Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Rano wszyscy byli wypoczęci i w bardzo dobrych nastrojach. To uczucie potęgowała w nich pozytywna siła Oliwii Night. Halt co chwilę na nią spoglądał i się zastanawiał czy jej czegoś nie powiedzieć.
- Nie mów...- szepnął Horace który wiedział o co chodzi
- Jesteś pewien?
- Tak. Przecież to jest jutro! Poczekaj!
- Dobra. Poćwiczymy sobie cierpliwość.
- Poćwiczę z tobą!
- Taaa....dzięki
- Zawsze lepiej mieć towarzystwo!
- Horace, przestań! Przeszkadzasz!
- Wiem.
Rycerz odszedł. Maja rozmawiała z Oliwią na skraju polany gdzie się zatrzymali.
- Myślisz że Cass się ciebie posłuchała?
- Mam nadzieję. Ale patrząc na to że jej tu nie ma to jest dobrze.
- Bardzo dobrze. Skąd pomysł na przebranie się za księżniczkę?
- To był pomysł Halta. Nie mój.
- Fajny. Nie licząc tego.
Wskazała na młodą zwiadowczynię i na jej rany.
- Eee tam. Wszystko wymaga poświęcenia.
- Za dużego tego poświęcania, co nie?
- Nie. Widzisz kim ja jestem?
- No...zwiadowco-rycerzo-księżniczką.
- Bardziej chodziło mi o to pierwsze. Tak, jestem zwiadowcą. Co za tym idzie nie mogę sobie bezczynnie siedzieć jeszcze bardziej jeśli chodzi o eskortę księżniczki.
- Ale ty też jesteś księżniczką.
- Uwierz mi, wcale nią być nie chciałam. Ale to nie była moja decyzja. Zresztą...to jest dziwny typ ludzi jak dla mnie.
- Czemu?
- Bo są otwarci i cenią kompletnie inne rzeczy niż my.
- Czyli?
- Maja! Księżniczka musi być otwarta i nie bać się występować przed ludźmi. Albo przynajmniej nie wstydzić. Do tego musisz być poukładna, grzeczna, miła dla wrogów, bez ran ciętych, zazwyczaj o zdrowych kończynach, bez matek z eliksirami, bez nauczycieli w pelerynach, bez miecza, łuku, kołczanu, noży, bez peleryny, chodzić w ładnych sukienkach, uśmiechać się do wszystkich o każdej porze, być elegancka, mieć dobre maniery, nie włóczyć się po lasach, nie mordować ludzi, nie gadać z głupimi łuczniczkami na innym poziomie w społeczeństwie, być eskortowana, być dumna jak paw, być księżniczką z krwi i kości. Mam wymieniać dalej?
- Nie...wystarczy...
- Czy jakaś z powyższych cech ci do mnie pasuje?
- Nie.
- No właśnie. Dlatego nie jestem księżniczką.
- Dobrze, rozumiem. To tak samo dlaczego ja nie jestem rycerzem.
- Dokładnie. Każdy ma swoje przeznaczenie i swój wybrany zawód. Nie można zastępować wszystkich bo nie tak działa społeczeństwo. To są ludzie którzy robią coś innego ale nawzajem się potrzebują. Rycerze i zwiadowcy ochraniają chłopów ale wzamian za jedzenie. I na odwrót: chłopi dają jedzenie rycerzom i nam za ochronę. Dlatego ja nie mogę być władcą, zwiadowcą i rycerzem bo co jeśli dojdzie do konfliktu? Gdzie mam wtedy być?
- Nie wiem...musisz rządzić państwem.
- To na pierwszym miejscu. Ale co jeśli zwiadowcy zostaną zabici i Halt będzie potrzebował posiłków? Nie mogę złamać przysięgi. Jedyna nie wiążąca mnie do teraz przysięga to Kodeks Rycerski. Patrząc na pozostałe to nie zamierzam jej składać.
- Jasne, rozumiem.
- To dobrze. Teraz muszę odzyskać Lorda.
- Odzyskać? W sensie?
- Nie wiem. Ale co mam zrobić?
- Możesz wypożyczyć konia z najbliższej stajni.
- Tak ale nie chcę.
- A co jak twój koń zostanie zabity podczas walk, a ty będziesz musiała przekazać wiadomość która może zadecydować o życiu Cassandry, a ona będzie bardzo daleko? Wszyscy zwiadowcy nie sa do dyspozycji a tylko ty o tym wiesz. Jesteś tylko ty i 5 koni w stajni. Co robisz?
- No nie wiem...chyba muszę zabrać jednego z tamtych koni. Ewentualnie.
- Nie ewentualnie, musisz. Po prostu zabieraj, czyść, ubieraj i jedź!
- Dobrze. W takim razie pojadę na jakimś innym koniu.
- No ja mam nadzieję. Powiedz Haltowi że powinniśmy się zbierać jeśli chcemy być wystarczająco daleko.
- Jasne. Już idę.
Jednak nigdzie nie mogła znaleźć główno dowodzącego zwiadowcy. Rozglądała się na wszystkie strony, przeszła polanę wzdłuż i wszerz ale nigdzie go nie było. Znalazła tylko Horace'a.
- Wiesz może gdzie jest Halt?
- Nie. Też go szukam ale zapadł się pod ziemię!
- Dziwne...Abelard stoi.
- Tak.
- Myślisz że robi to specjalnie?
- Ale czemu?
- Nie wiem. Chociażby szkolenie albo coś. No wiesz...w końcu jestem jego uczennicą od 2 lat. Powinnam coś umieć.
- To nie jest spe....HALT!!!
Horace spojrzał ponad ramieniem Oliwii. Ta się odwróciła ale nic nie zauważyła.
- Horace, jego tam nie ma.
- Był! Stałaś tyłem i teraz się schował!
- Co?
- Chodź!
Rycerz ruszył biegiem, a księżniczka ruszyła za nim. Przebiegli całą polanę aż dotarli do miejsca gdzie Horace go podobno widział.
- Nie ma go!
- Posłuchaj, jak nie chciał być go zauważył, a to zrobiłeś, to jasne że go tu nie ma!
- No...niby tak.
- No właśnie. Tak więc chyba nie ma sensu go szukać. Może chce być sam.
- Ja wiem że jest zwiadowcą ale nie spodziewałem się takiego zachowania...
- A masz coś do zwiadowców?
- Chodzi mi o wasz charakter.
- No dobra. Trochę specyficzny, no nie?
- Normalny. Po prostu nie pragniecie uwagi.
- A ty?
- A ja jestem rycerzem. Nie wiem co chcę. To mamy go nie szukać?
- Nie. Chyba sam się do nas odezwie jak będzie chciał.
- A myślisz że dobrze się czuje?
Dziewczyna spojrzała na rycerza i zmarszczyła czoło.
- Chyba tak...
Odeszli. Jak zwiadowca nie chciał mieć ich towarzystwa to nie będą mu się na siłę wciskać. Ale muszę ruszać jak najszybciej więc Oliwia krzyknęła w stronę lasu:
- Halt! Za 30 minut chcemy wyjeżdżać! Możesz do tego czasu się pojawić?!
Zza pnia pobliskiego drzewa wyjrzała głowa z nasuniętym na czoło kapturem. Uważne oczy obserwowały dwójkę nastolatków. Halt gorączkowo myślał co zrobić ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał mówić prawdy tak prosto z mostu ale było to chyba konieczne. Troszkę się tego obawiał ale jest zwiadowcą. Nie może okłamywać, jeszcze bardziej swojej uczennicy.
***
Po pół godziny Halt stawił się przy koniach. Horace już chciał coś powiedzieć ale Oliwia go uciszyła.
- Ty głupi jesteś? Nie chce by ktoś o tym mówił! Po to tam był!
Zapadał już zmierzch, a oni dopiero się przygotowali do drogi. Wygląda na to że będę musieli przemierzać drogę w nocy. Nie bali się pokonanych wrogów chociaż trzeba było zachować ostrożność. Teraz jeszcze dzikie zwierzęta będą im utrudniać drogę. Zaczęli ustalać szyk.
- Ja nie mam konia- powiedziała Oliwia
- Nie miałaś.
Halt wskazał na drzewo obok niego. Stał tak przywiązany jakiś koń.
- Skąd go masz?
- A jak myślisz co robiłem przez te pół godziny?
- Dzięki!
- Proszę. Ale pamiętaj że nie jest zwiadowczy. Nie możesz polegać na jego zmysłom.
- Oczywiście.
Szybko go osiodłała i zaprowadziła do reszty.
- No to mam. To jadę na początku.
- Na początku??? Chyba z tyłu. Ja jadę pierwszy.
- Dobra, Halt. Jak chcesz. Ja będę jechać z tyłu.
- Maja po prawej, a Horace po lewej.
- Tak.
- Jasne.
- No to wsiadamy.
Wskoczyli niemalże równo na grzbiety wierzchowców. Oliwii się trochę dziwnie siedziało na nowym koniu ale wytłumaczyła to sobie przyzwyczajeniem. Poczekała aż reszta ruszy. Każdy patrolował określone miejsce. Ona miała za zadanie patrzeć na tyły. Trzymała w lewej ręce lampę, a prawą chwyciła wodze. Koń co chwila był nieposłuszny i dziewczyna stęskniła się za tymi świetnie wyszkolonymi zwierzętami. Ale cóż. Życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro