Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Horace, Halt i Maja rozmawiali o przebiegu bitwy i ucieczce Cassandry. Oliwia spała żeby zregenerować siły. Po kilku godzinach się obudziła całkowicie wypoczęta i gotowa do działania. Powoli robiło się ciemno więc rycerz rozpalił ognisko. Teraz siedzieli sobie przy nim i rozmawiali na różne tematy. Co chwila wybuchali śmiechem. Nagle zrobiło się cicho. Dziewczyna wpatrzyła się w płomienie ogniska. Wtedy nie po raz pierwszy ogarnął ją smutek.
- O co chodzi?
- O nic, Horace. Po prostu postanowiłam sięgnąć pamięcią wstecz. Nie był to dobry pomysł.
- A o co konkretnie chodzi?
- O to że zawsze jak kogoś traciłam działo się to w takim momencie że nie miałam czasu na łzy i smutek.
- To chyba dobrze?
- Nie. Teraz Kacper. Wogóle nie zauważyłam jak zginął. Przypomniało mi się jak się z nim poznałam. Maja pewnie pamięta.
- Oczywiście! Tego się zapomnieć nie da! Byłaś zła że nas nie usłyszałaś...
- A wy nie wiedzieliście o co chodzi. Pamiętam wasze miny. Ale zaraz za Kacprem pojawiła się jeszcze jedna strata. Magnum.
Zapanowała totalna cisza. Nawet w lesie nic nie szeleściło. Tak jakby wszyscy spanikowali na dźwięk imienia konia Oliwii i postanowili się nie odzywać.
- Pamiętam...- głos dziewczyny się załamał.
Horace przysunął się do niej i objął ją ramieniem.
- Mów. Będzie ci lżej na sercu.
Ta skinęła głową.
- Pamiętam jak Halt mnie zaprowadził do zagrody gdzie stał. Od razu go pokochałam...Tyle razem przeszliśmy. A ja go zostawiłam.
- To nie była twoja wina!- krzyknął Halt- Ratowałaś siebie i mnie!
- Uciekałam z tobą. Wtedy nic nie pamiętam. Wiem tylko że jak byłam torturowana to przyjechałam na Magnumie. A jak obudziłam się w zamku Macindaw już go nie było. Nie pamiętam jak zniknął. A on pewnie nigdy o mnie nie zapomniał...
- No...ale teraz jest ci lżej?
- Nie do końca. Kacper był moim przyjacielem, Magnum koniem....ale jest jedna osoba która była dla mnie kimś więcej niż osobą "przy pracy".
- Och...
Halt natychmiast zrozumiał o kogo chodzi ale nie mógł zatamować tego westchnienia.
- Will. Nie potrafię o nim zapomnieć. To, co mu zrobiłam było straszne!
- Co mu zrobiłaś?- Horace nie rozumiał. Dziewczyna spojrzała na rycerza.
- Zajęłam jego miejsce, Horace. Zastąpiłam go. Nie powinnam była tego robić. Jeszcze kiedy żył mi to powiedział. Powiedział że jest piątym kołem u wozu, Halt! Czy ty to rozumiesz? On był twoim uczniem! Nie ja!
- Oliwia...
- Jego śmierć, Halt! Nikt mu nie pomógł! Staliśmy i patrzeliśmy jak umiera! Nie zdołałam nic zrobić! Byłam te przeklęte 5 metrów od niego i nawet nie ruszyłam się z miejsca! Nie pożegnałam się z nim! A potem... było już za późno. I tak długo na niego nie patrzyłam. Miałam wojnę w głowie. To źle. Mógł mnie ktoś zabić! Bym odeszła z nim!
- Nie! Nie przeżyłbym utraty dwóch uczniów! Nie rozumiesz tego? Ty go zastąpiłaś ale w pozytywnym sensie! Ty...dzięki tobie żyję. I Gilan. I Horace. Wszyscy.
- Powiedział....że Halt nigdy sobie nie uratował życia, biorąc kogoś na ucznia. To był 2 dzień. Wiesz co wtedy było.
- Wiem. Nigdy tego nie zapomnę. A pamiętasz jak wątpiłaś że się pomyliłem? Czułem to.
- Tak. Wtedy przez cały czas tak myślałam. Byłam święcie przekonana że tak jest.
- To teraz ci mówię. Nie pomyliłem się.
Oliwia spojrzała na swojego mistrza. Miała w oczach łzy. Te słowa do końca ją przekonały że jej mistrz jest choć trochę z niej dumny.
- Dzięki, Halt.
- Nie ma sprawy.
Siedzieli w ciszy. Horace nadal ściskał Oliwię. Nie miał nic przeciwko że myśli o swoim byłym chłopaku. Will był też przyjacielem Horace'a. On także za nim tęsknił.
- Mam nadzieję że teraz będzie inaczej.
- Jak inaczej, Oliwia?
- Że mój chłopak i najlepszy przyjaciel nie zginie. To by było straszne.
- Też mam taką nadzieję. Nie spieszy mi się na tą drugą stronę.
- No ja myślę!
Siedzieli jeszcze chwilę w blasku ognia po czym Maja odeszła do namiotów. Halt po chwili zrobił to samo.
- Też muszę się zbierać. Idziesz?- spytał rycerz
- Nie. Ja tu jeszcze posiedzę. Idź spać.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Uczennica zwiadowcy nadal była wpatrzona w płomyki ognia. W jej pamięci przelatywały chwile które zapamiętała. Swojego pierwszego potwora, którego zabiła ratując Halta. Potem jeszcze 9 innych bestii nasłanych przez Morgaratha. Pobyt u niego w zamku. Bitwe ze śmiercią Willa. Skok za Gilanem.... Wszystko.
- Przez te dwa lata miałam życie pełne przygód...
- Zgadzam się.
Odwróciła się i zobaczyła swojego mistrza. Ten usiadł koło niej i się do niej uśmiechnął.
- Wiesz że Will mi kiedyś powiedział że jestem jedyną osobą która tak na ciebie działa?
- W jakim sensie?
- W takim że się uśmiechasz.
- A to źle?
- To bardzo dobrze. A ty co zapamiętałeś z tych dwóch lat przebywania z istotą gorszą od kogokolwiek?
- Bez przesady! Ja? Ja mam w pamięci kilka chwil, których chyba nigdy nie zapomnę.
- Jakie?
- Przede wszystkim tą sytuację kiedy potwór cię puścił i spadłaś głową w kamień.
- Ja nie do końca to pamiętam.
- Nic dziwnego. Albo to jak byłaś pod wpływem trucizny...i strzeliłaś mi w rękę.
- Taaa. Po raz pierwszy strzeliłam w swojego nauczyciela.
- Ej! Po raz pierwszy i ostatni!
- Niczego nie gwarantuję.
- Ale ja tak. Gwarantuję lepszą ochronę. W końcu musisz się ze mną jeszcze 3 lata użalać.
- Mogę się założyć że z tej ochrony nic nie wyjdzie.
- Ja też.
- Tak więc...coś jeszcze?
- Jak Horace ci się oświadczył.
- To pamiętam.
- Jak zostałaś mianowana na księżniczkę.
- To też pamiętam. Aż za dobrze.
- Jak mam być szczery to pamiętam kiedy się urodziłaś.
- Co? Ty byłeś przy mojej mamie wtedy?
- Nie. Ale twoja mama mnie o tym poinformowała.
- Czemu?
- Bo byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Dlaczego moja mama nic mi o tym nie wspomniała???
- Bo to jest tajemnica. Duża. Dlatego się ciesz że tyle ci powiedziałem.
- Powiesz coś jeszcze?
- Nie dzisiaj.
- A kiedy?
- Kiedy uznam że powinienem.
- A kiedy tak uznasz?
- Kiedy tak pomyślę. Koniec pytań!- krzyknął kiedy dziewczyna już otwierała usta by coś jeszcze spytać.
- Ok. Dobra. Nic nie mówię!
- To dobrze.
- Ale to prawda że ty i moja mama się przyjaźniliście?
- Tak. Najczystsza prawda. I to nie byle jakimi! Przyjaźniliśmy się naprawdę głęboko. Nie wiem nawet czy nie wziąłbym twojej mamy na termin gdybym mógł.
- A nie mogłeś?
- Nie bo wtedy sam się uczyłem na zwiadowcę?
- Ty? Ty się kiedyś uczyłeś???
- Tak. Jasne. Przecież nie byłem zwiadowcą ot tak! A jak ty myślałaś?
- No właśnie tak.
- To nie. Uczyłem się u Pritcharda, nauczyciela Crowleya na wygnaniu.
- Ach...no tak. Dobrze, idę spać. Dobranoc.
- Branoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro