6
Wtedy zobaczyli że wokół jego nóg owinął się sznur samozaciągający. Padł jak długi na ziemię. Od razu spróbował się uwolnić. Ale w tej samej chwili z drzew wybiegli inni ludzie z nożami w rękach.
Gil i Jas szybko schowali się za krzakami zanim tamci ich zobaczyli. Leżali płasko i patrzyli przez gałązki na zaistniałą sytuację. Bali się oddychać.
Ludzie uzbrojeni w noże chyba ich nie zauważyli. Byli skupieni na leżącym mężczyźnie. Otoczyli go. Jeden z nich obrócił go na plecy i skierował koniec noża na jego pierś.
- Co teraz panowie? Zabić czy zostawić?
- Zostaw!- krzyknął ktoś- Król z pewnością będzie chciał sam go zabić!
- To jest myśl! Dobra! Nie traćmy czasu! Załadować go na konia!
Po chwili oddział zbrojnych, jeśli tak można by go nazwać, ruszył w drogę powrotną. Dwójka przyjaciół leżała bez ruchu jeszcze przez kilka chwil. Potem Gilan wyszeptał:
- Co teraz?
- Wiem kto to jest.
- Ten więzień?
- Nie. Ci ludzie. Oni mówią takim samym akcentem jak ja i jadą na zachód. Napewno są hibernijczykami.
- To co robimy?
- Jak to co? Jedziemy do Hiberni! A przy okazji warto by było uratować tego człowieka!
- C-co...?
- Wsiadaj na konia!
Wskoczyła sprawnie na Bonfire, na której jeździła już jakiś czas.
- Ale przecież to szaleństwo!
- No jasne!
I ruszyła galopem nie czekając na przyjaciela. Po chwili rycerz ją dogonił.
- Co ty robisz?!? Chcesz nas zabić?!?
- Nie. Albo tak. Trudno stwierdzić. Ale jak jechałeś do Galii to tak nie myślałeś, prawda?
- No...nie. Ale to nie zmienia faktu że...!
- To tylko Hibernia...spokojnie. Jakby co to będę cię bronić.
- Ale to ja mam miecz! A ty tylko nóż!
- No właśnie! To co się martwisz? Powinieneś się czuć pewnie mając przy boku miecz.
- Ale...no dobra. Krótka przejażdżka. A z tą misją ratunkową to się troszkę zastanowimy.
- Mi tam pasuje.
***
Jechali śledząc karawanę zbrojnych. W pewnym momencie Gilan się zatrzymał.
- Jesteśmy już na pograniczu. Czuję zapach morza.
- Super! Tym lepiej!
- Jesteś pewna że jedziemy dalej?
- Posłuchaj. Jak na razie jesteśmy w Araluenie, na ziemi. Co mam zrobić jak będziemy musieli płynąć statkiem do Hibernii???
- Yyy...Co planujesz?
- Jeszcze nie wiem. Musisz mi pomóc.
- Zawsze i wszędzie, królewno.
Jas rzuciła mu lodowate spojrzenie.
- No co? To tak fajnie brzmi...
- Czyli jestem dla ciebie przemądrzałą szaloną królewną? Dzięki.
- Nie! Jesteś...królewną.
- Yhym. I zabrzmiało to bardzo przekonująco.
- No dobra. Jedźmy dalej bo zaraz nam uciekną.
Znaleźli się nad brzegiem morza. Lądu po drugiej stronie nie było widać. Zatrzymali się nieco z boku obserwując hibernijczyków.
- To jak?
- Oni mają łódkę.
- A my nie?
- A my nie.
- To co robimy, panno Night?
- Jeszcze raz nazwiesz mnie nie po imieniu i oberwiesz!-wysyczała Jas
- Dobra, dobra. Nie ma czasu na kłotnie.
- Pilnuj koni. Ja idę się zapytać okolicznych ludzi o łódkę.
- Dobra.
Jasmine ruszyła w dół zbocza. Obeszła prawie całą nadbrzeżną wioskę. Dopiero w ostatnim domu ktoś się zgodził na przewóz ale tylko ludzi.
- Konie musicie zostawić-powiedział
- Naprawdę? Nawet za dopłatą?
- Nie. Moja łódka nie wytrzyma. Zostają albo nie płynę.
- Dobra. Zostaną.
Potem chodziła po domach by ktoś mógł je przetrzymać. W końcu ktoś się zgodził. Po zapłacie zaczęli płynąć przez morze. Godzinę temu wypłynęła łódka z więźniem więc mieli niezły czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro