2. Devon
#untanglemeLS
— Co to ma być?!
Wpatruję się oszołomiony w pudełka, które Abe przytaszczył do szatni. Ponieważ wpadam na trening jako ostatni, większość kumpli z drużyny już obżera się na całego — wyrzucają do kosza na śmieci zalecenia dietetyczne, wpychając sobie do gardeł kolorowe bomby kaloryczne udekorowane lukrem. Jeśli zjedzą tego więcej, to gówno sprawi, że cała drużyna futbolowa zapadnie w śpiączkę cukrzycową.
— A na co ci to wygląda? — prycha Abe z rozbawieniem. — To muffinki, Sherlocku.
Przewracam oczami, rzucając torbę z ciuchami na podłogę przy mojej szafce.
— Nie pytam o to gówno, debilu — odpowiadam — tylko o to, dlaczego chcesz utuczyć swój zespół przed play-offami. Poza tym skąd to masz? Obrabowałeś jakąś cukiernię czy co?
Muszę przyznać, że muffinki wyglądają bardzo profesjonalnie. Sam kiedyś próbowałem takie zrobić, ale użycie rękawa cukierniczego mnie przerosło. Dużo lepiej odnajduję się w gotowaniu na słono niż pieczeniu na słodko, więc na tym się skupiłem. Moi kumple znacznie bardziej doceniają, gdy przyrządzam dla nich furę mięsa.
— Współlokatorka Riv je zrobiła — wyjaśnia Abe. — Zastawiła tym całą kuchnię. Gdybym ich nie zabrał, one by to zjadły i trafiły do szpitala z powodu zatrucia cukrem. Można się zatruć cukrem?
Nie mam pojęcia.
— Arizona? — Z pewnością robię dziwną minę.
— No tak — przytakuje Abe. — Chyba nie podejrzewasz Bekki o umiejętności kulinarne.
No nie.
— To może lepiej tego nie jedzcie. — Wykrzywiam się z niepokojem. — Jeśli planowała je dać drużynie futbolowej, to może naładowała tam jakichś środków przeczyszczających albo czegoś, żeby mnie udupić. Ona mnie nienawidzi.
Abe przewraca oczami, po czym ostentacyjnie wpycha sobie do ust całą muffinkę. Jego problem, to on będzie musiał wypocić to na siłowni, nie ja.
— Ona cię nie nienawidzi, debilu — protestuje z pełnymi ustami. — Rywalizowała z tobą, to wszystko.
No właśnie. A gdyby wykluczyła mnie z tej rywalizacji, znowu mogłaby być pierwsza!
No dobra, to mało prawdopodobne. Arizona opuściła za dużo zajęć, żeby mogła teraz tak łatwo to nadrobić. I raczej skupi się na sobie, a nie na otruciu potencjalnych rywali.
Powinienem czuć satysfakcję na myśl, że teraz moja pozycja lidera na roku jest niezagrożona. Przez kilka pierwszych miesięcy tego roku przepychałem się o nią z Arizoną, która nie dość, że jest kujonką, to jeszcze uwielbia rywalizację jak cholera i wszystko bierze tak strasznie do siebie. Każdą drugą lokatę za mną na jakimkolwiek teście odczuwała jak osobistą zniewagę. A mimo to, kiedy zniknęła na ponad miesiąc, wcale nie poczułem ulgi. Wcale się z tego nie cieszyłem.
Myślałem, że tak będzie, gdy wielokrotnie wcześniej marzyłem o wyeliminowaniu jej z tej rywalizacji. Miałem dość gonienia za nią i udowadniania wszystkim, że jestem lepszy, i obwiniałem o to właśnie ją, bo ona to wszystko nakręciła. Teraz jednak z jakiegoś powodu za tym tęsknię— zajęcia bez niej są nudne, bo moja pozycja stała się niezagrożona, a przez to zniknęła cała adrenalina. Poza tym życzyłem jej raczej złamanej nogi albo nosa niż tego, co się stało.
Chyba oszalałem, skoro współczuję Arizonie Lake, ale tak właśnie jest.
To musi być naprawdę chujowe, odkryć, że facet, z którym było się tyle czasu, jest gwałcicielem, ale jeszcze gorzej, gdy cała uczelnia z jakiegoś chorego powodu czyni cię współodpowiedzialną za to, co się stało.
— W każdym razie ja nie będę jadł tego gówna — oznajmiam, ostentacyjnie odsuwając się od muffinek, żeby pójść się przebrać. — I wy lepiej też nie jedzcie, jeśli nie chcecie spędzić dodatkowych godzin na siłowni!
Chłopaki patrzą po sobie, po czym zgodnie wzruszają ramionami i wpierdalają dalej. Ekstra. Ich sprawa, jeśli żarcie jest dla nich ważniejsze od formy.
Ja nie zamierzam tykać muffinek Arizony Lake.
***
Wracam właśnie do domu i gdy zamykam się w swoim pokoju, dzwoni mój telefon. To ojciec. Odbieram i przełączam go od razu na głośnomówiący, bo muszę zrzucić z siebie przepocone ciuchy.
— Cześć, Devon — mówi tata. — Dostałeś mojego maila?
Krzywię się. Tak, dostałem, ale nie miałem ochoty w ogóle w niego wchodzić.
— Tak — potwierdzam mruknięciem. — Zajrzę do niego w weekend.
— Nie uważasz, że to trochę za późno? — pyta krytycznie. — Zapisy na kurs przygotowujący do LSAT ruszają już.
Udaję, że wymiotuję, ale bezgłośnie, żeby tata się nie zorientował, jaką pantomimę odstawiam.
— Niby kiedy mam je wcisnąć w grafik? — warczę trochę zbyt ostro. — Już w tej chwili mam mnóstwo zajęć, treningi, mecze i wszystkie dodatkowe bzdury, o które mnie poprosisz. Nie mam na to czasu.
— Mógłbyś zrezygnować z drużyny. Nie potrzebujesz stypendium sportowego.
Och, jasne, na pewno by tego chciał. Ale ja nie zamierzam tego robić.
Foxowi Abrahamowi czy innym moim kumplom może się wydawać, że nie zależy mi na futbolu, bo Yarrow i tak jest dla mnie jedynie okresem przejściowym przed pójściem na prawo na Harvard jak moi starzy. Nigdy nie wyprowadzałem ich z błędu, bo nie jestem gotowy otwarcie postawić się rodzicom. To spoko ludzie, naprawdę. Ale kiedy coś idzie nie po ich myśli, podpalą świat, żeby to zmienić. Jak prawdziwi bezwzględni prawnicy.
Zwłaszcza gdy chodzi o ich rodzinę.
— Nie chcę rezygnować z futbolu — oznajmiam stanowczo. — Jestem dopiero na drugim roku, tato. Mam mnóstwo czasu, żeby zająć się kursami przygotowującymi do LSAT. Nie muszę sobie wypruwać żył już teraz.
— To kiedy? — dopytuje ojciec nieco zniecierpliwiony. — Za rok? Wtedy zrezygnujesz z futbolu i zajmiesz się tym, czym powinieneś?
Chociaż ojciec Abe'a to kutas, zazdroszczę kumplowi, że przynajmniej wspiera go w jego karierze. Mój ojciec jest przekonany, że futbol to dla mnie jedynie głupia zabawa przed zajęciem się tym, co powinienem w życiu traktować poważnie. Przed prawem.
Kiedyś w końcu muszę mu powiedzieć, że nie zamierzam studiować prawa i przejmować rodzinnej kancelarii. Ale jeszcze nie teraz, bo jestem zbyt wielkim tchórzem, nawet jeśli domyślam się, że starzy nie wydziedziczyliby mnie z tego powodu. Byliby po prostu rozczarowani, a ja nigdy nie chciałem ich rozczarować.
W przeszłości robiłem naprawdę głupie rzeczy, żeby do tego nie dopuścić.
— Może za rok — odpowiadam niezobowiązująco. — Zobaczymy.
Nie chcę rezygnować z futbolu za rok. Jestem o rok niżej od Abe'a i Haze'a, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że kiedy skończą studia, mógłbym na czwartym roku zostać kapitanem drużyny. Chciałbym tego. Kurewsko bym tego chciał. Muszę tylko przekonać po drodze trenera, że to prawda, bo, podobnie jak moi kumple, jest pewien, że nie traktuję futbolu poważnie.
— No dobra, na razie dam ci spokój — obiecuje tata, a ja oddycham z ulgą. — Jesteś bystry, na pewno poradzisz sobie z LSAT, jeśli zaczniesz przygotowywać się za rok.
— Dzięki — mamroczę.
— Chciałem też zapytać, czy będziesz w domu w przyszły weekend? — dodaje po chwili. — Mama planuje to przyjęcie świąteczne, o którym ci wspominaliśmy, celowo wybrała termin w sobotę, kiedy nie macie meczu. Możesz przyjechać z tą swoją dziewczyną, jak ona ma na imię? Ellie?
— Kelly — poprawiam go. Nie dziwię się, że zapomniał; mam tak dużo zajęć, że sam ledwie pamiętam, jak ma na imię moja dziewczyna. — Tak, jasne. Przyjedzie ze mną. Pamiętam o tym.
Wcale nie pamiętam i nawet nie zapytałem Kelly, czy ma wolny weekend. Ale przecież nie powiem tego ojcu.
— Świetnie — cieszy się wyraźnie. — Będzie też Keaton ze swoją dziewczyną. Kiedy on się zrobił taki dorosły? Ma siedemnaście lat, a jest większy ode mnie.
Tata się śmieje, więc idę za jego przykładem. Mój młodszy brat rzeczywiście szybko dorasta. A że zawsze był oczkiem w głowie rodziców, ojciec musi być tym faktem przerażony. Ciekawe, co głupiego znowu wpadnie mu do głowy, gdy spotkamy się w weekend.
Oczywiście Keatonowi, nie ojcu, bo to Keaton jest jak lep na kłopoty.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, ale w końcu ojciec się żegna i kończy połączenie, a ja idę pod prysznic. Na szczęście mam łazienkę tylko dla siebie, bo gdybym musiał ją dzielić z tymi flejami Abe'em i Haze'em, to chyba nic innego bym nie robił, jak tylko po nich sprzątał.
Gdy już po prysznicu wychodzę w samym ręczniku z powrotem do sypialni, dochodzę do wniosku, że to chyba odpowiedni moment, żeby zadzwonić do Kelly i zaprosić ją na weekend do moich rodziców. Spotykamy się już ze dwa miesiące, chyba nie powinna być zaskoczona, prawda?
Chwytam telefon, a wówczas z niejakim zdziwieniem odkrywam, że czeka na nim wiadomość od mojej dziewczyny.
Kelly: Zrywam z tobą.
Przez chwilę wpatruję się w smartfon ze zmarszczonymi brwiami. Zakładam nawet okulary, niepewny, czy dobrze widzę. Hmm. Nie chce być inaczej.
Devon: Dlaczego?
Kelly: Podobno jesteś najlepszy na roku, domyśl się, mądralo.
Jezuuu. Czy laski zawsze muszą być takie wkurzające?
Kelly od początku wydawała się prosta w obsłudze i na nic nie narzekała. Nie rozumiem, o co jej teraz chodzi. Jeśli coś jej się nie podoba, to mogła o tym ze mną porozmawiać wprost, nie? Tak się najłatwiej załatwia wszystkie problemy.
No dobra, może prawie wszystkie.
Devon: Serio, nie wiem, czym ci się naraziłem. Możemy o tym pogadać?
Kelly: A kiedy ostatnio gadaliśmy, Dev?
Szczerze się zamyślam. Kiedy...
No kurczę, przecież dopiero co byliśmy na kilku randkach. Potem byłem nieco zajęty, ale poświęciłem jej tyle czasu, ile tylko mogłem, w trakcie przerwy między meczami w październiku. I byłem wtedy naprawdę czarujący i miły...
O kurwa.
W październiku.
Mamy koniec listopada.
Nie widziałem się z Kelly miesiąc.
Kiedy to minęło?!
Devon: Dobra, wiem, że ostatnio byłem trochę niedostępny. Ale poprawię się, obiecuję!
Kelly: Szkoda zachodu. Znalazłam już kogoś, kto będzie mnie bardziej doceniał.
Co takiego?!
Kelly: Przeparadowałam z nim przed tobą ze trzy razy, a ty nawet nie zauważyłeś. Nawet dzisiaj po twoim treningu. Udanego życia, Dev, chociaż na pewno nie będzie tak udane, jak mogłoby być ze mną!
Co za wariatka.
Kiedy jej odpisuję, wiadomość nawet nie dochodzi, co oznacza, że prawdopodobnie mnie zablokowała. Rzucam telefon na łóżko i prycham z niedowierzaniem.
No dobra, nigdy nie byłem playboyem jak Abe czy Haze. Nie zmieniam lasek jak rękawiczki, nie tylko dlatego, że nie mam na to czasu, ale też i ochoty. Zresztą mało która dziewczyna zrobiła na mnie takie wrażenie jak futbol czy gotowanie. Chyba nigdy nie byłem zakochany. Nawet nie zależało mi na Kelly, jedynie przyjemnie spędzałem z nią czas.
Ale coś takiego? Zrobiła ze mnie królika doświadczalnego i w dodatku nawet nie zakomunikowała mi, czego ode mnie oczekuje! I to przez miesiąc! Uważam, że to trochę nie w porządku.
Z westchnieniem znajduję w szafie dresy i koszulkę, a potem, choć jestem zmęczony i mam ochotę jedynie paść na łóżko, idę na dół, żeby pożalić się współlokatorom. Siedzą w salonie; grają w grę na PlayStation, ale na widok mojej miny Abe natychmiast ją pauzuje.
— Wszystko w porządku, stary?
— Kelly mnie rzuciła — mówię zbolałym tonem.
Moi kumple wymieniają spojrzenia, a potem parskają śmiechem. Przyglądam im się ze zmarszczonymi brwiami.
— Możecie nie zachowywać się jak pajace? — pytam z wyższością, na co śmieją się jeszcze głośniej. — Może Kelly nie była miłością mojego życia, ale jednak była moją dziewczyną...
— Ta twoja dziewczyna na ostatniej imprezie w bractwie wsadzała język do gęby Mattowi Gardnerowi — przerywa mi z rozbawieniem Haze. — Byłeś na tej imprezie, Dev. Nie zauważyłeś?
O kurwa.
Znowu leją na widok mojej zbaraniałej miny. Naprawdę jestem tak ślepy, że nie dostrzegam tego, co dzieje się tuż pod moim nosem?
Najwyraźniej.
Chociaż cała ta sytuacja nie najlepiej świadczy o mojej spostrzegawczości, co innego znacznie bardziej zaprząta mi głowę.
Z kim ja teraz, do cholery, pójdę za dwa tygodnie na imprezę u rodziców?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro