Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Siedzieli wsłuchując się w szum fal. Lęk przed kołysaniem Oliwii i utrata równowagi już dawno minęły. Teraz mogła normalnie funkcjonować jakby była na lądzie. Jednak w którąkolwiek by spojrzeć stronę, nigdzie nie widać było chociaż zarysu małej wysepki.
- Wiesz może ile będziemy płynąć?
- Napewno dużo czasu. To jest strasznie daleko.
- Wiem. A ile czasu minęło od wypłynięcia?
- Gdzieś z godzinę.
- Co??? Ale ten czas się dłuży...
- No wiem. Ale co innego mamy zrobić jak nie czekać?
- Takie jest życie zwiadowcy: wiele godzin żmudnego czekania, a potem kilka minut mrożącej krew w żyłach akcji.
- Spodziewasz się jakiś scen?
- A co? Ty nie? Przecież wszystkie zła świata zacierają ręce! "O! Oliwia Night do nas płynie! No to szykuje się zabawa!".
- Ha ha ha. Nie śmieszne. Nie żartuj sobie z tego.
- Nic innego mi nie pozostaje. No bo chyba nie mam się nad tym użalać, co?
- Ale to nie jest śmieszne.
- Tak ale ja mam to gdzieś. I próbuję myśleć pozytywnie, a jedyne co mi pozostaje to się śmiać.
- No to się śmiej. Nie zabronię ci.
- Pogadajmy o czymś innym. Proszę.
- No dobra. Ale o czym?
- Nie wiem. Lubisz pływać?
- Nigdy nie próbowałem.
- Ach, no tak.
- Ty umiesz. Uratowałaś Gilana.
- To był taki mini przypadek. Umiem ale nie aż tak dobrze.
- No dobra.
- Ja się też tak trochę boję. Znaczy się, pływać umiem w miarę dobrze ale boję się pływać na przykład tutaj. Bo wiem, że pode mną może być jakieś 10 metrów do dna. A jak dno jest jakieś 5 metrów i na przykład je widzę to jest lepiej.
- Rozumiem ciebie.
- Ale to nie strach przed utonięciem i spadaniem na samo dno, tylko przed tym że nie wiem co jest pode mną. Boję się tego, co tam może pływać. Jakieś meduzy, kałamarnice...fuj!
- Nie lubisz morskich zwierząt?
- One są straszne!
- A owady lubisz?
- Niektóre jeszcze jakoś znoszę. Na przykład muchy. Denerwują ale nic poza tym. Ale osy! To jest zło wcielone! Ale niczego się tak nie boję jak pająków! Wiesz może co to arachnofobia?
- Nie.
- To jest taki paniczny lęk przed pająkami. Taki że po prostu nie możesz się zbliżyć, nic zrobisz. Paraliż ze strachu.
Horace spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- No dobra...może trochę przesadzam. Ale ogólnie, nienawidzę pająków!
- Rozumiem ciebie. Ja nie lubię ciasnych, ciemnych pomieszczeń. Wiesz może jak to się nazywa?
- To jest klaustrofobia.
- Ok. To ja to mam.
- Nie mamy o czym gadać. Dziwnie się czuję.
- Dziwnie się czujesz bo nie masz tematów do rozmowy?
- No...tak.
Reszta dnia minęła im spokojnie i na luzie. Od czasu, do czasu Oliwia rozglądała się po horyzoncie, szukając lądu. Nic nie znalazła. Wieczorem stała przy burcie i wsłuchiwała się w szum fal. Było krótko po 23 i nie miała co ze sobą zrobić. Postanowiła przejść się do kapitana. Wspięła się po drewnianych schodkach i natychmiast znalazła się obok steru. Stał przy nim jakiś członek załogi- jeszcze nie za bardzo się orientowała kto jest kim.
- Cześć.
- No hej. Nie możesz spać?
- Nawet nie spróbowałam zasnąć.
- Widziałem jak stałaś przy burcie.
- Nudzę się. Po prostu nie mam co robić. Jestem dosyć energicznym człowiekiem.
- Rozumiem ciebie. Jako zwiadowca...
- No tak. Zwiadowcy zawsze mają coś do roboty.
- Jak się nazywasz?
- Oliwia. Oliwia Night.
- Jesteś uczennicą Halta?
- Tak.
- I księżniczką Araluenu?
- Tak...
- A to cię znam.
- Jestem dosyć rozpoznawalną osobą.
- Jako księżniczka musisz być rozpoznawalna.
- Wiem...
- Jest już późno. Naprawdę nie chcesz iść spać?
- Yyy...nie. Mam sobie pójść?
- Nie! Nic takiego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś. No dobra. Da się wejść na bocianie gniazdo?
- Że co...? Yyy...no tak. Da się.
- To dobrze.
Zeszła na dół i złapała się luźno zwisającej liny. Pociągnęła ją. Nie spadła. Potem sprawdziła dokąd biegnie. Zatrzymywała się gdzieś w połowie masztu, a potem skręcała w prawo.
- Dobra. Dam radę- powiedziała do siebie.
Obwiązała się liną w pasie i zaczęła się wspinać. Co kilka kroków ześlizgiwała jej się noga, maszt był dosyć śliski. W końcu jednak dotarła do miejsca gdzie skręcała. Wtedy zobaczyła idealne miejsce. Odwiązała linę i złapała ją w jedną rękę. Wiatr rozwiewał jej włosy i świstał w uszach. Dobrze się chwyciła i odepchnęła się nogami od wystającej belki. Poczuła, że leci. Pofrunęła na linie, bez żadnych zabezpieczeń. Świst wiatru się wzmógł i teraz nic nie słyszała. Obkręcała się dookoła masztu, balansując ciałem by na nic nie wpaść. Słyszała odległe krzyki sternika ale nie zwracała na nie uwagi. Zobaczyła, że jest już blisko ziemi. Puściła linę i sprawnie zeskoczyła na pokład, amortyzując uderzenie. Sternik natychmiast do niej podbiegł i zaczął ją oglądać ze wszystkich stron.
- Co ty, do diabła, robisz?! Chcesz się zabić!?! Nic ci nie jest?
- Spokojnie, panuję nad sytuacją. I nie, nic mi się nie stało.
- Ale...jezus maria idź do swojej kajuty!
- To właśnie zamierzam zrobić. Miłej nocy.
****
I tak minął jej tydzień podróży statkiem. Czuła się trochę dziwnie, tak swobodnie przemierzając pokład. Prawie nie czuła kołysania, chyba że był sztorm. Ten jednak trafił się tylko raz i nie był za mocny.
Pewnego dnia w końcu zobaczyli w oddali brzegi, prawdopodobnie, Arydii.
- To Arydia?- spytała kapitana.
- Tak, ale pozostało nam jeszcze z 2 godziny drogi.
- Dobrze. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu zobaczę te pustynie z bliska!
- Lubisz podróżować?
- Bardzo.
Potem odeszła do Horace'a podzielić się z nim wesołą nowiną. Teraz, już nie pierwszy raz podczas podróży, poczuła dziwną tęsknotę do Halta. Tak, ona za nim tęskniła. Właśnie sobie uświadomiła, że jest tydzień drogi od niego i od całego Araluenu. Nie dostanie się tam tak od razu. Nie będzie miała łatwego dostępu do jego rad i pomocnej dłoni. Ale wtedy pośród tłumu mignęły jej włosy Crowleya. Uspokoiła się nieco. W jej najbliższym otoczeniu znajdował się inny zwiadowca. Nie była sama. A do tego Crowley jest przyjacielem Halta. Nie wiedziała w czym jej to pomogło ale świadomość, że między dowódcą, a jej mistrzem jest jakaś więź, dodała jej odwagi. Zrezygnowała z pomysłu rozmowy z Horace'em. Sam się zorientuje. Tymczasem skierowała się w stronę, w którą poszedł Crowley. W końcu dotarła do jego kajuty. Zapukała i weszła do środka. Zwiadowca siedział na drewnianym krześle, tyłem do niej.
- Witaj, Oliwio. Coś chcesz?- odwrócił się i spojrzał na dziewczynę. Na twarzy jak zwykle miał szeroki uśmiech.
- Cześć, Crowley. Tak naprawdę to...nic. Chciałam po prostu z tobą porozmawiać.
- O czym?
- Yyy...nie wiem. Ja po prostu...- uśmiech Crowleya stał się jeszcze większy.
- Dobrze, siadaj. Denerwujesz się czymś? Tak, denerwujesz się- odpowiedział sam sobie.
- No trochę. Ale nie wiem czy to zdenerwowanie. W końcu chciałam porozmawiać z jakimś zwiadowcą.
- Z jakimś zwiadowcą.
- Wiem, że to może dziwnie brzmieć ale tak. Potrzebna mi jest obecność zwiadowców- sama się uśmiechnęła, kiedy usłyszała swoje słowa.
- Obecność zwiadowców?
- Tak. Wiesz, kwestię bezpieczeństwa i tego inne rzeczy. A do tego czuję się przy zwiadowcach normalna. Jakby to była moja zwykła rodzina.
- Bo jest. Masz przecież "tatę".
- No mam. Ale go tu nie ma.
- Smutne, co? Nikt ci nie może dawać rad i opieprzać przy każdym twoim kroku?
- Tego drugiego najbardziej mi brakuje.
- Typowe dla Halta. Cokolwiek nie zrobisz on ma ciągle tą samą minę.
- To motywujące.
- Bardzo. Wiesz co?
- Co?
Crowley wskazał na okno za nim. Oliwia tam spojrzała i zobaczyła jak wpływają do portu.
- Jesteśmy w Arydii! Dzięki za rozmowę.
- Zawsze służę pomocą.
Dziewczyna wybiegła na pokład. Po spotkaniu z Crowleyem, miała nowe siły, nową energię żeby stawić czoło przeciwnością losu.
Na pokładzie panował harmider. Cała załoga tłoczyła się wokół cum. Oliwia chwyciła łuk i stanęła na dziobie. Widziała spojrzenia mieszkańców. Nigdy nie widzieli tak dziwnego statku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro