Rozdział 26
Rozdział 26
━━━
Allison spojrzała na przyjaciółki ze zdezorientowanym w oczach, gdy obie próbowały ukryć swoje uśmiechy.
— W porządku, wystarczy — sapnęła, krzyżując ręce na piersi. — Dlaczego gapicie się na mnie w ten sposób?
Uśmieszek na twarzy Emily się poszerzył.
— Nie wyglądalibyśmy tak, gdybyś nie mamrotała przez sen, kiedy przyszłyśmy po ciebie.
Zeszłej nocy sama nie spała zbyt wiele po tym, jak pomogła zarówno Stilesowi, jak i Scottowi w wymyśleniu dowcipu, którego ofiarą miał być trener. Obecnie czuła się jak na haju, ponieważ napiła się krwi Stilesa, a w dodatku popiła to krwią, która znalazła w lodówce w piwnicy. Mentalnie pochwaliła Cece i Eli, że tego nie wypili.
— Przypomnisz, co mówiła? — zapytała niewinnie Lydia.
Piwne oczy wampirzycy lśniły wesołością.
— Myślę, że to imię pewnego niebieskookiego bety, który ma coś do szalików — odpowiedziała.
Policzki Allison pokryły się rumieńcem, a jej serce nagle mocniej zabiło w piersi.
— Zdecydowanie nie miałam seksualnych snów o Isaacu! — syknęła cicho.
— Nie mówiliśmy, że chodziło o taki sen — stwierdziła Emily. — Ale dzięki za informację.
Lydia zachichotała.
— Teraz zdecydowanie wiemy, że coś się z tobą dzieje.
— To wyjaśnia to zainteresowanie z jej strony — powiedziała Emily, ciesząc się każdą sekundą tej rozmowy.
Teraz naprawdę nie żałowała, że opuściła Stilesa wcześnie rano i poszła z Lydią, by pojechać po ich wojowniczą księżniczkę.
Allison gapiła się na przyjaciółki, które śmiały się z jej nagłego zawstydzenia. Siedziała, więc nadąsana, nie mogąc zaprzeczyć, że tak naprawdę podkochuje się w Isaacu.
─────
— Jest jakiś szczególny powód, dla którego właśnie nazwałeś Scooby'ego seksowną dziewczyną? Powinnam zacząć się martwić?
Stiles krzyknął, odwracając się. Przez moment obserwował, jak jego dziewczyna gapi się na niego ze śmiechem w oczach.
— Nie rób tak! — krzyknął. — Ty i Scott robicie tak zbyt często. Pewnego dnia
zejdę przez was na zawał serca — przerwał. — I nie. Nie masz się o co martwić. Scott potrzebował tylko małej zachęty, by zaprosić Kirę na randkę.
— Więc żeby zaprosić dziewczynę, potrzebuje, żebyś nazwał go seksowną dziewczyną? — zapytała, wpatrując się w niego całkowicie zagubiona. — Wiesz co, właściwie mnie to nie obchodzi.
Zaciągnęła go do pustej klasy i przycisnęła do ściany, ciesząc się z nagłego pożądania, które pojawiło się w jego brązowych oczach.
— Chcę zrobić coś innego przed rozpoczęciem zajęć.
— Nie mam nic przeciwko — skinął chętnie głową, kiedy przycisnęła usta do jego, zanim zaczęła całować go w szczękę. — Zdecydowanie tak jest w porządku.
Emily zaśmiała się cicho, gdy Stiles podniósł ją i położył na biurku nauczyciela, zanim znów pocałował ją w usta. Pochyliła się, żeby ściągnąć jego koszulkę, gdy rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
— Zignoruj to — mruknęła, przygryzając dolną wargę.
Jęknął, odsuwając się niechętnie i wciąż dysząc.
— Naprawdę chcę zobaczyć reakcję trenera na dowcip — powiedział, po czym obdarzył ją nieśmiałym uśmiechem, gdy zmrużyła oczy, wyraźnie zdenerwowana. — Nie chcesz zobaczyć jego miny, kiedy zda sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy?
Emily wpatrywała się w niego, zawiedziona, że między nimi do niczego nie doszło, ale myśl o spojrzeniu Finstocka sprawiła, że nagle poczuła podekscytowanie.
— Okej. Ale zdecydowanie dokończymy to później — zażądała.
— Nie mam nic przeciwko — uśmiechnął się, wyprowadzając ją z klasy, gdy udali się do klasy Finstocka.
Para wróciła do klasy na czas, by usłyszeć, jak trener klnie.
Scott usiadł z szerokim uśmiechem.
Finstock wpadł do klasy z gniewnym wyrazem twarzy.
— Noc psot, Noc Szatana. Wy małe gnojki, jesteście podli. Uważacie to za zabawne, że mój dom, co roku w Halloween, jest jednym z najbardziej zniszczonych? Dom mężczyzny ma być jego zamkiem. Mój jest cholernym omletem — podniósł niewielki prezent ze swojego biurka, nie dostrzegając ostrożnych spojrzeń. — Och, znowu to samo? Nie sądzę — rzucił go na podłogę, po czym wzdrygnął się na dźwięk tłuczonego szkła.
Podniósł kartę, która była dołączona.
— Wszystkiego najlepszego. Kocham, Greenberg — odczytał na głos. Nagle czując się niezręcznie.
Emily powstrzymała się od śmiechu, gdy spojrzała na swoją najlepszą przyjaciółkę i zmarszczyła brwi, obserwując, jak ta macha ręka w powietrzu. Lydia musiała poczuć jej wzrok, bo też na nią spojrzała.
— Co robisz? — zapytała, rzucając jej zaniepokojone spojrzenie.
— Mucha — mruknęła cicho truskawkowa blondynka, po czym znów strąciła powietrze, nie widząc wyrazu twarzy wampirzych czystej krwi.
Dziewczyna cicho wypuściła powietrze, uświadamiając sobie, że Lydia to zdecydowanie Banshee, ponieważ nie widziała ani nie słyszała muchy.
─────
Stiles uśmiechał się od ucha do ucha, gdy prowadził Emily do pustej klasy, by jednak nagle się zatrzymać, gdy zobaczył ojca i kilku jego zastępców.
— Tata?
Emily zdała sobie sprawę, że zdecydowanie nie będą mieli czasu na seks. Ukryła swoje rozczarowanie, gdy jej chłopak poszedł wypytać swojego ojca.
Odetchnęła, opierając się o szafkę, gdy słuchała, jak Noah wyjaśnia, że na wolności był morderca. Najwyraźniej mężczyzna ścigał nadprzyrodzonych.
Nie ukrywała irytacji z powodu tej sytuacji, gdy Stiles ją pociągnął.
— Angażujemy się, prawda? — zapytała, chociaż już znała odpowiedź.
— Oczywiście.
— Świetnie — westchnęła.
W końcu udało im się znaleźć Isaaca, Allison i Lydię. Stiles szybko wyjaśnił, co się dzieje.
— Barrow szuka dzieci ze świecącymi oczami? — spytał z niedowierzaniem Isaac. — Tak dokładnie powiedział?
— Tak — odpowiedział Stiles. — I nikt nie wie, jak obudził się z narkozy. Podczas operacji znaleźli guz pełen żywych much. W innych okolicznościach uznałbym to za niezwykły przypadek w historii medycyny, ale znając nasze życie, więc, że to oznacza, iż jesteśmy daleko w ciemnej dupie.
Truskawkowa blondynka nagle zatrzymała go.
— Mówiłeś, że znaleźli muchy?
— Lydia? — zapytała Emily, mając pewność, że jej najlepsza przyjaciółka ma przeczucie Banshee.
Lydia zmarszczyła brwi.
— Cały dzień słyszę ten dźwięk. Bzyczenie.
— Jak dźwięk much? — zapytała Allison, stojąca obok Isaaca i patrząc z ciekawością na przyjaciółkę.
— Dokładnie.
Emily wymieniła znaczące spojrzenie ze Stilesem.
— To zdecydowanie nie jest dobry znak — wymamrotała. Wiedzieli, że ilekroć Lydia ma jakieś przeczucia, ktoś umiera lub zwykle znajdują martwe ciała.
— Znajdźmy Scotta i powiedzmy mu o tym — powiedział Stiles, ciągnąc dziewczynę za sobą na poszukiwania swojego najlepszego przyjaciela.
Jego oczy rozjaśniły się, gdy zobaczył Scotta stojącego przy rzędzie szafek z niewielką zmarszczką na czole.
— Hej, stary, gdzie do diabła byłeś? — zaczął Scott, ale przerwała mu Lydia.
— Policja odjeżdża. Dlaczego?
Alfa wyglądał na całkowicie zagubionego.
— Policja?
— Nie masz pojęcia, co się dzieje? — zastanawiała się cicho Emily, a alfa wpatrywała się w nią z rosnącą dezorientacją.
Stiles zacisnął usta w wąską linię.
— Musieli sprawdzić budynek i teren, co oznacza, że go tu nie ma.
— Kogo? — Scott wyglądał teraz jak zagubiony szczeniak i Emily poczuła rozbawienie na widok jego wyrazu twarzy.
— On musi tu być. Ten dźwięk, brzęczenie, które słyszałam... — powiedziała Lydia, ponownie przerywając alfie. — Robi się głośniejsze.
Na jej słowa Stiles przełknął ślinę.
— Jak głośne?
Wyraz jej twarzy sprawił, że zaczął panikować i zwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela, który wciąż nie wiedział, co się dzieje. Opowiedział mu o Williamie Barrow i o tym, jak obecnie szuka nastolatków ze świecącymi oczami.
─────
— Jesteś pewna, że słyszysz muchy? — zapytała Emily Lydię. Obie stały na uboczu, podczas gdy Stiles poszedł zapytać ojca, dlaczego odjeżdżają.
Lydia zamruczała.
— Tak — wyciągnęła rękę i wampirzyca wpatrywał się w nią z dezorientacją. — Możesz zajrzeć do mojej pamięci, prawda? Cóż, zobacz.
Czystokrwista uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie, jak ostatni raz widziała jej wspomnienia i ilość żartów, które temu towarzyszyły. Chwyciła nadgarstek i zmarszczyła brwi na dźwięk, który usłyszała.
Odsuwając się, zapytała;
— Jesteś pewna, że to muchy? Dla mnie to brzmi bardziej jak szum — powiedziała.
Lydia wypuściła powietrze.
— Jestem pewna — mruknęła, jakby próbując przekonać siebie samą — W każdym razie, czy mogę zapytać cię o coś osobistego? — wpatrywała się w swoją najlepszą przyjaciółkę, która zdawała się obserwować duet ojciec-syn.
Piwne oczy Emily spojrzały na nią ostrożnie.
— Okej...?
— Zauważyłam, że zawsze wydajesz się trochę niezręczna, a raczej zagubiona, kiedy pan Stilinski jest blisko ciebie — powiedziała cicho Lydia. — Nie jestem pewna, czy Stiles to zauważył, ale ja to widzę. Nie lubisz szeryfa?
— Nie chodzi o to, że czuję się przy nim niekomfortowo — Emily z trudem formułowała słowa. — Po prostu myślę, że skoro mój ojciec był potworem... Dziwnie się czuję, ilekroć pan Stilinski jest dla mnie miły. To znaczy, nie obchodzi go, że jestem wampirem ani to, że mogę skrzywdzić Stilesa. Traktuje mnie jak normalną osobę. Zanim Stiles i ja się spotkaliśmy, on zawsze był... Dla mnie jak... Ojciec. Trudno mi to opisać.
— Rozumiem — Banshee mruknęła cicho, a jej oczy wypełniły się zrozumieniem.
Było oczywiste, że jej najlepsza przyjaciółka nie była przyzwyczajona do posiadania w życiu prawdziwej postaci ojca, a Noah Stilinski był przykładem idealnego ojca. Uszczęśliwiało ją też to, że jej najlepsza przyjaciółka była otwarta na swoje uczucia, nawet jeśli nie do końca je rozumiała.
— Och, patrzą się tutaj — wypaliła Emily, wciąż czując się nieco zaskoczona pytaniem przyjaciółki. Dziewczyny pomachały do Stilinskich, którzy właśnie patrzyli w ich kierunku.
Właśnie dlatego poczuła potrzebę pomocy szeryfowi w każdy możliwy sposób. Nigdy nie patrzył na nią inaczej. Tak jak jego syn. Widziała teraz, że Stiles był bardzo podobny do swojego ojca i bardzo ją to cieszyło. Chociaż w głębi duszy zazdrościła im ich bliskości.
To jest ich więź.
Więź rodzic-dziecko była czymś, czego nie miała od czasu śmierci matki. Nawet gdy jej mama żyła, ona i jej ojciec nie byli tak blisko. Pewnie, że kiedyś był dla niej życzliwym ojcem, ale to wspomnienie było skażone przez wszystkie okropne rzeczy, które jej zrobił.
Zastanawiało ją, czy jeśli urodzi kiedyś własne dziecko, będzie blisko niego, czy też będzie trzymać je na dystans?
─────
Po rozmowie z Allison, która zdecydowała, że przeszuka Bestiariusz w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, trio wyruszyło na poszukiwanie bomby.
Lydia patrzyła, jak jej najlepsza przyjaciółka węszy w powietrzu, podczas gdy Stiles przeszukiwał różne rzeczy.
— Scott i Isaac są w piwnicy, prawda? — zapytała nagle.
— Tak, z Ethanem i Aidenem — odpowiedział Stiles, zerkając na swoją dziewczynę, która potrząsnęła głową. — Plan jest taki, że spotykają się w środku, w kotłowni.
— Wszystkie wilkołaki... Są w piwnicy w kotłowni? W jednym pomieszczeniu?
Para podążyła za jej wzrokiem. Oboje nagle zdali sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się obecnie znaleźli.
— O mój Boże!
— Nie jest dobrze — mruknęła Emily. Nie bardzo podobał jej się pomysł wysadzenia w powietrze.
— Mężczyzna mógłby użyć kotłowni, aby wysadzić całą szkołę — Stiles ze świstem wypuścił powietrze. — Musimy ich stamtąd wyciągnąć.
— Jak? — zapytała go dziewczyna czystej krwi. Nie podobał jej się błysk w jego jasnobrązowych oczach, gdy wyprowadził ich na korytarz, wyjaśniając swój plan.
To był okropny pomysł, ale też innego nie mieli.
— Może to ja powinnam włączyć alarm przeciwpożarowy? — zasugerowała, gdy wyciągał rękę.
— Nie, bo wpadniesz w kłopoty — powiedział Stiles.
Zmrużyła piwne oczy i położyła dłoń na biodrze.
— Ty też. Przynajmniej będę w stanie zmusić kogoś, by się odczepił.
— Na to już za późno — powiedział, gdy pociągnął przełącznik i posłał jej zadowolone z siebie spojrzenie.
Uczniowie zaczęli zalewać korytarze, aby opuścić szkołę. Jego zadowolenie natychmiast zniknęło na widok przerażenia malującego się na twarzach Lydii i Emily, która przeniosła na niego wzrok. Jego ciało zesztywniało, gdy usłyszał bardzo znajomy głos, którego właściciel był wyjątkowo wkurzony. Odskoczył na widok wściekłego Finstocka.
Emily patrzyła z rozbawieniem, jak starszy mężczyzna ciągnął jej chłopaka za ucho, jakby był jakimś dzieckiem i ruszyła za nimi, wraz z najlepszą przyjaciółką.
— Włączenie alarmu pożarowego w dzień psikusów to jedno — syknął trener, ciągnąc go za ucho, gdy wylądowali na zewnątrz. — Robienie tego, gdy w pobliżu jest morderca, jest szalone! Gdybym był cztery lata młodszy, sprałbym cię na kwaśne jabłko.
Stiles potarł ucho, wpatrując się w mężczyznę z niedowierzaniem i zmieszaniem.
— Co? Trenerze, to nie ma sensu.
— No i co! — Finstock spojrzał na niego gniewnie i odszedł.
Emily rzuciła mu dokuczliwe spojrzenie, a on zmrużył na nią oczy.
— Już są — powiedziała Lydia, zwracając uwagę wszystkich, a para podążyła za dziewczyną i razem podeszli do grupy wilkołaków.
— Nic nie znaleźliśmy — poinformował ich Aiden, mimo że wciąż wpatrywał się w brata. Bliźniak przyłapał Danny'ego na umawianiu się z jakimś facetem.
Scott westchnął.
— Nawet nie ma zapachu.
— Jest piętnasta, więc szkoła się skończyła — powiedział Stiles. — Gdyby była bomba, czy nie odpaliłby jej do tej pory?
Aiden zamrugał.
— Czy to oznacza, że wszyscy są bezpieczni?
Przenieśli spojrzenia na Lydię, która wyglądała na tak samo nieprzekonaną i niepewną, co oni.
— Nie wiem. Po prostu nie wiem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro