‡ are serious mental illness ‡
Seunghyun
Pierwszy raz widziałem, że mój chłopak był tak bardzo rozbity wewnątrznie. Płakał, łkał, kurczowo próbował zaciskać swoje chude paluszki na moich plecach, jakby się obawiał, że zaraz go tutaj zostawię i odejdę na zawsze. Sam nie potrafiłem wytrzymać tego stresu i emocje wzięły nade mną górę. Po moich policzkach spłynęło kilka łez, ale gdy wziąłem głęboki wdech udało mi się nieco opanować. Musiałem być teraz silny dla Jiyonga. Wspierać go, dodawać mu otuchy i być przy nim cały czas. Nie będzie teraz ani jednej chwili na przerwę, nie pozwolę na nią. Będę się z nim widywał codziennie i razem będziemy walczyć z anoreksją.
Po paru minutach mój chłopak nieco się uspokoił. Trzymając go za rękę usiadłem na metalowym krzesełku, patrząc na jego cudowną twarz. Uśmiechnąłem się do Jiyonga, a on zdołał odwzajemnić, lecz po chwili znów stał się smutny i ponury. Musiało mu być bardzo ciężko... A ja nawet nie znałem prawdziwego powodu jego cierpienia...
Jiyong zaczął pocierać kciukiem o moją zewnętrzną część dłoni.
— Połóż się obok mnie — szepnął, unosząc swoje powieki tak, aby spojrzeć mi prosto w oczy.
Zaśmiałem się i spuściłem na moment swoją głowę w dół.
— Nie mogę, bo zarwie się pod moim ciężarem — zażartowałem, czym ponownie rozchmurzyłem mojego chłopaka.
Białowłosy leżał na łóżku i wyglądał tak jakby za chwilę miał zasnąć... Obawiałem się tej chwili. Wiedziałem, że musiał on odpoczywać, ale... Miałem ogromne obawy, że jak zaśnie to już się nie obudzi. Nie wiedziałem czy mój umysł pozwalał mi w ogóle na takie myśli, ale nic nie mogłem z tym zrobić.
Zapatrzyłem się na nasze dłonie, które były złączone ze sobą w lekkim uścisku. Przyglądałem się jak duża różnica panowała między naszymi ciałami. W życiu wiele razy słyszałem o anoreksji, ale dopiero teraz zacząłem sobie zdawać z tego czym była ta choroba.
Spojrzałem ponownie na twarz Jiyonga, a jego oczy znów wypełniły łzy. Usta białowłosego drżały, ale mimo tych problemów zdołał wymówić kolejne zdania.
— Ja tak bardzo kochałem życie... A tak bardzo nienawidziłem siebie — twarz chłopaka zaczęła się marszczyć w okolicach smukłego noska i ponownie młodszy zapłakał. Widząc jego słabość położyłem swoją drugą dłoń na jego ręce i w taki sposób chciałem mu okazać ciepło. — Nie chce umierać... — szepnął i mocno zacisnął swoje oczy, zza których powiek popłynęło mnóstwo łez.
Zszokowany jego obawą uniosłem swoje brwi w górę i szybko musiałem zareagować.
— Nie umrzesz. Nie pozwolę ci na to, Jiyongssi!
Moje słowa jednak nie wniosły zbyt wiele.
— Nienawidzę siebie... — kiwał głową na boki, mówiąc łamiącym się głosem. — Za to, że... Cokolwiek bym nie zrobił, jakkolwiek bym się nie starał, to i tak nic mi nie wychodzi. Każdemu zawadzam... Rodzice nie potrafią mnie zrozumieć... Jestem, byłem i będę nikim.
— Przestań — miałem ochotę krzyknąć, ale wiedziałem, że Jiyong tego nienawidził. — Będziemy się obydwoje starać o to, aby było lepiej. Najpierw pozbędziemy się tej choroby, a później wyjedziemy do Seulu, tak jak o tym marzyłeś. We dwójkę łatwiej będzie nam się utrzymać. Ja będę pracował, a ty tworzył obrazy, plakaty, cokolwiek chcesz, a ja będę się tobą opiekował — Jiyong uśmiechnął się i pociągnął noskiem, a ja znalazłem wreszcie moment, w którym mogłem go o coś zapytać. Spojrzałem w brązowe oczy swojego chłopaka i wypowiadałem kolejno zdania żałując, że nie zrobiłem tego dużo wcześniej. — Nigdy nie zapytałem jak naprawdę się czujesz we własnym ciele. Nie pytałem o powód twojego odchudzania... Od czego to się zaczęło, Jiyongssi? Czemu to robisz?
Białowłosy od razu posmutniał i chciał uciec ode mnie wzrokiem, lecz po kilku chwilach namysłu mi zaufał, dzieląc się ze mną swoją przeszłością.
— To zaczęło się w liceum. W sensie... Moje odchudzanie. Wcześniej nie było ono aż tak ekstremalne jak teraz, a zaczęło się od tego, że mój kuzyn powiedział, że jestem gruby... — Jiyong spuścił swoją głowę przypominając sobie zapewnie to jak kiedyś wyglądał. Nie znałem go długo, ale wątpię, że był kiedyś otyły.
— Ile wtedy ważyłeś? Gdy ci o tym powiedział? — postanowiłem zapytać, bo skoro było źle to chłopak spalił zapewne każde zdjęcia, na których wyglądał grubo.
Białowłosy przełknął ślinę i wstydząc się, odparł:
— 57 kilo.
— Ile...?
Myślałem, że się przesłyszałem, ale tak nie było. Waga Jiyonga była prawidłowa, a jedno głupie słowo sprawiło, że zaczął walkę na śmierć i życie... Mógł sobie zrobić ogromną krzywdę... Już sobie ją wyrządził... Tak niewiele było trzeba, aby popaść w skrajną obsesję?
— W tamtej chwili w mojej głowie zacząłem słyszeć głos, który mi podpowiadał, że jestem gruby. Zacząłem sobie zadawać pytanie: Dlaczego mam zaakceptować siebie skoro wiem, że mogę wyglądać jeszcze lepiej?
— Nikt nigdy więcej ci nie powie takich rzeczy — powiedziałem stanowczo, myśląc o kuzynie Jiyonga, którego nigdy w życiu nie spotkałem.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i okazało się, że ma mi coś jeszcze do powiedzenia.
— Uświadomiłem sobie, że mogę być chudszy. Każdy kilogram mniej sprawiał, że stawałem się coraz bardziej szczęśliwy. Po co miałem przestawać się odchudzać skoro czułem się dobrze? Udawało mi się to bez żadnych konsekwencji. To trochę jak... ściąganie na sprawdzianie. Raz się uda, więc może udać się po raz kolejny.
W jednej chwili chłopak przestał płakać i podał mi także swoją drugą dłoń, którą podtrzymywałem.
— Nie wiem co bym zrobił... Gdybyś mnie zostawił... — wyznał, patrząc mi prosto w oczy.
— Nigdy tego nie zrobię. Obiecuję — zadeklarowałem, będąc pewien, że Jiyong to ten jedyny. Nikogo więcej nie chciałem.
— Nie wiem czy to dobrze... — chłopak nagle zwolnił swój uścisk i położył swoje dłonie na materiale kołdry.
— Co? — to pytanie niekontrolowanie wyrwało się z moich ust.
Spojrzałem na Jiyonga, który przekręcił swoją głowę w bok i patrzył na sąsiedni budynek jaki był za oknem. Widok zasłaniał mu nieco stojak, na której wisiała kroplówka.
Zacisnąłem swoje dłonie na krawędzi krzesełka i z obawą czekałem na kolejne jego słowa, których nie potrafiłem przewidzieć.
— Stałem się zależny — Jiyong nadal patrzył w okno i nie raczył nawet powiedzieć mi tego wszystkiego w twarz. — A byłem niezależny od zawsze — wyznał to w taki sposób jakby tęsknił za dawnymi czasami. Za czasami... w których nie było mnie w jego życiu.
Po dłużej chwili ciszy, w której można było jedynie usłyszeć dźwięk nerwowo połykanej przeze mnie śliny, odważyłem się, aby zadać mu nurtujące mnie pytanie:
— Żałujesz, że się spotykamy?
— Nie wiem — chłopak odpowiedział przecierając swoją twarz. — Jestem zmęczony, Seunghyun. Położę się spać — wyznał, a ja postanowiłem dać mu wypocząć.
Chłopak zamknął swoje oczy, lecz tylko na chwilę, bo nagle do sali wbiegła Dami.
— Jiyong... — powiedziała, będąc cała we łzach. Usiadła prędko na krawędzi łóżka i zaczęła głaskać chłopaka swoimi dłońmi. — Będzie dobrze... O nic się nie martw, ok? Zobacz — kobieta wyciągnęła jakiś plakat ze swojej torebki i pokazała go bratu. — W Seulu odbędzie się Bal artystów. Lata 20... Lubisz je... — kobieta mówiła do brata pospiesznie, jakby ktoś ją miał zaraz odciągnąć od jego łóżka.
— Cieszę się, że przyszłaś — Jiyong dotknął jej twarzy i otarł pojedynczą łzę kobiety.
Tylko tyle odpowiedział, a potem położył się spać.
Dwa tygodnie później...
Jiyong
Ze szpitala wypisano mnie wczoraj. Seunghyun, Dami, moi rodzice, a także Youngbae odwiedzali mnie w każdej wolnej chwili. Opiekował się mną przyjazny personel, który pomógł mi zrozumieć w jak krytycznym stanie się znalazłem. Dietetyk rozpisał mi specjalną dietę, która składała się z produktów roślinnych zawierających dużo żelaza oraz białka. Myślałem, że będzie kazał mi się żywić w fastfoodach, ale na szczęście nie. Posiłki wyglądały naprawdę dobrze.
Mama zrobiła mi obiad, na który zaprosiłem także Seunghyun. Gotowe posiłki zanieśliśmy do mojego pokoju, w którym spędzaliśmy wspólnie czas.
Dami musiała wrócić do swojego domu w Seulu, ponieważ Seojoon na to nalegał. Moja siostra tego nie chciała, ale powiedziałem jej, że skoro miałem przy sobie Seunghyuna to jakoś dam radę. Czarnowłosa zaufała naszej dwójce i wyjechała, żeby poukładać swoje życie. Nie mogła przecież non stop się mną opiekować jak maleńkim dzieckiem.
Siedzieliśmy na łóżku, a Iye próbowała dostać się do mojego talerza. Seunghyun cały czas ją przeganiał od gotowanej ryby na parze.
— Jedz Jiyong, bo ta mała terrorystka zrobi zamach na twoje jedzenie — powiedział starszy, a ja zaśmiałem się łapiąc pałeczką drobny kawałek dorsza.
Uniosłem białe mięso na wysokość swoich warg i już prawie włożyłem je do ust, lecz ponownie dostałem jadłowstrętu...
Odłożyłem pałeczki na talerzyk i zasłoniłem swoją twarz dłońmi.
Seunghyun położył kotkę na łóżku i od razu chwycił mnie za nadgarstki, aby tylko spojrzeć mi w oczy.
— Jiyongssi nie poddawaj się. Wiem, że jest ci ciężko, ale pamiętaj damy radę. Pomogę ci.
Student chwycił za metalowe pałeczki i wziął kawałek ryby. Patrzyłem na niego przez dłuższy czas, a czując dodatkowo wzrok Seunghyuna na sobie postanowiłem się przełamać i zrobić to dla niego, a także dla siebie.
Poczułem na podniebieniu smak ryby, który w jednej chwili rozprzestrzenił się w moich ustach powodując eksplozję smaków. Wszystko było takie wyraziste. Każda przyprawa, dodatek soli i mięso dorsza. Nie pamiętam kiedy poczułem taką radość ze zjedzenia czegokolwiek.
Przełknąłem małą porcję i uśmiechnąłem się w stronę chłopaka.
— Jestem z ciebie dumny — wyznał i dotknął palcem mojego noska. — Wszystko małymi krokami — odparł i chciał dać mi do ust kolejną porcję.
Odsunąłem jednak od siebie pałeczki i przyciągnąłem chłopaka do siebie łapiąc go za koszulkę. Złączyłem nasze usta i zacząłem się ostrożnie kłaść na pościeli tak, aby nie wylądować ręką w talerzu. Seunghyun położył się na mnie, lecz w pewnej chwili przerwał pocałunki.
— Nie teraz, kochanie, musisz zjeść — powiedział, odgarniając moją ciut przydługą grzywkę na boki.
— Za chwilę to zrobię — utwierdziłem go w tym i znów pocałowałem.
Tęskniłem za jego ustami, dotykiem oraz jego ciałem. Seunghyun przeniósł swoje pocałunki na moją szyję.
— Zastosuje na panu muzykoterapię — odparł muskając moją skórę, a każdy jego dotyk powodował dreszcze. — Kompletnie nie wiem na czym ona polega, ale będzie miał pan jedyny w swoim rodzaju zabieg.
— Mhm~
Zacisnąłem swoje wargi i przymknąłem oczy, gdy Seunghyun zbliżył swoje usta do mojego ucha zaczynając mi cichutko śpiewać:
— Zawsze o tobie marze, gdy widzę twoje tatuaże — student pocałował mnie w usta, a ja otworzyłem swoje powieki, aby popatrzeć na niego rozmarzonym wzrokiem.
Szykowałem się na kolejny pocałunek, ale wtedy między naszymi wargami Seunghyun położył dłoń.
— A teraz wracamy do jedzenia — szepnął, podnosząc się z mojego ciała.
***
Zakończenie już niebawem^^ oj, trudno będzie mi się pożegnać z tym ff... Naprawdę... Z rozdziałem na rozdział jest mi coraz bardziej przykro :((
Jeśli chodzi o ciekawostki po epilogu to uprzedzam, że będą tak długie jak niektóre rozdziały... M a s a k r a!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro