Rozdział 3
POV. Ryan
Z blondynem na rękach zmierzałem w kierunku mojego transportu.
Nathan otworzył nam drzwi, dzięki czemu łatwiej było mi znaleźć się w środku.
Ułożyłem chłopaka na siedzeniach obok, następnie samemu zajmując miejsce. Szofer ruszył w kierunku domu, podczas gdy ja z zaciekawieniem obserwowałem spokojną twarz blondyna.
Kiedy go napadli - zresztą jak i w tym momencie - wyglądał tak bezbronnie.
Kto by pomyślał, że jest aż tak wyszczekany?
Gdyby go trochę utemperować byłby idealny na maluszka.
Ciekawe jak bardzo uroczy potrafi być?
Sam jego wizerunek potrafi podniecić, więc ubrany w słodkie ciuszki zapewne od razu doprowadziłby mnie do orgazmu.
Dobra Ryan opanuj się ten chłopak potrzebuje pomocy, nie twojego kutasa.
Ostatni raz spojrzałem na jego twarzyczkę po czym pogrążyłem się w myślach. Ręką bawiłem się w delikatnych włosach wciąż śpiącego blondyna lecz gdy przestałem, maluch poprawił się na siedzeniu tym samym lądując na moich kolanach. Wstrzymałem oddech kiedy jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko mojego rozporka i dopiero po chwili na nowo wciągnąłem powietrze. Chłopak cicho zamruczał na moje ponowne wplecenie palców w jego włosy, natomiast na mojej twarzy ukazał się uśmiech zwycięstwa.
Ile jeszcze ma słabych punktów?
Cóż może w najbliższym czasie się o tym przekonam.
Nim się obejrzałem, staliśmy pod domem, więc wziąłem księżniczkę na ręce po czym przeszedłem przez drzwi wcześniej otwarte rękoma Nathan'a
- Dziękuję Natt. Weź sobie jutro wolne - uśmiechnąłem się i zamknąłem dom
Wniosłem blondyna po schodach, następnie kładąc bezwładne ciało w moim pokoju. Stwierdzając, że nie wygodnie będzie mu spać w rurkach, postanowiłem je zdjąć, pozostawiając chłopaka jedynie w bokserkach oraz bluzie. Przykryłem go kocem i usiadłem na łóżku.Wyglądał tak uroczo wtulając się w moją poduszkę. Ciche pochrapywanie uciekało z pomiędzy jego rozchylonych, malinowych warg, a chuda klatka piersiowa unosiła się spokojnie. Nie mogąc się powstrzymać przejechałem dłonią po bladym policzku, następnie pochylając się, by złożyć pocałunek na jego czole. Zerknąłem jeszcze jak chłopak uśmiecha się przez sen i po ciuchu opuściłem pomieszczenie. Zszedłem po schodach w kierunku salonu, w którym wygodnie się rozsiadłem. Wyciągnąłem telefon, a na wyświetlaczu ukazało mi się 6 nieodebranych połączeń od Cobban'a. Od razu wybrałem jego numer i chwilę później usłyszałem zdenerwowany głos szatyna
- Co jest Mikeyyy? - zapytałem, wyraźnie wkurwionego chłopaka
- Jesteśmy w plecy Ryan - wyjaśnił lecz nie zrozumiałem o co chodzi
- Mógłbyś jaśniej? - dokładnie wychwyciłem jak chłopak bierze głęboki oddech przez co zaniepokoił i mnie
- Mam przejebane. Po prostu jestem w dupie kurwa. Gówniarz zgubił nasz towar Bee. Całe 30 koła do tyłu rozumiesz? - czułem jak gniew pomału opanowuje moje ciało, musiałem się uspokoić....
Inaczej przypadkiem oberwie się blondynowi lub Cobban'owi
- Dobra na spokojnie. Przyjedź do mnie jutro to ogarniemy to jakoś. Na razie mogę zapłacić, a potem znajdzie się tego skurwysyna i nam wszystko odda - zadecydowałem - Już ja tego dopilnuje - dodałem bardziej do siebie lecz chłopak wyraźnie mnie słyszał
- Tylko bez przypału Rye. Nie chce się znowu przeprowadzać, po za tym wiesz jak problemy działają na Jack'a - ostatnie zdanie powiedział ze słyszalną troską w głosie
- Poradzimy sobie. Najwyżej wezmę wszystko na siebie, a ty wracaj teraz do młodego - po wypowiedzeniu tych słów po prostu się rozłączyłem nie czekając na odpowiedź
Doskonale zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji.
Jeśli spierdoli się kolejna akcja będę musiał wziąć to na siebie.
Nie pozwolę rozbić Mack'a, więc nie pozostanie mi nic innego jak stwierdzić, iż Cobban nie miał o niczym pojęcia.
W najgorszym wypadku, ktoś straci życie...
Wyszedłem z domu, wcześniej sprawdzając blondyna, który - na szczęście - dalej spał. Zamknąłem dokładnie drzwi, następnie ruszając pod dobrze znany mi adres. Stwierdzając, że spacer dobrze mi zrobi i przy okazji opanuje emocje, nie kłopotałem się z dzwonieniem po Nathan'a.
Grożenie ludziom oraz wyciąganie od nich informacji na siłę nie bardzo przypadło mi do gustu lecz tym razem nie miałem innego wyjścia.
Wszedłem do klatki, szybko przemieszczając się na dobre piętro po czym uderzyłem mocno w drzwi, a chwilę później wystraszone, niebieskie tęczówki spotkały się z moimi pełnymi gniewu
- Dobry wieczór Lousi - uśmiechnąłem się sztucznie, widząc małą dziewczynkę za nogą dilera - Może porozmawiamy na zewnątrz? - zaproponowałem, by oszczędzić dziecku nie potrzebnych nerwów
- Hej Ryan... Tak jasne - odpowiedział, natomiast jego głos wyraźnie drżał, utwierdzając mnie w swojej sile - Idź do mamy słonko - chłopak zwrócił się do maleńkiej blondynki, następnie wychodząc
W ciszy zeszliśmy na dół. Spokojnie stawiając nogi na stopniach. Wyminąłem szatyna, lekko trącąc go ramieniem i stanąłem za blokiem, gdzie chwilę później doszedł on
- Powiem wprost. Chcesz kulkę teraz? Czy współpracujemy? - zapytałem, trzymając w dłoni przygotowaną wcześniej broń
- Rye to nie ja zgubiłem towar... Wynająłem sobie kogoś i to on zawinił - chłopak mówił patrząc się w ziemie, doskonale wiedząc, że zaraz wybuchnę
- Co mnie to kurwa interesuje? Ty dostałeś zadanie? To ty za nie odpowiadasz! Zobaczymy czy mała jest aby na pewno śmiertelna? W sumie interesuje mnie jak szybko, by się pozbierała po kilku strzałach w nogi... O potem te małe rączki. Będzie ciekawie - zrobiłem krok do przodu lecz niebieskooki zatarasował mi drogę
- Powiem ci kto to tylko błagam daj spokój mojej rodzinie... - wyszeptał, starając się ukryć łzy
- Masz dwie minuty żeby mnie przekonać do zmiany zdania - zadecydowałem, znów opierając się o budynek
- Ehh... Nie byłem w stanie pogodzić wszystkiego, a on nie miał gdzie mieszkać i za co żyć... Dlatego postawiłem sprawę jasno.. Od razu się zgodził. Sprzedawał małolatom, ze względu na swój wygląd lecz niestety ostatnio go napadli i zabrali wszystko co miał. W tym wasz towar. Dałem mu tydzień czasu inaczej miałem wam powiedzieć... No ale wyprzedziliście mnie. On nie będzie w stanie tego spłacić... Nazywa się Andrew Fowler... Więcej nie wiem - zakrył twarz dłońmi, kiedy ja zastanawiałem się co teraz zrobić
- Posłuchaj mnie uważnie. To ostatni raz jak cokolwiek dla nas robiłeś, jeśli piśniesz komuś choćby słówko. Sam osobiście pobawię się z twoją córką. Teraz spieprzaj, póki mam jeszcze resztki cierpliwości - rozkazałem, na co zareagował od razu
Wracałem do domu, wlecząc się jak najdłużej.
Muszę obmyślić plan.
Znaleźć chłopaka to nie problem ale skoro nie ma jak nam oddać hajsu...
Coś trzeba wymyśleć.
Nim się obejrzałem, stałem pod swoim domem.W pokoju paliło się światło, co znaczy, że blondyn już się obudził
- Cóż plan poczeka - powiedziałem do siebie, następnie wchodząc przez drzwi. Zamknąłem je jak zawsze na wszystkie zamki i ruszyłem w głąb korytarza. Na kanapie siedział chłopak, wciąż ubrany jedynie w to co mu zostawiłem - Długo czekałeś? - zapytałem, siadając obok
- Jakieś 10 minut - odpowiedział nie pewnie - Dziękuję ci za ratunek ale raczej muszę iść - wstał, dzięki czemu miałem doskonały widok jego szczupłych nóg przed sobą
Widziałem zażenowanie blondyna, które rosło z każdą moją kolejną sekundą obserwowania go
- Nigdzie nie idziesz. Późno jest - podniosłem się, stojąc na przeciwko niego
- Ty mnie nawet nie znasz - szepnął bardziej do siebie lecz byłem w stanie to usłyszeć
- To może najpierw się przedstaw - odparłem, uśmiechając się pod nosem
- Po co ci to? Wylałeś mnie z jedynej roboty do której mnie przyjęli, próbowałeś zaciągnąć mnie do łóżka, a na sam koniec zamknąłeś w swoim domu i rozebrałeś kiedy spałem - prychnął, krzyżując dłonie
- Po pierwsze księżniczko. Zwolniłem cię za ton oraz sposób mówienia, którym się do mnie porozumiewałeś. Po drugie nie chciałem cię przelecieć, chociaż nie pogardziłbym lekkim striptizem - zaśmiałem się krótko po czym kontynuowałem, widząc mordujący mnie wzrok - Żartuje. Po trzecie uratowałem ci tyłek. Dosłownie. Obudziłeś się bez spodni, gdyż zadbałem o twoją wygodę, a to, iż wyszedłem było spontaniczne - wyjaśniłem, przybierając tą samą postawę co blondyn
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego wciąż chcesz mi pomagać? - na sekundę straciłem pewność siebie
Bo w końcu po co to robiłem?
- Dowiem się jak masz na imię? Czy długo będę musiał oczekiwać, aż jaśnie pan postanowi przestać bawić się w podchody i wyrazi wdzięczność? - zmieniłem temat, wywierając presję odpowiedzi
- Andy Fowler - powiedział nie wyraźnie - Nazywam się Andy - w tym momencie moja szczęka dotknęła podłogi
Poszło szybciej niż przypuszczałem....
-----------------------------------------------------------
Kochani przepraszam za tak dlugi czas oczekiwania ale staralam sie zaliczyc wszystko jak najszybciej❤ teraz mam wolne także rozdzialy beda dodawane regularnie ❤ jutro wleci cos w zombie a w zadosc uczynieniu one shota tez napisze 😂😂 a teraz pytanie ❤
Jak myslicie co zrobi Ryan? ❤
20⭐+20💭= next❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro