...doesn't mean...
Ojciec podwiózł mnie pod ośrodek dla czubków, przynajmniej kiedyś tak myślałem o tym miejscu, ale zrozumiałem, że przychodziły tutaj osoby, które zazwyczaj nie miały wsparcia u swoich bliskich. Oczywiście było mnóstwo spraw, o których nie wiedziałem, ale jednego byłem pewien. Ja tutaj przychodziłem kompletnie na marne. Nie musiałem odbywać żadnej terapii. Czy psychoterapeuci i psychologowie nie widzieli tych wszystkich ludzi, którzy przychodzili w to miejsce? Inni mieli poważne problemy, ja byłem inny. Przecież nie narzekałem na swoje życie, wręcz przeciwnie, uwielbiałem je!
Siedząc na poczekalni wreszcie zostałem wezwany przez pannę Jung do tego samego pokoju, tak jak co tydzień. Kobieta miała upięte swoje jasne włosy w koński ogon, nałożyła tym razem beżowe spodnie oraz białą koszulę. Banalne połączenie, które wiało nudą, ale widziałem, że starsza ode mnie kobieta nieco sugerowała się moimi radami.
Usiadłem na miękkim fotelu tuż naprzeciwko swojej psychoterapeutki. Pomiędzy nami stał jedynie stolik, na którym widniało opakowanie pełne chusteczek. Ani razu ich nie użyłem i wątpię, aby kiedykolwiek się to zmieniło.
— Dzień dobry, Jiyong. Jak minął ci ten tydzień? — zapytała kobieta, zerkając w notatki, które robiła za każdym razem, gdy się spotykaliśmy.
— Muszę się pani pochwalić — oznajmiłem, czym przykułem uwagę psychoterapeutki.
— O! W takim razie słucham, co takiego się wydarzyło?
Nie mogłem powstrzymać swojego szczęścia i uśmiechnąłem się najszerzej jak tylko potrafiłem. Nachyliłem się nieco w przód i złączyłem swoje dłonie, przeplatając palce między sobą.
— Udało mi się schudnąć ten parszywy kilogram! Ważę nie 51 a 50 kilo! — mówiłem z pełną ekscytacją w głosie, ale wiedziałem, że ta informacja nie ucieszy mojej lekarki.
Psychoterapeutka zamilkła na moment i w sumie cieszyła mnie jej reakcja. Chciałem, aby doszło do niej to, że nie będzie miała władzy nad moimi wyborami. Byłem już prawie dorosły i już niedługo będę mógł całkowicie decydować o sobie.
— I jak się z tym czujesz? — spytała, patrząc mi prosto w oczy.
— A nie widać? Już od dawna tak szczerze się nie uśmiechałem! Ten kilogram był dla mnie udręką, ale już jest po wszystkim. Teraz będę mógł spojrzeć na siebie w lustrze.
— Czyli mam rozumieć, że to będzie koniec niebezpiecznego odchudzania się? Osiągnąłeś swój cel?
Pokiwałem przecząco głową.
— Jeszcze nie, ale teraz wiem, że będzie łatwiej. Już wiem w jaki sposób schudnę efektywniej.
— Mogę zapytać w jaki sposób? I ile zamierzasz jeszcze schudnąć?
— Nie mogę. Znam prawo, jeśli uzna pani, że będę w niebezpieczeństwie to będzie pani musiała poinformować moich rodziców.
— Masz rację, ale nie chciałabym robić niczego bez twojej zgody.
— Wiem — posłałem kobiecie delikatny uśmiech.
— A co z twoim tatą? Wasze relacje się jakoś polepszyły, może pogorszyły albo pozostały bez zmian?
Wróciłem wspomnieniami do naszej dzisiejszej rozmowy, która odbyła się w samochodzie, tuż przed wyjechaniem spod domu.
— Bez zmian, tak mi się wydaje — wydąłem dolną wargę, poprawiając jednocześnie swój kolczyk.
— Czyli masz jakieś wątpliwości? Dlaczego? — próbowała dopytać i uznałem, że ta informacja nie powinna mi zaszkodzić.
— To wydarzyło się dziś, zanim ojciec mnie tutaj przywiózł.
Panna Jung poprawiła się na siedzenie, a potem zarzuciła jedną nogę na drugą, wciąż uważnie mnie słuchając.
— Powiedział ci coś złego?
Zaśmiałem się pod nosem, by po chwili znów spojrzeć na kobietę i starać się być bardziej poważny.
— Tym razem nie określał mnie słowem pizda czy laluś, jak to zazwyczaj bywało. Zadał mi pytanie.
— Jakie to było pytanie?
Ponownie moje kąciki ust powędrowały w górę, a dłonie, nie wiedząc czemu zaczęły się pocić.
— Zapytał mnie... Dlaczego nie mogę być taki jak wszyscy? To zabrzmi dziwnie, ale poczułem się bardziej urażony tymi słowami niż jego poprzednimi wyzwiskami - po wyrzuceniu z siebie tego ciężaru odczułem lekką ulgę. Źle to chyba o mnie świadczyło skoro przejąłem się słowami człowieka, który nie chciał mnie zrozumieć tylko zmienić.
— Myślę, Jiyong, że to nie jest wcale dziwne. Stałeś się odporny na to, że ludzie cię nie rozumieją i po prostu przeżywają, nie mając żadnych do tego podstaw.
— Nie rozumiem. Co to ma wspólnego z tym, co powiedział mój ojciec?
— Uważam, że twoja relacja z tatą zaczyna się poprawiać, minimalnie, ale jednak — zmrużyłem swoje oczy, bacznie przyglądając się kobiecie. — Twój tata chciał usłyszeć od ciebie słowa, które pozwoliłyby mu cię zrozumieć. Nie potrafił tylko użyć odpowiednich słów.
— Może ma pani rację — zacząłem dumać nad jej słowami i właśnie w tej chwili skończył się czas naszej wizyty.
— Musimy już kończyć, Jiyong, ale za tydzień znów się zobaczymy i będziemy kontynuować ten temat, dobrze?
— Dobrze — podnieśliśmy się z foteli i otworzyłem mojej psychoterapeutce drzwi. — Do widzenia.
— Do zobaczenia.
Kierowałem się w stronę poczekalni, na której powinien być mój ojciec. Rozejrzałem się wokół, ale go tutaj nie było. Zmarszczyłem swoje brwi i włożyłem ręce do kieszeni szarej bluzy. Zwolniłem swój krok i postanowiłem zajrzeć jeszcze na sąsiedni korytarz, ale jego także tam nie było. No cóż, nie miałem innego wyboru jak zadzwonić do niego. Sięgnąłem po swój telefon i chciałem wybrać numer, ale na wyświetlaczu zauważyłem, że miałem od niego wiadomość. Nie słyszałem kiedy przyszła, ponieważ telefon musiałem mieć wyciszony podczas sesji.
Pojechałem do sklepu. Pogoda jest ładna, więc poczekaj na mnie przy parkingu.
Spojrzałem w sufit i odłożyłem komórkę do kieszeni czarnych spodni. Nie chciałem tutaj już być, co ja będę robił sam? W dodatku przy parkingu, który znajdował się obok boiska sportowego?
Może ktoś będzie miał tam jakiś sparing?
Wzruszył ramionami, pożegnałem się z recepcją główną i wyszedłem na dwór. Dzisiejsza pogoda była naprawdę piękna i mogłem w sumie z niej skorzystać. W swojej wiosce niechętnie wychodziłem z domu z tego względu, że mój tata sobie tego nie życzył. Twierdził, że sąsiedzi dziwnie się na mnie patrzą, a potem zadają mu głupie pytania, na które nie był w stanie znaleźć odpowiedzi. Mi było to obojętne. Lubiłem spędzać czas w swoim pokoju, więc nie widziałem żadnych przeszkód, aby w nim przebywać. Jedynie wieczorami nie lubiłem siedzieć zamknięty jak w klatce, więc wychodziłem przez okno i siadałem sobie na dachu patrząc w gwieździste niebo. Razem z Dami często to robiliśmy i właśnie dzięki temu uwielbiałem porę letnią. Wieczory były ciepłe i mogłem siedzieć na dachu długimi godzinami aż do momentu, w którym poczułem się naprawdę senny.
Spojrzałem przed siebie i już z daleka widziałem, że na boisku nie rozgrywał się żaden mecz, na torze nikt nie biegał, a trybuny były całkowicie puste. Tym lepiej dla mnie, mogłem sobie wybrać miejsce, które najbardziej mi odpowiadało.
Poszedłem w kierunku trybun, których plastikowe krzesełka były w kolorze białym oraz niebieskim. Były to barwy miejscowej drużyny z tego, co mówił mi ojciec. Nie bardzo mnie to obchodziło, bo kompletnie nie interesowałem się sportem. Zdecydowanie wolałem modę i wszystko, co było z nią związane.
Gdy doszedłem do furtki, która oddzielała obiekt sportowy od całej okolicy moją uwagę od razu przykuła osoba samotnie siedząca na jednym z krzesełek. Skrzywiłem swoje usta, bo widziałem tam młodego chłopaka, powiedziałbym, że byliśmy w podobnym wieku i on ważył chyba ze sto kilo! Przyglądałem mu się uważnie, mając lekko uchylone usta, aby łatwiej złapać oddech. Nieznajomy był bardzo zabawny, bo w jednej dłoni zaciskał długopis, a drugą okładał się po czole, w które uderzał małą kartką formatu A2. Włożyłem ręce do kieszeni i zacząłem iść w jego kierunku. Zszedłem po dwóch betonowych schodach, krocząc wąską alejką między rzędami krzeseł. Stanąłem tuż za chłopakiem, który od razu się odwrócił z przerażeniem, gdy tylko mnie zobaczył. Spoglądał na mnie z przymrużonymi oczyma, ponieważ promienie słoneczne padały na jego twarz. Nie mógł uporać się z blaskiem i przyłożył do czoła rękę, w której miał zaciśniętą kartkę. Od razu zerknąłem w jej kierunku i uśmiechnąłem się, wyrywając papier z jego dłoni.
— Ej, co ty wyprawiasz?! — wykrzyknął chłopak i próbował chwycić mnie za nogę, ale ja szybkim krokiem zacząłem przed nim uciekać. — Oddawaj to! — powiedział, a ja zacząłem już zbiegać na dół po schodkach.
Gdy znalazłem się na bieżni tartanowej zacząłem po niej biec jak prawdziwy lekkoatleta, tylko o wiele wolniej, ale miałem satysfakcję z tego, że nie byłem najwolniejszy. Gonił mnie ten grubasek, który za wszelką cenę chciał odzyskać kartkę, na jakiej było coś nabazgrane.
Odwróciłem głowę w bok, by zorientować się jak daleko był ode mnie tamten chłopak. Uśmiechnąłem się, bo dzieliła nas naprawdę duża odległość. Zwolniłem nieco swój bieg, aby móc lepiej przyjrzeć się słowom, jakie były napisane na kartce.
— Oddawaj, słyszysz?! — krzyknął po raz kolejny, nieznajomy, a ja nie zwróciłem na to kompletnie uwagi i zatrzymałem się w miejscu, aby przeczytać krótki fragment jaki był zapisany na białym papierze.
— Nie potrafię ci spojrzeć w twarz i powiedzieć tego, co do ciebie czuje, więc postanowiłem napisać ten krótki list. — prychnąłem pod nosem zadowolony. — Niezły z niego romantyk — powiedziałem sam do siebie i zacząłem czytać dalej. — Chciałem ci powiedzieć, że już od jakiegoś czasu mi się podobasz, nie potrafię przestać o tobie myśleć... — zawiedziony spojrzałem na kartkę, której tekst zakończył się w takim momencie.
Nagle podbiegł do mnie czarnowłosy chłopak i wyrwał mi z rąk swoją własność. Widziałem, że chciał na mnie nakrzyczeć, powiedzieć coś jeszcze, ale najpierw musiał złapać oddech po tak długim, przebytym dystansie.
Zanim jednak zdołał cokolwiek mi powiedzieć, wytknąć mój błąd jaki popełniłem to z pełną powagę odparłem:
— Naprawdę dobry wstęp — podkreśliłem.
Czarnowłosy, gdy tylko usłyszał moje słowa, z trudem się wyprostował, oddzielając swoje podparte dłonie od zgiętych w kolanach nogach. Gdy już to zrobił okazało się, że chłopak był wyższy ode mnie o kilka centymetrów, co spowodowało, że był optycznie o wiele większy, zważywszy na jego otyłą posturę.
— Naprawdę tak myślisz? — zapytał nieśmiało, co kompletnie nie pasowało mi do jego osoby.
Chłopak wydawał się być groźny, jak ochroniarz z jakiegoś lombardu, a tym czasem przemówił do mnie delikatny, uczuciowy facet. Uśmiechnąłem się do niego i złapałem za jeden róg kartki, którą czarnowłosy trzymał w dłoni.
— Tak, tylko... Ja bym dodał tutaj kilka ulepszeń, aby wyszło bardziej naturalnie. Chyba nie chcesz, żeby ta dziewczyna cię wyśmiała, co nie? — zerknąłem na jego twarz.
— Tego się właśnie obawiam — chłopak posmutniał w pewnej chwili i nagle w jednym momencie przeniósł wzrok na moją osobę. — Pomożesz mi to napisać? — zapytał tonem, niemalże błagalnym.
— Jasne, mam jeszcze trochę czasu — odparłem. — Ale najpierw będziesz mi musiał coś opowiedzieć o tej szczęściarze — wymownie zacząłem poruszać swoimi brwiami, czym rozluźniłem nieco atmosferę między mną a czarnowłosym.
Uniósł swoje kąciki ust, które gdzieś się zapodziały pod warstwą tłuszczu, lecz mimo wszystko, chłopak wyglądał uroczo.
— Oczywiście, to może... — chłopak popatrzył w kierunku krzesełek. — Usiądziemy tam? — wskazał na dwa niebieskie, plastikowe krzesła, których nie dosięgały promienie słońca.
Od razu ruszyliśmy w miejsce, które zaproponował nieznajomy, grubiutki i nieco dziwny chłopak. Usiedliśmy oboje, chowając się w cieniu i bez zbędnych ceregieli popatrzyłem w kierunku po części zapisanej kartki. Przejrzałem wzrokiem ponownie tekst jaki starał się skleić w całość czarnowłosy, a po chwili zerknąłem na jego pulchną dłoń, którą wystawił ku mnie. Popatrzyłem na nią z niesmakiem, a potem przeniosłem swój wzrok na chłopaka.
— Seunghyun — przedstawił się grubasek, którego dłoni brzydziłem się dotknąć.
Celowo patrzyłem na jego spoconą twarz, z której spływał pot. To chyba wciąż było efektem niezaplanowanego biegu po bieżni. Starałem się nie patrzeć w kierunku jego ręki, którą szybko uścisnąłem, wypowiadając przy tym swoje imię:
— Jiyong.
— Miło mi cię poznać — powiedział czarnowłosy.
Uśmiechnąłem się ukazując mu swoje zęby, aby po chwili zadać mu pytanie:
— To opowiesz mi o tej dziewczynie?
***
Pierwszy rozdział gotowy. Jak na ten moment ciężko ocenić postać Seunghyuna, ale postaram się go bardziej opisać w dalszych rozdziałach 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro