Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To ty?

Nie wiedziałam co się dzieje, miałam dużo myśli w głowie, mój brat, moi rodzice i przyjaciele. Byłam zagubiona, co się ze mną dzieje? Gdzie jestem ?

Jack

Nigdzie jej nie było, przeszukałem cały dom. Gdzie ona jest? Czemu wyszedłem z łazienki zostawiając ją tam? Chciałem z nią porozmawiać wszystko wytłumaczyć lecz uciekłem a wtedy ona się zmyła. Spoliczkowała mnie wkurwiłem się tym, bo nikt nie ma prawa podnieść na mnie ręki, a jednak ona miała w sobie tyle odwagi żeby to zrobić. Holly Jones jest w chuj odważna, skomplikowana, a do tego bardzo seksowna. Gdy ze mną tańczyła miałem ochotę ją pocałować.

Kurwa, Jack co ty pierdolisz? Wcale nie chciałeś.

Zaczyna mi odbijać, przecież ja jej nienawidzę. Już od przedszkola mnie denerwowała, zawsze we wszystkim idealna i perfekcyjna. Kiedyś w jakiejś 6 klasie zaczęliśmy się dogadywać i nawet ją wtedy polubiłem, pomimo że byłem bardzo nieśmiały to parę dni później zaprosiłem ją do siebie ale ona odmówiła i znowu zacząłem ją nienawidzić. No bo czemu mi odmówiła? Nie miała powodu, podobała mi się wtedy i mnie olała, a ja uważałem ją za jedyną normalną dziewczynę.

Impreza trwała w najlepsze, ale dla mnie skończyła się wtedy kiedy Holly wyszła. Potrzebowałem powietrza więc postanowiłem wyjść na spacer, nie piłem dziś prawie, rzadko kiedy pije. Tak wiem to dziwne że nie pije na własnych imprezach, ale muszę mieć trzeźwy umysł żeby upilnować domu aby nic się nie stało. Ale wszystko i tak zawsze kończy się nie tak jak powinno. Złapałem po drodze Justina i przekazałem mu żeby na trochę popilnował tej zgrai debili.

Idąc alejami nawet ładnego parku znajdującego się obok mojego domu, myślę o tym czemu Holly uciekła ale i o życiu jakie prowadzę. Niby mam szczęśliwą rodzinę i wszystko czego potrzebuje, ale sam jestem popsuty w środku więc co to za życie.  Ciągłe imprezy, laski na jedną noc. Nie jestem taki, a przynajmniej kiedyś taki nie byłem. Kiedy zacząłem chodzić do gimnazjum inne dzieciaki się ze mnie śmiały że jestem nieśmiały, nie umiem się z nikim dogadać, najgorsze jednak było to jak śmieli się z tego że mam chorą siostrę. Ellie jest starsza ode mnie o 3 lata, to najwspanialsza siostra jaką mógłbym sobie wyobrazić. Lecz wdała się w złe towarzystwo kiedy była nastolatką i to właśnie dlatego było tak a nie inaczej.

Po pół godzinnym spacerze postanowiłem że pora wracać, szedłem inną drogą niż poprzednio, specjalnie przedłużając czas spaceru. W połowie mojego powolnego marszu usłyszałem szelest w krzakach, nie przejąłem się tym pewnie to jakiś kot albo bezpański pies. To się zdarza. Lecz gdy się odwróciłem usłyszałem krzyk.

-Pomocy! Błagam niech ktoś mi pomoże! - krzyczała jakaś dziewczyna. Wystraszyłem się i najchętniej bym spierdolił ale kurde może potrzebowała pomocy naprawdę.

- Kto tam jest?! - zero odpowiedzi. 

Podchodziłem powoli, gdy w pewnym momencie ktoś zaczął uciekać. To był jakiś mężczyzna w czarnej bluzie i kapturze, nie było widać jego twarzy, ale patrząc na to jak szybko biegnie i po tym jak jest zbudowany wywnioskowałem że może być mniej więcej w moim wieku. Teraz już wiedziałem że coś tam się wydarzyło. Podbiegłem w te cholerne krzaki a to co zobaczyłem będę miał do końca życia przed oczami.

 To była ona. Holly.

 Leżała na brudnej ziemi, wokoło leżały porozrzucane rzeczy z jej torebki. Była cała poobijana, miała rozerwaną koszulkę tak samo jak spodenki, jej makijaż był rozmazany. Nie wiedziałem co robić. W końcu się ogarnąłem i wyciągnąłem telefon, muszę zadzwonić po pogotowie i policje. Wiem że ten zwyrol nie tylko ją pobił ale zrobił jej coś jeszcze gorszego, to bolało, pomimo że jej nienawidziłem od małego to jednak była mi w jakimś stopniu bliska. Bałem się jej dotknąć nie wiedziałem czy żyła, co jeżeli się spóźniłem, schyliłem się przy niej i sprawdziłem puls, czasami przydają się lekcje pierwszej pomocy. Oddychała. Nie wiedziałem jak w tamtej chwili mam dziękować temu tam na górze. Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni spodni, wybrałem numer i zadzwoniłem. Po podaniu wszystkich ważnych informacji, babka z telefonu kazała mi z nią zostać do przyjazdu pogotowia i policji. Tak też zrobiłem, na trzęsących się nogach usiadłem na zimnej troszkę ziemi, łapałem jej małą dłoń i czekałem. W końcu po 10 minutach zjawili się ratownicy i kazali mi czekać na policje. Widząc jak wkładają Holly do karetki miałem ochotę złapać ją za rękę i jechać z nimi,ale nie mogłem, byłem dla niej nikim. 

- Nie powiem dobry wieczór bo taki nie był, więc przejdę do rzeczy. - niezły dowcipniś z tego policjanta, aż mu zaraz chyba mordę obije.- Czy to Pan znalazł tą biedną dziewczynę? - był młody widać że dopiero niedawno wstąpił do grona policyjnego.

-Tak, to ja. -odpowiedziałem grzecznie.

- Czy widział Pan kogoś tutaj kiedy znalazł Pan Pannę Holly? - zadał pytanie i jeszcze więcej innych, powiedział że powiadomi też jej rodzinę to dobrze bo nie chciałem tego robić to by było za wiele na dzisiejszy wieczór. Marzyłem tylko o tym żeby ją zobaczyć i upewnić się że już jest bezpieczna.

Impreza

Zapomniałem o niej totalnie. Policjanci powiedzieli że będę musiał jeszcze się zgłosić na posterunek ale już nie dziś, powiedziałem grzecznie do widzenia i zacząłem biec do domu. Gdy dotarłem ku mojemu zaskoczeniu muzyka była ciszej i było o wiele mniej ludzi niż wcześniej.

-Justin?!

- Co jest skarbeńku? - wyrósł przede mną nie wiadomo skąd i widać że chyba jest pijany. 

-Musze coś załatwić, pilnuj wszystkich i wszystkiego, wrócę jak najszybciej.

- Tak, luzik dam rade, leć. - za to właśnie był moim przyjacielem, nie pytał nigdy o nic, wiedział że w końcu sam mu powiem, za jakiś czas.

Po dotarciu do szpitala, prawie wybiegłem z taksówki. Recepcja była dosyć duża i było w niej wiele ludzi którzy patrzyli na mnie jak na debila. Lecz mnie to teraz nie obchodzi. Przy okienku siedziała jakaś starsza pielęgniarka, na za miłą nie wyglądała ale cóż pozory mogą mylić.

-Dobry wieczór, jakieś dwie godziny temu przywieźli tu dziewczynę z pobicia, ma na imię Holly Jones.

- Dobry wieczór chłopcze, sala 250, nie powinnam ci mówić za wiele ale wyglądasz na bardzo zmartwionego stanem twojej dziewczyny a Pan doktor poszedł już do domu, więc ci powiem, jest w stabilnym stanie, lecz jest też zła wiadomość - staruszka spojrzała mi w oczy i straciła swój uśmiech. Nie chciałem żeby to mówiła.- Została zgwałcona.- wiedziałem to lecz nie chciałem w to wierzyć, teraz muszę się z tym oswoić. 

- Czy mogę do niej pójść?- zapytałem niepewnie, w końcu była 2 w nocy już nie ma odwiedzin.

- Tak naprawdę to powinnam powiedzieć nie, ale leć, widać że ci na niej zależy.

Nie zależało, po prostu chciałem zobaczyć czy jest bezpieczna i iść do domu się najebać. Staruszka posłała mi blady uśmiech po czym odwróciłem się i wszedłem do windy. Sala znajdowała się na 3 piętrze. Gdy dotarłem do sali zobaczyłem że Holly jest podłączona do jakiś kabelków, była blada i cała posiniaczona.  Miała wielki plaster z prawej strony czoła tuż nad okiem. Co on jej zrobił. Najchętniej bym go zabił albo wykastrował. Usiadłem obok na krzesełku, postanowiłem że chwilkę z nią zostanę. Chciałem ją dotknąć ale bałem się, tchórz. Po co ja w ogóle tu przyjechałem. Przecież się nienawidzimy ale jestem głupi. Lecz jednak w jakimś stopniu się martwię. 

Jack ty pizdo.

Idę stąd. Tak to wspaniały pomysł. Dochodząc do drzwi usłyszałem że Holly się porusza, odwróciłem się i zobaczyłem jak płacze przez sen o rzuca się po całym łóżku krzycząc. 

- Pomocy! Zostaw mnie! Zostaw!- płakała.

-Holly?!- podbiegłem do niej jak najszybciej i złapałem za rękę, myśląc że to ją obudzi. Niestety nic to nie dało.

-Ratunku!- krzyczała dalej. 

- Holly! Spokojnie jestem tu. - Nie wytrzymałem ją i wziąłem w swoje ramiona, głaszcząc ją po głowie.- Słyszysz jestem. Już ciiiiii.... Już cichutko nie bój się.- w końcu się uspokoiła i podniosła głowę do góry. Napotykając moje spojrzenie.

- To ty?    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro