Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Jesteś zazdrosny, przyznaj


Louis

*****

- Mogę wiedzieć o co ci chodzi? - warknął chłopak, trzaskając za sobą drzwi od mojego pokoju. - Co ty odwalasz, Louis?

- O co ci chodzi? - mruknąłem, udając, że skupiam się na czytaniu podręcznika.

- Victoria mi powiedziała, co zrobiłeś na wuefie. Czemu do cholery jasnej kopnąłeś w nią piłkę?! - krzyknął.

- To niespecjalnie. - Wzruszyłem ramionami. - Sport jest naprawdę niebezpieczny...

- Wiem, że kłamiesz, ty przebiegły chochliku!

- Mnie nazywasz chochlikiem? - warknąłem, zrywając się ze swojego łóżka. - To co powiesz o swojej słodkiej wielkiej ,,V"?

Zamknąłem książkę i rzuciłem ją na materac. Harry już po chwili do mnie doskoczył, łapiąc za bluzkę. Wściekłość była doskonale widoczna na jego twarzy. Wręcz nią ociekał. Szarpnął mną dwa razy, następnie popychając na łóżko. I to było na tyle. Właśnie taki był. Nieważne jak go zirytuje, szybko, a raczej zbyt szybko się opanowywał. Zawsze ustępował i uciekał, tak jak teraz. Właśnie odwracał się do mnie plecami, by opuścić mój pokój, zanim ostro się pokłócimy. Już przez nas kilka razy Liam lub Zayn musiał interweniować.

- Pierdol się - wymamrotał na koniec.

Uśmiechnąłem się lekko i wystawiłem środkowy palec, lecz tego już nie mógł zobaczyć. Trzasnęły za nim drzwi i znów zostałem w pokoju sam. Całe szczęście, że mieliśmy je oddzielne. Zwariowałbym, gdybym musiał codziennie oglądać go obściskującego się z Victorią. Skrzywiłem się na obraz tej dziewuchy, który pojawił się w mojej głowie. Według mnie nie zasługiwała na Harry'ego. Była pustą blondynką z dużymi cyckami (dlatego też nazwałem ją wielką ,,V"). Do dziś zachodziłem w głowę jak to się stało, że owinęła sobie mojego przyjaciela wokół palca. A może to Hazz był aż tak tępy, że nie dostrzegał, że ona go jedynie wykorzystywała? Victoria marzyła o pracy modelki i za  wszelką cenę chciała wkręcić się do firmy naszych ojców. Już wielokrotnie słyszałem jak namawiała Harry'ego, by załatwił jej pracę. Na szczęście bezskutecznie.

Westchnąłem i opadłem plecami na łóżko. Skrzywiłem się, gdy podręcznik uwierał mnie w kręgosłup. Sięgnąłem ręką i wyciągnąłem go spod siebie, rzucając w stronę biurka. Oczywiście nie trafiłem i książka upadła, otwierając się na jakiejś stronie. Zapewne kilka kartek się zagięło, ale mnie to teraz nie obchodziło.

Gdy leżenie na plecach i bezczynne wgapianie się w sufit mnie znudziło, wstałem z łóżka. Poprawiłem dłonią swoje włosy, które wiecznie były w nieładzie, po czym zszedłem na dół do salonu. Na kanapie siedział Zayn z Harrym. Omawiali jakieś zdjęcia, co chwile wtrącając jakieś komentarze. Liam, sądząc po odgłosach gotował coś w kuchni. Starając się nie przeszkadzać, zająłem miejsce na fotelu po prawej stronie czarnowłosego mężczyzny. Mój wzrok powędrował na kilka zdjęć rozłożonych na stoliku. Z nudów sięgnąłem po jedno i westchnąłem, widząc na nim Harry'ego.

Ubrany był na nim w jakieś modne ciuchy, zapewne z najnowszej kolekcji L&Z. Musiałem przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze w kwiecistym garniturze. Może nawet bardziej niż dobrze. Na fotografii uśmiechał się, ukazując przy tym piękne dołeczki. Gdy Harry zaczął całą tę zabawę z modelingiem nie sądziłem, że aż tak się w to wkręci. Uwielbiał przymierzać nowe ubrania i pozować przed fotografem.  A miał dopiero szesnaście lat!

Nie zwróciłem uwagi na to, że po jakimś czasie Zayn nas opuścił. Udał się do swojego męża, a ja wciąż wgapiałem się w zdjęcie jak oczarowany. Przez chwilę pomyślałem, aby zachować dla siebie jedną odbitkę.

- Odłóż to, zanim je oślinisz - usłyszałem głos Harry'ego, który w tym momencie przeczesywał swoje kręcące się włosy.

- Myślałem nad tym, aby powiesić je na drzwiach pokoju i rzucać lotkami. Miałoby honorowe miejsce obok przedziurawionej podobizny wielkiej ,,V".

- Jesteś zazdrosny, przyznaj - powiedział ze stoickim spokojem, lekko nachylając się w moją stronę.

Obserwowałem jak powoli oblizał spierzchnięte usta. Wydawał się nie przejmować moim wcześniejszym komentarzem. Przynajmniej teraz nie złapał mnie za fraki i nie odepchnął, jak to zrobił zaledwie kilkanaście minut temu.

- C-co? - wyjąkałem, marszcząc przy tym brwi.

- Znajdź sobie w końcu dziewczynę, skrzacie - zaśmiał się tylko i zerwał się z kanapy.

Gdy przechodził obok mnie, zepsuł moją fryzurę. Moje włosy ponownie stały się jednym wielkim bałaganem. Warknąłem zły i próbowałem go dorwać, lecz uciekł, głośno się przy tym śmiejąc. Po chwili Liam wychylił się z kuchni i zawołał na obiad.

Udało mi się zachować zdjęcie.

***

- Mam pytanie... - zaczął niepewnie Harry, drapiąc się po głowie.

Patrzyłem na niego znudzony, sięgając po szklankę wody. Powoli zacząłem pić. Byłem już najedzony i nie było mowy, że wcisnąłbym w siebie więcej makaronu.

- Czy na ferie mogłaby pojechać z nami Victoria? Wiem, że to wyjazd rodzinny, ale... - zaczął zakłopotany.

Odstawiłem szklankę z głośnym hukiem i zacząłem się krztusić. Nie było mowy! Po moim trupie! Zayn spojrzał na mnie zaniepokojony, zaczynając stukać mnie otwartą dłonią między łopatki. Z ust wypłynęła mi woda wprost na podbródek, lecz nie przejmowałem się nią. Szybko wytarłem ją wierzchem dłoni i wymierzyłem oskarżycielsko palec w stronę chłopaka.

- Nie. Ma. Mowy! - zawołałem. - Dobrze wiecie, że jej nie znoszę.

- Ale...

- Nie! - uciąłem. - Jeśli się zgodzicie, to biorę ze sobą Nialla!

- To ten twój żarłoczny przyjaciel? - podpytał ostrożnie Liam.

Zgromiłem go spojrzeniem. Czemu przyczepiali się do farbowanego blondyna, a nie tej tępej blondynki? To było nie fair.

- Ale Victoria to moja dziewczyna, kocham ją - kontynuował po chwili Harry. - Jest jak rodzina...

- W takim razie ja nie jadę. - Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i oficjalnie zaznaczyłem, że jestem obrażony.

- Chłopcy... - westchnął Liam, który uspokajająco pocierał przedramię swojego męża, aby się nie denerwował. - To rodzinny wyjazd, tylko dla nas. Najlepiej będzie, jeśli tego nie zmienimy. Żadnego Nialla, żadnej Victorii, okej?

- Świetnie! - uśmiechnąłem się lekko, patrząc odważnie w oczy Harry'emu.

- Świetnie! - warknął, odchodząc w trakcie posiłku.

Jeden - zero dla mnie, V.

><><

Witajcie ponownie, kadeci!

Czemu by nie dodać drugiego rozdziału, nie? :D

Lubicie zazdrosnego Lou? ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro