Rozdział 37
Teraz zapanowała cisza jeszcza bardziej nieznośna. Może jednak nie trzeba było drążyć tego tematu. Dziewczyna siedziała i skubała widelcem swój obiad. Spojrzała ukradkiem na Halta. Ten siedział i wpatrywał się w nią podejrzliwie. I wtedy nadeszła pomoc.
- Halt ci już opowiadał o naszym skoku z zamku???
- Gilan, zamknij się!
Gilan podchodził do ich stołu w podskokach wyraźnie ucieszony że może się trochę pośmiać z byłego nauczyciela. Oliwia i Horace szybko podnieśli głowy i na niego spojrzeli.
- Nieee
- No to posłuchajcie tego...
- Gilan, zamknij się!!!
- Halt. Spokojnie. Przecież to nie było takie złe...a to że ty prawie zawału dostałeś to nie moja wina...
Oliwia parsknęła ze śmiechu. Halt spiorunował ją spojrzeniem. Nie mogła wytrzymać. Ramiona jej się trzęsły, a usta zasłoniła dłońmi. Ale po chwili Horace i Gilan się roześmiali więc ona się do nich przyłączyła. Halt patrzył na nich spode łba. Nie było mu do śmiechu ale w głębi duszy cieszył się że Oliwia nie jest już smutna.
- Halt...co tam się stało?-wydyszała księżniczka
- Gilan wam powie.
Starszy zwiadowca postanowił się wycofać zachowując resztki honoru. Naciągnął płaszcz i wyszedł z sali. Zwiadowcy i rycerz ciągle się śmiali. Nie mogli przestać mimo że wszyscy się na nich gapili. Oliwia pokazała im dłonią by wrócili do swoich rzeczy. Posłuchali.
- To...co się tam stało, Gilan?
- No to tak...Halt uratował króla ale ja też to chciałen zrobić. Potem omało ogień go nie spalił ale ja też tam byłem. Chociaż szczerze to ja też bym ledwo zginął. Ale potem jedynym ratunkiem był skok z drugiego piętra zamku. No i Halt nie chciał ale ja go pociągnęłem i lecieliśmy. Potem wylądowaliśmy w miarę okey. Niestety Halt się na mnie wściekł i mówił że omało nie dostał zawału.
- Halt? To on nigdy nie skakał z drugiego piętra?
- Nie. A ty?
- Ja nawet z trzeciego. Nie byłam taka grzeczna na jaką wyglądam. Robiłam sobie trudne tory przeszkód i je pokonywałam. To jest spoko.
- Wow. Nieźle. Nie jesteś tylko księżniczką.
- A ktoś tak powiedział???
- Nieee
Oliwia spojrzała na młodego zwiadowcę ze spojrzeniem "Przede mną nic nie ukryjesz"
- Kilkoro ludzi.
- Ok. Fajnie. A teraz myślę że czas wyruszyć na pomoc Cassandrze.
- Cassandrze? Zaraz po wojnie? Jesteś pewna?
- To ona tu rządzi. Nie ja. Ja jestem jej zastępcą i muszę zrobić wszystko by ją znaleźć.
Kiedy zobaczyła że Gil już nabiera powietrza, szybko dodała:
- Oczywiście w bezpieczny sposób. Taki...dobry.
Młody zwiadowca i rycerski czeladnik spojrzeli na nią z zaciekawieniem i niedowierzaniem.
- Aha. Już to widzę-odezwał się Horace
- Szczerze? Ja też w to wątpię...-odparła Oliwia
Zapanowało milczenie. Po chwili jednak Oliwia wstała, pożegnała się i wyszła z sali. Wojna została zakończona w Redmont. Ale co ze stolicą? Trzeba wypędzić z kraju wszystkich napastników. Do tego jak szła do pokoju widziała różne ciała i punkty medyczne. Wojna siała spustoszenie i ból. Dlatego tak jej nie lubiła. Żeby wygrać trzeba było pocierpieć. Ale akurat w jej przypadku cierpienie to rzecz normalna. To po prostu część jej życia. Ale teraz wie, że po znalezieniu księżniczki zajmie się swoją odtrutką. I Halt, i Horace napewno jej w tym pomogą.
W końcu weszła do pokoju i zamknęła drzwi. Przebierała się w normalne rzeczy (spodnie i bluzkę) koedy nagle coś poczuła na palcu. Spojrzała w tamtym kierunku i jej oko natknęło się na błyszczący pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęła się pod nosem, a jej ciało napełniło się nową energią. Jednak ktoś jej nie zostawi. Jednak komuś na niej zależy. Ale też nie wolno zapominać o Halcie. Jest najważniejszą osobą w jej życiu. I tego się trzymajmy. Nikt, nigdy go nie skrzywdzi. Dopóki ona będzie żyła.
***
Kilka dni później, kiedy wszystkie sprawy zostały poukładane, dziewczyna postanowiła udać się do Araluenu. Towarzyszył jej Horace i Halt. Stamtąd mieli bliżej do granicy. A niewątpliwie Temudżeini porwali Cassandrę do ojczyzny. Tak więc, kiedy w końcu dotarli na miejsce był juź wieczór. Rozpakowali się ale wiedzieli że za długo tam nie zostaną. W końcu Cass czeka na pomoc.
***
Tydzień później wyruszyli na wyprawę. Jak sobie obiecywali, ma to być wycieczka krajoznawcza i powrócą z niej w jednym kawałku. Oczywiście wszyscy wiedzieli że w towarzystwie Oliwii jest to niemal niemożliwe. Jednak trzeba na siebie uważać. Inaczej mogą zabić zwiadowcę-bohatera, dobrego rycerza, księżniczkę-zwiadowcę i prawowitą księżniczkę. A tego chyba nikt nie chce. Tak więc wyruszyli w dobrych nastrojach w długą podróż. Byli szczęśliwi z powodzenia wojny ale to nie koniec. Nie wiedzieli, co szykują Temudżeini.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro