Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Rozdział 8

━━━

Emily zdecydowała się, że zostanie na zewnątrz toalet, upewniając się, że nikt nie wejdzie do środka i nie odkryje złego stanu Scotta. Trzymała w dłoniach skórzaną kurtkę, ponieważ zaczęło jej być trochę ciepło.

Rzadko kiedy widziała zalety bycia wampirem czystej krwi, ale w tym przypadku uważała za zabawne, bo wystarczyło jedno spojrzenie, aby wystraszyć każdego, kto chciał zabawić się w łazience.

— Wynocha — powiedziała wprost, gdy dwaj chłopcy, którzy chcieli skorzystać z toalety stali przed nią. Spojrzała na nich, a oni szybko uciekli, przez co zachichotała.

Zdecydowanie zabawne było obserwowanie, jak się jej boją.

— Daj spokój — Stiles szybko złapał ją za rękę, ciągnąc w kierunku autobusu.

— Hej, ja tu odstraszam ludzi. Ktoś musi się upewnić, że nie zobaczą Scotta wykrwawiającego się w łazience — odparła, spoglądając na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała.

— Lydia cię zastąpi. Musimy zdobyć koszulkę dla Scotta, żeby mógł się przebrać — powiedział Brunet, uważając to za urocze, gdy się dąsała.

Emily zmarszczyła nos z odrazą, wpatrując się w żółty autobus.

— Naprawdę nie chcę zbliżyć się do tego, bardziej niż muszę. Ciągle cuchnie rzygami, mimo że go wyczyścili — jęknęła, gdy pociągnął ją za sobą, ale zdołała go jedynie przekonać, by wziął torbę, a ona zaczeka na zewnątrz.

Stiles szybko jeszcze podał jej torbę Lydii, aby mogła dać ją Allison. Zdecydował, że sam im to zaniesie, więc pobiegł w kierunku toalet, zostawiając wampirzycę samą.

— Co jest nie tak ze Scottem? — zapytał jej Isaak, gdy podszedł do niej z Boydem.

Emily skrzyżowała ręce na piersi, gdy rzuciła mu spojrzenie, a jej oczy ostrożnie zamigotały w stronę Ethana, który stał obok Danny'ego.

— Scott nie wyleczył się z ran, a Allison go zszywa.

— Nie wyleczył się? — powtórzył Boyd z niedowierzaniem, wpatrując się w dziewczynę ze zdziwieniem.

Zamruczała w zgodzie, a Isaac nagle warknął i podszedł do Ethana.

— To nie skończy się dobrze — mruknęła, obserwując, jak nagle uderza pięścią alfę w twarz i zaczynają walczyć.

— Co się dzieje?! — wykrzyknął Stiles, gdy podbiegł do nich.

— W sumie przez przypadek mogłabym im powiedzieć, że Scottie jest ranny, a Isaac uderzył Ethana w twarz — powiedziała mu wprost. Stiles gapił się na nią, marszcząc brwi.

— Co? — zaskoczyło go, że to Isaak rozpoczął bójkę.

— Możesz ich powstrzymać?

— No mogę... — wymamrotała, widząc jego spojrzenie i podała mu kurtkę. Z wahaniem podeszła do dwóch walczących wilkołaków. — Hej, idioci, musicie przestać — warknęła, sięgając, by ich powstrzymać. Próbowała odepchnąć ich od siebie, a zamiast tego to ona odsunęła się w szoku, gdy poczuła ostre ukłucie na ramieniu. — Cholera. Nie jest dobrze — szepnęła pod nosem, cofając się i trzymając za przedramię.

Oczy Stilesa rozszerzyły się.

— Emily! Wszystko w porządku? — podbiegł do niej.

— Tak, tak. Nic mi nie jest — zapewniła go, wdzięczna, że ​​ugryzienie zniknęło, gdy pokazała mu czystą skórę.

— Och to dobrze — mruknął z ulgą, a ona odebrała swoją kurtkę.

Nałożyła ją, gdy Scott głośno krzyknął imię Isaaca, co spowodowało, że beta przestał bić Ethana.

Emily z kolei wpatrywała się w Scotta z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

────

— W porządku. Omówmy to jeszcze raz. — Stiles zaczął, siadając obok Emily, gdy znowu ruszyli w drogę. 

Czystokrwista niechętnie wsiadła do autobusu, odkąd Allison postanowiła zostawić swój samochód.

— Więc są ofiary, tak? Wszystko ma coś wspólnego z nimi i kimś, kto uważa, za Mrocznego Druida.

— Lub nim jest — Emily wskazała, starając się nie wdychać zapachu wymiotów, który wciąż był dla niej wyczuwalny — Darach.

Stiles westchnął, zerkając na nią, kiedy znów się odezwała.

— Wiesz... — przemyślała wszystko, czego nauczyła się jako dziecko — Niektóre starożytne kultury poświęcały ludzi w ramach przygotowań do bitwy.

Stiles westchnął, nie lubiąc tego, w jakiej sytuacji się obecnie znaleźli.

— Więc mamy wilkołaki alfa przeciwko Mrocznemu Druidowi.

Wampirzyca skinęła tylko głową, nie mówiąc, że tak naprawdę nie zamierzała pomagać, ponieważ była zbyt skoncentrowana na zabiciu ojca.

Gdy wysiedli z autobusu, Emily spojrzała na motel z niesmakiem, trzymając swoją małą czarną torbę podróżną.

— To w tej norze się zatrzymujemy? — mruknęła z irytacją, stojąc pomiędzy Allison i Lydią.

— Słuchajcie — powiedział głośno Finstock, wpatrując się w uczniów stojących przed nim, gdy trzymał klucze. — Spotkanie zostało przeforsowane na jutro. To najbliższy motel z największą liczbą wolnych miejsc i największą głupotą, by przyjąć grupę głupich nastolatków... Będziecie spać w parach. Wybierzcie mądrze.

Uczniowie przeszli obok, zabierając mu klucze.

— I nie mam ochoty słuchać żadnej orgii niewyżytych nastolatków. Rozumiecie? Trzymajcie swoje brudne dłonie przy sobie jak ja!

Emily zachichotała, przechodząc obok niego.

— Ja niczego nie obiecuję — mruknęła, mijając Stilesa i Scotta, idąc do pokoju.

Stiles patrzył, jak dziewczyna odchodzi i kusiło go, by zapytać, czy wszystko z nią w porządku. Jednak najpierw musiał porozmawiać ze Scottem o swojej długiej liście podejrzanych.

────

Czystokrwista weszła do pokoju, zamykając drzwi za sobą i upuszczając torbę w pobliżu łóżka. Ruszyła w stronę łazienki, zdjęła kurtkę i rzuciła ją na łóżko.

Gdy znalazła się w łazience, spojrzała w lustro, a jej oczy powędrowały w kierunku ugryzienia na przedramieniu. Skrzywiła się na widok rany, która wyglądała na zainfekowaną. Oddychając powoli, poczuła dreszcze i lekki ból głowy.

Wyszła z łazienki i skierowała się do torby leżącej na podłodze. Otworzyła ja i wyjęła worek z krwią. Szybko go rozerwała i zaczęła pić, aż ostatnia kropla spłynęła jej do gardła. Wypuściła powietrze, czując lekki głód, który ​​zmalał, ale to nie wystarczyło.

Wiedziała, że ​​to tylko kwestia czasu, zanim będzie gorzej, szczególnie gdy  spojrzała z niesmakiem na przedramię. Miała do wyboru wezwanie Eli po pomoc albo znalezienie sposobu na powrót do domu, zanim objawy się nasilą.

Odblokowując telefon, zobaczyła, że ​​Lydia napisała jej wiadomość z pytaniem, w którym pokoju się znajduje, ale zignorowała to i wybrała numer Eli.

Naprawdę miała nadzieję, że przyjdzie jej pomóc, bo nie chciała przypadkowo zabić wszystkich w motelu. Zwłaszcza że ​​byli tutaj Stiles i Lydia.

Kiedy mężczyzna nie odebrał, poczuła, jak jej żyły wystają z głodu i irytacji, że nie odpowiedział.

Pochyliła się, wyciągając kolejną torebkę z krwią, zanim ją opróżniła. Kontynuowała to z ostatnimi trzema, które miała, próbując stłumić nasilający się głód.

────

Stiles podekscytowany zszedł po schodach, przygotowany na coś do jedzenia z automatu. Wraz z przyjacielem planowali zostać w pokoju przez resztę nocy.

Zobaczył Boyda stojącego przed nim, również coś kupującego i zauważył, że chłopak jakby ignorował jego obecność.

— Siema — przywitał uśmiechnięty chłopaka o ciemnej skórze, ale ten zignorował go.

Jego brązowe oczy skierowały się na słodycz, którą wybrał Boyd.

— Hej. Też to lubię!

Ale przedmiot utknął i jego oczy rozbłysły rozbawieniem na wspomnienie tego, co mu się przydarzyło.

— Och, poczekaj. Mam na to opatentowaną metodę. Nie martw się — wyciągnął rękę, gotów wstrząsnąć automatem, tak jak to zrobił przed Emily, ale tym razem zamierzał się upewnić, że go nie upuści.

To wydawało się tak odległe. Stiles uśmiechnął się szczególniej gdy przypomniał sobie, że to wtedy złożyli sobie pierwszy raz przysięgę na mały palec.

Dobre czasy.

Z rozmyślania wyrwał się, gdy Boyd z pustym spojrzeniem uderzył pięścią w szybę, tłukąc ją. Następnie zaczął brać to, co chciał, zanim odszedł.

Stiles patrzył na niego całkowicie oszołomiony przez chwilę, po czym spojrzał na słodycze w automacie. Rozejrzał się podejrzliwie i ostrożnie, po czym sięgnął po kilka przekąsek, na które w innych okolicznościach żal byłoby mu wydać pieniądze. Jego oczy zatrzymały się na Reese's i uśmiechnął się, biorąc kilka opakowań, po czym rzucił się do ucieczki, zanim ktokolwiek mógł go zobaczyć.

Gdy wchodził po schodach, jego oczy padły na numer drzwi pokoju Emily. Była jedyną z nich wszystkich, no nie licząc trenera, która miała pokój sama.

Przygryzając policzek, zbliżył się do drzwi i zapukał, czekając, aż dziewczyna je otworzy. Martwił się, kiedy nie odpowiedziała natychmiast, a zanim zdążył zapukać ponownie, drewniana płyta uchyliła się lekko, a przez powstałą szczelinę ledwo widział jej twarz.

— Tak? — Jej głos był nieco szorstki i wredny. — Ugh... Czego chcesz, Stiles?

— Zastanawiałem się, czy chcesz trochę słodyczy? — zapytał, z uśmiechem podnosząc przedramiona pełne słodyczy.

Emily otworzyła drzwi nieco bardziej, przez co Stiles mógł dojrzeć, że była bledsza niż zwykle. Wampirzyca wyszła, zamykając za sobą drzwi, a następnie spojrzała na przekąski w jego ramionach.

— Pewnie — wyciągnęła rękę i wzięła kilka batonów, a także Reese's. — Dzięki — mruknęła, otwierając słodycze.

Stiles uśmiechnął się.

— Nie ma problemu.

Nagle zadzwonił telefon Emily, która zdziwiła się, że była to wiadomość od Lydii z prośbą o spotkanie.

— O co chodzi tym razem? — mruknęła, wyglądając na zirytowaną.

Brunet spojrzał na nią zaskoczony i wzruszył ramionami.

— Kto wie, ale to musi być ważne. — powiedział, z trudem chwytając ją za nadgarstek i pociągając za sobą. — A teraz chodźmy.

Emily spojrzała na swój pokój z niezadowolonym wyrazem twarzy, gdy pozwalała się pociągnąć człowiekowi. Starała się nie koncentrować na jego żyle widniejącej na szyi, za każdym razem, gdy przełykał ślinę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro