Rozdział 27
Rozdział 27
━━━
— Więc jest jakiś powód, dla którego wyszliśmy kupić sznurki? — spytała Emily swojego chłopaka, rozsiadając się wygodnie na łóżku.
Po szkole nie mieli innego wyjścia, jak tylko wrócić do domu, ponieważ nie znaleźli Williama Barrowa. Chociaż była przekonana, że zmysły Lydii nie mogły się mylić. Do tej pory zawsze miała rację, więc nie miała powodu, by nie ufać temu przeczuciu.
— Co one w ogóle oznaczają?
Stiles spojrzał na nią i kłębki sznurków ułożone obok.
— Och, to tylko różne etapy śledztwa. — wpadł na pomysł wykorzystania małej tablicy i miał nadzieję, że to pomoże. — Zielony oznaczy, że sprawa jest rozwiązana, żółty jest do ustalenia, a niebieski jest po prostu ładny.
Zachichotała, słysząc, jaka była rola ostatniego z kolorów, a zaraz potem jej wzrok spoczął na czerwonym sznurku, którego było na planszy naprawdę wiele.
— Co oznacza czerwony?
Stiles oblizał wargi.
— Nierozwiązane.
Emily uniosła brew, wpatrując się w czerwień na całej planszy.
— Trochę tego sporo — mruknęła, dając tym samym do zrozumienia, że tablica składa się głównie z czerwonego sznurka.
— Tak, wiem. Dziękuję za informację — odpowiedział sarkastycznie.
Emily podniosła czerwony sznurek, którego niewiele zostało.
— Nie powiedziałeś mi, na czym polega twój szlaban za uruchomienie alarmu przeciwpożarowego.
Zanim zdążyli odejść, Finstock wrócił, by ukarać Stilesa. Emily nie zdołała niczego zrozumieć, głównie przez targający nią niepokój, spowodowany przebywaniem na wolności mordercy.
— Mam siedzieć w jakieś klasie codziennie przez cały tydzień. — Po wyrazie jej twarzy mógł stwierdzić, że nie była tym zachwycona. — Ale w porządku i tak coś ustaliliśmy.
— Tak, że nie mogliśmy znaleźć żadnego dowodu obecności Barrowa w szkole?
Przypomniała sobie silny zapach chemikaliów, ale uznała, że pochodził on z laboratorium. We wspomnieniach Lydii usłyszała także buczenie, do którego wciąż powracała myślami. Brzmiało znajomo, ale nie do końca potrafiła je określić. Na pewno nie były to muchy.
— Em, Lydia miała rację za każdym razem, gdy coś takiego się zdarzyło... Słyszałaś to samo w jej umyśle, prawda? — przypomniał. — Nie powinnaś w siebie wątpić.
Ufał jej, podobnie jak Lydii, kiedy przyznały, że coś słyszały.
— Nie było zapachu. Nie było bomby. I masz kłopoty.
— Barrow tam był. Słyszałaś. Lydia to słyszała i czuła — Stiles podszedł do niej, kucając, by znaleźć się na wysokości jej oczu. — Wierzę ci. Jeśli chcesz, wrócę teraz do tej szkoły i będę szukał całą noc, żeby to udowodnić — powiedział, po czym zamilkł raptownie, marszcząc brwi i otworzył zielony marker w dłoni.
Silny zapach permanentnego sprawił, że przypomniał sobie komentarz Emily na temat chemikaliów. Wstał pod wpływem nagłej myśli.
— Zbieraj się, idziemy do szkoły.
─────
— Czego dokładnie szukamy? — zapytała go, gdy weszli do sali chemicznej, a następnie Stiles zaprowadził ją do magazynu.
Otworzył drzwi, a ona zamrugała ze zdziwienia.
— Jestem pewna, że powinny być zamknięte.
— Tak, wiem — wymamrotał Stiles, który również uważał to za dziwne — Zauważyłaś coś jeszcze?
Zmarszczyła nos, zakrywając go.
— Pachnie chemikaliami — odpowiedziała i szybko zrozumiała, co miał na myśli — Nie bylibyśmy w stanie wyłapać jego zapachu.
Stiles zaświecił latarką i przykucnął na podłodze, na której oboje spostrzegli krew.
— Był tutaj, musiał się gdzieś zaszyć. — zerknął na dziewczynę. — Lydia miała rację.
— No cóż, najwyraźniej był tu, żeby kogoś zabić, ale kogo? — spytała zamyślona.
Stiles wstał.
— Właśnie to musimy ustalić.
Oboje opuścili magazyn i weszli do klasy.
— Moglibyśmy się rozdzielić, zacząć szukać... Czegokolwiek — urwał, spoglądając na nią i dostrzegł, jak zmierza w kierunku tablicy, na której zapisano liczby. — Em, co to jest?
— Myślę, że to liczby atomowe — odpowiedziała, przypominając sobie, jak kiedyś przerabiała to z Lydią, odkąd zgodziła się zacząć uważać na zajęciach i odrabiać zadania.
— Znasz je? — spytał.
Pokręciła głową, wyjęła telefon i wpisała w Google ,,Tablica Okresowa Pierwiastków".
— Potas ma liczbę dziewiętnaście — ponownie skierowała wzrok na liczby.
— Potas ma symbol "K"? — podniósł kredę i zapisał literę.
Spojrzała na telefon, marszcząc lekko brwi.
— Pięćdziesiąt trzy to jod, czyli "I".
— A to ostatnie? — spytał, po czym obserwował, jak przegląda swój telefon w poszukiwaniu liczby.
Zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę z tego, co ułożyły litery.
— Rad - "Ra".
— Kira... — odetchnął.
Wymienili znaczące spojrzenia, zdając sobie sprawę, że Barrow szukał nowej uczennicy.
─────
Opony skrzypiały o asfalt, gdy jeep zatrzymał się gwałtownie. Stiles wyskoczył, a za nim Emily i oboje podbiegli do miejsca, w którym Lydia właśnie próbowała obudzić nieprzytomnego Scotta, leżącego na podłodze.
— Właśnie go znalazłam — powiedziała im Lydia.
Stiles przykucnął, potrząsając nim.
— Scott, obudź się!
Spanikowany alfa gwałtownie otworzył oczy. Spojrzał na swoich przyjaciół.
— Barrow zabrał Kirę!
— Wiemy — odpowiedział Stiles, widząc troskę jego najlepszego przyjaciela o zaginioną dziewczynę.
— Musimy coś wymyślić — Scott wiedział, że nie może pozwolić, by Kira umarła. — On ją zabije.
Emily wpatrywała się w alfę, zastanawiając się, dlaczego nikt nie zadaje pytania, które najprawdopodobniej chodzi im wszystkim po głowie.
Dlaczego Barrow miałby wziąć Kirę?
Szukał nastolatków ze świecącymi oczami. Nagle poczuła ukłucie frustracji i irytacji, ponieważ nie lubiła nie wiedzieć tego typu rzeczy.
Czy Kira była wrogiem?
Już to przeszli z Jennifer Blake, która udawała, że jest zwykłą nauczycielką angielskiego. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było zaskoczenie przez innego wroga udającego, że nie stanowi zagrożenia. Powiedziałaby, że jest przyjaciółką, ale ledwie znała Kirę, a poza tym dziewczyna wydawała się czuć przywiązanie jedynie do Scotta.
— Wiedziałam, że tam był — Lydia odetchnęła, wyrywając ją z zamyślenia. — Skąd?
— Słyszałaś muchy, prawda? — Stiles zmarszczył brwi.
— Co teraz słyszysz? — zapytał cicho alfa, widząc, jak bardzo to na nią wpłynęło.
Lydia wyglądała na sfrustrowaną.
— Nic. Czuję, że muszę coś zrobić, ale nie wiem co. To tak, jakbym miała coś na końcu języka, ale nie potrafię tego powiedzieć — wyjaśniła. — Przysięgam, to doprowadza mnie do szału, dosłownie sprawia, że chcę krzyczeć.
Emily patrzyła na nią, Banshee były znane jako płaczące kobiety, a to oznaczało tylko jedno.
— Lydia, krzycz — powiedziała poważnym tonem. Nie była pewna, czy to zadziała, ale warto było spróbować.
Lydia spojrzała na swoją najlepszą przyjaciółkę, ufając jej w pełni. Zrobiła gwałtowny wdech, zanim wydała silny krzyk, który sprawił, że Scott i Emily natychmiast zasłonili uszy, a Stiles skrzywił się.
Bzyczenie wkrótce zmieniło się w brzęczenie prądu, a jej zielone oczy padły na latarnię uliczną.
— To nie muchy — ujawniła. — To prąd.
Stiles szybko to wszystko rozpracował w głowie.
— Chwileczkę, Barrow był inżynierem-elektrykiem. Pracował w podstacji elektroenergetycznej.
Scott spojrzał na niego.
— W jakiej podstacji?
─────
— Poczekaj tutaj, dobrze? — zwrócił się do Lydii, siedzącej na tylnym siedzeniu jeepa, po tym, jak wysiadła Emily. — Poczekaj, aż przyjdą gliny.
Lydia zbladła, wpatrując się w niego z lekką paniką.
— Ja? Czekaj dlaczego?
— Mam tylko jeden kij — wyjaśnił Stiles, wskazując na niego.
— Zostań tu, Lyds. — poleciła jej Emily, zanim ona i Stiles wpadli do środka.
Zatrzymał się, po czym zwrócił się do niej;
— Jeśli się rozdzielimy, łatwiej będzie nam znaleźć Kirę. Idę tą drogą — rzucił, zanim pobiegł we wspomnianym kierunku.
— Stiles, czekaj! — krzyknęła, po czym lekko potrząsnęła głową, skupiając się na krzykach, dochodzących z przeciwnej strony. — Przynajmniej jest daleko od niebezpieczeństwa — mruknęła pod nosem.
Kiedy weszła do pokoju, zasłoniła oczy przed nagłym blaskiem, po czym powoli odsuwała dłoń, by zobaczyć, że Kira wcale nie została porażona prądem.
Szybko schowała się za ścianą, nie chcąc zdradzać swojej obecności. Przełknęła zdziwienie z powodu zdolności Kiry. Nowa dziewczyna zdecydowanie nie była taka niewinna, na jaką wyglądała.
─────
Nie minęło dużo czasu, zanim policja się pojawiła i wszyscy zostali eskortowani na posterunek policji, w celu przesłuchania. Emily musiała powstrzymywać śmiech przez cały czas, gdy jej chłopak sprawiał, że ojciec Scooby'ego wyglądał jak idiota.
Jednak rozbawienie tą sytuacją trwało bardzo krótko, ponieważ Stiles postanowił poruszyć kwestię, o której myślała już wcześniej.
— Więc wierzysz jej? — zapytał, gdy para weszła do jej salonu.
Posłała mu zdziwione spojrzenie.
— Nie pytasz poważnie, prawda? Ledwo znamy dziewczynę. Choć jest niewinna, nie mam wątpliwości co do tego, że jest niebezpieczna. Więc nie, nie ufam jej — powiedziała wprost.
— Dobrze — odetchnął, spoglądając na nią.
Postanowił porzucić temat Kiry i skupić się na swojej dziewczynie.
Nie mieli okazji dokończyć tego, co zaczęli w klasie. Chociaż niektórzy mogą myśleć, że uprawiali dużo seksu, co było w pewnym sensie prawdą, nie chodziło tylko o niego.
Stilesowi podobało się to, że był z nią związany i że czuł się przy niej bezpiecznie. Emily nie była dobra w słowach, podobnie zresztą jak on sam. Łatwiej im było wyrazić to, co czuli, będąc razem.
Niektóre pary lubią komunikować się za pomocą słów, a niektóre lubią komunikować się fizycznie, poprzez trzymanie się za ręce lub miękkie, długotrwałe pocałunki.
Emily, która teraz piła, poczuła jego spojrzenie i odstawiła kieliszek.
— Co?
Nie oderwał wzroku od jej piwnych oczu, które wpatrywały się w niego zagubione.
— Ktoś tu jest? — Rzadko kiedy inicjował pierwszy ruch.
Pochyliła głowę, szukając kogokolwiek.
— Nie, dlaczego...?
Przyciągnął ją do głębokiego pocałunku, jedna ręka obejmowała jej twarz, a druga obejmowała ją w talii.
Gdy odsunęli się od siebie, zobaczyła pożądanie w jego karmelowych oczach i poczuła, jak nagle rośnie jej własne pragnienie.
W mgnieniu oka, oboje szybko ściągali sobie nawzajem ubrania. A gdy po chwili znaleźli się w jej sypialni, od razu wylądowali na łóżku.
Wydawało się, że jej oczy pociemniały i Stiles już wiedział, że żadne z nich nie zaśnie tej nocy, gdy powoli zaczęła całować jego klatkę piersiową...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro