Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54

Rozdział 54

━━━

Piwne oczy Emily były pełne radości, gdy wpatrywała się w śpiącą postać chłopaka na łóżku, zanim przeniosła wzrok na zegar.

Spóźni się, jeśli zaraz nie wstanie.

Podeszła do łóżka, po czym wspięła się na górę, ubrana w czarną sukienkę sięgającą do połowy uda, z lekko podwiniętymi rękawami.

— Stiles, pamiętasz, że miałeś wstać wcześnie rano? — trąciła go, wywracając oczami — Jutro masz mecz i jeśli naprawdę chcesz, żebym go obejrzała, musisz trochę poćwiczyć, a to oznacza, że ​​musisz iść na trening. Nie możesz być do dupy.

— Nie jestem do dupy — mruknął cicho w odpowiedzi, wydając jednocześnie zmęczony jęk.

— No wstawaj, Stiles — powiedziała, trącając go ponownie — Obiecałeś, że napijemy się kawy przed treningiem.

— Jeszcze pięć minut — jęknął, podciągając kołdrę do piersi.

Emily zacisnęła usta, przyglądając mu się przez chwilę, zanim podstępny uśmieszek zawitał na jej ustach. Powoli zdjęła z niego kołdrę i rozwiązała sznurki spodni od piżamy, po czym ściągnęła je wraz z bokserkami...

─────

— Stiles wydaje się bardziej pobudzony niż zwykle — Lydia upiła łyk kawy, którą kupiła dla niej Emily, obserwując trening chłopaków.

Nie ukrywała, że pomogło jej to odwrócić uwagę od pewnego zastępcy szeryfa i tego, co zrobiła zeszłej nocy. Pojawiła się na poddaszu Dereka i jej Banshee strona krzyknęła. Oznaczało to jedno - Derek wkrótce umrze.

Emily uśmiechnęła się złośliwie, obserwując, jak jej spocony chłopak biega po boisku.

— Nie chciał wstać, więc musiałam dać mu trochę motywacji, żeby podniósł swój śliczny tyłek — odparła nonszalancko, ponownie spoglądając na chłopaka.

Zielone oczy Lydii błyszczały rozbawieniem, gdy zrozumiała, podtekst w wypowiedzi przyjaciółki.

— Właśnie widzę — odwróciła wzrok na Stilesa i spojrzała na jego dolną połowę, lekko przechylając głowę — Hm... Faktycznie ma spoko tyłek.

— No nie? — zaśmiała się Emily, czując mrowienie na widok dobrze wyglądającego Stilesa na boisku i oblizała wargi.

Lydia zachichotała, zauważając pożądliwy wzrok wampirzycy, która obserwowała swojego chłopaka.

— Nawiasem mówiąc, chciałam ci podziękować.

Emily przeniosła spojrzenie z chłopaka na siedzącą obok niej przyjaciółkę.

— Za co? — zapytała, marszcząc lekko brwi.

— Wiesz, za co — powiedziała Lydia ze sugestywnym spojrzeniem — Za kupno domku nad jeziorem.

— Nie wiem, o czym mówisz — Wampirzyca odpowiedziała, odwracając wzrok, by ponownie spojrzeć na boisko.

Lydia uśmiechnęła się, wiedząc, jak jej przyjaciółka czuje się niezręcznie, przyznając przed wszystkimi, że zrobiła coś miłego.

─────

— Och, dobrze, że jesteście — powiedział Noah, stojąc w drzwiach pokoju swego syna.

Emily siedziała przy biurku, a Stiles zdejmował papiery znajdujące się na tablicy i częściowo na ścianie.

— Zabieram was na obiad. Gdziekolwiek chcecie.

Brunet odwrócił spojrzenie od ściany na podekscytowanego ojca, marszcząc brwi.

— Tato.... Nie sądzisz, że najpierw powinieneś wyjść z długów? — zasugerował, zerkając na swoją dziewczynę, która również uniosła brew na tę ofertę.

Noah zignorował go, a jego spojrzenie padło na dziewczynę czystej krwi, która z kolei zdawała się unikać jego wzroku.

— No cóż... Ktoś spłacił wszystkie nasze długi, więc chcę zabrać syna i jego dziewczynę na kolację — powiedział, doskonale wiedząc, że to zasługa Emily i zawsze będzie jej za to wdzięczny — Emily, masz jakąś ulubioną potrawę?

Dziewczyna zamrugała ze zdziwieniem, w końcu unosząc wzrok na mężczyznę. W jego oczach wyraźnie dostrzegła wdzięczność i troskę. Czuła, jak jej twarz rozgrzewa się pod wpływem jego spojrzenia, więc ponownie przeniosła wzrok na podłogę.

— Burger brzmi nieźle... — odpowiedziała, kręcąc się niezręcznie.

— W takim razie idziemy na burgera — powiedział Noah z uśmiechem i spojrzał na syna — Czekam w samochodzie.

Gdy szeryf opuścił pomieszczenie, Emily spojrzała na swojego chłopaka, który patrzył na nią z uśmiechem.

— Co? — zapytała obronnie, wstając.

Chłopak nic nie powiedział. Zamiast tego pocałował ją, co szybko odwzajemniła. Kiedy się odsunął, wymamrotał cicho ,,dziękuję".

— Chodźmy na te burgery — powiedział podekscytowany.

─────


Emily weszła do domu z wyraźnym zadowoleniem. Ostatnie dwie godziny spędziła w miłym towarzystwie Stilesa i Noah.

Zabawnie było patrzeć, jak duet ojcjec-syn kłóci się o to, że szeryf nie może zjeść zwykłego burgera, tylko wegetariańskiego.

Emily zwykle popierała Stilesa, ale kiedy ten zdecydował, że cała trójka powinna zamówić wegetariańskie burgery, żeby szeryf nie czuł się wykluczony, opuściła. Była wampirem i ostatnie co chciała mieć w ustach to wegetariański burger. Chciała ładnego, soczystego cheeseburgera z frytkami u boku.

Zarówno ona, jak i Noah uśmiechali się szeroko, widząc, jak Stiles wręcz zmusza się do zjedzenia wegetariańskiego burgera, tylko po to, aby pokazać im, że postawił na swoim.

Choć wampirzyca wolałaby spać tej nocy w łóżku Stilesa, pomyślała, że ​​lepiej pozwoli mu spędzać czas z ojcem. Wiedziała, że ostatnio ich relacja nieco się zaniedbała, ponieważ szeryf często pracuje, a Stiles ma szkołę.

Weszła do salonu i zdziwiła się, widząc Dereka siedzącego na kanapie w towarzystwie Eli, który ostrożnie spoglądał na byłego alfę.

— Ile osób jeszcze będzie tu mieszkać? Czy ten dom zmienia się w przytułek? — zapytał Eli, widząc dziewczynę.

Wciąż nie przyzwyczaił się do tego, że każdego ranka Malia wracała z zapachem martwego jelenia. Nie byłby to dla niego problem, gdyby ten zapach nie roznosił się po całym domu.

Emily przewróciła oczami na pytanie drugiego wampira.

— Jakbyś zapomniał, to mój dom i będzie tu mieszkał każdy, jeśli tego zechcę — przypomniała i zwróciła się do Dereka.

Przypomniała sobie jego wcześniejszego SMS-a o możliwości przyjęcia go na jedną noc, odkąd Scooby umówił się na randkę z Kirą w jego lofcie.

— Więc jest powód, dla którego zniżasz się do tego stopnia, by spędzić wieczór z nami, a nie ze swoją najemniczką?

— Była zajęta — odpowiedział, wcale nie przejmując się, że wiedziała o nim i Braeden. — Wiesz, że Lydia przyszła wczoraj wieczorem?

Emily zamruczała, serwując sobie kieliszek bourbonu, podczas gdy zrezygnowany Eli opuścił pomieszczenie.

Wampirzyca nie pytając o nic, nalała alkoholu do drugiej szklanki, którą po chwili podała Derekowi.

— Nie mogę się upić.

— Zamknij się i pij — powiedziała, siadając obok mężczyzny, ignorując jego skrzywienie się na smak alkoholu — Więc naprawdę myślisz, że umrzesz?

— To bardziej niż prawdopodobne — odpowiedział z westchnieniem — Lydia zawsze ma rację. Nie było momentu, w którym jej Banshee strona ją zawiodła.

Wciąż próbował pogodzić się z faktem, że wkrótce umrze. Nie chciał się przyznawać, ale jego niewielka część zawsze żałowała, że ​​nie zginął lata temu w pożarze z resztą rodziny.

— Okej — mruknęła wampirzyca.

Wilkołak spojrzał na nią, rozumiejąc wyraz jej twarzy.

— Co jest?

Dziewczyna wpatrywała się w szklankę w dłoni, czując, jak jej żołądek wręcz się wykręca.

— Nic. Chyba właśnie zdałam sobie sprawę, że mam obsesję na punkcie obietnic — powiedziała głosem pełnym żalu.

— Jaką obietnicę złożyłaś? — Zielonooki nie mógł powstrzymać się od pytania.

Emily wzdychając, wstała i podeszła do szafy wypełnionej książkami.

— Minęły lata od śmierci Mateo i tego, jak straciłam ludzkość. Skłamałam, gdy powiedziałam, że od tamtej pory nie byłam tutaj. Wróciłam, ale tylko na krótki czas. Jego siostra była już dorosła. Miała męża, dzieci... Dziwnie mi to mówić, ale twoje siostry trochę ją przypominają — powiedziała leniwie, wyciągając książkę, otwierając ją na właściwej stronie i wręczając mu.

Derek spojrzał na książkę i wewnętrznie przyznał jej rację, gdy spojrzał na zdjęcie. Faktycznie ta kobieta, bardzo przypomniała jego siostry. Choć, gdy przyjrzał się bardziej, stwierdził, że Laura była do niej bardziej podobna. Cora miała bardziej miękkie rysy, podczas gdy ta kobieta miała nieco mocniejsze.

— Faktycznie... — mruknął i spojrzał na nią — Więc jaka to była obietnica?

— W mieście byli myśliwi. Gdy w końcu dowiedziałam się, kim byli... Było za późno. Udało im się zabić większość stada wraz z jej najmłodszym synem. Miał zaledwie piętnaście lat — Błysk gniewu błysnął w jej oczach. — Zabili dziecko.

Derek chłonął jej słowa, doskonale wiedząc, jak to jest być ściganym przez myśliwych.

— Zabiłaś ich — doszedł do wniosku, nie będąc zaskoczonym jej postępowaniem.

— Oczywiście — uśmiechnęła się — Upewniłam się, że wyśledziłam każdego członka ich rodziny i zabiłam ich — przerwała na moment — Chociaż ten, który zabił jej syna, był jej ofiarą.

Emily wciąż pamiętała wyraz zadowolenia na twarzy Lily, kiedy przedstawiła ją mężczyźnie, który zabił jej syna.

— Po wszystkim obiecałam jej, że nigdy więcej nie pozwolę, aby jej rodzina cierpiała — westchnęła, zerkając na niego — Ale potem wybuchł pożar...

— To nie była twoja wina — Derek kłócił się — To ja zakochałem się w tej suce Kate i przekazałem jej wszystkie informacje, których potrzebowała do zabicia ich. Wiedziałem, że pochodzi z rodziny łowców, ale głupio myślałem, że jest niewinna. To ta szmata mnie wykorzystała.

— Ale jednak. Powinnam była coś zrobić — powiedziała cicho — Potem Peter zabił Laurę, a następnie ty go zabiłeś.

— Ale wrócił do życia — przypomniał jej — Cora też żyje.

— No i dorobiłeś się kuzynki — dodała, nalewając im kolejnej porcji alkoholu.

— Nadal trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś rzeczywiście rozmnażał się z moim wujem — powiedział Derek z obrzydzeniem, biorąc napój, który zaproponowała mu wampirzyca.

— Ma jego oczy... — Emily powiedziała nagle.

— Petera? — wilkołak rzucił jej zdziwione spojrzenie.

Czy on jest ślepy, czy nie rozróżnia kolorów? - zastanawiała się. Przecież oczy Malii były brązowe, a Petera błękitne.

— Oczywiście, że nie, cymbale — Emily zadrwiła — Miałam na myśli Mateo — przerwała, biorąc łyk alkoholu — Gdy spojrzałam na nią pierwszy raz, nie mogłam zrozumieć, dlaczego jej oczy wydawały się tak znajome, ale po odkryciu, kim jest... Zdałam sobie sprawę, skąd je znam — uśmiechnęła się lekko do siebie — Są identyczne jak jego — przerwała po raz kolejny i spojrzała na Dereka — W każdym razie, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby utrzymać twoją wilczą dupę przy życiu tak długo, jak to możliwe. Najlepiej, dopóki nie będziesz stary i bardziej zgorzkniały niż już jesteś — droczyła się.

Derek uśmiechnął się z wdzięcznością. Oboje wypili resztę bourbonu, zanim Emily ponownie się odezwała.

— O Boże! Nie mogę uwierzyć, że naprawdę o tym zapomniałam.

Ponownie pobiegła do półki pełnej książek, udając, że nie widzi dziwnego spojrzenia Dereka. Wyjęła nieco postarały dziennik i podała mu go.  Wilkołak otworzył go, odstawiając szklankę i poczuł, że oddech utknął mu w gardle, rozpoznając pismo.

— To... Mojej mamy — mruknął cicho, spoglądając na dziewczynę. Ostatni raz widział Talię, kiedy Peter użył jej pazurów, by z nią porozmawiał — Jak to zdobyłaś?

— Talia mi dała. Miałam to przekazać Laurze, ale wyjechaliście z miasta i później zapomniałam — zmarszczyła czoło, czując się winna — Zapisała wszystkie informacje o twojej rodzinie. Może tam znajdziesz odpowiedzi na to, co się z tobą dzieje — zasugerowała z nadzieją, że mężczyzna nie umrze.

— Może... — odparł Derek, siadając wygodniej i zaczynając czytać dziennik, nie troszcząc się o to, że ta noc będzie dla niego nieprzespana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro