Rozdział 32
Oboje ruszyli pieszo w stronę zamku na wzgórzu. Horace posunął się trochę dalej i objął dziewczynę ramieniem. Sunęli tak nie wiedząc że są obserwowani przez zwiadowcę stojącego na skraju lasu. Był to Halt. Przez cały dzień śledził swoją uczennicę pragnąc dowiedzieć się co czuje. Niestety niczego się nie dowiedział. A teraz poczuł lekką ulgę widziąc że darzy kogoś uczuciem. Kogoś innego niż Willa.
***
Kiedy rycerz i zwiadowca doszli do zamku barona już tam nie było. Przemierzali zamkowe korytarze w poszukiwaniu Gilana. Nigdzie nie mogli go znaleźć. W końcu zastali go w gabinecie Aralda. Pochylał się nad kawałkiem papieru. Niestety był zwiadowcą więc usłyszał kroki w sali. Odwrócił się i schował kartkę.
- Cześć Oliwia! Cześć Horace!
- Co robisz Gilan?
- Nic ciekawego. Kiedy zamierzasz mnie wysłać do Norgate?-w jego głosie słyszało się nutkę żalu
- Nie chcesz jechać Gilan? Jakby co to mogę cię kimś zastąpić?
- Nie. W sensie, mogę jechać.
- Ale tego nie chcesz? Co cię gryzie?
- Bardziej co gryzie ciebie i Halta?
- Mnie i...Halta???
- Tak. To przez to jestem taki niespokojny. Martwię się o was.
- Oh, no tak. No to...musimy to jakoś rozwiązać.
- Ta wojna zmienia cały dotychczasowy stan rzeczy. A jak na razie było w porządku. Teraz musisz nad tym zapanować.
- Tak. Muszę. I postaram się żeby wszystko wróciło do normalności.
- Mam nadzieję że ci się uda.
- Ja też mam taką nadzieję.
- No to...powodzenia.
- Dzięki.
Gilan minął dziewczynę i wyszedł z sali. Oliwia stała przez chwilę patrząc na biurko. Po chwili odezwała się do Horace'a:
- Czemu wszyscy traktują mnie tak chłodno i...myślą że ja wszystko rozwiążę?
- Jesteś księżniczką.
- Ale to nie znaczy by własny mistrz się ode mnie odwracał! Nie wiem co w niego wstąpiło!
- A czy to jego wina?
- A teraz ty także obarczasz mnie winą! Dzięki! Dziękuję wam wszystkim za wsparcie!
Wybiegła z pomieszczenia wzburzona. Czuła się jakby cały świat się od niej odwrócił. Ale po chwili stanęła po środku korytarza. Oparła się plecami o ścianę i zsunęła się na ziemię. Usiadła i zakryła twarz dłońmi. To nie było tylko uczucie, cały świat naprawdę się od niej odwrócił. W tej chwili najbardziej brakowało jej kojącego uścisku mistrza który zawsze się o nią troszczył. Ale w tym momencie została sama. Zaczęła cicho płakać. W końcu poczuła rękę na swoim ramieniu. Przez chwilę miała nadzieję że to Halt ale to był Horace.
- Co jest? Ja zawsze będę z tobą.
- Dzięki Horace. Czuję że to wszystko mnie przerasta.
- Oliwia...wiem że dasz radę...
Przytulił ją do swojej piersi i pozwolił jej się wypłakać. Wiedział że po kłótni z Haltem jest jej trudno dojść do siebie. A musi jeszcze dowodzić armią.
- Nie dam rady już dłużej.
- Pomogę ci.
Wstał i podał jej rękę. Odprowadził na zewnątrz. Potem ruszył z nią w kierunku jej namiotu. Chciał jej uświadomić że nie jest sama. Kiedy w końcu się zatrzymali zaproponował że przeniesie się tutaj ze swoim sprzętem.
- Nie Horace. Jesteś tam potrzebny. A ja sobie poradzę.
- Napewno nie chcesz żebym tu został?
- Napewno. Idź już.
Pocałowała go w policzek po czym pomachała ręką. Zdezorientowany Horace ruszył w stronę części rycerzy. Co chwilę jednak się oglądał na dziewczynę stojącą na tle namiotu. Niebo było czarne i widać było gwiazdy.
***
Horace usiadł przed namiotem. Wpatrywał się w swój miecz. Rozpalił małe ognisko żeby się trochę ogrzać. Nie zauważył jak Gilan bezszelestnie się do niego zakradł.
Wyskoczył zza niego z głośnym "BUUU!!!". Horace myślał że zaraz dostanie zawału. Podskoczył i zerwał się na równe nogi. Chwycił mocniej miecz. Zajęło mu chwilę zanim się uspokoił. Gilan w tym czasie tarzał się po ziemi ze śmiechu. Po chwili też się opanował.
- Bardzo śmieszne. Chcesz mnie zabić!
- Żebyś widział swoją minę!-Gilan wciąż parskał ze śmiechu
- Żałuję że nie widziałem.
- No dobra. A teraz tak na poważnie. Nie przyszedłem żeby ciebie postraszyć.
- A jednak postraszyłeś.
- No wiesz...okazja.
- Wiem. A teraz siadaj i mów o co chodzi. Mam nadzieję że za namiotem nie kryje się ktoś jak Crowley żeby mnie przestraszyć po raz drugi?
- Nie. Przyszedłem sam. Bo to...jest taka trochę dziwna okazja. Mianowicie. Wiesz co się stało między Haltem a Oliwią?
- Nie wiem za dużo. Ty to widziałeś, prawda?
- Tak ale chodzi bardziej o przyczyny tego konfliktu.
- Oh, do tego to już kompletnie nie mam pomysłu.
- Ja też. To jest aż nienaturalne. Sam byłem uczniem Halta i wiem że nigdy by żadnego ucznia tak nie potraktował. Znam go. A przynajmniej mi się tak zdawało.
- Może to nie jest Halt.
- Co???
- Nie w tym sensie. Chodzi o to, że może Halt to robi wbrew logice i sercu. Może po prostu się denerwuje.
- Ja na jego miejscu też bym się denerwował. Oliwia co chwilę gdzieś znika i ginie. Halt ciągle żyje w niepewności.
- Tak. Może to jest tą przyczyną.
- Nie wiem czy tylko mi się tak zdaje ale wokół Oliwii rozciąga się jakaś silna aura.
- Mi też się tak zdaje. Jakby coś nienaturalnego.
- Co to jest?
- Nie wiem i mam nadzieję że nic złego. Nie chcę kolejnych kłopotów.
- Ja też nie. No dobra. Muszę kończyć. Narazie.
- Pa.
Gilan wstał i odszedł. Horace zgasił ognisko i też położył się spać. Bał się o Oliwię i jej przyjaźń z Haltem. Bo nie ma wątpliwości że jest wystawiona na ciężką próbę. I to przez to nienaturalne coś.
***
Następnego dnia Oliwia odprawiła Gilana i Crowleya wraz z małym oddziałem. Na miejscu znajdowała się większa pomoc. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Na jej nieszczęście następny w kolejce był Halt. Przez cały czas omijała go szerokim łukiem. Teraz jednak spotkała się z nim twarzą w twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro