Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Początek końca

   Wszytskiego najlepszego! (I - z góry - przepraszam...)

  

   Yoongi od dawna wiedział, że powinien był zmienić pościel – świeża leżała na dnie szuflady w garderobie, kilkanaście kroków od niego, a stara już tak przesiąkła śluzem oraz potem, że samo leżenie w niej doprowadzało do trzeszczenie i pękania warstwy zaschniętych wydzielin.

    Jęknął pod nosem gdy, podźwignięte do pozycji siedzącej, ciało, okazało się obolałe – w ten nieprzyjemny, płytki sposób, w jaki bolą ruchome zęby, które stale naciska się językiem aby tylko zabolały mocniej, wyraźniej, aby ten ból nabrał jakiegoś kształtu – aby nie był ledwie łaskoczącym, irytującym cieniem.

    Niestety, ciała nie działały jak zęby; Omega próbował nacisnąć skórę w paru miejscach – na pokrytych ciemnymi włoskami udach, na wątłych, kościstych ramionach, nawet na pospinanej szyi, którą wykręcał w pościeli wiele razy, usiłując zdusić płacz – ale jego mięśnie były niczym drzazgi: dokuczliwe, uciążliwe, stale o sobie przypominające...

    Westchnął ciężko, rozglądając się za czymś, co mógłby założyć – ubrania, które dostał od Namjoona i Jimina a także te zniesione przez Taehyunga, leżały teraz wygniecione na łóżku, w równie opłakanym stanie co reszta gniazda. Część walała się nawet na podłodze, skopana podczas snu albo płaczu.

    Uznając, że skoro i tak musi wziąć z garderoby świeżą pościel to może wziąć stamtąd i ubrania, podźwignął się z łóżka.

   Dopiero kucnąwszy przy szufladzie, zdał sobie sprawę jak bardzo jest spragniony – oraz głodny. Być może powinien zadbać o to zanim zajmie się porządkiem w pokoju; tym bardziej, że wątpił aby Taehyung miał w najbliższym czasie tu przyjść skoro nie robił tego przez cały miniony tydzień...

    Gdy Alfa go zostawił, uciekając na parter zaraz po pomocy z gniazdem, Omega chciał wrzeszczeć i płakać, błagając żeby ten wrócił – żeby go nie zostawiał, nie spisywał na straty, przynajmniej ten jeden raz. Nie był pewien czy powstrzymał go brak głosu we własnym gardle, czy może przeświadczenie, że Taehyung i tak nie posłucha.

    Zazwyczaj znosił swoje Gorączki całkiem dobrze – nie miał zbyt wielu punków odniesienia, ale Gyu często kompletnie poddawał się instynktom, mało co mówiąc i używając głównie zwierzęco-podobnych dźwięków. Yoongi nie był pewien jak Taehyun sobie z nim radził, ale kiedy to starszy Omega pomagał przyjacielowi, nie raz musiał podjąć kilka prób zanim zrozumiał o co mu chodziło.

    W porównaniu do Boemgyu, Gorączki Yoongiego były dużo bardziej świadome – przytłaczające, potliwie, często dezorientujące, ale zawsze wiedział co się dzieje, mógł prowadzić krótkie rozmowy i podejmować jako-takie racjonalne decyzje: pilnował żeby się nawadniać, wziąć prysznic, przypomnieć Taehyungowi o wyprowadzeniu Tanniego, ten jeden raz odebrał nawet telefon gdy ktoś wpadł na „świetny" pomysł przedstawienia mu oferty handlowej...

    Ale ta Gorączka była inna – była nie tylko przytłaczająca i potliwa, ale była zwyczajnie zła. Okropna. Niemożliwa do zniesienia.

    Większość czasu spędził z zapłakanymi oczami, wtulony w poduszki, chlipiąc za Alfą, który go porzucił. Płacząc za mężczyzną, który obiecał się nim zająć a potem, po miesiącach milczenia, po przyniesieniu go do domu we własnych ramionach, najwyraźniej nadal nie chciał mieć z nim do czynienia.

    I tak jak zwykle Yoongi przesypiał większość swoich Gorączek – próbując zagłuszyć szalejące libido – tak tym razem robił wszystko aby zwalczyć wyczerpanie, stale łudząc się, że Taehyung wreszcie przyjdzie, przyniesie mu pudełko fast food'u, który zawsze zamawiał na tę okazję, z butlą Fanty, o której Yoongi zawsze marudził, że ciągle po niej beka, ale w rzeczywistości cieszył się, że ma zastrzyk cukru (i może pić z tej samej butelki co jego Alfa). Czekał czy Tae przyjdzie przynieść mu chociaż świeżą koszulkę do gniazda, objąć go na chwilę, przynajmniej zapytać czy wszystko w porządku, cokolwiek-!

    Yoongi rozumiał, że Kim może nie chcieć spędzić z nim Gorączki po wszystkim co między nimi zaszło; byłby głupcem, gdyby oczekiwał, że znowu wrócą do ciepłej, komfortowej intymności, która towarzyszyła im w łóżku – ale liczył, że ten przynajmniej raz zajrzy do sypialni; że przynajmniej zainteresuje się co z Yoongim. Przynajmniej... cokolwiek! Naprawdę, cokolwiek-! Yoongi przyjąłby cokolwiek, byle nie spędzić tego tygodnia samemu...!

    Za każdym razem gdy drzwi do sypialni otwierały się, nasłuchiwał, wąchał, oczekiwał – tylko po to żeby poczuć bolesny zawód gdy, zamiast Taehyunga, wyczuwał Jimina...

    Omega usiłował ukrywać przed Betą swój płacz – nie był nawet pewien czy ów płacz w ogóle wydobywał się na zewnątrz, czy też jego ciało weszło w stan hibernacji i nie dawało nic po sobie poznać. Nie miał pojęcia ile Jimin widział, czy widział go w negliżu, czy widział go podczas masturbacji (na którą ledwo miał siłę – spróbował parę razy, ale zdołał dojść raz-może dwa, przynajmniej tak mu się wydawało...), czy uważał go teraz za ohydnego albo żałosnego – i nie miał zamiaru pytać. Wolał nie wiedzieć.

     Chciał natomiast wiedzieć dlaczego Taehyung go zostawił – dlaczego odebrał go od Namjoona i Jimina, dowiedziawszy się o jego Gorączce, tylko po to aby zostawić go samemu sobie...?

   Yoongi pochylił się nad ściskaną w palcach pościelą, próbując powstrzymać duszący płacz; Co zrobił nie tak...? Czym aż tak bardzo odrzucał swojego Alfę...?Czy ten już go nie chciał...? Czy zamierzał go porzucić...?

    Bał się spojrzeć w stronę szuflady, gdzie, jeszcze parę miesięcy temu, pieczołowicie chował wszystkie paragony po kupionych ubraniach. Nie chciał nawet wyobrażać sobie rzeczywistości, w której faktycznie będzie musiał je wyciągnąć – w której będzie musiał je uporządkować – przypisać ubraniom – zanieść do sklepu, akceptując świat, w którym on i jego Alfa się rozchodzili, w którym jego Alfa, jedna z niewielu osób, które okazały mu czułość, troskę i, chyba, miłość – postanowił od niego odejść.

    Rok temu Yoongi doskonale zdawał sobie sprawę z ryzyka takiego scenariusza – przecież był na to gotowy, przecież wiedział, że Tae – naiwny, idealistyczny Tae, który zdawał się bardziej wierzyć w wartość Yoongiego niż on sam – któregoś dnia wreszcie się otrząśnie i zrozumie, że złoty żyrandol, który kupił, jest tak naprawdę tylko pomalowany złotą farbą.

    Teraz jednak Omega nie był w stanie pogodzić się z tą myślą, nie czując jednocześnie duszącego ucisku w gardle: nie czując jakby ziemia waliła mu się pod stopami, jakby każdy skrawek bezpiecznej rzeczywistości znikał z horyzontu – nawet z umową i obietnicą stabilności finansowej, Yoongi miał zostać sam, kompletnie sam-!

   Dźwięk, który wydarł mu się z gardła był tak nieludzki, że mężczyzna sam się przestraszył. Wypuścił pościel z rąk i jak najszybciej wstał z podłogi, byle uciec od garderoby, byle uciec od tej przeklętej szuflady z paragonami, od panicznego strachu-!

   Kiedy wreszcie się uspokoił, musiało minąć dobre pół godziny. Żołądek ściskał mu się z głodu a ostatnia butelka wody, którą nad ranem przyniósł Jimin, została już prawie opróżniona. Nawet gdyby Yoongi planował zaszyć się w sypialni na resztę dnia (albo tygodnia), teraz nie miał już wyboru – musiał zejść na dół i skonfrontować się z tym od czego tak długo uciekał.

    Wziąwszy prysznic i nałożywszy jedną z mniej wytarmoszonych koszul Taehyunga, opuścił wreszcie sypialnię.

    Gdy schodził po schodach, uderzył go natłok feromonów bijących od parteru – terytorialnych, wściekłych ale również pełnych rezygnacji feromonów. Mieszanka była... mdląca, delikatnie rzecz ujmując. Jak ziołowe lekarstwo – jedno z tych, które nawet dorośli przełykają ledwo powstrzymując wymioty.

    Yoongi miał ochotę się wycofać gdy tylko woń dopadła jego nozdrzy. Poczuwszy okropny odór, jego umysł natychmiast zaczął uderzać na alarm – Uciekaj! Niebezpieczeństwo! Zajęty teren! Nogi niemal się pod nim uginały a poziom stresu tylko poszybował w górę, pogarszając wcześniejsze poczucie paniki...!

    Przyciągnął krawędź koszuli pod nos i zmusił się żeby pokonać resztę schodów; jeżeli on poczuł Jimina z Taehyungiem, to oni musieli już poczuć jego; nie było sensu znowu uciekać. Zresztą, kiedyś musiał zerwać plaster z rany – jeżeli załatwi to teraz, następnego dnia będzie mógł już spokojnie opłakiwać jakikolwiek będzie tego rezultat, rozważając co dalej zrobić z kalką swojego życia...

    Jimin zastał w kuchni a Taehyunga przy stole jadalnym. Musieli być świadomi jego obecności – zapach Omegi zaraz po Gorączce był na tyle intensywny, że nie dało się go przegapić – mimo to, tylko Jimin spojrzał ku schodom; Taehyung nadal siedział zwrócony plecami do salonu.

   – Hyung? Jak się czujesz...? – zapytał Beta, już idąc w jego stronę.

   Yoongi wzruszył ramionami. Nie mógł powiedzieć, że dobrze a nie zamierzał kłamać.

   – Robię obiad. Chodź zjeść – polecił młodszy.

   Omega ruszył do kuchni, gdzie usiadł na stołku barowym.

   – Ty też – minęła długa chwila nim Yoongi zorientował się, że te słowa były skierowane do Taehyunga.

    A więc on i Jimin ze sobą rozmawiali...? Pogodzili się...?

   Beta wrócił do mieszania Jjigae podczas gdy z jadalni dobiegł szelest kartek. Potem nastąpiła długa chwila ciszy nim Omega wreszcie usłyszał szuranie stołka barowego. Kątem oka widział jak Alfa siada miejsce obok.

   Taehyung nie patrzył w jego stronę, skupiony na obserwowaniu swoich dłoni – dłoni, które Yoongi po raz pierwszy widział w tak złym stanie; suche, ze skórą odchodząc w kilku miejscach i brzydkimi strupami, a do tego z obgryzionymi, brudnymi paznokciami.

   Ogólnie, cały mężczyzna przypominał cień człowieka, którym był zazwyczaj: miał na sobie szary, znoszony sweter, który – Omega był niemal pewien – on sam przywiózł jeszcze z Ośrodka. Spodnie Alfy miały wyraźne wygniecenia a skarpetki dobrano z różnych par. Postawa mężczyzny też wskazywała, że coś jest nie tak– Kim siedział zgarbiony, ale miał spięte ramiona, niczym zwierzę gotowe do ucieczki. Włosy lepiły mu się do głowy, miał puste, podkrążone oczy – przypominały szklane kule, którymi trzeba potrząsnąć żeby coś w nich zobaczyć – a do tego musiał nie golić się od kilku dni; jego zapach wskazywał, że równie długo nie brał prysznica.

   Jimin postawił przed nimi miski. Yoongi ostrożnie wziął w dłonie pałeczki, bojąc się czy te nie wypadną mu z dłoni – czuł się słabiej niż zwykle, jak szklana figurka, którą ktoś wydrążył w środku i zostawił samą sobie.

   Zaczął jeść a pozostała dwójka czekała.

   Zazwyczaj, gdy Yoongi i Taehyung jadali wspólnie, Alfa brał od niego pałeczki i karmił go kęs po kęsie, paplając o takiej czy innej sprawie z pracy. Jeszcze parę tygodni temu, Omega znał na pamięć wszystkie prywatne afery współpracowników Kim'a – teraz nie potrafił nawet powiedzieć nad jaką sprawą jego mąż pracował. Wnosząc po papierach na stole jadalnym, była bardziej czasochłonna niż zwykle – może dlatego wyglądał na tak wykończonego...?

   Alfa często wspominał, że najbardziej bał się dostać jako klienta gwałciciela, mordercę, pedofila czy innego człowieka „bez duszy" – przerażała go myśl, że będzie musiał bronić kogoś takiego przed sądem, próbować udowodnić jego niewinność.

   Czy taki moment właśnie nadszedł...? Czy to dlatego Taehyung nie kontaktował się z nim przez ostatnie tygodnie...?

   Omega tak bardzo przepadł w swoim zamyśleniu, że nie zorientował się gdy dotarł do połowy posiłku – zaalarmował go dopiero brzęk pałeczek, które Alfa z Betą wzięli do rąk. Trochę się zawstydził, spostrzegłszy ile kazał im czekać – ale teraz i tak nie mógł nic z tym zrobić...

   – Napisałem Namjoonowi żeby niedługo po mnie przyjechał. Zaraz pójdę spakować rzeczy – obwieścił Jimin, zbierając po wszystkich naczynia i niosąc je do zlewu.

   Yoongi chciał mu pomóc, ale ubiegł go Taehyung, który, nadal milczący, wziął od Bety naczynia i zajął jego miejsce przy zlewie.

   – Jak zejdę, mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnicie. Nie zamierzam robić tego za was – mówiąc „za was" wydawał się celować słowa prosto w Taehyunga.

   Widząc tylko barki Alfy, Yoongi nie był w stanie ocenić czy ten wyłapał aluzję.

   Gdy Park zniknął na piętrze, przez długą chwilę żaden z nich nic nie mówił.

   – Więc... – zaczął niemrawo Taehyung, głosem cichym i ochrypłym. – Jak się czujesz...?

   – Jak zwykle po Gorączce... – odpowiedział Yoongi, równie energicznie co on.

   Spojrzenie Alfie w oczy wydawało się teraz jakoś nie na miejscu; tak jak wtedy kiedy dopiero się poznali, gdy Tae nieumiejętnie się do niego zalecał, gdy Yoongi nie wiedział jak zareagować po tym gdy znalazł pierścionek w kieszeni koszuli...

   – Czyli źle... – Taehyung powiedział to takim głosem, jakby dopiero sobie przypomniał jak zwykle przebiegają Gorączki.

   – Yhm, źle...

   Yoongi zaczął żałować, że Jimin nie został z nimi na dole – może jakoś przyśpieszyłby cały proces, zamiast boleśnie go wydłużać, tak jak robili teraz oni dwaj.

   – Gdzie jest Tannie...? – zapytał nagle, zdając sobie sprawę, że, odkąd zszedł na parter, ani razu nie widział ich psa.

   – Zawiozłem go wczoraj do rodziców. Żeby spędzili z nim trochę czasu – odparł Alfa.

    – Kiedy wraca...? – Nie licząc słyszenia pojedynczych szczeknięć oraz pisków, Yoongi nie miał żadnego kontaktu z Tanniem przez ostatnie kilka dni, o ostatnich tygodniach nawet nie wspominając. Zdążył stęsknić się za psem jak szalony, a Tae tak po prostu go oddał-

    – Będziesz mógł go wziąć, jeżeli chcesz...?

    – Słucham? – Omega zmarszczył brwi.

    – Kiedy już się wyprowadzisz? Bo nie sądzę, żebyś planował nadal tu mieszkać, jeżeli...

    – Jeżeli co...?

    Błagam, nie mów tego, nie mów tego, nie-!

    – Jeżeli się rozstaniemy...?

    Yoongi miał wrażenie, że jego serce pęka – kruszy się spala – oczywiście, spodziewał się, ale zostać zderzonym z rzeczywistością...? Bolało; bolało jak cholera. Yoongi nie sądził, że coś może zaboleć aż tak mocno...

   – Czyli... bierzemy rozwód...? – zapytał, nie rozumiejąc jakim cudem jego głos brzmiał tak spokojnie, tak... bez emocji. W środku Yoongiego szalał prawdziwy tajfun, rujnując wszystko na swojej drodze i drążąc te resztki nadziei, które były tam jeszcze chwilę wcześniej.

    Kim tylko wzruszył ramionami.

    – Tak chyba będzie lepiej...?

    Dla kogo lepiej...?! Dla ciebie?!

    – Chyba tak... – potwierdził cicho, nie wiedząc jak się o to kłócić.

    Jak miał powiedzieć komuś, kto wyraźnie już z niego zrezygnował, żeby dał mu jeszcze jedną szansę...? Jak miał błagać o to żeby Taehyung go nie zostawiał, nie porzucał, żeby przynajmniej on jeden, przejrzawszy wreszcie na oczy i zobaczywszy, że ma przed sobą żałosną, beznadziejną, nieprzystosowaną życiowo, sierotę, nadal potrafił go kochać...?

    Czemu nikt nie potrafił go kochać...? Czemu nikt nie dawał rady przy nim zostać?! Co Yoongi robił nie tak...?!

   Od jak dawna Taehyung to planował...? Od kiedy był zdecydowany rozwieść się z Yoongim...? To dlatego nie spędził z nim Gorączki...? To dlatego po niego nie przyjechał, gdy ten uciekł do Jimin i Namjoona...?

   Od jak dawna już mu na nim nie zależało...?

    – Umówię nas na przyszły tydzień z prawnikiem – powiedział Taehyung, wychodząc z kuchni.

    I tyle.

    Tyle było z ich małżeństwa.


Dzień dobry.

Jestem Grinch i przyszłam zrujnować święta.


Długo siedziałam nad rozdziałem i przepraszam, że tyle to zajęło. Jest kluczowy, być może najbardziej z całej książki, i zależało mi żeby go dopieścić. Nie jestem pewna czy ostatecznie mi się to udało, ale, mimo wszytsko, wolałam spędzić nad nim więcej czasu niż mniej. (Swoją drogą, chętnie przyjmę zakłądy co do tego jak teraz potoczą się losy bohaterów...)

Jeżeli chodzi o grafik, nie jestem pewna czy dam radę wrócić na stałe do publikowania co dwa tygodnie - jestem uparta żeby dokończyć pisanie tej książki, za daleko już zabrnęłam żeby tego nie zrobić - ale jednocześnie kompletnie starciłam do niej serce i, pisząc kolejne rozdział, mam ochotę smarować cokolwiek innego.

Nie porzucam projketu i zamierzam go skończyć, ale, z powodu mniejszej motywacji, nie chcą sobie narzucać co dwutygodniowego terminu. Zamiast tego, chciałabym poświęcić trochę czasu innym książkom, starszym i tym, które planują opublikować. W związku z tym, na razie rezygnuję z grafiku i będę na bierząco inofrmować kiedy napiszę kolejny rozdział "Untouched". Czekajcie w pogotowiu!

A jak tam u Was...?

Zawsze Wasza

~Nico


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro