Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Wtedy zobaczyli że wokół jego nóg owinął się sznur samozaciągający. Padł jak długi na ziemię. Od razu spróbował się uwolnić. Ale w tej samej chwili z drzew wybiegli inni ludzie z nożami w rękach.
Gil i Jas szybko schowali się za krzakami zanim tamci ich zobaczyli. Leżali płasko i patrzyli przez gałązki na zaistniałą sytuację. Bali się oddychać.
Ludzie uzbrojeni w noże chyba ich nie zauważyli. Byli skupieni na leżącym mężczyźnie. Otoczyli go. Jeden z nich obrócił go na plecy i skierował koniec noża na jego pierś.
- Co teraz panowie? Zabić czy zostawić?
- Zostaw!- krzyknął ktoś- Król z pewnością będzie chciał sam go zabić!
- To jest myśl! Dobra! Nie traćmy czasu! Załadować go na konia!
Po chwili oddział zbrojnych, jeśli tak można by go nazwać, ruszył w drogę powrotną. Dwójka przyjaciół leżała bez ruchu jeszcze przez kilka chwil. Potem Gilan wyszeptał:
- Co teraz?
- Wiem kto to jest.
- Ten więzień?
- Nie. Ci ludzie. Oni mówią takim samym akcentem jak ja i jadą na zachód. Napewno są hibernijczykami.
- To co robimy?
- Jak to co? Jedziemy do Hiberni! A przy okazji warto by było uratować tego człowieka!
- C-co...?
- Wsiadaj na konia!
Wskoczyła sprawnie na Bonfire, na której jeździła już jakiś czas.
- Ale przecież to szaleństwo!
- No jasne!
I ruszyła galopem nie czekając na przyjaciela. Po chwili rycerz ją dogonił.
- Co ty robisz?!? Chcesz nas zabić?!?
- Nie. Albo tak. Trudno stwierdzić. Ale jak jechałeś do Galii to tak nie myślałeś, prawda?
- No...nie. Ale to nie zmienia faktu że...!
- To tylko Hibernia...spokojnie. Jakby co to będę cię bronić.
- Ale to ja mam miecz! A ty tylko nóż!
- No właśnie! To co się martwisz? Powinieneś się czuć pewnie mając przy boku miecz.
- Ale...no dobra. Krótka przejażdżka. A z tą misją ratunkową to się troszkę zastanowimy.
- Mi tam pasuje.
***
Jechali śledząc karawanę zbrojnych. W pewnym momencie Gilan się zatrzymał.
- Jesteśmy już na pograniczu. Czuję zapach morza.
- Super! Tym lepiej!
- Jesteś pewna że jedziemy dalej?
- Posłuchaj. Jak na razie jesteśmy w Araluenie, na ziemi. Co mam zrobić jak będziemy musieli płynąć statkiem do Hibernii???
- Yyy...Co planujesz?
- Jeszcze nie wiem. Musisz mi pomóc.
- Zawsze i wszędzie, królewno.
Jas rzuciła mu lodowate spojrzenie.
- No co? To tak fajnie brzmi...
- Czyli jestem dla ciebie przemądrzałą szaloną królewną? Dzięki.
- Nie! Jesteś...królewną.
- Yhym. I zabrzmiało to bardzo przekonująco.
- No dobra. Jedźmy dalej bo zaraz nam uciekną.
Znaleźli się nad brzegiem morza. Lądu po drugiej stronie nie było widać. Zatrzymali się nieco z boku obserwując hibernijczyków.
- To jak?
- Oni mają łódkę.
- A my nie?
- A my nie.
- To co robimy, panno Night?
- Jeszcze raz nazwiesz mnie nie po imieniu i oberwiesz!-wysyczała Jas
- Dobra, dobra. Nie ma czasu na kłotnie.
- Pilnuj koni. Ja idę się zapytać okolicznych ludzi o łódkę.
- Dobra.
Jasmine ruszyła w dół zbocza. Obeszła prawie całą nadbrzeżną wioskę. Dopiero w ostatnim domu ktoś się zgodził na przewóz ale tylko ludzi.
- Konie musicie zostawić-powiedział
- Naprawdę? Nawet za dopłatą?
- Nie. Moja łódka nie wytrzyma. Zostają albo nie płynę.
- Dobra. Zostaną.
Potem chodziła po domach by ktoś mógł je przetrzymać. W końcu ktoś się zgodził. Po zapłacie zaczęli płynąć przez morze. Godzinę temu wypłynęła łódka z więźniem więc mieli niezły czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro