Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Płynęli już dosyć długo. Oliwia strasznie się nudziła. Często rozmawiała z Horace'em. Dzięki tej podróży miała więcej czasu dla swojego chłopaka. Crowley często przyglądał się tej parze, siedzącej na dziobie. Pewnego razu dołączył do niego Selethen.
- Są razem?
- Od śmierci Willa. Oliwia znalazła w nim kogoś, z kim może spokojnie zapomnieć o przykrej stracie. Horace jej pomaga.
- Jest honorowy, jak prawdziwy rycerz. Mam przeczucie, że nie opuści księżniczki nawet kiedy ta wyprowadzi się do Clonmelu. Pojedzie z nią.
- Jesteś pewien?- spytał nadal nie przekonany Crowley
- Tak. Będzie jej pomagał rządzić. Tak jak Jasmine pomagała Seanowi.
- O! Czyli wiesz już wszystko o rodzicach dziewczyny?
- Większość ale nie wszystko. Wiem, kim byli i wiem, co ich połączyło z Haltem.
- Oboje byli odważni i waleczni. Szkoda, że Genoweńczycy ich zabili.
- Genoweńczycy mają talent do zabijania osób, które coś dla nas znaczą.
- Tak to już jest. Halt przez kilka miesięcy nie mógł się pozbierać. Jeszcze bardziej, że przez pierwszy okres swojego życia, księżniczka mieszkała u niego.
- Nie mógł sobie wybaczyć że im nie pomógł?
- Tak. I sądził że przez brak pomocy był winowajcą osierocenia dziewczyny.
- Ale przecież przyjął ją na szkolenie! To się równa z przyjęciem do rodziny.
- Tak...ale to Halt. Jego nikt nie zrozumie.
Przez chwilę jeszcze stali w ciszy. Potem Crowley dodał, tak na zakończenie:
- Halt ma do niej ogromną słabość. Nie jest sobą kiedy jest z nią.
- To znaczy?
- Jest normalny. Śmieje się, okazuje uczucia...
- To dobrze czy źle, bo już się zgubiłem.
- Dobrze. Ma na niego magiczny wpływ.
- Ona na wszystkich tak działa. Te jej zielone oczy...już rozumiem czemu Horace się w niej zakochał.
- Zakochał się od pierwszego wejrzenia ale nie chciał przeszkadzać Willowi.
- Te zielone oczy wyglądają jakby nie potrafiły kłamać...
- I ty się zastanawiasz czemu tak dużo ludzi zginęło przekonanych, że mówi prawdę...
- Niesamowita zdolność blefowania?
- I niewinny wygląd. No bo przecież to dopiero dziecko! Takie małe. Jak może kłamać i to tak ważnym i obcym ludziom?
- No tak...jej zaleta jako zwiadowcy.
- Słyszę że o mnie rozmawiacie!- usłyszeli okrzyk Oliwii
Oboje odwrócili się w jej kierunku i ze zdumieniem zobaczyli, że zarówno ona jak i Horace patrzą się na nich z szerokimi uśmiechami.
- Chodźcie do nas i porozmawiajcie z nami, a nie o nas- zaproponowała księżniczka.
- Oczywiście, przepraszamy- powiedział Selethen i ruszył w kierunku dziobu.
- Nie wiem czy wiesz, Oliwia ale za chwilę dopłyniemy do brzegów Skandii- dodał Crowley
- Naprawdę? O! To super. Brakowało mi wyjścia na ląd.
- O co chodzi?- spytał rycerz.
- O to, że mam misję żeby zbierać sojusze od różnych krai. Są nam potrzebne jeśli chcemy przejąć władzę w Clonmelu i ubezpieczyć nasz kraj.
- Jedziesz do Skandii??? Sama???- zdenerwował się rycerz.
Oliwia spojrzał na niego wzrokiem, który odpowiadał słowu "Naprawdę???".
- No co! Nie możesz tam pojechać sama! A co jak cię zabiją?
- Po pierwsze: jestem w sprawach dyplomacji. Po drugie: jestem "władcą" kraju z którym mają traktat, zapomniałeś o Willu? Po trzecie: Erak? Erak ma mnie zaatakować? Powiem o Halcie i Willu i po sprawie!
- Nadal nie jestem przekonany...
- Horace, zaufaj mi.
- Nie puszczę cię samą.
- Nie będziesz musiał mnie puścić. Sama wyjdę.
Horace posłał jej mordercze spojrzenie.
***
Po dwóch godzinach zobaczyli brzeg Skandii i to całkiem blisko. Rycerz co chwilę patrzył spode łba na księżniczkę. Nadal nie chciał jej samej puszczać. Tymczasem Oliwia załatwiła sobie od kapitana mapę Skandii. Wiedziała, że musi dotrzeć do Hallasholm, to była stolica. Tam napewno był Erak. Do tego dowiedziała się o różnych rzeczach, które powinna wiedzieć o Skandii. Kiedy okręt dobił do brzegu Crowley złapał ją za ramię.
- Pamiętaj, łatwo tu o hipotermię. Nie rozstawaj się z płaszczem.
- Oczywiście, Crowley.
Przytuliła zwiadowcę i arydę i ucałowała rycerza.
- Uważaj na siebie- szepnął Horace.
- Nie martw się o mnie. Nic mi nie będzie.
- Mam nadzieję. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Dziewczyna zeszła na ląd. Sprawdziła, czy ma mapę, łuk, strzały i noże. Odwróciła się i pomachała ostatni raz na pożegnanie swoim towarzyszom. Natychmiast rozwinęła mapę i sprawdziła swoje położenie. Wyjęła z kieszeni kompas i ruszyła wąską ścieżką przez las. Na ziemi leżał śnieg, a czasami nawet pojawiał się lód. Było zimno i stanowiło to odmianę od gorącej Arydii. Po pewnym czasie zrobiło jej się chłodno. Cieszyła się, że potrafi posługiwać się mapą i kompasem. Bez tego na 100% by się zgubiła. Kiedy zapadł zmrok rozbiła obóz. Obóz to znaczy nazbierała gałęzi i położyła się na nich, szczelnie przykrywając się płaszczem. Nie miała nikogo z kim mogłaby ustalić warty, ani też nie miała Lorda by ten mógł ją ostrzec. Jednak stwierdziła, że musi zasnąć chociaż na kilka godzin. Kiedy rano wstała była niewyspana, ale mimo wszystko zadowolona bo nic jej w nocy nie zabiło. Ruszyła dalej. Według mapy od miejsca, gdzie zeszła na ląd, do stolicy był dzień drogi. Powinna do niej dojść jeszcze dzisiaj po południu.
***
Obliczenia się sprawdziły. Koło godziny 15 zobaczyła snop dymu unoszący się nad drzewami. Chwilę później dostrzegła wioskę i duży zamek na wzniesieniu. Z większości domów wylatywał dym. Szczęśliwa, że nic złego jej po drodze nie spotkało, ruszyła wesołym krokiem prosto do Hallasholm. Kiedy minęła mury, usłyszała typowy dla miasteczka gwar. Ludzie chodzili we wszystkich kierunkach i radośnie ze sobą rozmawiali. Wyglądało, jak normalny dzień w mieście. Dziewczyna schowała mapę i kompas i ruszyła w stronę zamku. Jej postać w zielonym płaszczu wyglądała dziwnie na tle normalnie ubranych mieszkańców. Czuła, jak spojrzenia ludzi których mijała, koncentrowały się na długim łuku przewieszonym przez ramię. Jednak nie odwracała głowy i nadal dziarskim krokiem szła w kierunku drzwi. Kiedy weszła do środka ogarnęło ją przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła wchodzić po schodach. Spytała pierwszego napotkanego pracownika o drogę do sali tronowej bądź miejsca gdzie przyjmuje oberjarl. Ten wskazał jej kierunek i spojrzał ze strachem na długi łuk. Księżniczka uśmiechnęła się podziękowaniu, ale uśmiech został ukryty w cieniu padającym na jej twarz przez kaptur. Skierowała się w wyznaczonym kierunku i doszła do wysokich dębowych drzwi. Stanęła przed nimi, wzięła głęboki wdech i zapukała. Czekała chwilę na odpowiedź. W końcu usłyszała ze środka donośne "Wejść!". Otworzyła jedno skrzydło drzwi i ostrożnie wsunęła się do środka. Natychmiast objęła pomieszczenie wzrokiem. Naprzeciwko drzwi stało ogromne drewniane krzesło pełniące funkcję tronu. Na nim siedział jakiś potężny Skandianin. Po obu stronach drzwi stali strażnicy skierowani przodem do sali. Na środku pomieszczenia stał długi stół, prawdopodobnie z drewna sosnowego. Wokół niego stały pozasuwane krzesła, na środku znajdowała się rozłożona mapa. Wszystko sprawiało wrażenie pięknie poukładanego i nieruszanego od tygodni. Dostrzegła, że oberjarl się na nią patrzy oczekująco. Szybko ruszyła w kierunku "tronu".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro