Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Zeszli schodami na dół i Oliwia stanęła twarzą w twarz z Selethenem.
- Kto to?- spytał nie poznając dwóch postaci.
- Crowley i Horace. Nikt ważny.
- Ej!- usłyszała za sobą stłumiony głos rycerza.
- No dobra. Schodźcie na dół. Musicie za chwilę wyruszać- odparł wakir i ich przepuścił.
Usiedli na krzesłach wokół drewnianego stołu. Zaczęli omawiać plan wydostania się z tego miasta.
- Selethenie, planujesz pojechać z nami?- spytał Crowley
- Jeszcze nie wiem. Z chęcią bym to zrobił, a potem tu wrócił. Wiecie, łatwiej jest dostać się na statek niż do mojej siedziby. Ale jakoś nie uśmiecha mi się wizja zostawienia podwładnych samych sobie.
- Nie zostawisz ich. Poradzą sobie z twoimi zastępcami.
- Nie wiem...
- Jak już sam powiedziałeś Selethenie, droga na statek jest łatwiejsza. Po co będzie im wakir siedzący w więzieniu po nieudanej próbie dostania się na zamek.
- Crowley...nie mam pojęcia co mam zrobić.
- Posłuchaj, odpłyń z nami. Piratom szybko znudzi się przebywanie na lądzie i odpłyną. Wtedy ty bezpiecznie wrócisz do kraju i coś im powiesz żeby uwierzyli.
- Mam ich okłamać?
- Nie. Masz im powiedzieć coś, co będzie tłumaczyło czemu zniknąłeś. A teraz chodź.
Dowódca zwiadowców pociągnął go za rękę. Podeszli razem do szafy i Crowley zaczął ją przeszukiwać. Po chwili znalazł to, czego szukał.
- Trzymaj. Załóż to na siebie bo będziesz rzucał się w oczy- wręczył mu czarną pelerynę.
- No dobra...- Selethen jeszcze nie był do końca przekonany.
W końcu odpuścił. Kiedy wszyscy czterej po cichu weszli na górę, pomyślał że jest piątym kołem u wozu. Już miał wygłosić tą uwagę ale sobie odpuścił. Oliwia powoli otworzyła drzwi na balkon. Wyszła i schowała się w cieniu. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiś straży. Pusto.
- Czysto!- szepnęła.
Po chwili na balkon wyszli także Crowley, Horace i Selethen. Księżniczka przeszła na drugą stronę barierki i zjechała po rynnie. Ten ruch powtórzyli za nią reszta jej towarzyszy. I tak powoli ale cicho, ruszyli w kierunku portu. Selethen od czasu do czasu wskazywał drogę, inaczej by się zgubili. Kiedy dostrzegli mieniącą się taflę morza odetchnęli z ulgą. Jeszcze kilka kroków i znaleźli się na pokładzie aralueńskiego statku.
Crowley szybko obudził kapitana, okazało się, że piraci nawet nie dotarli do portu. Szybko odbili od brzegu i zaczęli wypływać na głębokie wody. Oliwia stała na rufie i patrzyła się na niknące w oddali światła Al Shabah. Po chwili dołączył do niej Selethen.
- Będą nas ścigać- szepnęła Oliwia
- Jesteś pewna?- spytał zdziwiony wakir.
- Tak. Zobaczyli nas i rozpoznali.
- Skąd wiesz?
- Widziałam jednego z nich na nadbrzeżu, chwilę po odbiciu. Schował się ale i tak było go dobrze widać.
- No cóż...musimy szybko uciekać.
- Myślisz że to takie łatwe? Piraci mają szybsze statki. Dogonią nas.
- O ile nas nie zgubią.
- Oni? Spędzają większość swojego życia na morzu. Znają wszystkie trasy i rozpoznają statki nawet przy dużych ciemnościach.
- Spodziewasz się ich ataku?
- Tak. To pewne że będą chcieli nas obrabować.
- Ale jak na razie nie ma się co przejmować.
- Trzeba się przejmować. Musimy płynąć na tyle szybko, na ile potrafimy.
- Dobrze, wasza wysokość.
Dziewczyna rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Wakir uśmiechnął się niewinnie. W tym momencie podszedł do nich Crowley.
- Yyy...Selethen...mógłbyś na chwilę zostawić nas samych?
- Oczywiście.
Księżniczka spojrzała na zwiadowcę, lekko zdziwiona. Kiedy aryda odszedł, spytała:
- Co się dzieje Crowley?
- Nie, nic wielkiego. Po prostu postanowiłem ci teraz to powiedzieć.
- No...dobra. Mów.
- Chodzi o to, że ta wyprawa do Arydii nie była przypadkowa. Znaczy się, mogłabyś zrezygnować ale to by się okazało później. Chodzi o to że... mamy z Cassandrą dla ciebie misję. Misję dosyć trudną. Chodzi o to żebyś udała się to wszystkich możliwych krajów, nie licząc Genowenii, żeby zawiązać z nimi sojusze.
- Ja?
- Tak. Jesteś przedstawicielem aralueńskiej dyplomacji.
- Yhm...jestem uczennicą Halta.
- No tak...to może stanowić lekkie utrudnienie. Ale postaraj się być trochę bardziej dyplomatyczna niż twój nauczyciel.
- Dobrze, postaram się. I przyjmę tą misję. Skandia, Nihon-Ja, Toskania?
- Dokładnie.
- Nie ma problemu.
- Tylko...no wiesz...to może być lekko niebezpieczne i...nie do końca łatwe.
- Rozumiem. Jak ktoś nie będzie chciał z nami zawiązać sojuszu to nic się nie stanie. Postaram się nie zmuszać ludzi i sprawić żeby ta misja stała się bardziej hm...możliwa?
- Właśnie to miałem na myśli.
- Nie martw się o mnie, Crowley. Jestem trochę bardziej odpowiedzialna niż poprzednio.
- Nadal nie jestem co do tego przekonany...
Oliwia zaczęła się śmiać. Spojrzała na mistrza zwiadowców i uśmiechnęła się szeroko.
- Porozmawiamy jutro. Jestem już zmęczona.
- Jasne, idź spać.
Dziewczyna zaczęła schodzić po schodach. Zwiadowca nadal za nią patrzył.
- Zabije się...- szepnął cicho
- Zabiję się!- także cicho szepnęła Oliwia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro