Rozdział 24
Kiedy rano wstała i weszła na pokład, wiatr przyjemnie rozwiewał jej włosy. Spojrzała w kierunku gdzie płynęli. Nie spodziewała się dostrzec lądu. Ale kiedy obejrzała się za rufę serce podskoczyło jej do gardła. Na horyzoncie pojawił się statek. Płynął zdecydowanie szybciej niż ciężki aralueński statek. Piraci, pomyślała. Szybko zbiegła pod pokład by obudzić resztę. Po chwili Oliwia, Crowley, Horace i Selethen stali na pokładzie wpatrując się w zbliżający się statek.
- To na pewno piraci. Znaleźli nas- powiedział Selethen.
Wszyscy przytaknęli pomrukami. Nadal wpatrywali się w okręt już nie tak daleko jak był przed chwilą. Zbliżał się w zatrważającym tempie.
- Poradzimy sobie z nimi?- spytała Oliwia
- Powinniśmy dać radę- odpowiedział jej Crowley
- Posłuchajcie, Horace i Selethen walczą wręcz. Kiedy piraci zejdą na nasz pokład zaczniecie z nimi walczyć. Normalne potyczki, tak Horace?
- Jasne- odparł młody rycerz
- Tymczasem ja i Crowley postaramy się by jak najmniej ludzi zeszło na pokład. Będziemy strzelać do byle kogo na tym okręcie, oczywiście najlepiej by było ustrzelić kapitana. Jak myślisz, Selethen, ile ludzi może być na statku?
- Gdzieś koło 30. Nie więcej.
- Dobrze. W takim razie starczy nam strzał. Umiesz strzelać szybko, prawda Crowley?
Zwiadowca rzucił jej urażone spojrzenie.
- Bardziej to ja powinienem zadać ci to pytanie, Night!
- No tak...ale chciałam się upewnić. W takim razie damy radę. Napewno. Najważniejsze to wierzyć w swoje siły.
- Tak jest!- odpowiedział służbiście Horace.
Wszyscy się na niego spojrzeli, a rycetz niewinnie się uśmiechnął.
- No co? Gada jak prawdziwy przywódca! Bez urazy Crowley.
Zwiadowca tylko skinął głową.
****
Wszyscy byli już na swoich miejscach. Oliwia i Crowley zajęli miejsca na rufie, by jako pierwsi zaatakować piratów. Selethen i Horace stali po środku pokładu, przygotowani z wyjętymi mieczami bądź szablami. Na pokładzie panowała cisza. Wszyscy z niecierpliwieniem oczekiwali przeciwników. Oliwia rozkazała kapitanowi płynąć normalnym tempem. Nie ma sensu się spieszyć, piraci i tak ich dogonią, a lepiej żeby nastąpiło to jak najszybciej. W końcu wrogi statek znalazł się w dosyć bliskiej odległości. Teraz widać było jego pełną majestatyczność. Był mały i smukły z dużymi żaglami. Aerodynamiczny kształt pozwalał mu płynąć bardzo szybko, wręcz sunąć po falach. Oliwia nałożyła strzałę na cięciwę, Crowley powtórzył jej ruch.
- Jak znajdą się w zasięgu strzału nie oszczędzaj strzał. Oczywiście staraj się trafiać- powiedziała księżniczka i znowu poczuła na sobie zimne spojrzenie Crowleya.
- Czy ty coś sugerujesz???
- Nie. Po prostu mówię...przepraszam.
- Nic się nie stało.
Stali jeszcze przez chwilę po czym momentalnie unieśli łuki. Naciągnęli cięciwy i wystrzelili. Dwóch napastników w jednej chwili zniknęło z pola widzenia. Sekundę później następnych dwóch osunęło się na pokład. Z okrętu dobiegły groźne okrzyki. Nie za bardzo je rozumieli, chyba były w innym języku. Ale zwiadowcy, jak to zwiadowcy, nic sobie z tego nie robili. Wypuszczali strzałę za strzałą. Przewaga liczebna piratów malała z chwili na chwilę.
Ale wtedy statek zbliżył się i płynął tuż obok Aralueńczyków. Kilku już zeskoczyło na pokład i już zmagali się z Horace'em i Selethenem. Zwiadowcy zestrzelili już większość przeciwników. Usłyszeli szczęk metalu ale byli zbyt zajęci by zobaczyć co się dzieje. W końcu Oliwia zastrzeliła kapitana. Przybili sobie piątki z Crowleyem i wrócili do ponownego strzelania. Na okręcie zapanowała panika. Bez kapitana nie wiele mogli zdziałać. Panika zamieniła się w totalny chaos. Kilku ludzi próbowało zapanować nad okrętem i uspokajało swoich towarzyszy. W tym samym czasie Horace i Selethen w zupełności poradzili sobie z przeciwnikami. Piratów nagle ogarnęło dziwne uczucie związane z tym że... przegrywali. Nagle ktoś coś krzyknął w innym języku i wszyscy zaczęli biec na swój statek. Chwilę później okręt był już daleko. Oliwia słyszała zadowolone okrzyki dochodzące z pokładu. Po chwili zwiadowcy do nich doszli z szerokimi uśmiechami.
- A nie mówiłam? Daliśmy radę!- powiedziała księżniczka.
- Z taką załogą trudno by było nie pokonać jakiejś chaotycznej bandy piratów- odparł Selethen.
Wszyscy mu przytaknęli.
- To znaczy, że musisz już wracać, tak Selethenie?
- Niekoniecznie. Napiszę list do Al Shabah z zawiadomieniem że wybrałem się na podróż do Araluenu by przekonać się gdzie będą stacjonować moi żołnierze.
- Super! W takim razie zapraszamy- powiedział Crowley.
Resztę dnia spędzili na pokładzie, siedząc i rozmawiając. Śmiali się i pili kawę, którą wszyscy obecni kochali, aż do północy. W końcu Crowley, lekko śpiący, udał się do swojego pokoiku. Oliwia, Horace i Selethen jeszcze przez chwilę rozmawiali. Wakir przez cały czas dopytywał się o jej przeszłość. Księżniczka opowiadała mu wszystko, o czym tylko wiedziała, albo powiedział jej Halt. Selethen uważnie słuchał. Czasami dopytywał się jakiś szczegółów. Horace natomiast często coś dodawał w imieniu księżniczki. W końcu dziewczynie zrobiło się sucho w gardle. Dała znak rycerzowi by kontynuował za nią. Wakir nadal słuchał historii.
- Zostałaś mianowana księżniczką bez żadnego powodu???- spytał w końcu.
Horace spojrzał, zdezorientowany na dziewczynę.
- Tak. To był cały Duncan. Do tego Halt go namówił. Wiem, że to brzmi dziwnie...ale to nie moja wina!
- Może się nadawałaś...
- Nie. Duncan chciał mnie przygotować do rządzenia w Clonmelu.
- Hej! To nawet nie jest zły pomysł!
- Tak... Nasz były król miał czasami świetne pomysły.
- I od teraz jesteś księżniczką?
- Tak ale ja się nie widzę w tej roli. Nie lubię jak wszyscy to mnie mówią "wasza wysokość" bo nie jestem nawet z rodziny królewskiej Araluenu!
- No tak...
- A do tego jestem zwiadowcą. Bycie księżniczką spiera się z byciem uczniem. Do tego muszę występować przed publicznością żeby rządzić, a jako zwiadowca uczę się chować w cieniu i się nie ujawniać.
- A przynajmniej Halt cię tego uczył.
- Tak. Halt sam jest królem Clonmelu.
- Naprawdę?
- Tak. Był straszym z bliźniąt ale jego młodszy brat, Ferris, trzy razy próbował go zabić. W końcu Halt uciekł z kraju, bojąc się o życie. A mógł być prawowitym królem.
- No ale gdyby nie uciekł możliwe że nie miałabyś nauczyciela!
- No wiem. Ale ja niedługo będę rządzić w Clonmelu. Jak będzie chciał to będzie mógł w nim rządzić.
- Myślisz że będzie chciał?
- Nie. Ale czy ja też będę chciała?
- Myślę że nie...
- No i masz rację, Selethen.
- W takim razie kto będzie władcą Clonmelu?
- Nie wiem.
Oliwia zaczęła się śmiać. Po chwili dołączyli do niej także rycerz i wakir. Śmiali się bardzo długo, aż po chwili Horace spytał:
- A tak na serio?
- Naprawdę nie wiem, Horace. Jeszcze nad tym nie myślałam. Najpierw muszę wogóle zdobyć ten kraj.
- No dobra. Nie będę ci przeszkadzać. W końcu to ty tu jesteś zwiadowcą!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro