Rozdział 4
W końcu znaleźli się daleko od wrogiej fortecy. Kiedy zsiedli z koni do Oliwii podszedł Horace.
- To, co tam pokazałaś było genialne.
- Dzięki. Ja po prostu mam to we krwi.
- Widzę właśnie. Jesteś lepsza ode mnie.
- Nie! Nie, Horace. Ty jesteś tutaj mistrzem rycerzy. Ja jestem zwiadowcą.
- Halt chyba ma co do tego wątpliwości.
Oliwia ostentacyjnie zwróciła się w stronę zwiadowcy, który natychmiast spuścił wzrok.
- Co ty mówisz?
Ruszyła powoli w stronę Halta nie spuszczając go z oczu. Chwilę później szła już szybciej, aż w końcu biegła. Kiedy przed nim stanęła, nie wiedziała co ma powiedzieć. On tylko patrzył się w jej oczy. Ona też w nie spojrzała i natychmiast wciągnęła ją bezkresna głębia spojrzenia.
- Ja...Halt- wyrwała się ze szponów ciemnych oczu
- Hę?
- Ja...Czy ty...Masz jakieś wątpliwości? Co do tego czy jestem...jestem zwiadowcą?
- Ja? Nie.
- Ale Horace...proszę cię. Bądźmy szczerzy.
- Oliwia. Chodź, przejdźmy się.
- Jasne, Halt.
Zwiadowca chwycił ją za rękę i wstał. Horace który patrzył się na wszystko z daleka westchnął.
- Co się dzieje?-spytała Cass która właśnie podeszła
- Chodzi o to że coś czuję że Oliwia ma kłopoty. Od pewnego czasu nie dogaduje się z Haltem.
- Myślisz że to jego wina?
- Ja wiem czego to wina. Informacji które otrzymał Halt.
- Jakich?
- Chodzi o przeszłość jego uczennicy. On po prostu chce jej to powiedzieć ale nie może. Po prostu to jest znak że nie potrafi dochować takiej świetnej tajemnicy.
- A jaka jest?
- Nie mogę ci powiedzieć. Dowiedziałem się nielegalnie.
- Horace...
- Nie. Przepraszam.
Rycerz odszedł pozostawiając księżniczką po środku polany.
Tymczasem Oliwia szła strasznie zestresowana obok swojego nauczyciela. Jeszcze nigdy jej się nie zdarzyła taka sytuacja. Halt tymczasem, jak to Halt, wyglądał jakby wogóle się nie przejmował. W końcu doszli daleko od obozowiska. Zwiadowca odwrócił się do 15-latki, a ta znowu utopiła się w jego oczach.
- Oliwia...bardzo mi przykro ale wiesz na czym polegają tajemnice.
- To znaczy że coś przede mną ukrywasz?
- Tak. I trudno mi to całkowicie ukryć.
- Ale powiedz o co chodzi!
- Serio? Mam ci zdradzić coś, co nikomu nie mogę powiedzieć?
- No...nie.
- No właśnie. Tak więc...
- Ale Halt! Odpowiedz na moje pytanie! Czy masz jakieś wątpliwości do tego że jestem zwiadowcą?
- Ty...ty akurat jesteś zwiadowcą z krwi i kości.
- Nie. Ja jestem zwiadowcą tylko dlatego że ty mnie wtedy przyjąłeś.
- Nieprawda. Mogę ci coś zdradzić. Ale nie pytaj mnie o nic innego.
- No! Mów!
- Masz w sobie krew zwiadowcy.
- Co? Chyba żartujesz! Przecież mój ojciec był rycerzem, a mama magikiem.
- Tak. Niby tak.
- Co? O co chodzi?
- O nic.
Halt odwrócił się i odszedł. Oliwia stała jeszcze przez chwilę zastanawiając się kto był zwiadowcą- ojciec czy matka. Po chwili skończyła rozmyślać i wróciła na polanę. Trzeba coś zjeść.
***
Kiedy wszyscy skończyli jeść obiad, trzeba było ruszać w dalszą drogę. W ciszy każdy podszedł do swojego wierzchowca oprócz Cassandry. Ta stanęła obok Oliwii i patrzyła jak dopina popręg Lordowi. Potem dziewczyna sprawdziła czy wszystko jest na swoim miejscu i odwróciła się do księżniczki.
- Czy reszta zwiadowców nic nie ma do tego że Lord jest...
- Siwy?
- Tak. No bo wiesz...konie zwiadowców muszą także umieć się kamuflować. A Lord jest biały. Chyba każy głupi go wypatrzy w lesie.
- Heh. Tylko tak myślisz. Robiłam test. Wogóle go nie widać. Nie wiem kogo to jest zasługa ale jest jedynym koniem zwiadowców, który jest biały i tak samo niewidoczny jak na przykład Abelard. W końcu przeszedł szkolenie.
- No tak...a co do koni. To nie licząc pięknego ubarwienia twój wierzchowiec jest trochę ponad miarę.
- Trochę bardzo, co nie? Też to zauważyłam. Ale ja jestem pół zwiadowcą i pół rycerzem więc potrzebuję konia pół na pół.
- Jak Blaze?
- Blaze jest troszkę niższy. Ale są bardzo podobni.
- Dobra! Czas w drogę!-krzyknął Halt.
Oliwia w jednej chwili wskoczyła na konia i już siedziała na grzbiecie. Potem pomogła wejść Cassandrze. Ruszyły. Jechały po środku bo Halt zapewnił księżniczce bezpieczeństwo. Przed nimi jechał Kacper, po lewej Horace, po prawej Maja, a na końcu Halt narażając się tym samym na największe niebezpieczeństwo postrzelenie. Zazwyczaj ludzie atakują z tyłu. Prawie nigdy z przodu, a czasami z lewej. Dlatego najlepsi byli ustawieni po najniebezpieczniejszych stronach. Cass na każdy szelest wzdrygała się i odwracała. Teraz spojrzała na Halta, a ten się do niej uśmiechnął. Jednak ona nadal była poddenerwowana.
- Spokojnie, Cass. Nic ci nie grozi. Halt i Horace napewno dopilnują by nic się nie stało.
- Właśnie o nich chodzi. Nie martwisz się o nich?
- Bardzo ale staram się żebyś tego nie czuła. Wiesz, przebywanie w towarzystwie Halta czegoś uczy.
- No dobra ale...czy im się nic nie stanie?
- Jeśli nikt nas nie zaatakuje to nic.
- Taa. A jeśli tak?
- To będą mieć problem.
- Ten twój optymizm mnie przeraża!
- Wiem. Mam małe pytanko. Umiesz kierować koniem?
- Co? Czemu ja? Tak!
- Super. Zamień się ze mną miejscem.
- Czemu?
- W razie ataku nie możesz siedzieć z tyłu. Jeśli zaatakują właśnie z tej strony możesz zginąć. Jeśli Halt nie zdoła ich powstrzymać.
- Czyli wtedy to ty obronisz mnie tą swoją tarczą?
- Niestety nie.
- Czemu?
- Dałam ją Haltowi. Tak dla bezpieczeństwa.
- Ojeju! Ale to jest słodkie!
- Co?! Nie!
- Tak. Dałaś swojemu mistrzowi swoją tarczę by mógł się nią bronić!
- Hej! Przestań! Zamień się tym miejscem i po sprawie!
Oliwia zsiadła z konia. Księżniczka przesunęła się do przodu. Koń nadal kłusował więc Oliwia musiała biec obok niego. W pewnej chwili w ułamku sekundy włożyła nogę w strzemię i się podciągnęła nadal w biegu. Koń nawet nie zwolnił tempa. Teraz, kiedy zwiadowczyni była z tyłu dopiero poczuła powagę sytuacji. Szybko przeleciała w myślach po swoim wyposażeniu. Nie miała nic co mogłoby spełniać rolę tarczy. Czyli ewentualnie zginie jadąc na koniu z uciekającą księżniczką.
- Posłuchaj- szepnęła do Cass- Cokolwiek by się nie działo. Sama, czy ze mną. Musisz jechać cwałem w stronę zamku Araluen. Musisz uciekać. Jasne?
- Tak...ale czemu miałabym być sama?
- Nigdy nic nie wiadomo.
Szepnęła do ucha księżniczki hasło do Lorda. Ta zapewniła ją że nikomu go nie powie. Teraz wystarczyło tylko przeżyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro