Rozdział 19
Rozdział 19
━━━
W pomieszczeniu panowała cisza, a Stiles wciąż trząsł się z zimnej wody, z której właśnie wyskoczył. Znajdował się w nieznanym sobie miejscu, które zdawało się nie mieć końca.
Wraz z dwoma towarzyszami, nagle dostrzegli gigantyczny pień drzewa znajdujący się niemal pośrodku pomieszczenia. Podeszli do niego z ostrożnością i ciekawością. Scott niepewnie położył dłoń na pniu i jakby wszyscy w mgnieniu oka byli gdzieś indziej.
Brwi Stilesa zmarszczyły się, gdy zdał sobie sprawę, że był w swojej sypialni wraz ze sobą, tylko że z przeszłości. Jego mózg ledwo to ogarnął, tylko dlatego, że miał krótkie włosy. Patrzył, jak pod nosem mamrocząc przekleństwa, robiąc bałagan w swoim pokoju, jakby czegoś szukał.
Ale pytanie brzmiało: czego szukał?
Podskoczył, na dźwięk otwieranego okna. Odwrócił się, by zobaczyć, jak Emily wślizguje się do jego pokoju.
— Emily? — zapytał w szoku, szybko chowając rękę za plecami.
Nie chciał, żeby wiedziała, że stracił bransoletę z werbeny, którą mu dała — Co ty tutaj robisz?
— Chciałam z tobą porozmawiać. Twój tata śpi, więc postanowiłam wejść przez okno — powiedziała nonszalancko, wchodząc dalej, spoglądając na bałagan, który zrobił.
Stiles zmarszczył brwi, a zamieszanie było wyraźne w jego brązowych oczach.
— O czym chcesz rozmawiać?
— O tym, z czego dopiero dziś wieczorem zdałam sobie sprawę. A może wiem od jakiegoś czasu, ale po prostu bałam się powiedzieć to na głos... — spojrzała w jego karmelowe tęczówki, które patrzyły na nią z niewinną ciekawością i od razu wiedziała, dlaczego musiała to zrobić.
Stiles powinien był to pamiętać, ale dlaczego tak nie było? Chyba że...
— Ale muszę to powiedzieć — zaczęła cicho, nie odrywając od niego wzroku — To najbardziej samolubna rzecz, jaką powiem od dawna i nigdy nie myślałam, że powiem to ponownie...
— Co chcesz powiedzieć?
Nawet serce Stilesa zatrzymało się, gdy dziewczyna wyciągnęła rękę i ujęła jego policzki, przybliżając ich twarze. A słowa, które wymknęły się z jej ust, sprawiły, że niemal umarł ze szczęścia.
— Kocham cię, Stiles — szepnęła cicho i połączyła ich usta, w delikatnym pocałunku.
— I o ile chcę, żebyś pamiętał ten moment, nie mogę ci na to pozwolić. Nie mogę być tak samolubna i mieć cię na wyłączność. Nie mogę ryzykować twojego życia. Nie chcę tego — wyznała drżącym głosem — Muszę to zrobić dla ciebie, Stiles — powiedziała.
Stiles widział ból w ich oczach i poczuł ucisk w gardle, gdy patrzył dalej.
Ich oczy się połączyły i delikatnie potarła kciukiem jego policzek.
— Boże, bardzo chciałabym, żebyś nie musiał zapominać... — Łza spłynęła jej po policzku i choć dalsza część była dla niej bolesna, wiedziała, że musi kontynuować — Ale musisz.
Jego oczy rozszerzyły się, gdy te słowa wyszły z jej ust, a on zamrugał. Stał sam w swoim pokoju i spojrzał na swój nadgarstek, widząc znajomą plecioną bransoletę.
Stiles przełknął ślinę, przypominając sobie łzy, które przelał tamtej nocy i nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego tak się zachowywał.
Ale teraz wiedział, a raczej pamiętał. Powiedziała mu, że go kocha i pocałowała go. To był pierwszy raz, kiedy usłyszał, jak wypowiada te słowa na głos.
Nie był pewien, czy miał być zły, czy zdenerwowany. Może i tak i tak.
Ponownie zamrugał i z trudem złapał oddech, gdy znalazł się w ciemnym lesie rezerwatu. Szybko przypomniał sobie również tę noc, Scott został ugryziony.
Odwrócił się tylko po to, by wpaść na Nemeton.
─────
Powietrze wypełniało napięcie, gdy grupa wpatrywała się w trójkę nastolatków, leżących w wannie. Minęło już prawie szesnaście godzin i nie mieli pojęcia, co się dzieje.
Lydia zaryzykowała spojrzenie na swoją najlepszą przyjaciółkę, która wpatrywała się w wannę, w której był Stiles i nie ruszyła się z miejsca. Zacisnęła wąsko usta, zbliżając się do niej z wahaniem. Było oczywiste, że Emily była zła z powodu całej sytuacji, ale nie obwiniała jej. Sama się martwiła.
— Emily?
Brunetka nie odwróciła wzroku od wanny Stilesa.
— Co? — zapytała z rękami skrzyżowanymi na piersi.
— Jadłaś coś? — zapytała cicho Lydia — Nie, prawda? Powinnaś coś zjeść.
— Nie ruszę się stąd — Emily odpowiedziała, w końcu na nią patrząc — Obiecałam mu, że już nie odejdę.
— Masz worki z krwią, prawda? — ponownie zapytała Lydia, podchodząc do przyjaciółki.
— Są w moim samochodzie — prychnęła, wciąż wyglądając na upartą — Ale nie wyjdę stąd.
Rysy Lydii złagodniały.
— Kochasz go, prawda? — stwierdziła raczej niż zapytała, widząc, jak jej najlepsza przyjaciółka napina się pod jej słowami.
Brunetka z trudem przełknęła ślinę, czując się speszona. Zignorowała ją, gdy w końcu oderwała wzrok od Stilesa, by spojrzeć na przyjaciółkę.
— Co to ma do rzeczy? Jestem tu tylko dlatego, że złożyłam obietnicę, a ja zawsze ich dotrzymuję — powiedziała — Obiecałam zabić mojego ojca i to zrobiłam.
— W porządku, ale obie doskonale wiemy, że darzysz uczuciem pewnego syna szeryfa — Lydia cofnęła się z rozbawieniem w zielonych oczach, obserwując jak usta Emily drgnęły, i ponownie spojrzała na chłopaka.
— Właściwie to może porozmawiamy o tym, co dzieje się między tobą a Scottem.
Lydia zbladła.
— Między nami nic się nie dzieje — Jej głos był o wiele wyższy, gdy mówiła obronnie — Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
— Więc nie trzymaliście się za ręce w noc, w której zabrano szeryfa? — Emily zastanawiała się, ciesząc się, że widziała to wspomnienie po szturchnięciu najlepszej przyjaciółki. Naprawdę podobał jej się ten dar.
Dziewczyna zająkała się i zaśmiała.
— Skąd w ogóle o tym wiesz? — zająkała się i zaśmiała. Chociaż prawdą było, że trzymali się za ręce, to nic nie znaczyło.
Emily uśmiechnęła się złośliwie.
— To sekret — powiedziała, a jej piwne oczy wróciły do Stilesa, zastanawiając się, kiedy się obudzą.
Zaczynała żałować, że nie oddała mu swojej krwi.
─────
Cała czwórka spokojnie wpatrywała się w wanny, wciąż czekając. Oficjalnie minęło szesnaście godzin, odkąd trójka nastolatków poświęciła się w zamian za swoich rodziców.
Lydia zerknęła na trzy puste worki z krwią, leżące na stoliku, które wypiła Emily po tym, jak truskawkowa blondynka poszła do samochodu, by je dla niej zabrać.
Właśnie wtedy trójka nastolatków nagle się obudziła, ciężko dysząc i kaszląc, sprawiając, że reszta niemal dostała zawału.
— Widziałem to. Wiem, gdzie to jest — Scott zakaszlał, gdy wyszedł z zimnej wody.
— Udało nam się — Stiles wyszedł z wanny, a jego ciało trzęsło się z zimna — Jest... To jest pień po ogromnym drzewie, które najwidoczniej zostało ścięte. Ale wciąż jest duży, nawet bardzo.
— Widzieliśmy to, gdy szukaliśmy ciała.
— Tak, a tej samej nocy ugryzł cię Peter.
— Też tam byłam, w samochodzie z mamą — Allison dodała, drżąc — Prawie w kogoś uderzyliśmy.
— To byłem ja — Scott powiedział, przypominając sobie tę noc — Dobrze, że mamy jeszcze czas.
— Co? — zapytała Allison, gdy zauważyła, że reszta była cicho.
— Długo was nie było — Isaac powiedział cicho.
— Jak długo? — zapytał Stiles, patrząc na nich ze zmarszczonymi brwiami.
— Szesnaście godzin — Emily odpowiedziała ze skrzyżowanymi ramionami na piersi, wciąż próbując się przyzwyczaić do tego, że jego serce znów biło.
Trójka przyjaciół wymieniła zdezorientowane spojrzenia. Zdecydowanie wydawało im się, że minęło kilka sekund.
— Byliśmy w wodzie przez szesnaście godzin? — Scott westchnął ciężko.
Deaton skinął głową z poważnym wyrazem twarzy.
— A pełnia jest za mniej niż cztery.
Podano im ręczniki, aby się wysuszyli. Scott poinformował, że musi wrócić do stada alf, skoro już wie, gdzie przetrzymywana jest jego matka.
— Nie, stary, nie pójdziesz z nimi — Stiles natychmiast pokręcił głową.
— Zawarłem umowę z Deucalionem — Scott westchnął, lekko marszcząc brwi.
— Czy ktoś jeszcze myśli, że to brzmi jak pakt z diabłem? — zapytał w zamyśleniu Stiles, a jego oczy padły na Emily i przypomniał sobie, co zobaczył. Odwrócił wzrok.
— W zasadzie, to dlaczego lgniesz do nich, jak ćma do światła? — Niebieskooki beta zapytał, w głębi duszy pragnąc, aby Scott był jego nowym alfą.
— Nie pokonamy Jennifer bez ich pomocy.
Emily spojrzała na niego, wciąż zastanawiając się, czy naprawdę byłby w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność bycia prawdziwym alfą.
— Ufa ci — Łowczyni prychnęła, zwracając się do Deatona — Powiedz mu, że się myli.
— Nie jestem tego taki pewien — Weterynarz zacisnął w zamyśleniu usta — Okoliczności takie, jak ta, czasami wymagają, aby zrównać się z ludźmi, których zwykle uważa się za wrogów.
Isaac uniósł brew.
— Więc zaufamy facetowi, który nazywa siebie śmiercią i niszczycielem światów? Aż tak upadliśmy?
Deaton potrząsnął lekko głową.
— Nie ufałbym mu, ale możesz go wykorzystać na swoją korzyść. Deucalion może być wrogiem, ale i przynętą.
Dźwięk dzwonka do drzwi sprawił, że obrócili się, by zobaczyć, kto wszedł do kliniki.
Deaton pierwszy wyszedł.
— Szukam Lydii — Słysząc głos Ethana, a dziewczyna wyszła ostrożnie.
— Czego chcesz?
— Potrzebuję twojej pomocy.
Nie ufając mu, Emily wyszła, a z nią Stiles, widząc jak dziewczyna spoglądała na Ethana z nieufnością.
— W czym? — zażądała wampirzyca. Nadal była wściekła, że ją ugryzł.
Alfa wpatrywał się w nią przez sekundę, zanim jego oczy przesunęły się na dziewczynę, którą jego brat był zauroczony.
— W powstrzymaniu mojego brata i Kali przed zabiciem Dereka.
Emily zwróciła się do Lydii z zaciśniętymi ustami. Dziewczyna wyglądała na niezdecydowaną.
— Pójdziesz z nim?
— Nie chcę, żeby ktokolwiek umarł — Lydia mruknęła cicho — Muszę ich powstrzymać przed zabiciem Dereka.
Czystokrwista oderwała oczy od najlepszej przyjaciółki i spojrzała na alfę.
-— Lepiej chroń ją, bo inaczej matka cię nie pozna... — zagroziła, na co krótko skinął głową. Przeniosła wzrok na Lydię — Uważaj na siebie.
Truskawkowa blondynka uśmiechnęła się do niej, zanim dołączyła do Ethana. Oboje opuścili klinikę, aby zapobiec śmierci Dereka.
─────
Stiles kończył rozmowę przez telefon ze Scottem, dyskutując co powinien przynieść, aby mogli namierzyć ich rodziców. Zgodził się zabrać skarpetki, więc cała trójka, czyli Scott, Emily i Isaac, mieli wyszukać ich za pomocą zapachu.
Po rozłączeniu się wyjął skarpetki z szuflady ojca i spojrzał na Emily, która go obserwowała. Musiał jeszcze wspomnieć o tym, co zobaczył. Nadal nie był pewien, co o tym myśleć.
Obiecała, że nigdy go nie zmusi. W pewien sposób czuł się zdradzony i zraniony, że to zrobiła. Gdyby tego nie zrobiła, istniała duża szansa, że byliby razem.
Nie był nawet pewien, jak to nazwać.
Na pewno nie byli przyjaciółmi. Przyjaciele nie całowali się tak, jak to oni robili kilka razy.
A okazało się, że wampirzyca ukradła jego pierwszy pocałunek. Stiles był przekonany, że to ten, którym Heather obdarowała go w dniu swoich urodzin, był jego pierwszym pocałunkiem. A okazało się, że skradła go Emily. Oczywiście nie przeszkadzało mu to, szczególnie gdy przypomniał sobie, jak się czuł w tamtym momencie. Ale wciąż był zdenerwowany, że przez nią zapomniał o najważniejszym momencie w swoim życiu.
Słysząc te słowa wydobywające się z jej ust, sposób, w jaki je wypowiedziała, był czymś, czego nigdy nie chciałby zapomnieć.
Emily mówiąca, że go kocha, było czymś, o czym marzył od lat.
Czy więc czuł się trochę dziecinny, gdy teraz jej unikał?
Może.
Ale musiał ją trochę ukarać, nawet jeśli nie wiedziała dlaczego. Starał się nie myśleć o tym, jak brudnie to zabrzmiało w jego umyśle, ani o nagłym ucisku w spodniach na myśl o ukaraniu jej w inny sposób.
— Och, Boże — zakaszlał delikatnie, sprawiając, że dziewczyna spojrzała na niego dziwnie. Zbeształ się w myślach za to, że był tak napalony. Zdecydowanie nie był to czas na tego rodzaju myśli. Starał się nie zarumienić.
W końcu oboje wyszli na zewnątrz i ruszyli jeepem w drogę.
Stiles starał się nie patrzeć na dziewczynę podczas jazdy, chociaż było oczywiste, że wiedziała, dlaczego w tej chwili wyglądał na tak zdenerwowanego. Próbował skupić się na zadaniu i wciąż był na nią zły.
I zdecydowanie nie myślał o tym, jak pozbawiłby jej ubrań w zaledwie kilku ruchach.
Tak, to zdecydowanie nie był czas na takie myśli.
— Wszystko w porządku? — Troska w jej głosie sprawiła, że jego postanowienie pękło. Odchrząknął, mocniej ściskając kierownicę.
— Tak, dlaczego pytasz? — Nadal na nią nie patrzył.
Emily zamruczała cicho, nie wierząc mu.
— Odkąd się obudziłeś, dziwnie się zachowujesz. Deaton nagadał nam o tej ciemności wokół waszych serc i chce wiedzieć, czy wszystko w porządku.
Jego determinacja całkowicie pękła, gdy zobaczył, jak spogląda na niego z troską. Posłał jej delikatny, ale czuły uśmiech.
— Nic mi nie jest. Nie czuje żadnego mroku. Chcę się skupić na uratowaniu ojca, a potem zrobić sobie długą przerwę od tego gówna — powiedział, czując się zmęczony całym niebezpieczeństwem, które ostatnio było wokół nich.
Miał też wrażenie, że jego tata będzie chciał odpowiedzi i wiedział, że nie może już dłużej ukrywać przed nim prawdy.
— W końcu zmęczył cię cały chaos, który stał się twoim życiem? — zadumała się.
— Podobało mi się do pewnego momentu, ale stado alf, Kanima i Darach? To już za dużo... — zmrużył oczy, widząc, że burza zaczyna się nasilać.
— Stiles, może zwolnij...
— Cholera — wymamrotał zirytowany, gdy próbował cokolwiek zobaczyć.
Emily zmrużyła oczy, ledwie widząc cokolwiek przez deszcz uderzającego w przednią szybę samochodu. Jej oczy się rozszerzyły.
— Stiles, uważaj! — ostrzegła, ale było już za późno, by uniknąć spotkania z drzewem, w które z prędkością uderzył samochód.
Oboje stracili przytomność zaraz po uderzeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro