już.
Obiecałam sobie, że będę dokładniejsza przy sprawdzaniu rozdziałów, bo zawsze wkradają mi się jakieś błędy.
Wnioski są następujące:
1. Tak, robię dużo błędów: literówek, konstrukcyjnych, wszystkich,
2. Nie umiem powstrzymać się przed poprawianiem każdego akapitu, to dodając nowe słowa, to dorzucając w ogóle nowe akapit, a to uznając, że cały wers jest mi kompletnie niepotrzebny,
3. Używam. Za dużo. Słów.,
4. Mieszam czasy,
...czyli poprawianie zajmuje w ciul długo i dlatego tak późno aktualizacja!
Wiem też, że miałam dodać rozdział mówiący o TaeGi, ale ostatecznie zdecydowałam, że lepiej będzie, jeżeli zachowam porządek i najpierw skupię się na Minjoonie.
Rozdział mocno przegadany, a jakoś ktoś, kto słabo radzi sobie z dialogami, był POTWORNIE trudny do napisania. Mam nadzieję, że z punktu widzenia czytelnika jest przyjemniejszy...
Macie już coś z wiosny czy jeszcze nie? U mnie ostatnio coraz cieplej, wczoraj spędziłam godzinę na huśtawce :D
Pozdrawiam i życzę każdemu miłego dnia <3
Zawsze Wasza
~Nico
PS Dodałam książkę z polecajkami!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro