13. Idelany mężczyzna
Spotkali się przypadkiem.
To nie był Dzień Wyboru – kiedy Alfy czy Bety, okazyjnie inne Omegi, przychodzili i oglądali wychowanków Ośrodka, aby potem zadecydować o adopcji lub, dużo częściej, o ułożeniu umowy małżeńskiej czy wstępnego dokumentu warunkującego jej podpisanie w przyszłości; nie było bowiem niczym wyjątkowym, aby rodzice „zaklepywali" partie swoim dzieciom, czasem z wieloletnim wyprzedzeniem, w zamian finansując Omedze edukację oraz wypłacając Ośrodkowi stosowne „datki". Zdarzały się nawet pojedyncze przypadki wielopokoleniowych rodzin swatających wszystkie swoje Alfy, nie raz wybierając dla nich jeszcze niemowlęta – pozwalało im to wpływać na cały okres dorastania dziecka, aby otrzymać „idealną Omegę".
Szczęśliwie, Yoongi nie był jedną z nich. Był już pełnoletni i przez cały okres pobytu w Ośrodku nigdy nie wzbudzał zbytniego zainteresowania – może dlatego, że zawsze usiłował uciec od potencjalnych rodziców oraz teściów, przerażony interakcjami międzyludzkimi. Dzięki temu mógł swobodnie aplikować na wymarzone studia, co wreszcie, po kilka latach prób, przyniosło korzyści – został studentem pierwszego roku na Akademii Muzycznej w Busan*.
Yoongi był już studentem gdy Taehyung przyjechał do Ośrodka podczas Dnia Dziecka.
Zamiast brać udział w festiwalu, Omega pracował na tyłach budynku z dala od harmidru oraz zamieszania. Na uszach miał słuchawki, na sobie znoszony fartuch konserwatora, a w dłoni wiaderko z narzędziami ogrodniczymi. Zaszył się między grządkami, zamierzając wykonać nieco roboty za pracowników.
Nie lubił gwaru, hałasu, całej tej otoczki „uśmiechnij się jak najszerzej, a może cię wezmą" – wymówka pielenia grządek była nawet nie tyle wiarygodna, ile zwyczajnie użyteczna – ktoś musiał dbać o kwiaty, a pracownicy z otwartymi rękami witali każdego kto chciał odjąć im nieco roboty; dlatego puszczono go bez trudu, tym bardziej, iż od dawna nie należał do najbardziej pożądanego pokolenia. Mając swoje dwadzieścia trzy lata, kościste ciało i chorowicie szarą skórę (efekt braku dostatecznej ilości słońca) było prawie pewne, że nie zostanie wybrany ani za rok, ani za dwa i prędzej zacznie życie na własną rękę.
Miał nawet wstępny plan – po skończeniu studiów zamierzał wprowadzić się razem z Hoseokiem, Alfą, którego poznał na kampusie. Dzięki serii kilku pobieżnych spotkań, wytworzyło się między nimi coś na kształt koleżeństwa, a to z czasem przeszło w przyjaźń – pierwszą, jaką Yoongi zawarł poza Ośrodkiem. Hoseok znosił dziwactwa starszego, nawet jego chorobliwą nieśmiałość, i nie sprawiał wrażenia odstraszonego ani zirytowanego. Potrafił wyciągnąć Omegę z akademika, gdy ten za długo nie widział słońca, ale szanował też jego potrzebę spokoju. Yoongi łatwo mógł sobie wyobrazić, jak spędzają wspólnie wieczory oraz poranki, parząc kolejne kubki kawy i bezproduktywnie oglądając telewizję po ośmiu godzinach pracy za średnią krajową.
(Może w przyszłości ich przyjaźń przeszłaby w coś więcej...?)
Także tak – Dzień Dziecka nie miał dla mężczyzny większego znaczenia. Wpadł tylko na weekend, głównie żeby odwiedzić Boemgyu, który od paru tygodni jęczał w słuchawkę, że „nie widział swojego hyunga od WIEKÓW". Wizyta nie miała nieść za sobą żadnych większych konsekwencji – co najwyżej obolałe kolana i kilka ziemistych plam.
Na pewno nie sądził, że to będzie weekend, który zmieni jego życie o sto osiemdziesiąt stopni.
– Boże, przepraszam! Możesz mnie kryć?!
Do szklarni wpadł mężczyzna – Yoongi nie miał nawet czasu zareagować zanim przybysz wszedł między najgęstsze skupisko roślin i zaczął się za nim kulić, jakby od tego zależało jego życie.
Nim Omega zdecydował czy nakrzyczeć na obcego, czy po prostu go zignorować, do szklarni weszła jedna z wychowanek Ośrodka:
– Oppa! Tae-oppa, gdzie jesteś?!
Yoongi kojarzył ją ze stołówki, ale nigdy nie zamienili nawet słowa – dzieliła ich zbyt wielka różnica wieku; dziewczynka miała na oko kilka lat i musiała mieć jeszcze dosyć słabo wykształcony węch, bo inaczej wyczułaby swojego „oppę" zamiast szukać go wzrokiem.
– Jest tu Taehyung-oppa? – zapytała, wlepiając wielkie oczy w Yoongiego.
– Um... – Omega zawahał się: zrozumiał, że musi zasłaniać jej obcego, ale to tylko bardziej potęgowało jego konflikt moralny pod tytułem „wydać przybysza czy zawieść zaufanie dziewczynki?".
– Nie wiem kto to „Taehyung-oppa" – odparł, decydując się na pół-prawdę.
Mała tylko wzruszyła ramionami.
– To poszukam go przy ognisku – rzuciła, już będąc za progiem szklarni.
Dopiero gdy tupot bucików o ziemię ucichł, obcy wyszedł zza roślin; Omega dopiero wówczas miał okazję dokładniej go obejrzeć .
Mężczyzna miał śniadą skórę, które przyjemnie komponowała się z brązowo-beżowymi ubraniami. Czoło przysłaniały czarne, miękko wyglądające loki, które kontrastowały z wyrazistymi rysami twarzy: mocno zarysowaną szczęką oraz kośćmi policzkowymi, wysokim mostkiem nosa, prostymi brwiami i głęboko osadzonymi, ciemnymi oczami.
Yoongi na chwilę się zmieszał, zdając sobie sprawę, iż przybysz jest pewnie jedną z najpiękniejszych osób jakie widział. A do tego Alfą, jak sygnalizowały feromony .
– To była już piąta runda chowanego, musiałem gdzieś odpocząć – wyjaśnił mężczyzna, choć Omega nie pytał. – Mógłbym usiąść? Muszę złapać oddech – zapytał, wskazując kawałek bruku obok Yoongiego.
Wprawdzie mężczyzna z doświadczenia wiedział, że obok szklarni jest dużo wygodniejsza (i stworzona do siedzenia) ławka, ale nie zamierzał nikogo pouczać – dlatego tylko skinął głową, w nadziei, iż obcy posiedzi chwilę, odpocznie, po czym wróci do swoich zajęć. Yoongiego krępowało towarzystwo ponadprzeciętne pięknych ludzi – już czas spędzany z Boemgyu oraz Taehyunem wpędzał go w wystarczającą ilość kompleksów, nie potrzebował żadnych więcej.
– Pracujesz tutaj? – zapytał Alfa, siadając z podkulonymi kolanami. Oparł się na nich brodą i ciekawsko obserwował Yoongiego, jakby wyrywanie chwastów było najciekawszą czynnością pod słońcem.
Omega mruknął coś czego sam nie umiał rozszyfrować – wiedział, że zachowuje się niekulturalnie, ale zależało mu tylko na tym, aby obcy dał mu spokój.
Niestety, implikacja najwyraźniej umknęła uwadze Alfy:
– Nie wiem czy płowieniem to zgłaszać akurat tobie, ale nie wiem kto to za to odpowiada; dzieciaki palą u was za śmietnikiem. Nawet nie te starsze, chociaż to też by było źle, ale jakieś dziesięcio-dwunastolatki, może nawet młodsze – tłumaczył dalej, z wyraźnym przejęciem. Yoongi nie wiedział czy prychnąć, czy wywrócić oczami; tak jakby od lat nie wiedział o paleniu za śmietnikiem i tak jakby od lat nie brał w tym udziału. Czasem nawet kupował młodszym szlugi. – Wiem, że powinienem je przegonić albo zabrać im papierosy, ale patrzyły na mnie jakby miały mnie zasztyletować... Okej, głupio to brzmi kiedy mówię to na głos, ale w sumie i tak niewiele by dało gdybym je przegonił, wróciłby kiedy indziej, prawda? – usprawiedliwiał się, chociaż, ponownie, Omega nie pytał. – No i nadal graliśmy z Hyolin, więc nie mogłem pozwolić żeby mnie tam znalazła. Jezu, mam nadzieję, że jej nikt nie zacznie podsuwać petów, jest na to zdecydowanie zbyt kochanym dzieckiem... Chociaż może już ktoś zaczął, Boże, mam nadzieję, że nie, przecież to świństwo dosłownie przepala płuca! – obcy kontynuował swoją tyradę, a Yoongi tylko pomrukiwał co jakiś, pozorując resztki manier.
Szczęśliwie, wszystko co denerwujące dobiega kiedyś końca – być może brak reakcji ze strony Omegi zadziałał, a może Alfa zwyczajnie się znudził, gdyż ostatecznie pożegnał „ogrodnika" i opuścił szklarnię, zapowiadając, że poszuka Hyolin.
Yoongi nie sądził, by miał go jeszcze kiedykolwiek spotkać.
***
Mężczyzna wrócił następnego dnia – Yoongi był już w nieco bardziej reprezentacyjnym ubraniu, czyli w jeansach i bluzie z kapturem.
– O, dzień dobry, widzieliśmy się wczoraj, prawda? – Alfa przywitał go uprzejmym uśmiechem, ale coś w postawie mężczyzny zdradzało zakłopotanie. – Przepraszam, dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, że Ci się nie przedstawiłem. Jestem Kim Taehyung – powiedział, posyłając starszemu krótki uśmiech.
Yoongi przez chwilę rozważał przypomnienie, że przecież też się nie przedstawił – ale po chwili porzucił tę myśl, uznając, iż tylko niepotrzebnie zrobi złe wrażenie. Zamiast tego odpowiedział ukłonem.
– Jestem Yoongi. Po prostu Yoongi – zaznaczył.
Ostatni komentarz musiał zapalić jakąś lampkę w umyśle Alfy, gdyż brunet nagle uważniej przyjrzał się Omedze.
– Nie pracujesz tu, prawda...? – zapytał ostrożnie, wyraźnie nie chcąc wyjść na nachalnego.
– Nie. Wczoraj tylko pomagałem w szklarni – wyjaśnił. Odruchowo włożył ręce do kieszeni, ale kiedy zdał sobie z tego sprawę, natychmiast je wyjął; Boże, co w ogóle powinno się robić z rękami podczas rozmowy...?!
– Przepraszam, zobaczyłem fartuch i od razu założyłem... – Alfa urwał, wyraźnie zawstydzony. – Czy, um, w takim razie... mieszkasz tutaj? – zapytał, na tyle delikatnie, na ile da się zapytać kogoś czy jest sierotą do wykupu.
Mimo wszystko, Yoongi doceniał te starania – nieco zmazały złe wrażenie z poprzedniego dnia. Zamiast irytacji, zaczął czuł coś pomiędzy współczuciem dla plączącego się w formułkach grzecznościowych Alfy, a obawą, iż ten, odkrywszy prawdę, zmieni swoje zachowanie – albo na wyniosłość, albo na współczucie względem „biednego Yoongiego" (który był biedny tylko dlatego, że nie mógł zdecydować, która z powyższych opcji jest gorsza...).
– Tak – potwierdził krótko.
– Oh – Alfa umilkł na chwilę. – Nie nudzisz się? Znaczy, chodzi mi to... – zmieszał się, zapewne po czasie rozumiejąc jak mogło zabrzmieć jego pytanie. – Chyba nie ma tu teraz zbyt wiele atrakcji dla kogoś poza dzieciakami...? – Zlustrował wzrokiem rozstawione w pobliżu atrakcje, jakby szukał potwierdzenia własnych słów.
– Tu ogólnie rzadko jest co robić – mruknął Yoongi, bez zainteresowania patrząc na biegające dzieciaki (kątem oka dostrzegł Boemgyu idącego w stronę karuzeli). – Ale to chyba normalne kiedy spędza się gdzieś całe życie...? – ni to zapytał, ni to stwierdził.
Alfa w pierwszej chwili wydał się speszony tym komentarzem. Dopiero po chwili musiał zrozumieć, że uwaga nie była wymierzona w celu wypomnienia mu czegokolwiek:
– Chyba racja – przyznał. – Sam też nie uważam swojego domu za specjalnie ciekawy. – Wydał cichy dźwięk, który chyba można było uznać za śmiech.
– Wiesz może, czy można tu coś zjeść? – zapytał nagle, zwracając głowę ku Omedze. – Od rana jadłem tylko śniadanie.
Yoongi, niespodziewanie dla samego siebie, zbiło to z tropu – złapany spojrzeniem Taheyunga jak motyl na szpilce, potrzebował sekundy aby zebrać myśli:
– Jedzenie dla wolontariuszy jest w stołówce – odparł, cudem nie zbijając słów w nieprzerwany ciąg sylab. Kim nadal na niego patrzył, tak jakby nagle zapomniał, że oczy mogą służyć do czegokolwiek innego niż obserwowania zdenerwowanych Omeg (które nadal nie wiedziały co zrobić z tymi cholernymi rękami!).
– Nie orientuję się za bardzo w rozkładzie budynku – odparł jednak Alfa, a Yoongi bezskutecznie usiłował rozszyfrować intencję za jego ciemnymi oczami. – Może mógłbyś mnie zaprowadzić...?
* Akademia Muzyczna w Busan – uczelnia została wymyślona na potrzeby historii i wszelkie dotyczące jej informacje, nazwa, specjalizacje oraz inne ewentualne detale, które pojawią się w późniejszej części opowiadania, są wytworem wyobraźni,
Miałam pracować nad swoim charomonogramem snu i właśnie dlatego publikuję rozdział o drugiej nad ranem!
(heh...)
W każdym razie! Próbuję uporządkować swoje notatki z Worda do "Untouched" bo jest w nich mały (duży) bałagan: ile się musiałam naszukać i nakopać żeby sprawdzić ile lat ma w tym momencie fabuły Yoongi, ile Tae, na jakim etapie kariery/edukacji są, ajć... Głowa pęka, tym bardziej jak się za ciula nie umie w spis treści w Worda się BARDZO CHCE go zrobić, żeby mieć rozpisane co i jak.
To był też chyba rozdział, przy którym zrobiłam najwięcej researchu; początkowo Yoongi siedział w szklarni z pomidorami, ale potem pomyślałam, kurka, oni w Korei w ogóle hodują pomidory...? Doszła też kwestia tego jak wygląda u nich system edukacji, wiedzieliście, że np. studia w Korei Płd. trwają cztery lata a nie pięć jak u nas (chyba, że medyczne, wtedy sześć)??? Ja nie, bo jak bym wiedziała, bo biadoliłabym już od pół roku, a nie dopiero od pół godziny, że mogłabym oszczędzić sobie rok studiów i od razu mieć dyplomik (szczegół, że zawód psychologa nie jest w Polsce olincencjonowany, więc może se założyć gabinet byle oszust i nie bać się sankcji, a już mając studia, nie da się wykonywać zawodu za granicą bo nie ma u nas licencji - takie tam, wiecie, drobnostki).
No, w każdym razie, z lepszych wieści!:
- Spóźnionych wesołych świąt, I guess? Moje nie były zbyt "świąteczne", bo razem z mamą się pochorowałyśmy i siedzimy na antybiotyku, więc nawet nie pojechałyśmy do rodziny na wigilę, ale w sumie i tak w tym roku mój tata jest za granicą i zrobiliśmy mu wcześniejszą wigilię przed wyjazdem, a ta była przyjemniejsza niż jakakolwiek inna kiedykolwiek wcześniej, więc w sumie to win-win,
- WIELKIE OGŁOSZENIE: postaram się wstawiać nowe rozdziały co drugą środę, także mam nadzieję, że zobaczymy się za dwa tygodnie, żeby poznać dalsze losy Taegi i tego jak z "co ty tu człowieku robisz" przeszli do "co ja tu na ludzi jeszcze robię",
Także trzymajcie się, buzi!
Zawsze Wasza,
~Nico <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro