4
Kiedy z każdym krokiem zbliżali się do twierdzy, Jasmine nie mogła wyjść z podziwu.
- Wow! Patrz to! Ale sprytne!-krzyczała co jakiś czas
Niektórzy ludzi oglądali się by zobaczyć kto tak wrzeszczy. Gilan wzruszał tylko ramionami dając do zrozumienia że ona jest tu pierwszy raz. Gilan przedstawił swoją osobę strażnikom. Ci rozpoznali go i wpuścili. W końcu weszli do środka. Nie znaczyło to że dziewczyna przestała się wydzierać. Wręcz przeciwnie. Ale kiedy znaleźli się w stajni natychmiast umilkła.
- O co chodzi?- chłopak wyczuł nagłą zmianę w jej zachowaniu
- Nie ukrywajmy. Troszkę się boję. Kiedyś, jak byłam mała to koń boleśnie mnie z siebie zrzucił. Od tego czasu staram się ich unikać. A teraz weszliśmy do miejsca, gdzie tych bestii jest pełno...
- Bez przesady! Poczekaj, spytam który jest najłagodniejszy.
Gilan podszedł do stajennego. Tamten wskazał palcem średniego wzrostu karego konia.
- Zabierz tego, Jas. Nazywa się Bonfire.
- Dobra...a pomożesz mi? Nic nie umiem!
- Jasne!
Gilan założył koniowi siodło i ogłowie. Potem kazał jej go trzymać. Widział niepokój w oczach Jasmine. Ale najlepszym sposobem na pokonanie strachu, jest się z nim zmierzyć. Szybko ubrał własnego konia, wysokiego kasztana. Złapał go za wodze i dał sygnał by dziewczyna wyprowadziła konia za nim. Wyszli na dziedziniec. Gilan zawrócił swojego wierzchowca i przełożył rękę prze wodzę. Teraz obie miał wolne ale nie tracił kontaktu z koniem. Pomógł wsiąść dziewczynie po czym sam wskoczył na swojego konia.
- Jedź obok mnie! Najpierw udoskonalimy stęp. Do Redmont mamy jeszcze kawał drogi.
Ruszyli. Wyjechali przez bramę powolnym krokiem. Co jakiś czas Gilan korygował postawę Jas. Była strasznie spięta a to prowadziło do spięcia się konia.
- Rozluźnij się! Bądź wyprostowana ale luźno. Ruszaj się z ruchami konia! Tak!
Po jakimś czasie dziewczyna spostrzegła że nie ma w tym nic złego i się rozluźniła. Teraz jechała powoli przechylając się na boki, zgodnie z ruchami konia.
- Dobra. Możemy przyspieszać?
- Yyy...dobra. Jasne. Jak?
- Tylko się nie spinaj. Pojedziemy powoli!
- Dobra. Jak?
- Ściśnij konia lekko łydkami. Tak. Dobrze. Troszkę mocniej. Super. I trzymaj tak i popchnij siodło biodrami. Tak! Super! Widzisz? To jest kłus!
Ruszyli szybszym krokiem. Nie była to jakaś super prędkość. Po chwili dziewczyna się przyzwyczaiła. Podobała się jej ta szybka lekcja jazdy konnej. W dodatku zaufała już koniowi i Gilanowi. Rycerz świetnie tłumaczył.
- I jak?
- Genialnie! Ja to kocham!
- No ja myślę... Chcesz galop?
- Tak! Widziałam galopujące konie! Pięknie wyglądają!
- Dobra. Wracamy do tego jak przeszliśmy do kłusa. Łydki i popychasz siodło. Trzy...dwa...jeden...!- Gilan nie zdążył dokończyć
W jednej chwili dziewczyna wystrzeliła niczym błyskawica.
- Poczekaj na mnie!
Ruszył za nią galopem. Ale nie mógł jej już dogonić.
- Spróbuj mnie złapać!-krzyknęła Jas
Specjalnie co jakiś czas dodawała łydkę by jechać szybciej i szybciej. Czuła jak wiatr rozwiewa jej włosy. Widziała że grzywa konia także faluje na wietrze. Pokochała to.
- Ja to kocham!
Puściła wodze i rozłożyła szeroko ręce.
- Juhu!!!!
- Widzę że się nieźle bawi...-mruknął do siebie Gilan
Dziewczyna złapała wodze i skręciła na pole. Tam rozpędziła się do najszybszego galopu na jaki było ją stać. Gilan w końcu się z nią zrównał. Teraz pędzili cwałem przez pole. Oboje byli pochyleni nad grzywami koni. Pędzili niczym wiatr. Po niecałym dniu jazdy nie tak szybkiej dojrzeli na zachodzie Zamek Redmont.
- To on?-spytała Jas kiedy jechali powoli kłusem
- Tak. To on. Jesteśmy w Redmont.
- Piękny.
Po drodze Gilan opowiedział jej pewne szczegóły o Araluenie. Część rzeczy dziewczyna słyszała w Galii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro