17
Następnego ranka Jas szybko zbiegła do sali tronowej. Zastała tam Seana z mieczem w ręce.
- Cześć. Gotowa?
- Jasne!
- To chodź.
Zeszli po marmurowych schodach i znaleźli się w zamkowych ogrodach.
Tam zatrzymali się na pięknej polanie. Po środku król ustawił już słomiane marionetki.
- Tutaj masz swój miecz treningowy.
- Dzięki.
- Myślę że będziesz mogła go używać także podczas prawdziwych walk.
- Dobra. Ale pokaż mi jak się walczy!
- Cierpliwości! Wyjmij go z pochwy i złap o tak!
Jasmine wyjęła długie ostrze z pochwy i spróbowała go ustawić tak jak Sean. Miecz był troszkę ciężki ale jakoś sobie poradziła.
- Mam.
- Świetnie. To jest pozycja wyjściowa. Teraz spróbuj zrobić wypad.
Pokazał jej, a ona powtórzyła. W pewnym momencie straciła równowagę i upadła.
- W porządku?
- Jasne.
Wstała, otrzepała się i powtórzyła znowu. Tym razem jej wyszło. Sean zaczął ją uczyć podstawowych ciosów. Potem przeszli do sekwencji i skończyli na piątej. Było południe.
- I jak?
- To jest nawet fajne.
- Dobrze ci idzie. Tylko teraz jutro musisz to pamiętać.
- Mam nadzieję że nie zapomnę. A teraz co robimy?
- Tak jak mnie wczoraj prosiłaś, zorganizowałem grupę łuczników, którzy nauczą cię obchodzić się z łukiem. O pierwszej powinni tu być. Mamy godzinę więc może pójdziemy coś zjeść do zamku.
- Z chęcią.
Weszli do zimnej sali tronowej. Usiedli wokół wcześniej przygotowanego stołu i zjedli kawałek ciasta. Jasmine co chwile patrzyła na zegarek żeby się nie spóźnić.
- Spokojnie. Poczekają.
- Ale i tak nie chcę się spóźnić. Złe wrażenie.
- Jak chcesz.
W końcu nadeszła godzina 13 i dziewczyna wybiegła z zamku. Pognała na tą samą polanę. Tylko że teraz tam stał jeden mężczyzna oparty o łuk. Nie widziała twarzy bo zakrywał ją kaptur od płaszcza. Ruszyła w jego stronę. Szła powoli i wpatrywała się w miejsce gdzie normalnie byłaby jego twarz. Nagle ktoś złapał ją z tyłu za ramiona i pociągnął. W jednej chwili zakrył jej rękoma oczy i usta. Nie potrafiła krzyczeć bo wydobywały się tylko stłumione mruki.
- Puść mnie!- mruknęła coś w tym stylu.
Wtedy ten ktoś ją puścił i stanął przed nią. Dziewczyna przygotowana do ataku albo obrony spojrzała na niego. I wtedy doznała szoku. Przed nią stał nie kto inny jak Gilan!
- Gilan??? Co ty tu robisz???
- Nic. Halt też nic.
- Ha...?
Nie skończyła. Mężczyzna z twarzą zakrytą kapturem odsłonił zasłonę. I oto przed nią ukazał się uśmiechnięty Halt.
- Co?!? Co wy tu robicie?
- Sean wysłał do nas gołębia że chcesz uczyć się strzelać. Chciał zatrudnić profesjonalistów i uznał że nimi jesteśmy.
- Wow! Zwiadowcy będą mnie uczyć strzelać!!!
- Nie sądziłem że kiedyś ktoś będzie się z tego cieszyć. Podobało ci się nasze przywitanie?
- Myślałam że ktoś mnie zaatakował! Nic nie słyszałam!
- Właśnie o to chodzi. Zwiadowcy też potrafią się bezszelestnie poruszać. Muszę przyznać że Gilan nieźle się spisał.
- Dzięki, Halt!
- A teraz, droga Jasmine, przechodzimy do lekcji.
- Jasne!
Halt najpierw wyciągnął z tobołka łuk na końcach zagięty w drugą stronę.
- To jest łuk szkoleniowy. Taki ma też Gilan. Potem możesz przejść do takiego jak ja.
- Mi wystarczy pierwszy lepszy łuk.
- To dobrze. Trzymaj.
Lekko rzucił broń w kierunku Jas. Ta złapała ją idealnie w połowie łęczyska.
- Tu masz kołczan z 24 strzałami.
Jasmine znowu zręcznie złapała go i zawiesiła tak jak jej pokazał Gilan.
- A tu ochraniacz na lewe przedramię!
- Dzięki.
Założyła wszystko i była gotowa do działania. Halt spojrzał na nią krytycznym okiem i poprawił ustawienie ochraniacza.
- Powinno być dobrze. Wiesz jak się strzela z łuku?
- Nie. Ale podejrzewam że tu się kładzie strzałę- wskazała na cięciwe.
- Tak. Złap łęczysko w połowie w lewą rękę.
Zrobiła to.
- Teraz wyjmij prawą ręką strzałę z kołczana. Załóż ją na cięciwę tak, żeby była w prostej linii z twoim palcem wskazującym lewej ręki.
Postarała się zrobić to wszystko jak najdokładniej ale Halt i tak lekko ją poprawił.
- Teraz naciągnij cięciwę nie puszczając strzały!
Z trudem ją naciągnęła.
- Mocniej!
Pociągnęła jeszcze kawałek. Było to strasznie trudne. Halt widząc że już napięła odsunął się z pola zasięgu strzał.
- Widzisz tą słomianą tarczę? Spróbuj w nią trafić.
W jednej chwili Jas puściła cięciwę i strzała poleciała ze świstem do tarczy. Wbiła się w jej krawędź i omało nie poleciała dalej.
- Nie jest źle. Widziałem ludzi którzy na początku wogóle nie trafiali. Na przykład Gilan.
Uczeń zwiadowcy lekko się uśmiechnął.
- Nie idź po strzałę! Zostało ci jeszcze 23. Strzelaj dopóki się nie skończą. I staraj się coraz bliżej trafiać.
Naciągnęła znowu cięciwę. Wtedy Halt do niej podszedł. Wyciągnął jej wskazujący palec lewej dłoni.
- Wskazuj nim gdzie chcesz trafić. Widzę że strzałę trzymasz dobrze. To też ważne. Spróbuj się wyprostować! Jeszcze trochę! Tak. Łuk trzymaj prosto. Strzała musi być idealnie skierowana na tarczę. Miej oparcie na nogach bo mało brakuje a będziesz lewitować. Dobra. Puszczaj.
Strzała świsnęła w powietrzu i wbiła się niecałe 10 centymetrów od celu.
- No widzisz? Lepiej.
- Wow! Jeszczw nigdy tak blisko nie trafiłam!!!
- Jeszcze raz!
Powtarzali to ćwiczenie kolejne 22 razy. 2 ostatnie Jas strzeliła bez podpowiedzi Halta. I prawie trafiła. Potem pozbierała strzały i wystrzelała je znowu. Tak robiła dopóki nie zrobiło się ciemno. Była już 21. Została jej ostatnia strzała. Skupiła się na celu i wykonała wszystko tak jak chciał Halt. Puściła cięciwę. Pocisk poleciał i trafił idealnie w sam środek tarczy.
- Tak!!! Trafiłam!!!
- No, nieźle...- westchnął Halt
- Dzięki!- dziewczyna przytuliła obu zwiadowców
- Jutro też się widzimy o pierwszej?
- Tak!!! Dobranoc!
- Branoc!
Kiedy Jasmine odbiegła do zamku Gilan zbliżył się do swojego mistrza.
- Trafiła.
- A to dopiero początek. Uważaj bo cię prześcignie, Gil.
- Nie. Nie pozwolę.
- Jasne.
Halt odwrócił się i odszedł w stronę zamku bo tam mieli pokoje. Gilan jeszcze przez chwilę stał i patrzył się na odchodzącego nauczyciela. Po chwili ruszył za nim krzycząc:
- Ale serio tak myślisz??? Ja jestem zwiadowcą! Ona nie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro