30. Dobre rozwiązanie
Zayn
*****
Ze szpitala odebrał mnie Harry. Towarzyszył mu Matthew, lecz spodziewałem się, że będzie z nimi również Louis. Miałem nadzieję, że się pogodzili i nie było żadnych sprzeczek czy kłótni między nimi. Podczas drogi dowiedziałem się, że Louis nie chciał jechać. Wolał zostać w domu, w swoim pokoju. Podobno zaszył się tam od wczoraj. Nie zszedł na kolację i nawet nie tknął jedzenia, które przyniósł mu Harry. Śniadania też nie zjadł, lecz tym razem nie wpuścił do pokoju zielonookiego. Zacząłem poważnie martwić się szatynem. Jego zachowanie nie było normalne. Zastanawiałem się nad wizytą psychologa. Widocznie wypadek mocno wstrząsnął nastolatkiem.
- Przygotowałem ci miejsce w sypialni, gdzie będziesz miał spokój i ciszę. Będziesz mógł odpocząć, ja się wszystkim zajmę - powiedział Harry, spoglądając na mnie.
- Dziękuję - odparłem. - Ale najpierw muszę porozmawiać z Louisem.
- Nie wiem, czy cię wpuści - przyznał zmartwiony. - Chociaż może tobie się to uda, mnie nienawidzi.
- Nie mów tak - westchnąłem. - Wiem, że sprawia takie wrażenie, ale to dobry chłopak.
- Jak uważasz. - Zakończył rozmowę i dalej skupiał się na śledzeniu drogi.
Matthew nie wtrącał się w naszą rozmowę, w ciszy prowadząc auto. Ściszył nawet muzykę, która włączyła się jak tylko wsiedliśmy wcześniej do samochodu. Lubiłem tego chłopaka. Był w porządku, Harry był przy nim szczęśliwy. Żałowałem tylko, że Louis nigdy taki nie był. Przez tyle lat nie przyprowadził do domu ani jednego chłopaka czy dziewczyny. Przepadł w miłości do swojego przyszywanego brata. To było dla niego wyniszczające, lecz nie potrafił wyleczyć się z miłości do niego.
- Dojechaliśmy - oznajmił Harry.
Dopiero teraz zauważyłem, że od dłuższego czasu stoimy przed naszym domem. Ocknąłem się z rozmyślań i pokiwałem głową. Harry otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Nie potrzebowałem aż takiej pomocy, lecz nie narzekałem. Ruszyliśmy teraz do drzwi, które następnie otworzyliśmy za pomocą klucza.
W domu panowała cisza. Nie było słychać żadnej muzyki, nawet żadnego szmeru. Chłopcy przeszli do salonu, a ja powiedziałem, że udam się już na górę. Prosiłem ich, aby nie przeszkadzali mi przy rozmowie z szatynem. Wiedziałem, że w ich towarzystwie nic by nie powiedział.
Ostrożnie wszedłem na górę i zapukałem do pokoju syna. Odpowiedział mi głucha cisza, więc postanowiłem wejść. Zastałem go siedzącego na parapecie przy oknie. Wpatrywał się w widoki za szybą. Na sobie miał szare dresy i powyciąganą, starą koszulkę, która kiedyś należała do Harry'ego. To zapewne był jego strój do spania. Zawsze preferował luźne ubrania. Zamknąłem teraz drzwi za sobą i podszedłem do niego powoli. Gdy usłyszał kroki, odwrócił twarz. Jak tylko nasze spojrzenia się spotkały, szybko wbił wzrok w podłogę.
- Cześć, Lou - zacząłem, starając się przełamać nieznośną ciszę. - Dobrze cię widzieć.
- Cześć - powiedział cicho.
- Z Liamem, jak mówiłem wcześniej przez telefon, jest wszystko dobrze. Powoli dochodzi do zdrowia, nie ma się co martwić. Już niedługo też będzie mógł opuścić szpital.
- To dobrze. - Pokiwał głową, ponownie spoglądając za okno.
- Ale słyszałem, że z tobą nie jest za dobrze, czemu nic nie jesz? Martwiłeś się o Liama, prawda? Teraz wiesz, że wszystko będzie dobrze, nie ma się co zamartwiać. Zjemy razem obiad, dobrze?
- Nie jestem...
- Zjemy - powiedziałem stanowczo, przerywając chłopakowi. - Harry i Matthew pojadą na zakupy, a później pomożesz mi w kuchni. I nie przyjmuję odmowy, Lou.
Ułożyłem sprawną dłoń na jego głowie i poczochrałem karmelowe kosmyki włosów. Zauważyłem lekki uśmiech na twarzy niebieskookiego. I już wiedziałem, że będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. Gdy miałem już wychodzić, zatrzymał mnie głos nastolatka.
- Mógłbym odwiedzić Liama? Mówiłeś, że już jest przytomny - zapytał z wahaniem.
- Tak, myślę, że się ucieszy. Pytał o ciebie, bardzo się martwił. Powiem Harry'emu...
- Nie, sam pójdę - odrzekł od razu. - Ja nie chce z nimi...
- Rozumiem - westchnąłem. - Puszczę cię dopiero po obiedzie, Lou. Musisz normalnie się odżywiać i wysypiać. Chyba nie chcesz, abyśmy się zamartwiali?
Chłopak pokręcił zawstydzony głową. Po krótkiej wymianie zdań opuściłem jego pokój. Udałem się do swojej sypialni, gdzie z niemałą trudnością przebrałem się w czystą bluzkę. Kosztowało mnie to sporo wysiłku i gimnastyki, ale dałem radę.
Gdy Harry i Matthew wrócili z zakupów, zajęli się sobą. Siedzieli razem w pokoju zielonookiego, dzięki czemu udało mi się wyciągnąć Louisa ze swojej jamy. Wspólnie przyrządziliśmy posiłek. Głównie to wydawałem polecenia, a nastolatek bez sprzeciwu je wypełniał. Kiedyś nie było mowy, aby namówić go do spędzania razem czasu. To się jednak zmieniło.
- Mógłbym zjeść u siebie? - zapytał Louis, gdy skończyliśmy smażyć kotlety z piersi kurczaka.
- Nie możesz ciągle go unikać.
- Ja wiem, tylko... nie czuję się przy nich dobrze, nie wiem jak to wytłumaczyć, to...
- Zjemy razem, a potem zawołamy chłopaków - zdecydowałem z lekkim uśmiechem, ściskając lewą ręką ramię chłopaka. - Myślę, że nie bolałoby cię to tak bardzo, gdybyś w końcu mu o wszystkim powiedział. Nie możesz ciągle się ukrywać i uciekać przed nim. To byłoby dobre rozwiązanie.
><><
Witajcie, kadeci!
Jak minął wam poniedziałek? :D
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro