Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- The thinner is the winner -

Soon I will be thinner than all of you. Then I will be the winner. The thinner is the winner

Wkrótce będę chudszy od was wszystkich. Wtedy będę zwycięzcą. Chudszy jest zwycięzcą




Seunghyun





     Moja jedna ze stóp stanęła w przedziale pociągu numer cztery, gdy nagle mój telefon zadzwonił. Odebrałem połączenie i jednocześnie usłyszałem słowa konduktora, który poprosił, abym wszedł do pociągu, lecz jego słowa były dla mnie nieme, i wsłuchiwałem się w gorzki płacz mojego chłopaka.

     Odwróciłem się w bok i nie odpowiedziałem niczego. Byłem tak bardzo przerażony jego słowami. Ratuj mnie - powiedział. Zacząłem, więc biec przed siebie, pędziłem niczym wiatr nie myśląc o zmęczeniu ani nikim innym. Zapomniałem nawet o siostrze, z którą powinienem przecież być dzisiejszego wieczoru. Plany się zmieniły. Nie mogłem... Nie potrafiłem zostawić najcenniejszej osoby w moim życiu na pastwę losu.



***




     Wbiegłem do domu państwa Kwon jak poparzony. Nie zauważyłem ich samochodu na podjeździe, a więc Jiyongssi był kompletnie sam. Nie mógł być sam. Nie w tym stanie...

     Zacząłem biec po schodach, a o jeden z nich uderzyłem się w nogę. Na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, ale chciałem jak najszybciej dotrzeć do chłopaka. Musiałem się dowiedzieć co mu się stało.

     Otworzyłem drzwi do jego pokoju, ale go w nim nie zastałem. Rozejrzałem się wokół, ale jedynym miejscem w jakim mógł być była toaleta. Szedłem w jej kierunku mijając czarno-białe płótno, czerwone krzesło, którego nogi były stworzone na wzór ludzkich damskich oraz męskich, kolorowe manekiny były lekko przechylone, aby mogły zostać upchane w tylu dziełach sztuki.

     Wreszcie jednak udało mi się dotrzeć do drzwi. Sięgnąłem ręką po złotą klamkę i gdy wszedłem do środka ujrzałem...

     ... Jiyonga, który siedział załamany na toalecie i gorzko płakał. Jego głowa była spuszczona w dół, zaciskał swoje zęby... Ten widok sprawił, że do moich oczu napłynęły łzy, lecz walczyłem z własnymi emocjami. Mój chłopak potrzebował otuchy.

     Podszedłem bliżej niego, uklęknąłem przy nim i zamknąłem go w szczelnym uścisku. Spojrzałem na swoją dłoń, która stała się w jednej chwili wilgotna. Popatrzyłem w jej kierunku i spostrzegłem lepką wydzielinę o blodobiałym odcieniu. Zamknąłem swoje oczy i przytuliłem go jeszcze mocniej.

     Chciałem zapytać dlaczego to zrobił, ale doskonale znałem odpowiedź. Chciał być idealny, walczył o perfekcyjne ciało, a ja zacząłem żałować, że wcześniej nie potrafiłem mu pomóc...

     Jiyongssi drżącymi rękoma objął mnie delikatnie. Jego zimne dłonie mogłem poczuć nawet przez materiał swojej bluzy. Musiał poczuć ciepło, które chciałem mu ofiarować za wszelką cenę.

     Pragnąłem zrobić dla niego wszystko, lecz w jednym momencie Jiyong ułożył swoje dłonie na mojej klatce piersiowej i odpechnął mnie ostatkiem sił.

     Upadłem na białe płytki i zszokowany patrzyłem na chłopaka, który wyglądał tak jakby zaraz miał zamienić się w pył i zniknąć. Nie pozwolę mu na to. Nigdy.

     — Jiyongssi...

     — Wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale nie możesz mnie naprawić... Jestem cholernie pochrzaniony. Nikt mnie nigdy nie rozumie.

     Białowłosy ponownie zaczął płakać, a ja czułem się z każdą sekundą coraz bardziej bezsilny. Chciałem podnieść go na duchu, ale obawiałem się, że jedno moje nieodpowiednie słowo mogło go zranić. Miałem do czynienia z duszą artysty, nie zwykłego człowieka.

     Mój chłopak otarł swoim rękawem koszuli twarz w okolicach oczu i noska, a potem westchnął głęboko, a na światło dzienne ukazywały się kolejne słone krople.

     — Tak bardzo chciałbym być wyjątkowy, a nie postrzegany jako dziwak — powiedział, po czym zszedł z deski klozetowej i usiadł tuż obok mnie, tuląc się do mojego torsu.

     Między nami nastała cisza, a moje myśli krążyły dosłownie wszędzie. Szukałem odpowiednich słów, czegoś... co sprawi, że Jiyong w końcu mi uwierzy. Chcę dać mu szczerość i nadzieję.

     — Życie jest jak książka — zacząłem, a wtedy Jiyong uniósł swoją głowę w górę. Zobaczyłem jego wychudzoną twarz, rzucające się w oczy odstające kości policzkowe oraz obojczyki. Chłopak był tak bardzo bezradny, ale ciekawy co chciałem mu powiedzieć. — Każdy kolejny rozdział będzie lepszy — dokończyłem, uśmiechając się do niego, choć przygryzałem wewnątrz ust swoją skórę.

     Białowłosy posmutniał jeszcze bardziej i zacisnął swoją słabą dłoń na mojej bluzie.

     — Ja mam wrażenie, że się cofam do pierwszych stron tej książki — chłopak chciał spuścić swój wzrok, ale mu na to nie pozwoliłem. Ułożyłem swoją dłoń na jego policzku i patrzyłem w jego cudowne, brązowe oczy.

     — Czasem tak jest — wzruszyłem  ramionami, bo to w gruncie rzeczy nie było czymś nietaktownym. — Ale to nic złego, o ile dostrzeżemy w końcu nasze błędy — wyznałem.

     Jiyong w końcu zdołał się uśmiechnąć, a widok jego uniesionych kącików ust w ponurej aurze był dla mnie najpiękniejszą nagrodą. Młodszy splótł ze sobą nasze dłonie, a ja czułem jak cały drżał, jego powieki delikatnie opadały bez jego zgody, ale za wszelką cenę chciał na mnie patrzeć.

     — Przepraszam cię... Za każde kłamstwo... za wszystko... — wyznał i jego blask ponownie zniknął.

     Nie chciałem tego.

     — Nie masz za co mnie przepraszać, a wiesz czemu? — zapytałem go nie przestając się uśmiechać. Białowłosy pokiwał głową na boki. — Bo już nie będziesz cofał się do dawnych rozdziałów tej książki. Będę przy tobie cały czas i razem pokonamy tę chorobę. Nie jesteś sam. Jutro przyjedzie też Dami. Poradzimy sobie.

     — Pomożesz mi? — zapytał, a ja uznałem, że sobie żartuję.

     — Oczywiście, że tak. Myśl teraz tylko o tym, aby wyzdrowieć, musisz dostrzec w sobie piękno, a prawdziwe piękno to nie wygląd. Dopiero później pomyślimy o wyprowadzce do Seulu, twojej wystawie, dobrze?

     — Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Jesteś wyjątkowy — Jiyong wtulił się w mój tors pozostawiając mnie z uchylonymi ustami i konsternacją.



***


     Dziewiętnastolatek położył się do łóżka, ale ja nie mogłem dziś z nim zostać. Tłumaczyłem, że muszę wrócić do siostry, a z samego ranka pędzić na zajęcia. Obiecałem mu jednak, że prosto z uczelni pójdę na dworzec i do niego przyjadę. Jiyong uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową dając mi do zrozumienia, że taki układ mu odpowiadał.

     Białowłosy zamknął oczy i wreszcie widziałem, że się uspokoił. Uchyliłem jego okno, aby wpuścić świeżego powietrza, a brudną koszulę poszedłem uprać ręcznie w jego wannie.

     Po tym znów wróciłem do pokoju chłopaka, w którym niedługo nie można będzie przejść. Popatrzyłem na śpiącego Jiyonga, a tuż obok niego maleńką Iye. Kotka tuliła się do swojego pana, a ten widok napawał mnie radością.

     Postanowiłem wrócić do domu i w drodze jaką musiałem pokonać pociągiem myślałem o naszej przyszłości. Tylko w wielkim mieście mogliśmy liczyć na akceptację, nie ukrywać się przed innymi. Tam czekała Jiyonga wielka sława, odnajdzie mnóstwo osób, które spojrzom na jego dzieła i je zrozumieją. Ja w wolnych chwilach, bądź nudnych zajęciach na uczelni czytałem książki o sztuce, ale zajmie mi jeszcze wiele czasu zanim zrozumiem cokolwiek.

     Kiedyś myślałem, że sztukę każdy może interpretować inaczej, ale tak nie było. Każdy niuans miał znaczenie, najmniejszy szczegół może być zauważony i odczytany. Mi w tym nawet moje głupie okulary nie pomogą.

     Jiyongssi pewnie by je tak określił.





2 listopada...





Jiyong


     Wstałem jeszcze później niż zwykle. Moje oczy kleiły się od ropy, a każda moja część ciała bolała jak nigdy. Odczuwałem bezustanne zmęczenie i aby usiąść do siadu musiałem się nieźle namęczyć.

     Spuściłem nogi na podłogę, która była cieplejsza niż moje własne stopy. Dłonie także były lodowate, spoglądając na swój naskórek miałem wrażenie, że był jakąś posypką do dania głównego... Zacząłem kaszleć, a usta zasłoniłem dłonią. Wtedy usłyszałem jak Iye zaczęła miauczeć.

     Odwróciłem się w jej stronę i ujrzałem jak moja kotka ziewała. Widok jej ostrych ząbków był uroczy, więc chciałem ją pogłaskać, ale wtedy na swojej dłoni zobaczyłem... czerwoną ciecz. Przyglądałem się jej z niepokojem, a po chwili wytarłem o koszulkę, którą i tak musiałem uprać.

     Zacząłem popołudnie od prysznica. Wykąpałem się, bo nie mogłem już znieść uczucia brudu na własnym ciele. Potem pomalowałem się delikatnie, aby nie czuć wstydu przed Seunghyunem, gdy na mnie spojrzy. Chłopak dawał mi wiele razy do zrozumienia, że jestem dla niego idealny, ale... Mi wciąż było trudno w to uwierzyć.

     Powolnym krokiem zbliżyłem się do łóżka i tam kończyłem układać swoje białe włosy. Iye ciągle wskakiwała na moje kolana i swoim zachowaniem  mnie rozśmieszała. Cieszyłem się, że była ze mną tytaj. Bez niej nie byłoby tak samo. Byłaby pustka i tylko ja wśród własnych projektów.

     Potrzebowałem tego maluszka, puchatej kulki, która była coraz większa. Wtuliłem się w jej tors i schowałem pod szyją, a Iye próbowała się ode mnie uwolnić.

     Spojrzałem nagle przed siebie i zaczęło do mnie powoli docierać, że naprawdę nie byłem sam. Miałem rodziców, Dami, Iye, Seunghyuna, może z Taeyangiem uda mi się kiedyś w pełni dogadać? Powinniśmy się spotkać we trójkę. Razem. Mój chłopak na pewno na to liczył.

     Popatrzyłem po chwili przez okno. Kolorowe liście powiewał niespokojny wiatr. Pogoda wreszcie stawała się jesienna, a tak to przez cały październik było ciepło i górował klimat późnego lata. Pogodynka ciągle nas oszukiwała, ale teraz nastanie nowy czas. Wieczory zaczynały się o wiele wcześniej. Dla mnie to było dużym plusem, bo szybciej mogłem dostrzec gwiazdy i przyglądać się im razem z moim chłopakiem.

     Wiatr nagle wzmógł się nieco bardziej, a zza uchylonego okna do mojego pokoju wleciał liść klona. Podniosłem go z ziemi i uśmiechnąłem się sam do siebie, lecz tylko na moment, bo po chwili usłyszałem kłótnię moich rodziców.

     Postanowiłem zejść na dół, bo w ich głośnej rozmowie, którą było można usłyszeć nawet u sąsiada usłyszałem własne imię.

     Zszedłem z trudem po schodach, moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a każdy ruch powodował zawroty. Nie czułem się dziś najlepiej.

     — Nie rozumiesz, że i tak z tym nic nie zrobimy?! — usłyszałem głos matki i szczerze byłem zdziowny tym jak ona się odzywała do taty. Zawsze odnosiłem wrażenie, że ona się go trochę bała.

     — Mamo? — powiedziałem, gdy tylko moje nogi ułożyłem na panelach. — Co się dzieje? — zapytałem, a mój głos był cichy i nieco zachrypnięty.

     — Skarbie...

     — To prawda? — spytał tata, a jego ton głosu był jak zwykle uniesiony, gdy tylko się do mnie zwracał.

     — O czym?

     — Rozmawiał dziś rano ze mną pan Lee. On powiedział, że... — tata przyłożył rękę do czoła.

     — Że jestem razem z Seunghyunem? — dokończyłem zdanie, którego sam nie potrafił wypowiedzieć.

     Rodzice popatrzeli na mnie z zaskoczeniem, że tak łatwo było mi wyznać słowa, które stawiały mnie oraz Seunghyuna w złym świetle. Myśleli pewnie, że byłem odważny i spokojny, ale prawdą jest to, że... Byłem tylko zmęczony.

     — Tak właśnie powiedział — odparł po dłuższej chwili milczenia.

     — To kłamstwo, prawda? — dopytała mama uśmiechając się do mnie.

     — Nie — powiedziałem. — Ja i Seunghyun staliśmy się sobie bardzo bliscy — mówiłem to bez żadnych obaw. W końcu... Chciałem, aby wiedzieli, a i tak nigdy nie mógłbym liczyć na ich wsparcie oraz zrozumienie.

     Tata włożył ręce do kieszeni swoich spodni, a mama przyłożyła dłonie do ust. Kobieta w końcu nie wytrzymała tej ciszy.

     — Masz anoreksję, a teraz jeszcze to... Jakie twoje problemy musimy jeszcze znosić? — spytała, a jej słowa spowodowały ucisk w mojej klatce piersiowej.

     Nie skomentowałem tego, bo to także było dla mnie zbyt dużym wysiłkiem. Nie chciałem z nimi o tym teraz mówić. Była już 16:20 za 10 minut Seunghyun będzie na peronie i chciałem już w końcu się z nim zobaczyć. Jednak... Musiałem usłyszeć jeszcze jeden głos.

     — Tato? — ojciec popatrzył na mnie i wyglądał tak jakbym wyrwał go z głębokich przemyśleń. — Ty nic mi nie powiesz?

     Mężczyzna wzruszył ramionami czym i mnie, a także, i własną żonę zdziwił. Jeszcze niedawno krzyczałby, próbował uderzyć, rzucił na ziemię, a teraz...? Nic?

     — Ty i tak zrobisz to, co chcesz. Nie słuchałeś nas nigdy. Dążyłeś własnymi ścieżkami, ubierałeś się i nadal ubierasz w dziwne rzeczy. Nie zmienię cię.

     — Kochanie! — mama krzyknęła na męża, a sama do mnie podeszła. — Boimy się o ciebie! — kobieta popatrzyła w moje podkrążone oczy i nie wiedziałem czego ode mnie oczekiwała. Zmiany? Tata dobrze zauważył... Zmiany nie będzie.

     — Nie chce, żebyście się o mnie bali. Chcę, żebyście w końcu powiedzieli, że coś robię dobrze. Choć ten jeden raz... — odparłem spokojnie i zacząłem iść w stronę drzwi wyjściowych.

     Otworzyłem je i swoimi błyszczącymi oczyma popatrzyłem na Dami, która w tym samym momencie sięgała za klamkę. Uśmiech siostry zniknął, gdy ujrzała moje łzy, a także gdy zlustrowała moje wychudzone ciało, którego nie byłem w stanie ukryć. Kości odstawały na moich policzkach, dłonie i palce były szczupłe oraz suche...

     — Co się stało, braciszku? — zapytała, a do mnie dopiero po opuszczeniu pomieszczenia dotarło jak duży błąd popełniłem przyznając się, że jestem z Seunghyunem.

     Spojrzałem w dół i ujrzałem listek, który ciągle miałem w swojej dłoni. Brązowy listek klona, który wpadł przez moje uchylone okno.

     — Rodzice ci powiedzą. Na pewno — odparłem i podszedłem do Dami.

     Położyłem ów listek na jej dłoni, a wtedy starsza z uchylonymi ustami dotknęła ciepłej powierzchni elementu drzewa. Dami spojrzała na mnie i pogładziła mój policzek.

     — Idziesz do niego? — zapytała.

     — Tak.

     — Pomoże ci? — pokiwałem twierdząco głową uśmiechając się do siostry, która widziała w jak bardzo złym stanie byłem.

     Dami posłała mi uśmiech i nie zatrzymywała mnie. Zszedłem po trzech schodkach i znalazłem się na chodniczku prowadzącym do furtki.

     — Jesteś osobą, która bardziej zasługuje na bycie kochanym — usłyszałem głos siostry, która stała i patrzyła jak zaczął iść do swojego chłopaka.


Seunghyun


     Wysiadłem z pociągu i od razu zadzwoniłem do Jiyonga, którego nie zauważyłem na peronie. Rozglądałem się non stop i miałem w swojej głowie same najgorsze scenariusze. Kamień spadł mi z serca, gdy chłopak jednak odebrał. Białowłosy powiedział, że skręcił w boczną uliczkę, usiąść na przystanku, na tym samym przystanku, pod którym schroniliśmy się przed deszczem.

     Nie tracąc czasu poszedłem w tamtym kierunku i po prawie 15 minutach byłem na miejscu. Zobaczyłem jak Jiyongssi siedział na wąskiej ławeczce, a gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się i z trudem z niej wstał.

     — Przepraszam... Miałem pokazać ci twój prezent — powiedziałem, podchodząc do swojego chłopaka. — Teraz jest już na to za późno.

     — Jutro też jest dzień — wyznał młodszy, który nie wyglądał najlepiej.

     — Jadłeś coś? — zapytałem, widząc nawet w bladej ciemności jego zły stan i przekrwione oczy.

     — Nie... Trudno mi było myśleć o jedzeniu, a co dopiero brać cokolwiek do ust... — wyznał.

     — Nie szkodzi. Pójdziemy do ciebie i zjesz coś, dobrze? — zapytałem, a młodszy oparł się o mnie i zgodził się na mój pomysł.

     Zaczęliśmy iść przed siebie. Wolnym krokiem. Stopa za stopą. Jiyong naprawdę wyglądał na przemęczonego i wycieńczonego... Ledwo się trzymał, więc jednym ruchem złapałem go pod kolanami i uniosłem ponad ziemię.

     Jiyong uśmiechnął się do mnie, a ja do niego i tak zamierzałem z nim iść aż do samej jego furtki prowadzącej na posesję.

     — Co to ma być za prezent? Co dla mnie masz? — zapytał, a ja nie chciałem mu tego zdradzać.

     — Nie mogę powiedzieć — wyszczerzyłem się i otarłem swój nos o jego nosek.

     — No proszę — białowłosy delikatnie uderzył mnie dłonią o klatkę piersiową.

     — Powiem ci jeśli ty mi powiesz, co dla mnie masz — postawiłem taki warunek.

     — Ty sam możesz wybrać swój prezent — wyznał, a mnie kompletnie zamurowało. Jak zwykle Jiyongssi potrafił mnie zaskoczyć.

     — Jak to?

     Młodszy uniósł swoje powieki i spojrzał mi w oczy.

     — Możesz wybrać sobie jedną rzecz z mojej kolekcji. Dowolną rzecz — powiedział, a ja zatrzymałem się w miejscu będąc niezwykle wdzięczny i szczęśliwy.

     — Naprawdę?

     — Tak, głupku — odparł, a ja pocałowałem go w czoło. — A ty? Co dla mnie masz?

     — Wiesz... Pamiętasz jak wysiadłem stację dalej? — chłopak potwierdził, że nie zapomniał o moim błędzie. — Szedłem wtedy zupełnie inną drogą i natrafiłem na małą rzeczkę. Kupiłem już takie wielkie lustro z amortyzatorami, które podtrzymają ciało człowieka. Wiedziałem też, że Dami do nas przyjedzie i pomyślałem, że mogłaby w tym malowniczym miejscu zrobić ci sesje zdjęciową. Jiyong stojący na lustrze.

     Oderwałem wzrok od ciemnego nieba, na którym jeszcze nie było żadnej gwiazdy i popatrzyłem na swojego chłopaka, którego oczy się zeszkliły.

     — Dziękuję... — wyznał i próbował powstrzymać się od płaczu. — Zrobiłeś dla mnie tak wiele... — wyznał i po chwili zaczął kaszleć.

     Otuliłem go jeszcze szczelniej, a Jiyong wtulił się mocno w mój tors. Jego dłoń zacisnęła się na mojej bluzie i chciałem go zanieść jak najszybciej do domu, aby się tylko znów nie przeziębił.

     — Już niedługo będziemy w twoim domu. Jeszcze jakieś 10 minut — powiedziałem.

     — Jestem zmęczony... — usłyszałem jak Jiyong prawie, że wyszeptał te słowa.

     Wyglądał na bardzo wycieńczonego, więc postanowiłem go nie męczyć rozmową. Szedłem przed siebie dalej trzymając chłopaka na rękach. W okolicy było głucho i ciemno. Noc nastała szybciej niż zwykle, choć tak naprawdę był dopiero wieczór. Robiło się coraz bardziej chłodno, ale Jiyong nie drżał, a więc nie było mu jeszcze aż tak zimno. Musiał wytrzymać.

     Popatrzyłem w granatowe, piękne niebo, na którym pojawiła się pierwsza gwiazda. Lśniła ona na niebie i przypomniała mi o nocach jakie spędziliśmy wspólnie na dachu obserwując to piękne zjawisko.

     — Jiyong, patrz. Ta gwiazda jest tak samo piękna jak ty — wyznałem z uśmiechem na twarzy, lecz nie usłyszałem żadnych słów ze strony chłopaka.

     Spojrzałem na białowłosego, którego oczy były zamknięte. Zwolniłem swój krok, aby móc patrzeć z uśmiechem na ustach na pięknego chłopaka, który był tylko mój. Jego pasemko opadło na czoło i chciałem je wsunąć za jego ucho, lecz nie miałem jak tego zrobić. Patrzyłem dalej na mojego idealnego chłopca, który zsunął swoją głowę w dół. Zmrużyłem oczy i poczułem lekki niepokój, gdy dolna warga chłopaka się nieco uchyliła. Przełknąłem ślinę, bo nawet jego dłoń, która szczelnie trzymała się mojej bluzy zwolniła swój uścisk.

     — Jiyongssi... Obudź się, za chwilę będziemy. Nie mogę cię wnieść tak do domu — powiedziałem, uśmiechając się nerwowo do śpiącego chłopaka, który nie zareagował na żadne moje słowo. — Jiyong?

     Na mojej twarzy malował się strach. Kucnąłem na chodniku i delikatnie ułożyłem ciało chłopaka tuż obok swojego. Był lekki jak piórko, kruchy i bezbronny. Ręka białowłosego bezwładnie opadła na ziemię, a ja szybko ją chwyciłem i przyciągnąłem do swojej klatki piersiowej.

      — Jiyong? — wypowiedziałem jego imię ponownie. — Jiyongssi... Proszę cię, otwórz oczy. Kochanie... Jiyongssi...? Jiyongssi...

     Potrząsnąłem nim delikatnie, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Trzymając chłopaka za nadgarstek nie wyczułem żadnego pulsu.

     — Jiyongssi... To ja Seunghyun. Czekam aż otworzysz oczy... Proszę... Patrz tam na niebo... Są gwiazdy, ty kochasz gwiazdy, a ja ciebie... Zostań ze mną... Jiyongssi... Błagam...

     Zacząłem łkać na środku chodnika, przytulając się do zimnego ciała chłopaka. Zrobiłem to ostrożnie i zbliżyłem swoją głowę do jego serca, którego bicia... nie usłyszałem...

     Spojrzałem ponownie na jego twarz, a kark białowłosego podtrzymywałem na ręce. Patrzyłem na niego i ułożyłem swoją dłoń na jego policzku... Wtedy zawsze się rumienił... Czemu teraz tego nie zrobił?

     — Jiyongssi... Nie... Proszę cię... Tylko nie ty... Nie ty... Jiyongssi...

     Miałem ochotę znacznie unieść swój ton, aby mój głos rozniósł się po całej okolicy, ale wiedziałem, że białowłosy nienawidził krzyku.




***

Ciekawostek będzie aż ponad 60! Nadal je chcecie?

Jutro rano bądź dziś w nocy pojawi się kolejna część

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro