5
Jednak Gilan nie skierował się do zamku. Skręcił w lewo i podjechał do jednego z domków.
- To mój dom. Wejdźmy do środka-rycerz zeskoczył z konia
Jas, przyzwyczajona do konia, też zeskoczyła chociaż nie tak sprawnie jak jej przyjaciel. Gilan chwycił wodze dwóch wierzchowców i przywiązał je do barierki.
Weszli do środka. Przez chwilę nikogo nie było jednak chwilę później z pokoju wyszedł jakiś mężczyzna. Już po wyglądzie można było poznać że jest on ojcem Gilana. Te same niebieskie oczy i blond włosy.
- Gilan! Gdzie ty byłeś?
- Chciałem gdzieś pojechać.
- Aha. A gdzie dokładnie?
- Do Galii.
- No dobrze że nie do Skandi!!!
- No...niby tak...ale ogólnie...
- Coś nie pykło?
- No tak...bo...
- Złapali cię.
- Tak i...
- I ona ci pomogła?
Gilan spojrzał zdziwiony na swojego ojca.
- Na zwiadowcę byś się nie nadawał-mruknął tata Gilana
- No pewnie nie. Dlatego jestem rycerzem.
- Koniec tematu. Dziękuję ci bardzo za uratowanie życia mojego nieodpowiedzialnego syna- zwrócił się do Jasmine
- Proszę. Chociaż nie za bardzo wiedziałam co wtedy robię...
- A jak ty to zrobiłaś?
- Ty było genialne!- wtrącił się Gilan- Już miałem zostać ścięty kiedy nagle....
- Rzuciłam w kata nożem.
- Nożem?!?-zdziwił się ojciec Gilana
- Tak. Nożem.
- No tego się nie spodziewałem. Ale jakim nożem?
- Tym- Jas wyjęła nóż z pochwy
- Nie jest przeznaczony do rzucania.
- Tak ale ja nauczyłam się nim ciskać. Od małego to trenuję.
- Nieźle...a powiedz mi, czy ty faktycznie mówisz z lekkim hibernijskim akcentem?
- Tak ale staram się to ukryć. Gilan też to zauważył.
- No właśnie. Jesteś z Hibernii?
- Tak ale wyemigrowałam do Galii. Znaczy się, tam się urodziłam ale moi rodzice są hibernijczykami.
- No tak. A mogę wiedzieć jak masz na imię?
- Nazywam się Jasmine Night.
- Witaj, Jasmine.
- Od ilu lat tu mieszkacie?
- Od niedawna. Przedtem mieszkaliśmy w Caraway.
- Aha. To jeszcze jedno lenno, tak?
- Tak. Bardziej na wschodzie.
- Dobrze. To ja już może...pójdę...
- Tato! Ona nie ma gdzie mieszkać! Przecież może do czasu zamieszkać u nas!
- Dobrze. Możemy cię przyjąć ale za niedługo znajdziesz swój dom.
- Oczywiście. Dziękuję.
****
Czas leciał im szybko. Jakiś czas temu Jas przeniosła się do zamku za zgodą barona Aralda. Jednak codziennie odwiedzała Gilana i chodziła z nim po okolicznych lasach.
Dzisiaj wybrali się z samego rana na wycieczkę trochę dalej na zachód. Planowali dojechać na koniach aż nad morze z którym lenno graniczyło. Jechali spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. Rozmawiali o różnych sprawach. Gilan troszkę się znał na Hibernii więc pomógł dziewczynie ustalić swoje pochodzenie.
- Pamiętasz jak nazywało się królestwo z którego pochodziłaś?
- Yyy...rodzice mi kiedyś to mówili ale to było bardzo dawno temu...chyba... C...Clo...
- Clonmel?
- Tak! Dokładnie tak!
- Słyszałem o tym królestwie tylko z nazwy.
- Aha. A ja wiem chyba mniej od ciebie.
- Bez przesady...jesteś pewna że stamtąd pochodzisz?
- Mam stuprocentową pewność.
- Fajnie. Nigdy nie byłem w Hiber...Ciiii!
Nagle oboje zamilkli. Zatrzymali swoje konie i nasłuchiwali. Usłyszeli jakiś szelest. Zsiedli z wierzchowców i przywiązali je do drzewa. Nagle zobaczyli jak ktoś wybiega z drzew. Biegł strasznie szybko. Nagle się przewrócił. Ale nie z naturalnych powodów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro