1. Potwory
Louis
*****
Przekręciłem się na prawy bok, otwierając oczy. Spojrzałem przed siebie i cichutko westchnąłem. Widziałem jedynie ciemność, która zewsząd mnie otaczała. Nie lubiłem jej. Od zawsze drżałem na myśl o potworach czających się w szafie lub pod łóżkiem. Wizja pożarcia przez potwora była straszna. Nie chciałem umierać. Po chwili zauważyłem, że coś się poruszyło. Wstrzymałem oddech, uważnie to obserwując. Na ścianie znajdował się cień suchej gałęzi drzewa rosnącego za oknem. Wiatr kołysał tą gałęzią sprawiając, że wyglądała strasznie. Moje serce biło stanowczo zbyt szybko.
W pokoju słyszałem ciche, spokojne oddechy oraz pochrapywanie moich współlokatorów. Zazdrościłem im, że mogą sobie tak beztrosko spać bez budzenia się w nocy. Dziś nie mogłem wyjątkowo długo zasnąć. Poprosiłem Seana o możliwość zostawienia zaświeconej lampki na malutkiej szafce nocnej, lecz się nie zgodził. Wyśmiał mnie i powiedział, że tylko małe dzieci sikające w majtki śpią przy lampce. A ja nie byłem takim dzieckiem. Miałem siedem lat i potrafiłem już dawno korzystać z toalety. Dlatego też musiałem udowodnić swojemu współlokatorowi i samemu sobie, że przetrwam bez nikłego światła lampki, które zawsze dawało mi poczucie bezpieczeństwa i trzymało wszelkie potwory z dala ode mnie. Dam radę.
Zacisnąłem mocno oczy i schowałem się cały pod kołdrę. Tutaj na pewno złe duchy mnie nie znajdą. Starałem się być cicho. Skrzypnięcie gdzieś w oddali spowodowało, że wstrzymałem powietrze, a moje ciało się spięło. Zacząłem nasłuchiwać. Skrzypienie zamieniło się w uciążliwe i przerażające pukanie o szybę. Zagryzłem dolną wargę, aby nie zacząć płakać. Byłem już dużym chłopcem, nie małym dzieckiem.
Jednak uderzenia się powtarzały i nie dałem rady dłużej zatykać uszu czy zaciskać oczu. Zerwałem się z łóżka, a moje nogi od razu zaplątały się w poszewce kołdry. Prawie bym się przewrócił, ale udało mi się jakimś cudem utrzymać równowagę. Pozbyłem się materiału z nóg i jak najszybciej skierowałem się w stronę najbliższego łóżka, na którym spał mój najlepszy przyjaciel. Skoczyłem na materac, budząc przy tym chłopca. Harry, bo tak miał na imię, jęknął cicho i jak zwykle zaczął marudzić na zbyt wczesną pobudkę. W końcu niedawno co zasnął. Nie chciałem go budzić, ale tak strasznie się bałem. Byłem wręcz przerażony.
- O co chodzi, Lou? - odezwał się zaspanym głosem, od razu zgarniając mnie pod kołdrę, aby w następnej sekundzie mocno do siebie przytulić.
- Głosy - szepnąłem, wtulając się w niego bardziej. - Coś stuka, boję się Harry.
- To deszcz - odparł kędzierzawy chłopiec po chwili wpatrywania się w okno. - Kropelki padają na szybę i robią hałas, pamiętasz?
Ukryłem swoją twarz w jego ramionach. Byłem taki dziecinny... Harry kiedyś mi tłumaczył, że nie muszę się niczego bać, kiedy on jest w pobliżu. Ale taki już byłem. W oczach innych zapewne wydawałem się gorszy, ten bardziej tchórzliwy. Zawsze chciałem być jak Harry albo Sean. Oni nie bali się starszych chłopców, którzy często niszczyli nam zabawki. To ja zawsze uciekałem z płaczem, przez co uważali mnie za beksę.
- Ze mną nic ci nie grozi - szepnął zielonooki, całując delikatnie poplątane kosmyki moich włosów o odcieniu karmelu. - Śpij już. Jutro będziemy pisać list do Świętego Mikołaja. Pani Tessa powiedziała, że nam w tym pomoże.
- Mikołaja? - zdziwiłem się. - Mikołaj nie odwiedza dzieci w domu dziecka, tak powiedział Paul. Te czekolady, które każdy dostaje są od opiekunek...
- Nie słuchaj go, Lou - powiedział. - Mówi tak tylko dlatego, że jest niegrzeczny i boi się, że dostanie rózgę.
- Myślisz, że Mikołaj spełni nasze życzenia? - zapytałem, licząc, że właśnie tak się stanie.
- Oczywiście. - Pokiwał głową, a jego kręcące się włosy połaskotały mnie w twarz. - W końcu byliśmy grzeczni.
Zgodziłem się z jego słowami. Przecież Harry był o rok starszy, na pewno znał się na tym lepiej. Postanowiłem więc mu zaufać. Pomimo iż do Gwiazdki zostało sporo dni, Mikołaj otrzyma nasze listy wcześniej. To pewnie dlatego, aby zdążył z prezentami dla wszystkich. W naszym domu było bardzo dużo dzieci. Na pewno będzie miał pełne ręce roboty.
- Dobranoc, Harry - szepnąłem, a po chwili ziewnięcie dało mi znak, że naprawdę pora pójść spać.
- Dobranoc, Lou - odpowiedział. - Słodkich snów.
Tej nocy spokojnie spałem. Cieszyłem się obecnością ciepłego ciała przyjaciela. Nie bałem się, że potwory wyjdą z szafy czy spod łóżka. Miałem obok siebie Harry'ego, który na pewno by mnie obronił. Przy nim czułem się bezpiecznie. Sen przyszedł bardzo szybko, nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy zatopiłem się w krainie snów. Nie mogłem doczekać się jutra.
><><
Witajcie, kadeci!
Bardzo dziękuję Darrrow za okładkę ♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro