Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48

Rozdział 48

━━━

— Co do diabła się z nim dzieje? — wykrzyknął Stiles, przyglądając się z szeroko otwartymi oczami, jak ciało Bretta drgało na stole, a Emily wraz z Derekiem go przytrzymali.

— Został otruty przez rzadką odmianę wilczego ziela — Deaton spojrzał na chłopaka, trzymając skalpel — Muszę zrobić nacięcie, a ty musisz trzymać go tak nieruchomo, jak to możliwe — zwrócił się do wampirzycy.

Emily posłała Derekowi piorunujące spojrzenie.

— Może gdyby ktoś przytrzymał nogi, byłby nieruchomy — powiedziała, utrzymując górną część ciała Bretta, podczas gdy reszta wciąż się trzęsła.

— Jeśli go nie przytrzymacie, nacięcie może go zabić — Weterynarz odparł poważnym tonem.

— Mam lepszy pomysł — Emily sapnęła zirytowana. Odsunęła się, pozwalając Brettowi usiąść, wymachując pazurami. Następnie zamachnęła się pięścią i uderzyła chłopaka w twarz, skutecznie go nokautując.

— Nie musiałaś tego robić — Derek warknął, chociaż wiedział, że nie był zbyt pomocny. Dziewczyna sama wykonała większość pracy.

Nadal nie wiedział, co Kate mu zrobiła i to go przeraziło. Zakrył swoje zranione ramię, po którym Brett zdołał przejechać pazurami.

— Byłeś bardzo pomocny — powiedziała z sarkazmem, patrząc na niego gniewnie — Powinieneś być silniejszy niż ten dzieciak, a nie mogłeś go nawet przytrzymać przez kilka sekund!

— On chyba nie oddycha — wtrącił się Stiles zaniepokojonym tonem, wpatrując się w nieruchomą klatkę piersiową Bretta.

Deaton natychmiast podbiegł do wilkołaka i rozciął mu tors, z którego wydostał się kłębek żółtego dymu, a chłopak nagle zaczął oddychać.

— Cóż, to było interesujące — Peter odezwał się nagle, gdy wszedł do pomieszczenia.

— Co ty tutaj robisz? — Derek zapytał wuja.

Były alfa wzruszył ramionami, a jego oczy spoczęły na powoli gojących się ranach siostrzeńca.

— Myślałem, że będę pomocny, ale oczywiście Emilya się tym zajęła.

— Nie nazywaj mnie tak — warknęła, wreszcie zauważając ślady na ramieniu Dereka, które nie goiły się tak szybko. Była gotowa go o to zapytać, ale on potrząsnął głową, na co zmarszczyła brwi.

— On chyba coś mówi — Stiles odezwał się, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na Bretta, który bardzo cicho mamrotał.

— Słońce... Księżyc... Prawda... Słońce. Księżyc. Prawda...

— Trzy rzeczy, których nie da się ukryć — powtórzył Deaton, patrząc na nich — Słońce, księżyc i prawda.

— To buddyzm — powiedział zdziwiony Derek.

— Satomi — odparł Peter, wzdychając ciężko.

─────

Malia weszła do salonu z szeroko otwartymi oczami, gdy jej oczy padły na Emily, która wpatrywała się w kominek.

— Co jest?

Emily nie mogła przestać myśleć o rozmowie z Cece na temat pochodzenia Malii. Odwróciła się, by spojrzeć na dziewczynę, a jej brązowe oczy wpatrywały się w nią z zaciekawieniem i poczuła ból w piersi.

— Pamiętasz, jak dowiedziałaś się, że zostałaś adoptowana i nie wiedziałaś, kim są twoi rodzice? — westchnęła, nienawidząc, że to ona musiała jej to powiedzieć — Cóż, wiem, kim jest twój ojciec.

Malia starała się nie wyglądać na podekscytowaną wiadomością, kim może być jej prawdziwy ojciec.

— Kto nim jest? — zapytała, ale spojrzenie Emily coraz mniej jej się podobało.

— Peter Hale.

Malia znieruchomiała, a serce waliło jej w piersi.

Ten sam mężczyzna, którego wszyscy nienawidzili?
Czy to on był przyczyną jej nadprzyrodzonych umiejętności?
Czy to dlatego tak łatwo zabiła matkę i siostrę?

— Jak długo to wiesz? — zapytała po chwili ciszy kojotołaczka.

— W tym tygodniu, w którym się do mnie wprowadziłaś — odparła Emily, wzdychając ciężko — Lydia powiedziała mi, że dowiedziały się z Allison, gdy poszły porozmawiać z Peterem.

— I nic nie powiedziałaś?! Nikt z was nie powiedział! Wszyscy wiedzieliście i nie zadaliście sobie trudu, aby powiedzieć mi, że mój ojciec jest kimś, kogo wszyscy nienawidzicie?! — Malia warknęła ze złością, czując się zraniona i zdradzona, że ​​od tygodni wszyscy kłamią jej prosto w oczy — Ufałam ci! Ty ze wszystkich, powinnaś była mi powiedzieć!

— Mówię ci teraz — Wampirzyca wymamrotała, naprawdę nienawidząc zranionego spojrzenia dziewczyny.

— Powinnaś mi powiedzieć, gdy się dowiedziałaś, a zamiast tego kłamałaś prosto w twarz. Nie mogę tu zostać. Wychodzę — Malia pokręciła głową i szybko wyszła, zanim Emily zdążyła cokolwiek powiedzieć.

Stiles wszedł w tym samym czasie, gdy Malia przepchnęła się obok niego, ale wcześniej posłała mu gniewne spojrzenie.

Wszedł do salonu i zobaczył udręczoną minę jego dziewczyny, która nawet go nie zauważyła, gdy siedziała na kanapie, przeczesując włosy dłonią.

Wstała i ze złości rzuciła szklanką w ścianę.

— Kurwa! — krzyknęła.

— Wszystko w porządku? — zapytał, zaskakując ją, gdy podszedł z zaniepokojonym wyrazem twarzy.

Dziewczyna wciąż ciężko oddychając, podkręciła przecząco głową.

Stiles był świadomy, że Emily i Malia nawiązały przyjaźń. Gdy zobaczył, jak Malia rzuciła mu gniewne spojrzenie, zanim uciekła, było oczywiste, że to ujawnienie prawdy wiele skomplikowało.

Jedyne co teraz zrobił, to pocieszał, trzymając w ramionach swoją dziewczynę. Przypominał jej, że Malia w końcu wróci, bo obie nadal się o siebie troszczyły.

─────

— Zawsze tacy są? — zapytał zaciekawiony i lekko zawstydzony Parrish, gdy spojrzał na parę wymieniającą się śliną w niebieskim jeepie.

Młody zastępca wciąż trząsł się z szoku, że jest wart pięć milionów dolarów, a nawet nie wiedział, kim jest.

— Mhm — Lydia skrzyżowała ręce na piersi, zaciskając usta — Jeśli nic nie powiemy, zaczną uprawiać seks — dodała.

Nie mogła uwierzyć, że ​​dotarli zaledwie kilka minut po Stilesie i Emily, a oni już zaczęli grę wstępną. Wcześniej na szczęście udało się Banshee przekonać Jordana, by zaprowadził ich do Eichen House i zobaczyć Meredith.

— Ale że tutaj? Przed tym miejscem? — Oczy Jordana rozszerzyły się, choć po chwili sam przypomniał sobie czasy liceum.

— Oni nie mają wstydu. Ale kto może ich winić. Seks jest o wiele lepszy niż wchodzenie tam — skinęła głową na placówkę, do której mieli wejść.

Lydia westchnęła ciężko, podeszła do jeepa i zapukała do okna Emily, zaskakując Stilesa, który odsunął się od swojej dziewczyny. Miał opuchnięte usta, a włosy rozwiane. Jego brązowe oczy rozszerzyły się. Byli tak pochłonięci sobą, że nie widzieli, że pozostali już dotarli na miejsce.

Emily prychnęła, wysiadając z jeepa i szybko poszła za Banshee.

— Muszę tam iść? — Wampirzyca zapytała niechętnie. Naprawdę nie była w nastroju, żeby tu być, szczególnie z powodu żalu Malii.

— Tak, chodź — powiedział Stiles, ciągnąc ją za sobą, unikając wzroku Lydii i Parrisha, gdy jego policzki pociemniały.

To było trochę krępujące, szczególnie że złapał go główny zastępca jego ojca.

─────

Cała czwórka stała za pracownikiem, który szukał klucza do otworzenia pokoju.

— Och nie... Tylko nie on — Stiles mruknął z niedowierzaniem.

— Co tu do cholery się wyrabia? — warknął Brunski, podchodząc z wściekłym wyrazem twarzy — Nie otwieramy drzwi każdemu, kto ma odznakę — zabrał klucze od pracownika, który szybko odszedł.

— Musimy porozmawiać z Meredith Walker. Musimy ją przesłuchać, jest ważnym świadkiem — powiedział Parrish.

— Cóż, możesz z nią porozmawiać, ale ta trójka, zwłaszcza ten... — wskazał na Stilesa, który zmarszczył brwi — Zostaje na zewnątrz.

— Wykluczone, są ważnymi świadkami. Nie przyprowadziłbym ich, gdyby nie było to absolutnie... — przerwał Jordan, widząc morderczy wzrok drugiego mężczyzny — Istotne.

— Okej, panie zastępco — Brunski zadrwił — A może wrócisz z nakazem sądowym? — odparł i zwrócił się do Stilesa — Co do pana, panie Stilinski, niech pan wróci z uregulowanym rachunkiem za tutejszy pobyt.

Emily spojrzała na swojego chłopaka ze zdziwieniem. Nie wiedziała o jego kłopotach finansowych. Martwiło ją, że z tym do niej nie przyszedł.

— Zgadza się. Tatuś może i jest szeryfem, ale spóźnia się z rachunkami. Sądzę, że te rządowe prace nie są tak dobrze płatne, jak kiedyś, co?

— Ale pomagają, gdy potrzebujesz przysługi. Jak miesiąc temu, gdy kolega po kontroli alkomatem, przepuścił pana. Zauważmy, że miał pan sporo promili we krwi — odezwał się pewnie Jordan, a Stiles zamrugał ze zdziwienia.

— Nie... Pan? — Usta Stilesa uniosły się w górę na widok twarzy Brunskiego, który zacisnął szczękę.

— W porządku. Przysługa za przysługę — Z fałszywym uśmiechem podał klucze synowi szeryfa.

— Wow — Stiles spojrzał na zastępcę z radosnym uśmiechem, wręczając mu klucze — Już cię lubię.

Starał się zignorować spojrzenie swojej dziewczyny. Naprawdę żałował, że Brunski się odezwał. Bardzo dobrze wiedział, że dziewczyna była w stanie spłacić jego rachunki w mgnieniu oka, ale nie chciał się czuć, jakby był jej utrzymankiem. Z trudem mu było zapomnieć, że w zasadzie spała na pieniądzach, podczas gdy jego rodzina walczyła o terminowe opłacenie rachunków.

Naprawdę nie był to czas na rozmowę.

Weszli do pokoju, w którym Meredith siedziała na łóżku ze spokojnym wyrazem twarzy.

Lydia natychmiast poprosiła ją o kolejne hasło albo podpowiedź, aby odblokować resztę listy, ale druga Banshee powiedziała, że nie może już pomóc.
To sprawiło, że Lydia się zdenerwowała.

— Meredith, co masz na myśli, że nie możesz nam powiedzieć?

— Potrzebujemy tylko trzeciego klucza. Możesz nam go podać cyframi, literami, hieroglifami. Czymkolwiek chcesz — odezwał się zirytowany Stiles.

— Nie mogę — Meredith potrząsnęła głową.

— To dlaczego dałaś Lydii drugie hasło? — zapytała Emily, zauważając, jak dziewczyna praktycznie trzęsie się i jak szybko bije jej serce.

— Chciałam pomóc — odpowiedziała potulnie — To właśnie chcę zrobić. Chcę pomóc.

— Świetnie — Lydia kiwnęła głową — To pomóż nam teraz, okej? Daj nam trzecie hasło.

— Sprawy się zmieniły — wyjąkała się nerwowo — Ja... Nie mogę.

— Dlaczego nie? — zażądał Stiles.

— Hej, spokojnie — powiedział Parrish, widząc, jak dziewczyna była coraz bardziej zaniepokojona.

— Przepraszam. Nie mogę. On... On nie chce, żebym to zrobiła.

— On? Ale kto? — zapytała wampirzyca, unosząc brwi i obserwując ruchy dziewczyny — Meredith, kto nie chce, żebyś powiedziała nam trzecie hasło?

— Dobroczyńca.

— Jak ma na imię? — Lydia spojrzała na nią, szukając odpowiedzi. Gdyby dowiedzieli się, kto stoi za tym wszystkim, mogliby temu zapobiec — Możesz nam powiedzieć, jak się nazywa.

Stiles westchnął, obserwując, jak dziewczyna kręci głową.

— Okej, kręcisz głową. Co to znaczy? Czy to znaczy, że nie wiesz? Czy nie chcesz nam pomóc?

— Nie mogę... Nie mogę już pomóc.

— Skąd o nim wiesz? — zapytała Lydia.

— Może przestań? — Parrish zmarszczył brwi.

Emily zobaczyła, że ​​dziewczyna nie będzie już na nic odpowiadać. Westchnęła więc zrezygnowana.

— Meredith, wiele osób umrze, jeśli nam nie powiesz — Lydia kontynuowała.

— Nie... Nie wiem. Nie wiem — potrząsnęła głową.

— Proszę... Meredith, wszystko w porządku. Nic ci nie będzie. Proszę — próbowała spokojnie powiedzieć w nadziei uspokojenia dziewczyny, która jeszcze bardziej się trzęsła — Meredith.

— Powiedziałam, że nie wiem! — płakała, powodując, że Lydia cofnęła się, zakrywając uszy, a Emily złapała ją, zanim upadła.

Usta wampirzycy rozchyliły się w szoku, gdy zobaczyła krew wypływającą z uszu przyjaciółki.

— Co do cholery... — wyszeptała, zerkając na drugą dziewczynę, która zwinęła się w kłębek, płacząc cicho.

Parrish wyszedł z pokoju, by poprosić kogoś o sprawdzenie stanu Meredith i Lydii.

Emily zacisnęła zęby, chwytając Meredith za rękę, decydując się zagłębić we wspomnienia dziewczyny, by poznać imię Dobroczyńcy. Cofnęła się, czując, że całe powietrze w jej płucach zniknęło, a Stiles odciągnął ją od Banshee, gdy weszło kilku sanitariuszy.

— Co się stało? — zapytał Emily, wyglądając na zaniepokojonego tym, jak blada była, kiedy stali przed pokojem — Widziałaś coś? — W odpowiedzi potrząsnęła głową, na co zmarszczył brwi — Więc, co się stało?

W głowie piwnookiej pojawiły się przebłyski pewnego martwego ciała i zmusiła się, by wyprzeć ten obraz z pamięci.

— Widziałam tylko ciemność. Myślę, że celowo trzymała mnie z daleka od wspomnień.

Stiles nie był pewien, czy jej wierzy, ale odpuścił, bo gdyby dowiedziała się, kto jest Dobroczyńcą, na pewno by mu powiedziała.

Jedyne, o co musiał się martwić to to, że jego ojciec będzie miał do spłaty kolejne rachunki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro