Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2U

Po raz kolejny ze snu wyrywa mnie jakieś dziwne uczucie. Gwałtownie otwieram oczy, by sekundę później je zamknąć. Jest za jasno. Niechętnie przewracam się na drugi bok i widzę burzę kręconych włosów, które porozrzucane są na mojej poduszce. Kiedyś ten widok przyprawiał mnie o szybsze bicie serca i szeroki uśmiech. Teraz nie czuję nic. Zamykam oczy i pamięcią wracam do tego, gdy ktoś inny leżał w tym łóżku, obok mnie. Ktoś, kto budził mnie delikatnym dotykiem, i wpatrywał się niemal z czcią. Przyciągam kołdrę do twarzy i wciąż czuję jego zapach.

- Co robisz? - Dochodzi do mnie głos chłopaka, który najwyraźniej się przebudził.

- Nic – odpowiadam, nawet nie otwierając oczu.

- Wyglądało to tak, jakbyś wąchała kołdrę – parska – jeszcze nie wytrzeźwiałaś? - Pyta, a ja zaciskam pięści na kołdrze.

Chris nigdy się tak do mnie nie odezwał. Gdy budziłam się po naszych całonocnych imprezach, zawsze na szafce stała butelka wody i dwie tabletki. Podczas gdy ja próbowałam stanąć na nogi, on przygotowywał śniadanie w fartuszku mojej mamy. Gdyby tylko wiedziała, że Chris upodobał sobie gotowanie nago, a jej fartuch był jego jedynym okryciem, to z pewnością by go spaliła. Wkładałam jego koszulkę i z wielkim trudem pokonywałam schody, by dostać się do kuchni, skąd dochodziły fantastyczne zapachy. Chłopak nucił pod nosem jakąś piosenkę Biebera i smarował tosty masłem orzechowym. Dopiero teraz dociera do mnie, jak strasznie lubiłam ten widok. Jak kochałam tamte poranki. Chociaż pękała mi głowa, a ja czułam się jak wrak, Chris potrafił poprawić mi humor.

- Wyspałaś się? - Pyta, uśmiechając się do mnie.

- Chrapałeś – odpowiadam, chociaż to wcale nie jest prawdą.

- Nie kłam – parska. - ja nie chrapię. Boli cię głowa? - Patrzy na mnie uważne.

- Trochę – wzruszam ramionami i widzę, że na talerzu leży kilka tostów z ketchupem. Uśmiecham się do siebie, bo nawet moja mama zapomina, że właśnie to jest moim ulubionym śniadaniem.

- Zjedz coś – rzuca, po czym wraca do smarowania swoich tostów. - O której mamy być na imprezie Sany?

- Wieczorem – odpowiadam, wgryzając się w swojego tosta.

- Jesteś bardzo precyzyjna – przewraca oczyma, ale mimo wszystko podchodzi do mnie i skrada pocałunek. - Smacznego dziewczyno – puszcza do mnie oko.

- Nie jestem twoją dziewczyną Chris – kręcę głową, a on tylko wybucha śmiechem.

- Jeszcze.

- Eva! - Z rozmyślań wyrywa mnie krzyk Jonasa. - Co się z tobą dzieje? - Patrzy na mnie z rozdrażnieniem.

- Nic – kręcę głową i odwracam się do niego plecami.

- Masz okres czy co? - Słyszę i tracę cierpliwość.

- To nie ma sensu! - Krzyczę, siadając na łóżku.

- O co ci chodzi? - Chłopak idzie w moje ślady.

- My! - Krzyczę, zrywając się z łóżka. Wpatruję się w chłopaka, który tylko kręci głową.

- Znowu to samo – przewraca oczyma.

- I za każdym razem będzie to samo Jonas! - Krzyczę. - Bo mogą mijać lata, a my wciąż będziemy tacy sami. Nie nadajemy się do związku. Nie ze sobą – pokazuję na nas palcami.

- A z kim? - Patrzy na mnie z rozdrażnieniem. - Myślisz, że z Chrisem byłoby inaczej? - Parska. - Na imprezie Sany pokazał, na co go stać – kręci głową, a ja mam ochotę go uderzyć.

- Nie znasz go – kręcę głową.

- Masz rację i nawet nie chcę go znać – parska. - Byłaś dla niego tylko zabawką Eva – rzuca. - A gdy się znudził, poszedł do innej, na twoich oczach. Kiedy ty to zrozumiesz, że ludzie się nie zmieniają? - Spojrzał na mnie z politowaniem.

- Masz rację – kręcę głową – w ogóle się nie zmieniłeś. Wciąż zdradzasz swoje dziewczyny i oceniasz innych, za kogo ty się uważasz, co?

- Sama tego chciałaś Eva! To ty do mnie przyszłaś!

- Bo chciałam porozmawiać! Potrzebowałam przyjaciela.

- Wmawiaj to sobie – parska.

- Z nami koniec – mówię, najspokojniej jak tylko potrafię.

- Co?

- Z nami koniec Jonas. Raz na zawsze – kręcę głową – ubierz się i wyjdź – rzucam, po czym kieruję się do łazienki.

Piętnaście minut później mój pokój jest pusty. Siadam przy stole i uważnie wpatruję się w kalendarz. Dzisiejsza data jest w kółku, co sprawia, że moje serce zaczyna bić szybciej. Podchodzę do lustra i zaczynam się malować. Przebieram się w miarę wyjściowe ubrania i wychodzę z domu. Siedząc w autobusie, próbuję pozbierać myśli, ale nie bardzo mi to wychodzi. Gdy dojeżdżam na miejsce, czuję mały atak paniki, który jednak ignoruję. Wchodzę do pomieszczenia i dostrzegam kilka znajomych twarzy. Ładna blondynka uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam ten gest. Przestępuję z nogi na nogi, czując, jak pot spływa mi po plecach. Chwilę później korytarz dworca wypełnia się śmiechem i głośnymi rozmowami. Widzę grupkę mężczyzn w mundurach, którzy żwawo ze sobą rozmawiają. Nagle świat staje w miejscu. Wpatruję się w chłopaka, którego włosy są krótsze, niż zapamiętałam. Jeszcze mnie nie zauważył, co daje mi możliwość ucieczki, ale nie dzisiaj. Jestem już zmęczona uciekaniem. Kieruję się wprost na niego, by po chwili po prostu rzucić się mu na szyję. Dopiero teraz mnie zauważa i słyszę, jak coś do mnie mówi.

- Eva? - Patrzy na mnie z niedowierzaniem. - Co ty tutaj robisz?

- Przyjechałam po ciebie, jak zawsze – uśmiecham się do niego.

Wyraz jego twarzy się zmienia, a do mnie dociera, że właśnie popełniłam największy błąd w swoim życiu. A co, jeśli Chris jest z Emmą? Co, jeśli to ona gdzieś na niego czeka? Co, jeśli to ją chciał zobaczyć, a nie mnie? Czuję, jak ściska mi się gardło. Odsuwam się od niego i spuszczam wzrok.

- Zaraz sobie pójdę – wzruszam ramionami. Przez chwilę mi nie odpowiada, a ja czuję, jak zaczynają piec mnie oczy. Odwracam się, nie mogąc na niego spojrzeć. Na co ja liczyłam?

Kieruję się przed siebie, zaciskając pięści, jednocześnie walcząc z łzami, które mimo wszystko jakoś lądują na moich policzkach.

- Eva! - Słyszę za sobą, ale nie dam rady się odwrócić.

Chwilę później oplatają mnie jego ramiona, a ja czuję się jak w domu.

- Cieszę się, że przyszłaś – szepce, a ciarki przechodzą po moim ciele.

- Cieszę się, że przyjechałeś – mówię, gdy chłopak się ode mnie odsuwa.

- Co się stało? - Patrzy na mnie uważnie, po czym ściera moje łzy.

- Myślałam, że czekasz na kogoś innego – mówię, wpatrując się w podłogę.

- Kiedy chodzi o ciebie, proszę, nie bądź ślepa – przyciąga mnie do siebie – patrz, jak mówię prosto z mojego serca – uśmiecha się do mnie, po czym mnie całuje. - Przepraszam za to, co zrobiłem na imprezie Sany – dodaje ciszej, ale na tyle głośno, bym go usłyszała.

- Nie przegap miłości i nie żałuj jej – mówię, gładząc jego policzki.

- Cytujesz piosenkę Biebera? - Uśmiecha się do mnie.

- Tak – potakuję i wybucham śmiechem.

- Z każdym oddechem, który biorę, chcę, żebyś dzieliła ze mną to powietrze – dodaje, puszczając do mnie oko.

- Miałam popieprzony sen, wiesz? - Mówię, uśmiechając się do niego.

- Jaki? - Oblizuje usta.

- Przyjechałam na dworzec, bo chciałam kupić gazetę, której już nie było w kiosku obok mnie – uśmiecham się do niego. - Przekroczyłam próg budynku i nagle do mnie coś dotarło. Że nie wzięłam pieniędzy – wybucham śmiechem. - Jak mam kupić gazetę, bez pieniędzy? - Patrzę na niego z rozbawieniem. - Stanęłam na środku dworca, jak jakaś idiotka i liczyłam drobne, które miałam. Nagle ktoś mnie popchnął i wszystkie moje oszczędności wylądowały na podłodze. Przeklinałam w duchu tego pajaca. Zaczęłam zbierać pieniądze, czując się jak idiotka. Aż nagle, ktoś kucnął obok mnie – uśmiecham się. - Chłopak zażartował, że dopiero przyszedł, a ja już jestem na kolanach – kręcę głową. - To był najgorszy komentarz, jaki usłyszałam, ale potem podniosłam do góry wzrok i zobaczyłam, że to ty jesteś tym chłopakiem. Pomyślałam, wow, Schistad się nie zmienił – parska. - Ale wtedy ty wyciągnąłeś ze swojej torby gazetę, po którą przyjechałam i bez niczego mi ją dałeś.

- I? - Patrzy na mnie ze zdezorientowaniem.

- I wtedy do mnie dotarło, że znasz mnie jak nikt – kręcę głową. - Że zawsze jesteś w pobliżu i mogę się do ciebie zwrócić. Że ci zależy – na chwilę przerywam. - I wtedy do mnie dotarło, że chcę, żebyś myślał o mnie tak samo. Chcę przy tobie być, chcę dawać ci gazetę i masować ci dłonie, na których masz pełno ran od tego przeklętego wojska Chris. Chcę z tobą być, bo to jest właściwe. Chcę być twoją dziewczyną. Teraz.

- Teraz? - Powtarza za mną z uśmiechem.

- Tak – potakuję i nie czekając na jego odpowiedź, całuję go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro