Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Następnego dnia znowu jechali, jechali i jeszcze raz jechali. Kiedy w oddali zobaczyli piękne strzeliste wieże zamku Araluen, Oliwia odetchnęła z ulgą.
- W końcu! Już myślałam że będziemy jechać tak jeszcze przez tydzień!
- Tak bardzo nie lubisz tego konia że musisz tak narzekać?- spytał Halt.
- A żebyś wiedział. Jak chcesz to możemy się zamienić. Znam hasło do Abelarda.
- Ale Abelard cię nie lubi.
- Jasne- ironicznie odpowiedziała księżniczka.
Dalej znowu jechali w milczeniu. Oliwia wyjęła nogi ze strzemion i zaczęła nimi luźno machać obok siodła. Jechali tak kłusem aż nie dojechali do bramy zamku. Tam przeszli do stępa by pokazać strażnikom swoją tożsamość. Oni tylko kiwnęli głowami i wpuścili ich do środka. Halt spojrzał na Oliwię. Ta zeskoczyła z konia i podała mu wodze.
- Jeśli nie masz nic przeciwko to zawitam szybciej do Cassandry.
- Jasne. Leć.
Wziął wodze jej rumaka i doprowadził do stajni. Dziewczyna tymczasem obróciła się na pięcie i pomknęła odpowiednimi schodami do sali tronowej. Znała ten zamek lepiej niż własną kieszeń. I nie do końca była pewna czy to powód do dumy. Przeskakiwała po dwa schody na raz. Nigdzie jej się nie spieszyło ale chciała szybko zobaczyć się z księżniczką. Jednak przed drzwiami zwolniła. Zapukała lekko i poczekała na odpowiedź. Weszła i cicho zamknęła drzwi.
- Jesteś księżniczką na tym zamku. Nie musisz pukać.
- Nic na to nie poradzę, wasza wysokość- Oliwia lekko się ukłoniła.
- Jesteś księżniczką więc nie musisz mi się kłaniać. A do tego jesteś moją przyjaciółką, więc tego nie chcę. Mów do mnie jak do Halta albo Horace'a.
- Postaram się, Cass. Chciałam cię zapytać jak tam podróż?
- Świetnie. Dziękuję ci bardzo za Lorda oraz za to poświęcenie podczas bitwy. Ale...gdzie jest Halt? Horace? Maja, Kacper???
- Wszystko w porządku. Żyją i za chwilę tu przyjdą. Wszyscy...no może z wyjątkiem Kacpra.
- Co mu się stało?
- On...no...ten...nie żyje. Poległ w bitwie. Pamiętasz jak nas zaatakowali? On był z przodu. To jego zaatakowali pierwszego.
- Co??? Tak mi przykro...
- Ale!!! To nie twoja wina Cassandro. Wiem co sobie myślisz. To nie twoja wina. Ty byłaś tylko eskortowana.
- No ale...to jednak po części moja wina.
- Nie. W żadnym wypadku.
- To ja się znalazłam gdzieś indziej niż w Araluenie. To przeze mnie tam pojechaliście. No i co?
- No...mam być szczera?
- Zawsze.
- Po części...jeśli tak to ujęłaś...to tak.
- Wiedziałam.
- Ale to nie twoja wina moim zdaniem. Nie możesz odpowiadać za wszystkich.
- A ty tak?
- Ja? No ja...nie wiem.
- Nie. Nie możesz. I nic nie zmienia tego faktu. Nawet to że jesteś księżniczką?
- No...jak jesteś księżniczką to...tak jakby...rządzisz.
- No właśnie. I ja rządzę.
- Dobra. Koniec tej rozmowy. Myśl sobie jak uważasz.
- Dobrze. I jeszcze raz dziękuję ci za wszystko.
Cassandra podeszła do niej i ją uścisnęła. Oliwia odwzajemniła ten uścisk. Poczuła w nosie zapach różanych perfum. Przyszło jej na myśl że to wszystko jest strasznie dziwne... Usłyszała pukanie. Odsunęły się od siebie i Cassandra odpowiedziała: Proszę. Do środka wszedł Halt, Maja i Horace. Czyli ci, których spodziewali się tam ujrzeć.
- Dzień dobry, wasza wysokość- odezwał się zwiadowca.
Wszyscy trzej się ukłonili, a Oliwia odsunęła się na bok by Cassandra znalazła się na wprost ich.
- Witajcie Halt, Horace i Maja. Dawno was nie widziałam. Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. Pewnie od Oliwii już usłyszałaś o przebiegu dalszej bitwy i innych rzeczy.
- Nie do końca. Możecie mi opowiedzieć. Oliwia, Lord jest w królewskiej stajni.
Dziewczyna skinęła głową i szybko wyszła. Zbiegła po schodach i weszła do stajni oznaczonej jako królewska. Kiedy tylko przekroczyła jej próg usłyszała znajome rżenie. Jej siwy konik stał w boksie i błyskał oczami w jej stronę. Podeszła do niego i bez wahania weszła do środka.
- Jak tam, Lord?- spytała, po uprzednim rozejrzeniu się czy nikt nie patrzy.
Mają tu świetnie jedzenie! Ale czemu cię tyle czasu nie było? Czemu oddałaś mnie Cassandrze?
- Wymagała tego sytuacja. Musiałam jej pomóc dostać się do Araluenu w jednym kawałku. Zagwarantowałeś jej bezpieczeństwo?
Jasne! Jestem zwiadowczym koniem!
- To dobrze. Dzięki. A teraz mam coś dla ciebie!
Wyjęła z kieszeni soczyste jabłko. Wyciągnęła do niego płaską rękę z owocem na niej. Sięgnął po nie łapczywie i chwilę potem zawzięcie chrupał.
Ale tylko ty masz takie dobre jabłka.
- Miło mi to słyszeć.
Nie zachowuj się jak księżniczka! Mów normalnie!
- Postaram się.
Stała przez chwilę po czym stwierdziła że musi się przejść. Zanim wyszła starannie przejrzała Lorda. Nie była pewna czy stajenni dobrze się nim zajęli. Ale wyglądało na to że był w idealnym stanie. Niechętnie wyszła ze stajni i skierowała się w kierunku bramy. Na dziedzińcu mijała różne mniej lub bardziej znane osoby. Zawsze machała do każdego ręką albo kiwała głową. Zazwyczaj ludzie jej odmachiwali. Kiedy doszła do podniesionej bramy, strażnicy wyprężyli się i zasalutowali.
- Spocznij!- wydała rozkaz.
Natychmiast wrócili do swojej pierwotnej pozycji.
- Co się dzieje, wasza wysokość?
- Czekaj, czekaj. Proszę was, mówcie do mnie Oliwia!
- Nie możemy. Hierarchia. Jak księżniczka Cassandra nas na tym złapie to każe nas wychłostać!
- No dobrze...to chociaż "panna Night"? Chociaż bardzo nie lubię tego określenia.
- No dobrze...
- Czy coś się dzieje? Nie. Absolutnie nic. Chciałam się po prostu przejść i sprawdzić jak się miewają mury zamku Araluen.
- Jak na razie są w świetnym stanie, wasza...panno Night!- skrzywił się lekko wypowiadając nowe określenie Oliwii ale wybrnął.
- To dobrze. Nie chcę mieć takich kłopotów jeśli wróg nadejdzie.
- Na kogoś czekamy?
- Nie, skądże. Ale od ostrożności jeszcze nikt nie zginął.
- No dobrze...
- Idę się przejść po murach. Dziękuję za rozmowę strażniku...
- Smith.
- Strażniku Smith.
Odeszła trochę dalej i wspięła się po drabinie na obwarowania zamku. Tamci strażnicy również jej zasalutowali ale zbyła ich tą samą komendą. Przeszła trochę dalej i popatrzyła na widok rozciągający się z wysokich murów. Widać było las i pola. Do tego wszystkiego jej uszu dochodził cichy szum wiatru. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do spacerowania po murach. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Od razu się odwróciła ale na murach nikt na nią nie patrzy. Zwróciła się w kierunku pól ale tam też nikogo nie było. Była pewna. Potem spojrzała na zamek. I wtedy znalazła właściciela spojrzenia. W najbliższej wieży przez okno wyglądał Crowley. Skinął na nią. Dziewczyna nie chciała tracić czasu na schodzenie i wchodzenie. Z racji tego że wieża przylegała do muru po prostu się na nią wspięła. Im wyżej wchodziła tym szum wiatru stawał się bardziej słyszalny. W końcu jej ręka wyczuła parapet okna. Jeszcze się trochę podciągnęła i bez trudu przełożyła nogi na drugą stronę okna.
- Dzień dobry, Crowley. Coś chciałeś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro