Rozdział 19
Uśmiechnęła się pod nosem po wpadł jej do głowy szalony pomysł. Włożyła nogi w strzemiona i skierowała swojego konia nad wodę. Kiedy kopyta Lorda znalazły się w płytkiej wodzie, przycisnęła lekko łydki. Konik z miejsca ruszył galopem. Przycisnęła go jeszcze mocniej i rozwinęli dużą prędkość. Woda wokół nich pieniła się i chlapała. Lord pędził wyciągniętym galopem. To był dopiero pęd! Wiatr rozwiewał Oliwii włosy tak, że powiewały wysoko za nią. W pewnej chwili dziewczyna rozłożyła ręce na boki, kierowała koniem tylko nogami.
- Juhu!!!!- krzyknęła.
To była prawdziwa wolność. Nie było za nią mrukliwego zwiadowcy, który kręciłby oczami na widok jej wybryków.
Po chwili złapała znowu wodze bo zbliżyli się do statku. Crowley, stojący na plaży, usłyszał tęten kopyt. Odwrócił się, a kiedy zobaczył Oliwię Night w swoim żywiole, zaczął się szczerze śmiać. Dziewczyna w jednej chwili zwolniła przy nim do stępa i się zatrzymała.
- I to się nazywa Oliwia Night! Po prostu wejście smoka!
- Cześć, Crowley! Jak tam?
- Wszystko w porządku. A jak tam twój dojazd? Pierwszy raz bez Halta? Bez przeszkód?
- Jeśli mam być szczera, to na początku był stres. Ale nie było żadnych problemów.
- Wcale nie jest tak strasznie, co?
- Tak. Chociaż Halt miał pewne trudności z puszczeniem mnie samej.
- Mam się na coś szykować?
- Tak. Będziesz miał małą awanturę po powrocie.
- Dobra. Rozumiem jego niepokój.
- Ale jest dobrze. Nie jestem małą, głupią dziewczynką.
- Głupią nie ale co do małej...masz dopiero 15 lat...
- W tym wieku powinnam zostać zwiadowcą!
- No właśnie. I uczyć się strzelać. A ty wałęsasz się sama po całym kraju.
- To nie był mój pomysł!
- Skończmy tę rozmowę. Statek czeka.
- Jasne.
Crowley odczytał wyraz jej twarzy.
- Płynęłaś kiedyś statkiem?
- Tak. I nie jest to mój ulubiony środek transportu.
- Spokojnie, poradzisz sobie. Patrz! Przez ciebie Lord się stresuje.
- Przepraszam. Już idę.
Zeszła z konia i zostawiła go u Crowleya. Ten oddał go opiekunowi koni z zamku Araluen. Oliwia tylko go przytuliła i odwróciła się do Crowleya.
- Gotowa?
- Tak.
- Widzę że się zdecydowałaś.
- Nie. Nadal się boję. Ale muszę przełamać ten strach.
Powoli i ostrożnie weszła po klapie na pokład. Kiedy tylko postawiła tam nogi poczuła lekkie kołysanie się statku. Natychmiast złapała się obiema rękoma burty.
- Widzę że ktoś tu nie lubi kołysania!- odezwał się kapitan- Jeśli to jest dla ciebie straszne to co dopiero jak ruszymy!
- Wolę o tym nie myśleć. Czuję się jak podczas sztormu.
Przestępowała z nogi na nogę i wolno szła wzdłuż burty. Po chwili trzymała się tylko jedną ręką ale za nic nie mogła jej puścić. Czuła, że jak tylko ją oderwie to spadnie w ogromną przepaść. Kapitan śmiał się z niej i po chwili ruszył. Oliwia od razu przypadła do burty kiedy statek zaczął płynąć, a nie dryfować. Crowley rozumiał jej strach, więc podszedł do niej. Widział jak raz po raz traciła równowagę i omało nie upadała.
- Spokojnie, Oliwia. Dopasuj się do ruchów statku jak do ruchu konia. Przecież umiesz świetnie jeździć konno! Pomyśl, że siedzisz teraz na oklep i musisz podążać za ruchem konia!
- Dobra....
Zamknęła oczy i wyczuła miarowe kołysanie. Ten sam układ: w lewo, w przód, w prawo. I znowu.
- A teraz powoli się puść...- Crowley podszedł do niej i oderwał jedną rękę od burty. Po chwili powoli podniósł drugą. Dziewczyna stała na pokładzie z ciągle zamkniętymi oczami. Wyczuła ten ruch. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do zwiadowcy.
- Dzięki. Coś czuję że zaczynam się przyzwyczajać.
- To dobrze. Przyda ci się to bo trochę czasu spędzimy na morzu...
- Gdzie my tak właściwie płyniemy? Po co?
- Płyniemy do Arydii. Wiesz gdzie to jest?
- Tak. Trochę to daleko.
- No trochę. Ale myślę, że będzie warto. Musimy z nimi nawiązać porozumienie. Zawsze przyda nam się pomoc ze strony Arydów.
- No dobrze. A co ja tu robię?
- Będziesz pełniła rolę księżniczki Araluenu. Będziesz taką Cassandrą.
- Ale czemu Cassandra nie mogła być...Cassandrą?
- Ma ważniejsze sprawy na miejscu. Właśnie po to Halt został na miejscu.
- Rozumiem...no dobrze. Przynajmniej poznam nowy kraj.
- A do tego nie będziesz sama.
- W sensie?
- Horace!- krzyknął Crowley.
Serce Oliwii stanęło w miejscu by potem wykonać szalonego fikołka, na widok znajomej postaci rycerza. Natychmiast zaczęła do niego biec. On również do niej podbiegł. Rzuciła mu się w ramiona, a on ją przytulił. Zakręcili się razem w miejscu.
- No cześć. Myślałaś że puszczę cię na taką wyprawę samą?
- Nie wiedziałam że tu będziesz! Horace! Nawet nie wiesz jak się cieszę!
- Od teraz jestem twoją osobistą strażą. W końcu jako księżniczka musisz mieć jakąś ochronę.
- Przecież wiesz, że oprócz straży jesteś kimś więcej.
- Wiem- powiedział Horace, a jego oczy błysnęły radością.
Crowley stał z boku i się na nich patrzył. Potem postanowił zostawić ich samych i poszedł sprawdzić jak radzi sobie kapitan.
Tymczasem dwójka przyjaciół przeszła na dziób statku i usiadła na burcie. Rozmawiali o drobnostkach i o tym jak minął im czas rozłąki. Oliwia pomyślała, że z Horace'em można rozmawiać na wszystkie tematy. Tak więc po chwili rozmowa zeszła na zwiadowcze konie by po chwili znów powrócić na tajniki zwiadowczego szkolenia.
- A jak tam u ciebie? Wszystko w porządku?
- Tak. Teraz uczę się walki na kopię chociaż muszę przyznać, że to nie jest mój styl walki.
- Wolisz na miecze?
- Tak. Jest to bardziej uczciwe niż dźganie kogoś tępym patykiem.
- Rozumiem, że dźganie kogoś ostrym patykiem jest bardziej interesujące?
- Co? Ach...no chyba tak...
- Rozumiem. Ty też oddałeś Kickera tym ludziom na brzegu?
- Tak. Nie mógłbym go zabrać na pokład. Znaczy, mógłbym ale nie chciałem. Szczerze? Nie jest to za bezpieczna misja.
- Arydzi są tak niebezpieczni?
- Nie. O nich martwię się najmniej. Chodzi o to, że na wodach przed Arydią krąży mnóstwo piratów. I nie chodzi mi o Skandian. Chodzi mi o zwykłych, głupich piratów. Nie chciałem żeby w razie ich ataku nasze konie ucierpiały.
- Gdyby na przykład statek zatonął, tak?
- Na przykład.
- Rozumiem ciebie. Mam podobne obawy ale niechętnie się rozstałam z Lordem.
- No bo w końcu to są nasi przyjaciele.
- Dokładnie.
Nastała jedna z nielicznych chwil ciszy kiedy to nie wiesz czy kontynuować dalej ten temat, czy zacząć jakiś nowy.
- Halt mnie nie chciał puścić.
- I czemu mnie to nie dziwi?
- No wiem ale w końcu jestem trochę bardziej samodzielna!
- Oliwia, jesteś jego uczniem dopiero od dwóch lat! A poza tym jesteś w wieku, w którym Will dopiero zaczynał swoją przygodę ze zwiadowcami.
- Ale ja nie jestem...
- Will i inni zwiadowcy.
- Tyle że ja połowę tej przygody mam już za sobą!
- Tak. Dopiero połowę. Nic dziwnego, że Halt uważa cię jeszcze za nieodpowiedzialną i lekkomyślną.
- Tego nie powiedział.
- Ale tak pomyślał.
- No może...
- I jak mam być z toba szczery, to zaczęłaś być odpowiedzialna dopiero kilka tygodni temu.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Musi przywyknąć, że ma teraz do czynienia z inną Oliwią.
- I ta podróż mu to pokaże.
- Pewnie tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro