Rozdział 11
Rozdział 11
━━━1865 rok━━━
(Emily 18l. Mateo 19l.)
Miesiące minęły w mgnieniu oka. Emily i Mateo nadal spotykali się w tajemnicy, a ich miłość rozkwitała. Im więcej czasu ze sobą spędzali, tym bardziej się poznawali. Zwolnili wszystko od pierwszego pocałunku, dzielili jedynie krótkie pocałunki z lekkim dotykiem tu i tam.
Jedynym momentem w ciągu dnia, w którym Emily nie odczuwała presji, by być okrutnym czystokrwistym wampirem, było to, gdy spotkała się ze swoją miłością. Był jedyną osobą, która rozumiała presję bycia kimś, kim nie była. To, że ludzie uważali ich za potwory, nie oznacza, że musieli być zabójcami lub poddać się swojej naturze.
Podobnie jak ona, Mateo doceniał życie i traktował otaczających go ludzi z szacunkiem. Był betą w swoim stadzie, a raczej w stadzie, które przyjęło jego i jego siostrę po śmierci rodziców.
Obecnie brunetka nie miała jak uciec, aby odwiedzić Mateo, ponieważ ojciec kazał jej spędzić popołudnie na nauce walki. Chciał, aby jego córki były w stanie odeprzeć atak, gdy zostaliby zaatakowani przez myśliwych lub inne stworzenia czające się w ciemnościach nocy.
Emily jęknęła, powalona przez trenera Luke'a na ziemię.
— Ała... — skrzywiła się, siadając. William westchnął ciężko.
— Emilya, wstawaj! — rozkazał surowo. — Musisz być szybsza.
— Tak ojcze. — powiedziała cicho, szybko wstając i patrząc na swoją siostrę, która uśmiechała się z boku. Emily wypuściła powietrze, a następnie zaatakowała wampira.
Luke przejął jej cios, wykręcając rękę, po czym ponownie rzucił nią na ziemię. Skrzywiła się, znów wstając i ponownie atakując go.
William zacisnął szczękę, widząc, jak jego najmłodsza potomkini powstrzymuje się w walce.
— Przestań się bawić, Emilya i walcz naprawdę! — wrzasnął i warknął pod nosem.
Jego oczy zatrzymały się na nieśmiałej, ludzkiej kobiecie, którą miał za zwykłego śmiecia. Stała z boku i patrzyła, a najstarszy wampir szybko rzucił się na nią. William złapał skomlącą kobietę za szyję.
— Emilya, zaatakuj Luke'a w tym momencie, inaczej skręcę kark tej kobiecie — zagroził.
Emily wstrzymała oddech, wpatrując się w swoją służącą Annę, która patrzyła na nią błagalnie. Brunetka spojrzała na Luke'a. Został przemieniony kilka lat przed jej narodzinami przez Williama. Był trzymany jako treser nowych wampirów, które zostały przemienione.
Młoda czystokrwista zagryzła wnętrze policzka i zobaczyła, jak ojciec zaciska rękę na Annie, która szlochała.
— W porządku. — Emily wypuściła drżący oddech, kiwając głową, po czym rzuciła się na Luke'a.
Mężczyzna szybko odsunął się na bok, odwrócił się, by ją złapać, ale zakrztusił się, gdy poczuł, jak coś przebija mu pierś.
— Właśnie to chciałem zobaczyć! — William uśmiechnął się entuzjastycznie, obserwując z rozbawieniem, jak całe ciało Luke'a zbladło, zanim padł martwy na podłogę.
Puścił ludzką dziewkę, zanim zbliżył się do córki, która wyglądała na zamrożoną w szoku.
— Nie spodziewałem się, że go zabijesz, ale nie mogę powiedzieć, że jestem zawiedziony. Następne kilka dni masz wolne od treningów. Muszę znaleźć nowego tresera, który zastąpi Luke'a. — powiedział, mijając ją tylko po to, by po chwili się zatrzymać. — I jeszcze jedno. Chcę ci powiedzieć o mężczyźnie, z którym postanowiłem, że się ożenisz. Pochodzi z dobrej rodziny i jest kolejnym wampirem czystej krwi, więc nasz klan tym bardziej na tym skorzysta. Spotkasz go za kilka dni. — uśmiechnął się do siebie, zanim odszedł.
Emily wykorzystała to jako okazję do ucieczki.
─────
Mateo oparł się o drzewo, które uważał za swoje i Emily, próbując ukryć podniecenie. Właśnie skończył się ubierać po powrocie z wilczej postaci. Kiedy Emily zobaczyła go po raz pierwszy, zrobiła się tak czerwona, że prawie straciła przytomność, a on z nią. Nie tak sobie wyobrażał bycie pierwszy raz nago przed dziewczyną.
Nie mógł się doczekać, aby pokazać jej, co zrobił, czekając na nią cierpliwie. Nigdy nie myślał, że kiedykolwiek zakocha się w wampirzycy, na dodatek czystej krwi, ale Emily była inna. Była, słodka i kochająca. Potrafiła współczuć. Żadna z dziewcząt w stadzie nie była nawet tak piękna, jak jego Emily ani tak delikatna, jak ona.
Poczuł narastające podekscytowanie, gdy poczuł jej zapachu w powietrzu. Widział, jak się zbliża i wreszcie zauważył zaniepokojony wyraz jej twarzy.
— Coś się stało? — zapytał ze zmartwieniem.
Emily spojrzała na niego oczami pełnymi łez i odważyła się, żeby mu o wszystkim powiedzieć. Czuł, jak jego serce pęka, słysząc, jak wyjaśnia, co się wydarzyło, zanim przyszła.
— Przykro mi, że musiałaś zrobić coś takiego. — wymamrotał, trzymając ją przy piersi, gdy cicho płakała.
— Nie chciałam go zabijać. — płakała. — To był wypadek. Podniosłam kołek, kiedy Luke na mnie szarżował, ale moim celem był jego brzuch, ale kiedy się odwrócił, jego ciało uderzyło w broń i...
— Już, spokojnie...
— Mateo, nie poślubię nikogo, kto nie jest tobą. — wychrypiała, ściskając jego koszulkę i pociągając nosem. — Kocham cię.
Oczy chłopaka złagodniały, a jego serce przyjemnie zatrzepotało.
— Ja też cię kocham, księżniczko — wyszeptał, składając pocałunek na czubku jej głowy.
— Nienawidzę, kiedy tak mnie nazywasz. — mruknęła, patrząc na niego z lekkim rumieńcem na policzkach.
Zaśmiał się cicho, obejmując jej policzki, po czym pochylił się i delikatnie ją pocałował. Słyszał, jak trzepotało jej serce, gdy pogłębiał pocałunek.
Odsunęli się od siebie, czując, że brakuje im tchu.
— Ucieknij ze mną. — powiedział nagle.
— Co? — zapytała zszokowana, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
— Uciekajmy razem. Możemy uciec od wszelkich uprzedzeń i nareszcie będziemy mogli być razem. — powiedział, a jej usta rozchyliły się w szoku.
— Ale co z twoją siostrą?
— Możemy zabrać ją ze sobą. Wie o tobie. Wie, jak wiele dla mnie znaczysz. — zapewnił, ściskając jej ręce. — Emily, to może być nasza szansa na życie długo i szczęśliwie.
Dziewczyna uśmiechnęła się na ten pomysł, kiwając głową.
— W porządku.
— Naprawdę? — zapytał. Jego własny uśmiech narastał, widząc, jak skinęła głową i już nie powstrzymywał się, gdy ją podniósł i obrócił, powodując, że zachichotała. Postawił ją na ziemi i pocałował. Tylko tym razem pocałunki się nie skończyły, ponieważ zagubili się w tym.
Ubrania zaczęły odpadać. Zanim się zorientowali, połączyli się w najbardziej intymnym sposobie.
─────
Gdy skończyli, Emily opierała się o jego klatkę piersiową, nie chcąc jeszcze odchodzić, kiedy palcami rysowała kółka na jego piersi.
Chłopak patrzył na nią z uwielbieniem.
— Ty to zrobiłeś? — zapytała, a jej oczy padły na rzeźbione inicjały na drzewie obok nich, gdy usiadła, przesuwając palcami po literach. Czuła, jak na jej twarzy pojawia się ciepło.
— Zrobiłem to, zanim przyszłaś. To nie jest zbyt tandetne, prawda? — zapytał, wyglądając na odrobinę zdenerwowanego.
Błysk rozbawienia rozjaśnił jej piwne oczy, gdy na niego spojrzała.
— Nie, podoba mi się — mruknęła, spoglądając na inicjały. — To miejsce, będzie mi przypominać tyle rzeczy... Jak tu się spotkaliśmy lub nasz pierwszy pocałunek...
— Lub jak się kochaliśmy... — droczył się, przyciskając pocałunek do jej szyi, która rozgrzała się pod jego dotykiem.
Nadąsała się.
— Przestań mi dokuczać. — zganiła go z lekko zaczerwienionymi policzkami.
— Wybacz, księżniczko. — mruknął, całując ją w usta. Kiedy się odsunęli, jej oczy padły na ciemniejące niebo.
— Powinnam już iść. — powiedziała cicho, starając się nie wyglądać na zbyt rozczarowaną.
— Poczekaj. Byłoby najlepiej, gdybyśmy uciekli jutro wieczorem. Dasz radę się wymknąć, prawda?
— Tak. — skinęła głową, na co chłopak się uśmiechnął.
— Więc jutro uciekniemy. — powiedział, przyciągając ją w delikatny pocałunek. — Do zobaczenia jutro, księżniczko. Kocham cię.
Zarumieniła się.
— Ja też cię kocham, wilczku. — mruknęła cicho, gdy się odsunęła. — Będziesz w stanie znaleźć drogę powrotną, prawda? Wiesz, robi się ciemno... — droczyła się.
— Nic mi nie będzie. — uśmiechnął się, a jego oczy rozbłysły złotem. Jednak zanim uciekł, mogła przysiąc, że na ułamek sekundy pojawił się inny kolor.
Emily ruszyła do domu, a jej myśli zalewały wydarzenia z ostatnich dni. Ale najbardziej zastanawiał ją kolor oczu chłopaka, który na chwilę się pojawił. Mogłaby przysiąc, że były jaskrawoczerwone.
─────
Następnego ranka Emily wyszła na zewnątrz, zachowując się normalnie i próbując ukryć podekscytowanie ucieczką z Mateo.
Jej oczy padły na stajnie i ruszyła w tamtym kierunku. Słaby uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy spojrzała na wysokiego konia w kolorze czekolady i zbliżyła się do niego. Delikatnie go pogłaskała. Minęło trochę czasu, odkąd jeździła konno. Większość czasu spędzała z Mateo i z ojcem.
— Tutaj jesteś.
Obejrzała się, by zobaczyć, że właścicielem głosu był Eli King.
— Co chcesz? — zapytała z westchnieniem, gdy wróciła do głaskania konia.
— Znam twój mały sekret. — droczył się, widząc, jak zesztywniała i podszedł, zatrzymując się za nią. — Wczoraj byłaś nieostrożna, kiedy się wymknęłaś. Nawet nie zauważyłaś, że za tobą poszedłem.
Szybko stanęła przed nim, ze zmartwieniem wyrytym na twarzy.
— Nie widziałeś...?
— Jak spotkałaś się z tym kundlem? — skończył, marszcząc brwi. — Albo jak pozwoliłeś mu się dotykać?
— Nie nazywaj go tak! — warknęła ostrym tonem, wpatrując się w niego. — I nie skalał mnie! Kocham go.
— To oczywiste. — mruknął, ukrywając swoje zranienie, gdy odsunął się od niej. — Czy masz pojęcie, co zrobi ci William, jeśli dowie się o twoich eskapadach z wrogiem?
— Mateo nie jest wrogiem! To dobry człowiek, który mnie kocha i nie dba o to, że jestem czystej krwi. — powiedziała, zanim rzuciła mu błagalne spojrzenie. — Proszę, nie mów mojemu ojcu.
— Nigdy bym ci tego nie zrobił, Emilya. — Eli powiedział szczerze, nawet jeśli głęboko chciał zabić wilkołaka za kradzież jej uczuć. — Ale w końcu się dowie. Już zaczyna podejrzewać twoje zniknięcia.
Odwróciła wzrok, wpatrując się w podłogę.
— Cóż, pod koniec dnia to nie będzie już moje zmartwienie... — mruknęła.
Eli zmarszczył brwi.
— Co masz na myśli? — zapytał, zauważając jej milczenie. — Emilya?
— Nie możesz o tym nikomu powiedzieć. — odparła mocno, wpatrując się w niego z poważnym wyrazem twarzy.
Mężczyzna skinął głową i zaczął słuchać jej planu o ucieczce z Mateo tej nocy. Pomimo miłości, którą ja darzył, Eli chciał, żeby była szczęśliwa, więc postanowił jej pomóc w tym szalonym planie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro