Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Ruszyli kłusem. Koń strasznie podbijał więc nawet anglezowanie było trudne. Oczywiście co jakiś czas odwracała się do tyłu by sprawdzić czy niczego nie ma. Światło świecące z lampy oświetlało tylko kawałek drogi za nimi. Reszta miała takie same źródła światła więc było w miarę jasno. Odwróciła się z powrotem w stronę środka szyku. I wtedy usłyszała za sobą szelest. W ułamku sekundy już patrzyła za siebie. Koń wyraźnie też coś wyczuł. Chciał zwolnić ale Oliwia go przyspieszyła. Teraz wpatrywała się w ciemność tuż za światłem lampy. Dalej nie mogła oświetlić. Gapiła się w czarną pustkę starając się coś zauważyć. Ale nic nie widziała. Miała jednak dziwne przeczucie że to "coś" ją obserwuje. Nie znałe tej krainy i tych zwierząt więc nie mogła wiedzieć co to jest. Nadal ciemność i cisza. I wtedy usłyszała warkot. Ale jakiego nigdy nie słyszała. Warkot który wypełnił otaczającą ją przestrzeń. Spanikowała ale szybko się ogarnęła. Jednak jej koń nie. Zamarł w miejscu. Na nic to że miał jechać. Słuchał. I nagle z prawej strony wyskoczyła ogromna bestia. Oliwia nawet nie zdążyła jej się przyjrzeć. Krzyknęła bo to ją totalnie zaskoczyło. Chciała sięgnąć po nóż ale nie zdołała. Koń szybko uskoczył na lewo, a dziewczyna straciła równowagę. W tym momencie koń w panicznym strachu rzucił się do przodu galopem. Oliwia, która ledwo usiedziała w siodle, teraz kompletnie wyleciała. Puściła lampę która spadła na ziemię parząc zwierzę. Zwiadowczyni poleciała do przodu na szyję konia. Rumak nie zwalniał. Dziewczyna czuła że spada. Zsunęła się tak że prawym kolanem się trzymała przed siodłem, lewą ręką się trzymała szyi i grzywy konia, a prawą próbowała znaleźć coś czym mogłaby się podciągnąć. Jednak nic nie znalazła. Głowę miała zwróconą na łeb konia i przyłożoną do szyi zwierzęcia. Widziała w świetle pozostałych lamp przerażenie na twarzy konia. W następnej chwili poczuła że coś ją ciągnie i spadła obracając się w locie na plecy. Rąbnęła kręgosłupem o ziemię. Usłyszała jeszcze stukot kopyta tuż przed ją twarzą. Machinalnie zasłoniła się rękoma. Zamknęła oczy. Chwilę później powoli je otworzyła i odsunęła ręce od głowy. Leżała na ziemi na prawym boku. Usłyszała tupot kopyt i nóg i w następnej chwili zobaczyła nad sobą twarz Horace'a.
- Wszystko dobrze???
- Tak.
Oliwia chciała wstać ale Horace położył ją z powrotem na ziemię.
- Leż. Dopóki adrenalina działa. Czy nic cię nie boli?
- Nie.
- No tak. Jak na razie.
- Gdzie jest ten koń?
- Halt go łapie. Co tu się stało?
- Nie wiem. Jakieś zwierzę, straszne zwierzę, wyskoczyło z zarośli. Mój koń się spłoszył i zagalopował a ja w jednej ręce miałam lampę, a drugą chciałam wyjąć nóż. Straciłam równowagę i....spadłam.
- Słyszę to w twoim głosie. To żaden wstyd że spadłaś! Każdemu może się zdarzyć!
- Nie wiem....
Usłyszała jak ziemia drży i wiedziała że ktoś znowu idzie.
- Trzymaj konia, Maja- odezwał się znany głos.
Oliwia poczuła jak jej plecy powoli zaczynają ją boleć. Aż w końcu ból był nie do wytrzymania. W tej samej chwili na tle granatowego nieba pojawiła się twarz jej mistrza. Lekko uśmiechnięta.
- W porządku?
- Tak.
- Muszę powiedzieć że walczyłaś do końca.
- Nigdy nie poddam się od razu. Nawet jak mam spaść z konia.
- To było świetne.
- Aha. Skąd mam to wiedzieć?
- Muszę ci powiedzieć że jeszcze nie widziałem by ktoś tak spadł z konia.
- Nie śmiej się! Plecy mnie bolą!
- Ojej. Serio?
Dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć. Nie wiedziała czy to jest sarkazm czy prawda. W końcu Halt podał jej rękę, a ona z jego pomocą wstała na nogi. Plecy ją strasznie bolały ale starała się nie zwracać na to uwagi. Wsiadła na konia i ruszyli dalej. Po drodze opowiedziała im po krótce co się zdarzyło.
***
W końcu dojechali na miejsce. Tak jak słusznie myślała Oliwia, jazda konna to najlepsze lekarstwo na wszystkie bóle. Plecy już jej nie bolały i po prostu zeskoczyła z wierzchowca.
- Już dobrze?- zatroszczył się Horace
- Tak. Żyję.
Nie oczekiwała że zwiadowca wykaże że choć trochę się o nią troszczy. To już tak jest. I nic nikt na to nie poradzi. Było coś około południa. Rozbili mini obozowisko. Wszystko było w porządku. W tym samym momencie od tyłu podszedł do Oliwii Halt, Horace i Maja. Dziewczyna się odwróciła, a oni zaczęli jej chórem śpiewać "Sto lat". Zaskoczona księżniczka na początku nie wiedziała o co chodzi. Dopiero po chwili uświadomiła sobie że dzisiaj obchodzi swoje 15 urodziny. Było jej naprawdę miło że wszyscy o tym pamiętali. Pod koniec piosenki w nie do końca czystym wykonaniu, Halt wręczył jej prezent. Było to coś zawinięte w papier ozdobny. Już samo to że zwiadowca znalazł gdzieś w tej dziczy papier ozdobny było wielkim wyczynem.
- Sądzę, że ci się spodoba.
Szybko odwinęła papier i zobaczyła w środku coś, co chciała od dawna. Nóż z nihońskiej stali. Była zachwycona.
- Dzięki, Halt! Właśnie to chciałam!!!
- To fajnie.
Podszedł do niej Horace i pocałował ją w policzek. Potem Maja ją uścisnęła. Oliwia nie spodziewała się żadnych prezentów, już samo to że ktoś wogóle pamiętał o jej urodzinach było wielkim wyczynem. Obchodziła je 5 marca.
- Nie wiedziałam że będziecie o tym pamiętać! Myślałam że moje urodziny nikogo nie obchodzą.
- Mnie napewno obchodzą. W końcu zawsze warto wiedzieć kiedy się urodziła moja uczennica. I nie tylko.
- Co masz na myśli, Halt?
- Twoja mama powiedziała mi że mam ci wszystko opowiedzieć w dniu twoich 15 urodzin. Nie chcę łamać tej przysięgi więc...usiądź.
Zaniepokojona zwiadowczyni usiadła na wcześniej rozłożonym kocu. Reszta także usiadła.
- Co masz mi powiedzieć, Halt?
- Prawdę. Całą.
- A to nie była cała prawda?
- Przez wiele lat, a przede wszystkim przez te ostatnie 2, musiałem ukrywać przed tobą wszystko. Powoli nie wytrzymywałem. Ale teraz mogę ci powiedzieć. I proszę cię, nie złość się na mnie, to nie była moja decyzja. To twoja mama mnie o to prosiła.
- Ty znałeś moją mamę???
- Tak. Ale od początku.
- Słucham.
- Twoja mama miała na imię Jasmine Night.
- Nie! Moja mama nazywa się Lorenz Wood!
- To twoja przybrana mama. Ci rodzice z którymi się wychowałaś się rodziną zastępczą.
- C-co...???
- Tak. Państwo Wood nie są twoimi biologicznymi rodzicami. Jest nimi Jasmine Night i....Sean.
- Sean...
- Twoja mama żyła sobie w Galii. Ale z pochodzenia była Hibernijką. Pewnego dnia ocaliła życie Gilanowi który się tam zawieruszył.
- Jako zwiadowca?
- Nie. Jako rycerz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro