Rozdział 4
Rozdział 4
━━━
— Nic nie widzę — powiedział Derek, nawet nie przejmując się tym, że Allison praktycznie mordowała go wzrokiem.
— Spójrz ponownie — Scott powiedział.
Oczy Dereka przesunęły się na Emily, która siedziała na jednym z biurek, najwyraźniej pogrążona we własnych myślach.
— Jak siniak powie mi, gdzie są Boyd i Erica? — zapytał niegrzecznie. Był zirytowany, że marnowali jego czas.
— Po obu stronach jest tak samo — Beta nalegała, wskazując na siniaki, które miały obie dziewczyny. — Dokładnie to samo.
— To nic.
— Pareidolia — powiedziała Lydia sprytnie i zauważyła dziwne spojrzenia — Widzenie wzorów, których nie ma. To podzbiór apofonii.
— Próbują pomóc — Scott mruknął cicho.
— Te dwie? — Derek spojrzał na niego z niedowierzaniem i zaczął wskazywać truskawkową blondynkę. — Ta, wykorzystała mnie do wskrzeszenia mojego psychopatycznego wuja. Dziękuję — zwrócił się do brunetki. — A ta wystrzeliła około trzydziestu strzał we mnie i moje stado.
— Dobra, w porządku, przestań — włączył się Stiles, mając nadzieję na zmniejszenie napięcia między alfą a byłą łowczynią.
Zerknął przez chwilę na Emily, zastanawiając się, dlaczego jest tak cicho, zanim znów spojrzał na grupę.
— Nikt nie umarł, tak? Mogło być trochę ran, okej, trochę poważnych ran, ale nie było śmierci. To właśnie jest dostrzeganie najdrobniejszych pozytywów.
— Moja matka umarła — Allison powiedziała cicho, wciąż zasmucając się tą stratą.
Stiles odwrócił się niezręcznie, zapomniawszy tego szczegółu.
— Wasz zjebany kodeks zabił twoją matkę — Derek przypomniał jej szorstkim tonem, gdy zauważył, że jej oczy nigdy nie opuściły jego oczu. — Nie ja.
— Ta dziewczyna szukała Scotta — stała na swoim miejscu, patrząc na niego — Jestem tutaj, aby mu pomóc, a nie tobie.
— Chcesz pomóc? — zapytał — Znajdź coś prawdziwego — odszedł, a Scott podążył za nim.
Lydia spojrzała na Emily, która wydawała się wyciągnięta z własnych myśli, kiedy trzasnęły drzwi. Wstała z biurka, wychodząc z pokoju, nie rzucając im spojrzenia.
Scott i Derek byli jedynymi, którzy potrafili wyczuć promieniujący z niej gniew, ale powstrzymywali się od komentowania tego.
─────
— Rynek akcji opiera się na dwóch zasadach — Trener zatrzasnął książkę na biurku. — Jakich? — Jego oczy padły na kapitana drużyny lacrosse — Tak, McCall, możesz iść do łazienki — rozejrzał się po sali — Ktoś zna odpowiedź?
— Nie, trenerze, znam odpowiedź — Beta powiedział niezręcznie.
Trener się roześmiał, ale zatrzymał się, gdy zobaczył wyraz twarzy nastolatka.
— Och, mówisz poważnie?
— Tak — Scott odpowiedział pewnie. — Na ryzyku i nagrodzie.
— Wow! Kim jesteś? I co zrobiłeś z McCallem? — przerwał — Nie odpowiadaj. Czy ktoś ma dolara?
— Tak — powiedział Stiles, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu monety.
W końcu wyciągnął ją wraz z prezerwatywą z zeszłej nocy, która wyleciała powoli w powietrze, zanim spadła mu do stóp.
Był zawstydzony i zerknął na Emily, która siedziała za Scottem. Nadal wydawała się zagubiona, nawet nie drażniąc się z nim, przez co nie wiedział, czy powinno go to martwić, czy nie.
Nie podobało mu się, jak nagle stała się cicha. Myśl, że mogło to być spowodowane ich małą sprzeczką z zeszłej nocy, przyprawiała go o poczucie winy.
Finstock pochylił się i podniósł prezerwatywę.
— Stilinski, myślę, że... Upuściłeś to — wręczył przedmiot sarkastycznemu nastolatkowi, który zabrał prezerwatywę z wyrazem zdenerwowania — I gratulacje. Wracając. Ryzyko i nagroda. Wrzuć monetę do kubka i wygraj nagrodę — postawił kubek na podłodze — Dobra. Danny. Ryzyko, czy nagroda?
— Jaka jest nagroda? — zapytał z ciekawością chłopak.
— Nie musisz jutro pisać niezapowiedzianej kartkówki.
— Właśnie ją trener zapowiedział.
— Danny, wiesz, naprawdę oczekiwałem od ciebie czegoś więcej w tym momencie. Naprawdę — Trener prychnął, biorąc monetę z powrotem i położył ją na biurku Scotta.
— McCall. Ryzyko albo nagroda? Ryzyko: Jeśli nie wrzucisz monety do kubka, napiszesz tę kartkówkę i... Esej. Ryzyko, więcej pracy. Nagroda... W ogóle nie ma pracy — przerwał.
— Czy to nie kwestia przypadku? — Beta zmarszczył brwi.
— Nie — Trener powiedział bez ogródek — Znasz swoje umiejętności, koordynację, koncentrację i doświadczenie. To wszystkie czynniki wpływające na wynik. Więc jak będzie, McCall? Więcej pracy, żadnej pracy lub zdecydujesz się nie grać?
Emily spojrzała na Finstocka zaskoczona jego słowami. W pewnym sensie te słowa dotyczyły jej. Zaryzykuje życie, zabijając ojca, mając szansę, że może umrzeć, ale zbyt długo czekała, by się zemścić.
— Rezygnuję — Scott oddał mu monetę.
Finstock skinął głową i rozejrzał się.
— Okej. Kto następny? Kto chce? — zobaczył, zauważając, że Stiles unosi rękę — Proszę bardzo! Oto jest człowiek ryzyka! Chodź, Stilinski.
Stiles pochylił się, gotów rzucić monetą do kubka, nieświadomy, że jego tata wchodzi do klasy.
— Stiles.
— Tak, trenerze, mam to.
— Stiles.
Podniósł wzrok, gdy usłyszał surowy ton, który należał do jego taty.
Emily patrzyła, jak Stiles jest wyprowadzany z klasy, a Finstock kontynuuje lekcję.
─────
Brunetka czystej krwi kontynuowała wybieranie numeru, który przekierowywał ją na pocztę głosową. Sapnęła z frustracji, gdy Derek po raz kolejny nie odebrał.
Jej oczy padły na stojącego przed nią mężczyznę z pustym wyrazem twarzy i mnóstwem ugryzień na szyi i nadgarstkach.
Oblizała wargi, wciąż czując metaliczny smak jego krwi w ustach. Spojrzała na swój telefon. Musiała zdobyć to małe pudełko, do którego mógł dostać się tylko Derek. Mogła poprosić Petera, żeby to dla niej zdobył, ale nie ufała mu i tak naprawdę nie chciała radzić sobie z jego narcystycznym „ja".
Patrząc na przystojnego mężczyznę, odchrząknęła, gdy spojrzała mu w oczy.
— Chcę, żebyś się doprowadził do porządku i poszedł do domu. Zapomnij o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Mężczyzna powtórzył jej słowa, zanim poszedł do łazienki, by oczyścić swoje rany.
Z westchnieniem sięgnęła do haków i zdjęła kluczyki do samochodu, wychodząc z domu, by znaleźć Dereka na swoim poddaszu.
Może była bardziej przewrażliwiona niż zwykle, ale nie chciała, żeby trzymał coś, co było nie tylko stare, ale również bardzo ważne dla niej.
─────
Stiles krążył tam i z powrotem, martwiąc się, że cholera zaleje mu żyły.
Scott i Derek właśnie wyszli, by uratować Boyda i tajemniczą dziewczynę, która była z nim zamknięta w skarbcu w banku. Martwił się nie tylko tym, że jego najlepszy przyjaciel może walczyć ze stadem alf, ale Heather wciąż nie znaleziono. Naprawdę miał nadzieję, że nie umarła ani nie zmieniła się w wilkołaka.
Jego myśli nagle przekierowany się na nieobecną brunetkę. Zapytał Lydię, dlaczego Emily nie przyszła do szkoły, a dziewczyna powiedziała mu tylko, że miała kilka rzeczy do załatwienia.
Spojrzał ostrożnie na Petera, który siedział na schodach ze znudzonym wyrazem twarzy. Było oczywiste, że nie obchodzi go nikt inny niż on sam.
Oboje niemal natychmiast spojrzeli w stronę drzwi, które się otworzyły. Weszła przez nie Emily, która rozglądała się wokół.
— Gdzie jest Derek? — zażądała, patrząc na Petera, nawet nie rzucając Stilesowi spojrzenia, co go zraniło.
— Postanowił zostać idiotą i uratować swoje bety. A raczej jedną betę, odkąd wiemy, że Erica nie żyje — Peter nonszalancko ją poinformował — Wziął również Scotta, jeśli jesteś ciekawa.
— Nie obchodzi mnie, co robi ani z kim jest. Wiesz, kiedy wróci? — zapytała z westchnieniem.
— Minęło trochę czasu, odkąd wyszli — Stiles powiedział jej ze swojego miejsca przy oknach. — Matko, to nie na moje nerwy.
Dziewczyna rzuciła mu krótkie spojrzenie, ale nie odpowiedziała, odwracając wzrok i krzyżując ręce na piersi.
— Jest jakiś szczególny powód, czemu szukasz mojego siostrzeńca? A może to wasza kolejna gra, by wylądować pod prześcieradłem? — Peter drażnił się, zauważając, jak serce chłopaka przyspieszyło na jego słowa.
Emily posłała mu złośliwy uśmieszek obszyty mrocznym spojrzeniem w jej oczach.
— Chcesz sobie przypomnieć, jak to jest być martwym?
Wyraz jego twarzy opadł na jej słowa. Stiles z kolei stłumił chichot.
— Jak tam twój ojciec, Emily? — zapytał Peter rozbawionym głosem.
Sposób, w jaki się napięła, nie pozostał niezauważony przez żadną z dwóch osób w pomieszczeniu.
— Powiedz jeszcze jedno słowo, Peter — groziła mu, a żyły pod jej oczami stały się widoczne — A nie zawaham się oderwać ci głowy i umieszczeniu jej na patyku przed moim domem.
Mężczyzna podniósł ręce w udawanym poddaniu się i zamknął usta. Stiles spojrzał na Emily, zauważając, jak bardzo jest zła, ale zdawało się, że coś ją powstrzymuje.
— Wiesz, myślę, że coś jest nie tak z tym bankiem. I po co mieliby czekać do pełni? Dlaczego nie zabili ich, kiedy tylko chcieli?
— Może myślą, że to poetyckie — Peter westchnął.
— Mieli już trzy pełnie, aby nadać temu bardziej poetycki sens — Człowiek potrząsnął głową.
— A ty jesteś tu ponad godzinę i już wiem, że jesteś... — Peter przerwał, a Stiles zmrużył oczy na dawną alfę.
— Nie, śmiało, dokończ to, co mówiłeś. Jestem... Jestem irytujący?
Peter parsknął śmiechem, aż się uspokoił i patrzył przez chwilę wystraszonym wzrokiem w jedno miejsce. Emily spojrzała na Petera zmarszczonymi brwiami.
— Z czego wykonane są ściany?
— Co? — Stiles zamrugał i wzruszył ramionami, rozglądając się po pokoju. — Uch... Nie wiem, może z drewna i cegły lub...
— Te banku, idioto — Peter zrobił poważną minę, gdy wstał i podszedł do stołu — Sklepienie, ściany, z czego są zrobione? Gdzie to może być napisane? — spojrzał na różne papiery na stole. — Rodzaj kamienia?
— Och, poczekaj. Tak, tutaj — Stiles wyciągnął stos papierów i położył je na stole. — Tutaj musi coś być — Jego oczy zabłysły, kiedy w końcu znalazł gazetę — Mam!
— Hekatolit — mruknął Peter, nagle martwiąc się o swojego siostrzeńca.
— O cholera — Emily mruknęła, nagle zamyślona o sytuacji, w której znalazł się Derek.
— Czy to okropne? Brzmi okropnie — zapytał Stiles, gdy zobaczył ich miny.
— Zadzwoń do nich — Peter kazał mu pilnie. — Teraz!
— Dobra, już dzwonie, spokojnie. Dlaczego tak ci zależy?
— Bo Boyd i ta dziewczyna się nie zabiją — Były alfa powiedział mu.
Emily skinęła głową, patrząc Stilesowi prosto w oczy.
— Zabiją Dereka i Scooby'ego — powiedziała bez ogródek, krzyżując ręce na piersi.
Słysząc to, człowiek usiłował zadzwonić do swojego najlepszego przyjaciela i czekał na odpowiedź.
— Scott! Scott! Nie, posłuchaj mnie. Słuchaj, musisz się stamtąd wydostać — powiedział Stiles — Ściany są wykonane z minerału zwanego hekatolitem. Rozprasza światło księżyca.
— Co to znaczy? — zapytał Scott po drugiej stronie linii.
— To zatrzymuje światło księżyca. Nie czuli pełni księżyca od miesięcy.
— Okej, pomyśl o tym, jak o gladiatorach w rzymskim Koloseum. Głodzili lwy przez trzy dni, czyniąc je bardziej okrutnymi, bardziej niekontrolowanymi. Deucalion powstrzymywał ich od przejścia przez trzy pełne księżyce, zmniejszając ich tolerancję na to. Scott, będą silniejsi.
Emily przygryzła dolną wargę, słysząc w tle warczenie i walkę. Wiedziała, że zarówno Scott, jak i Derek ledwo mieliby szansę w starciu z dwoma żądnymi krwi wilkołakami.
— Bardziej dzicy, bardziej krwiożerczy, Scott, to są lwy. To głodne lwy, a ty i Derek właśnie weszliście do Koloseum.
Nie minęło dużo czasu, zanim linia została przerwana, pozostawiając ich pełnych myśli, czy Derek i Scott sobie poradzą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro