1. Common touch
– Park! – Taehyung wybuchł śmiechem kiedy, uczepiony jego pleców przyjaciel, szczypnął go w policzek.
– Kim! – odkrzyknął Jimin, chichocząc.
Jeden z idących za nimi mężczyzn rzucił im szybkie spojrzenie. Zatrzymał wzrok na Jiminie – na jego potarganej grzywce, na rozgrzanych policzkach i na krzywej górnej jedynce – zmrużył uważnie oczy, zmarszczył brwi, ale po chwili wrócił do przerwanej konwersacji.
Jimin z Taehyungiem zdawali się nie zwracać na niego uwagi.
– Ja! – zawołał radośnie Kim. Policzki Parka poczerwieniały jeszcze bardziej a drobne palce zaczęły zaczepnie szarpać loki przyjaciela.
Zajęci hałasowaniem, mówieniem jak sześciolatki i ogólnym zwracaniem na siebie uwagi, Jimin z Taehyungiem nie zauważyli, że zostawiają pozostałą dwójkę w tyle.
Bo też kilka długich kroków za nimi szli Omega Taehyunga oraz Alfa Jimina.
I, naprawdę, chyba nie było osoby, która nie zadawałaby sobie pytania dlaczego Jimin z Taehyungiem w ogóle potrzebowali jakichkolwiek Omegi czy Alfy, mając siebie nawzajem.
Zwłaszcza wspomniani Omega oraz Alfa...
– Tae, szybko! Zaraz będzie czerwone! – Jimin ponaglał, usadzony na plecach bruneta i uderzający o jego boki piętami. Kim udał, że staje na tylne nogi, niczym koń z prawdziwego zdarzenia, po czym rzucił się do biegu.
Gdy zielone światło zgasło, a ciąg samochodów ponownie ruszył, przyjaciele nie spostrzegli, że ich partnerzy zostali po drugiej stronie ulicy.
Namjoon westchnął ciężko, rzucając zaniepokojone spojrzenie stojącemu obok Omedze. Brunet spuścił głowę, ukrywając swój wyraz twarzy, ale gorzkniejące feromony mówiły wystarczająco.
Alfa zaczął wołać za oddalającą się dwójką, w nadziei, że ci dosyć szybko się zorientują: Taehyung usłyszał go dopiero za trzecim razem a Jimin potrzebował jeszcze więcej czasu żeby zrozumieć co zatrzymało jego przyjaciela.
– Znowu nas zostawili... – mruknął Yoongi, wciskając dłonie do kieszeni płaszcza. Od kiedy zeszli się z Taehyungiem, miał więcej markowych ubrań, co jeszcze nie znaczyło, że były cieplejsze. Namjoon podał mu wyciągnięte z kieszeni rękawiczki.
– Dziwisz się? Mają dużo energii – próbował usprawiedliwiać, nie wiedząc czy robi to bardziej dla Yoongiego, czy dla siebie.
Wspomniany Omega zaczął powoli naciągać rękawiczki na palce – czerwień gryzła się z jego ciemnymi ubraniami, pasując jak klapki do żakietu, ale grzała a to było najważniejsze.
– Mogą mieć dużo energii bliżej nas – skwitował.
Incydent opóźnił wyprawę o parę minut, ale w końcu cała czwórka dotarła do kawiarni – Tae z nieco obolałymi plecami, a Jimin rozradowany odbytą przejażdżką. Po przekroczeniu progu, zgrabnie zeskoczył z pleców przyjaciela i odrzucił grzywkę, nic sobie nie robiąc z karcącego spojrzenia kasjerki.
Taehyung podszedł do kontuaru żeby złożyć zamówienie. Mimo, że nie był JEDYNYM Alfą w ich grupie, zamówił zarówno za siebie, Yoongiego jak i Jimina – mimo, że Jiminem powinien zająć się jego własny partner.
Namjoon nie miał jednak siły – ani odwagi – protestować. Zaczekał aż brunet skończy dyktować zamówienie (wegańska sałatka dla siebie, ciasto dla Jimina oraz tosty z serem dla Yoongiego) i dopiero wtedy poprosił o powiększony zestaw śniadaniowy. Zapłacił za siebie oraz swojego chłopaka, bo o ile Taehyung wybrał Parkowi posiłek, o tyle nie śpieszył się do pokrycia kosztów (ze skąpstwa, czy nie chcąc ZBYTNIO wchodzić drugiemu Alfie w kompetencje?).
W międzyczasie, pozostała trójka zajęła miejsca. Jimin z Taehyungiem zaczęli grać pod stołem w „stópki": Park zdjął lewy but i jeździł stopą wzdłuż łydki przyjaciela, zaś Kim bezceremonialnie pozbawił się tenisówek, pakując pasiaste skarpetki na kolana straszego.
Yoongi oraz Namjoon zostali pozostawieni sami sobie.
Na szczęście, całkiem dobrze odnajdywali się we wzjamenym towarzystwie – mieli wiele wspólnych tematów, od tych książkowych , przez światopoglądowe, po muzyczne.
Pół godziny czekania na wykonanie ich zamówień szybko zamieniło się w coś na kształt zaczepnego flirtu między Jiminem i Taehyungiem oraz wspólne dzieleniem słuchawek między Namjoonem i Yoongim.
– Hyung, gdybyś był instrumentem, to jakim...? – Namjoon zapytał, opierając się łokciem o stolik.
– Fortepianem – Yoongi odpowiedział bez wahania, wyjmując słuchawkę z ucha.
Alfa lekko uniósł brwi, na co starszy wzruszył ramionami.
– Kiedyś grałem.
– Nie wiedziałem.
– A ty?
– Może fletem...?
– Fletem? Żartujesz? Za cholerę nie pasujesz na flet – Yoongi prychnął. Nagle jednak się spiął, jakby sobie o czymś przypomniał; rzucił szybkie spojrzenie Taehyungowi.
– Niby dlaczego? – Namjoon udał, że nie widzi skonsternowania rozmówcy.
– Flet to po prostu wydrążona pałka. Jesteś dużo bardziej skomplikowany niż pałka, Namjoon-ah – wyjaśnił Yoongi, znów spoglądając w jego stronę.
– Więc co byś sugerował?
Mężczyzna myślał przez dłuższą chwilę.
– Harfę – powiedział w końcu. – Albo organy.
Alfa uniósł brwi jeszcze wyżej.
– Też wielka jak dups...tyłek słonia.
Namjoon parsknął śmiechem.
– Dzięki. A co powiesz o nich, panie muzyku? – wskazał, plotkujących o głupotach, pozostałych mężczyzn.
– Proste. Taehyung-tangsin jest bębnem.
Namjoon zakrył dłonią usta, nieumiejętnie usiłując ukryć chichot. Jego chłopak rzucił mu podejrzliwe spojrzenie, ale po chwili wrócił do przerwanej rozmowy.
– Z Jiminem-ssi jest trochę trudniej, za mało go znam... Ale... Widziałeś kiedyś dzwonki balkonowe? – Yoongi usiłował gestem pokazać o co mu chodzi.
Namjoon skinął głową.
– To chyba nie instrument...? – Uniósł brew.
– Wiem, ale jakoś tak... Pasuje.
Kim wykręcił głowę ku swojemu chłopakowi,wyraźnie to rozważając.
Jimin siedział, opierając brodę o dłoń i obserwując Taehyunga takim wzrokiem jakim nigdy nie patrzył na Namjoona. Alfa opowiadał o czymś, to windującym wzrokiem ku sufitowi, to dziko strzelającym nim na boki, jakby co najmniej obserwował amerykańską scenę akcji. Tymczasem jego Omega ściskał numerek zamówienia, z okularami balansującymi na czubku nosa, i tylko czekał – nie wiadomo, czy na zamówienie, czy na uwagę swojego partnera.
Zamówienie nadeszło jednak pierwsze, na rękach zgrabnej kelnerki o firmowym uśmiechu oraz ciemnej szmince. Tak jak nakazywał obyczaj, najpierw obsłużyła Yoongiego, potem Jimina, a Alfy na samym końcu.
Jimin z Taehyungiem praktycznie jedli sobie z dzióbków; Park karmił Kima jego niskokalorycznym wegańskim sałatką z rukolą, zaś Kim napychał starszego kolejnymi kęsami ciasta i poił słodzoną herbatą.
Uwadze Namjoona nie umknęła różnica między ilością jedzenia na talerzu Jimina oraz Yoongiego – podczas kiedy ten pierwszy miał naczynie zapełnione po brzegi, pozycja z oferty specjalnej przed Halloween, Yoongi dostał dwa tosty z serem i napój warzywny. Wobec czegoś takiego naprawdę trudno było stwierdzić, czy Taehyung po prostu miał swojego Omegę w kompletnym poważaniu, czy też usiłował wciągnąć go w jakiś dziwny rodzaj diety.
Faktem jednak pozostawało, że najwięcej na talerzu posiadał Namjoon, który, zgodnie ze swoimi przewidywaniami, miał się wkrótce podzielić.
Zwyczaj oraz dobre maniery nakazywały, aby najpierw zjadły Omegi, potem zaś Alfy – w obecnych czasach, kiedy hierarchia stadna nie miała już takiego znaczenia, przyjęło się, iż Omegi powinny zjeść co najmniej połowę posiłku nim Alfy będą mogły w ogóle pomyśleć o jego zaczęciu.
Ale Yoongi przedłużał memłanie swojego tosta jak dziecko grymaszące przy obiedzie – i podczas kiedy Taehyung wydawał się tym niewzruszony, tak Namjoon w pewnym momencie zaczął nerwowo spoglądać ku Jiminowi; wiedział, że kiedy ten, skończywszy swoje ciasto, przekieruje uwagę na talerz partnera.
Gdy Yoongi wreszcie przełknął całą kromkę, Namjoon rzucił się na swój posiłek prawie ze zwierzęcą zawziętością – wiedział, że ktoś przy sąsiednim stole spojrzał na niego dziwnie i że Jimin, choć tego nie okazywał (no dobrze – nieco się skrzywił), odczuwał zdegustowanie. Ale operację śmiało można było nazwać sukcesem, gdyż Namjoon był w miarę najedzony, kiedy drobna, pulchna dłoń delikatnie wyjęło mu z ręki widelec i zaczęła wykradać co lepiej wyglądające kąski z talerza – zostawiając mięso (bo TaeTae nie przepadał za mięsem), ale wyjadając warzywa, rybę, a także potężną porcję ryżu.
W wielu przypadkach Alfy karmiły swoje Omegi – naokoło nich roiło się od par, rodzin czy po prostu grupek przyjaciół, karmiących jedno drugie. Ale Taehyung, zamiast skupić uwagę na Yoongim, najpierw opróżnił swój talerz, podroczył się chwilę z Jiminem (szatyn chichotał za każdym razem), żeby dopiero później, gdy Omedze zostało już tylko kilka kęsów, wymownie odsunąć jego rękę, unieść wymemłanego między kościstymi palcami tosta, i podsunąć straszemu do warg.
Yoongi uniósł na Alfę szeroko otwarte oczy, wyraźnie spięty. Posłusznie otworzył usta, oczekując nakarmienia. Taehyung utrzymywał z nim kontakt wzrokowy – wtedy kiedy Omega odgryzał każdy następny kęs, wtedy kiedy przełykał, i wtedy kiedy czekał na więcej.
Cały proces, choć zwyczajny, wydawał się nabierać charakteru jakiegoś rytuału, od którego trudno było oderwać wzrok – jakby Taehyung hipnotyzował spojrzeniem nie tylko swojego partnera, ale też całe otoczenie.
Namjoona wyrwał się spod jego uroku dopiero na dźwięk brzęczącego o talerz widelca. Natychmiast odwrócił głowę ku Jiminowi; szatyn obserwował Taehyunga ze słabo ukrywanymi zazdrością oraz irytacją. Partner wyczuł zmianę w jego zapachu – zamaskowanym perfumami, więc słabo wyczuwalnym – ale gorzka woń i tak docierała do nozdży. Namjoon miał wrażenie jakby ktoś podstawił mu nos w fiolkę drogiej wody kolońskiej i na chwilę nieomal go zemdliło. Sekundę później zapach zniknął gdzieś w odmętach wentylacji oraz odświeżaczy powietrza, a Jimin wbił wzrok w stół jakby usiłował spopielić blat wyłącznie spojrzeniem.
Namjoon nieśmiało uniósł chusteczką, aby wytrzeć resztki sosu z twarzy Parka; ten wprawdzie mu na to pozwolił, ale pozostawił gest bez rekacji, chociażby zwykłego „dziękuję" – tak jakby troszczenie się o Jimina było obowiązkiem Namjoona, nie miłym gestem.
Namjoon już nawet nie westchnął.
***
Przekroczenie progu ich mieszkania było niczym zgniła wisienka na spleśniałym torcie.
Od kiedy opuścili kawiarnię, atmosfera w powietrzu ulegała już tylko pogorszeniu – tak jak wcześniej Jimin był cały rozanielony i dziecięco szczęśliwy, w momencie gdy Taehyung zniknął poza zasięg jego wzroku, zniknął też entuzjazm szatyna, on sam jakby skulił się w sobie po czym urósł, może wściekłością, może smutkiem – a po zamknięciu przez Namjoona drzwi, wszytsko sięgnęło swojego apogeum.
Namjoon, wiedząc czego się spodziewać, po zdjęciu butów natychmiast ruszył do kuchni, aby nastawić wodę.
Słyszał huk otwieranych drzwi łazienkowych oraz brzęk uniesionej deski klozetowej.
Przez kilka sekund, nim woda w czajniku zaczęła wrzeć, panowała cisza.
Potem jednak hałas pracującego czajnika zmieszał się z gardłowymi odgłosami.
Namjoon przygotował dwa kubki, do jednego nasypał kawy, do drugiego wrzucił torebkę suszonej mięty, i zalał wrzątkiem.
Trzymając obydwa naczynia w dłoniach, ruszył ku łazience.
Jimin klęczał nad sedesem, tak samo czystym i nieskażonym jak przed ich wyjściem, próbując wydusić z siebie wymioty. Wpychał rączkę od szczotki do włosów do gardła, ślina powoli ściekała mu na palce, a porzucona szczoteczka do zębów leżała na dywaniku przy wannie.
Próby Jimina jak zwykle okazywały się bezskutecznie –nie potrafił zmusić organizmu do wymiotów, może z powodu bariery psychicznej, a może po prostu nie miał potrzebnego odruchu.
Namjoon uklęknął obok niego i czekał aż Jimin nieco się uspokoi.
Zapach mięty w powietrzu pomagał – wkrótce szatyn zaprzestał prób zadławienia się szczotką, odłożył ją na bok (a w zasadzie to odrzucił), po czym, sflaczały i zmęczony, osunął się na podłogę.
Namjoon podsunął w jego kierunku kubek, który mężczyzna przyjął bez protestów: zaczął siorbać w nieeleganckiej manierze, na którą za nic w świecie by sobie nie pozwolił gdyby siedział teraz naprzeciwko Taehyunga.
Namjoon nie był pewien, czy jest z tego powodu zadowolony czy wręcz przeciwnie – z tego, że jego chłopak pokazuje przed nim prawdziwe emocje – że nie ma oporów żeby przy nim pierdnąć, beknąć, chodzić czwarty dzień pod rząd z nieumytymi włosami, rzucać bokserki gdzie popadnie albo nie zmieniać ich, jeżeli siłą nie zaciągnie się go z brudnymi rzeczami przed pralkę – że przed Namjoonem pozwala sobie na bycie po prostu... Parkiem Jiminem; podczas kiedy przy Taehyungu nadal jest tylko poprawioną kalką obrazu.
Tylko że Alfa doskonale wiedział, iż to chodzenie na paluszkach wynika z tego, że Jimin chce zrobić jak najlepsze wrażenie na przyjacielu – wrażenie, którego nie próbował zrobić na swoim chłopaku.
I niby doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż jest tylko drugą instancją, mlekiem roślinnym zamiast krowiego albo stekiem sojowym zamiast mięsa – k o m p r o m i s e m; Park postawił sprawę jasno już na samym początku, nie chcąc żadnych niedopowiedzeń, skrzywdzenia Namjoona (ale przecież musiał wiedzieć, że i tak go krzywdzi, prawda...?). Nie chciał musieć ukrywać, że wzdycha za swoim najlepszym przyjacielem, który był albo ślepy, żeby tego nie dostrzegać, albo – co bardziej prawdopodobne – umyślnie ignorował wspomniane umizgi.
Ale nadal fakt, że, mimo prawie rocznej relacji, Park wciąż nie przesunął swojego kompasu uczuć ani o milimetr – nadal traktował chłopaka jak substytut, jako kogoś kogo mógł pocałować udając, że to Taehyung i kogo imię potrafił pomylić podczas seksu – jakby Namjoon potrzebował kolejnego przypomnienia, że, chociaż może w łóżku czy domu, to nadal nie jest w sercu własnego chłopaka.
Ale... z Namjoonem było tak, że uczucie drugiej osoby nie było nawet większą częścią tego czego potrzebował do relacji. Namjoon zawsze uważał, że miłość nie koniecznie musi być odwzajemniona – bo miłość jest czymś co ma się w SOBIE, nie czymś, co otrzymuje się z zewnątrz i czymś, na co się tylko odpowiada. Miłość nie jest w a r u n k o w a.
W związku z tym, chociaż nie ukrywał, ucieszyłby się, gdyby ją miał, nie uważał wzajemności za konieczną.
Uważał, że jeżeli on jest w stanie kochać – bez wzajemności, z wzajemnością, bez różnicy – kochać długo, prawdziwie i bezgranicznie, taka miłość mu wystarczy.
Taka miłość udowodni mu coś o samym sobie, o miłości w jej sednie, a przy tym wszystkim zadba o osobę, na której mu zależy.
I właśnie dlatego, choć pewnie każdy normalny członek społeczeństwa, szukający wyłącznie zdrowych i odwzajemnionych relacji, już dawno by odszedł – Namjoon zostawał przy Jiminie; za każdym razem gdy ten wymiotował przy sedesie po spotkaniu, przy którym udawał przed Tahyungiem, że jest zdrowy, za każdym razem gdy Jimin odmawiał jedzenia przez kilka dni, tak, że trzeba było je w niego wmuszać, ciągać do lekarza, a potem uczyć jeść od początku, kiedy Jimin krzyczał imię Tahyunga, kiedy je szeptał, i kiedy ciągle o nim mówił, jakby świat wokół niczego innego się nie kręcił.
Może i faktycznie – może i świat Jimina naprawdę nie kręcił się wokół niczego innego niż Kim Taehyung.
Ale tak długo, jak Jimin spał przy nim, jak długo zostawał z nim i kwalifikował jako swoją drugą opcję, jak długo dukał raz na półtora miesiąca imię Namjoona przez sen i nieco mocniej go obejmował...
Tak długo Namjoon zamierzał udowadniać, że zostanie przy Parku Jiminie, o ile ten tylko mu na to pozwoli.
A kochać będzie jeszcze dłużej.
Miałam tę książkę w projektach od paru miesięcy, jest moim małym oczkiem w głowie. Spora część została już napisana, więc raczej nie powinnam mieć problemu z bardziej regularnymi publikacjami.
Jak Wam się podobało? Co myślicie o relacji MinJoona, a co o Taegi?
Zawsze Wasza i Zawsze Otwarta na Opinie
~NicoPoetry
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro