Rozdział 4
Moje ciało było wycieńczone, ledwo co oddychałam a oni przychodzili coraz rzadziej. Nie byłam pewna czy to dobrze czy źle. To zabrzmi źle ale przyzwyczaiłam się do tortur.
Moje ciało już przywykło do bólu jaki mi zadawano. Poznałam też powód tego dlaczego się na mnie wyżywa tamta kobieta.
Otóż stado ma problemy i to duże. Ich alfa owszem był potężny ale i głupi. Władza i potęga zaślepiła logiczne myślenie, chęć bogactwa i większej władzy dopełniała wszystko. Gdy człowiek jest w takim stanie i ma dowodzić innymi za których odpowiada nie łatwo jest o konflikt z inną watahą.
Podobno z tego co chłopak mi opowiadał to prawdopodobnie wybuchnie między nimi wojna. Blond włosa jak się okazało jest córką Alfy i chce ją złożyć jako swojego rodzaju ofiarę i podarować pewnemu wampirowi który w zamian pomoże mu w wygraniu i ochronie watahy.
Chłopak mówił że za niedługo ma wyjechać ale nie wiedział za ile więc i ja nie wiedziałam, poza tym nie orientuje się ile tu już jestem ale ile jeszcze będą ciągnąć mój marny żywot. Miałam nadzieję że już niedługo ponieważ głupio powiedzieć a co dopiero myśleć ale strasznie mi się tu nudziło i ciekawsze były już tortury niż czekanie kiedy zdechnę z głodu.
Od paru dni nie było to żadnej żywej duszy, głód doskwierał mi już trochę ale dało się żyć jeszcze...
Nagle usłyszałam jak ktoś biegnie po chwili drzwi z hukiem się otworzyły a w nich stanął chłopak.
Byłam pewna że przyniósł mi tylko jedzenie czy coś ale on czym prędzej podbiegł i wziął mnie na ręce z zaskoczenia pisnęłam i już chciałam coś powiedzieć ale powiedział mi szeptem żebym była cicho i że później mi wszystko wytłumaczy.
Gdy wyszliśmy na dwór słońce tak raziło że musiałam zamknąć oczy. Czułam jego ciepłe promienie na twarzy przez co się uśmiechnęłam bo zdawało się jak bym go nie czuła wieczność. Ale coś mi nie pasowało, zwierzyna w lesie uciekała, nie było słuchać ptaków. Otworzyłam oczy powoli by przyzwyczaiły się do światła.
Usłyszałam krzyki nie daleko nas i teraz zrozumiałam, atakują ich i przegrywają ale dlaczego on mnie ratuje zamiast pomoc im. To mnie zastanawiało najbardziej.
- Poradzisz się zmienić w wilka? - spytał mnie po cichu. Spojrzałam na niego jak na idiotę, gdybym mogła już dawno bym to zrobiła.- Jasne rozumiem, czyli nie- mruknął wyraźnie niezadowolony.
Położył mnie na ziemi i zaczął się przemieniać tak że po chwili przede mną stał majestatyczny wilk. Gapił się chwile na mnie jak na idiotkę nim zrozumiałam że mam na niego wsiąść. Powoli to zrobiłam, chociaż się bałam.
Brązowy wilka zaczął mknąć przez las ze mną na plecach. Wtuliłam się w jego futro najbardziej jak potrafiłam przez co czułam się chociaż trochę bezpieczniej.
Przemierzaliśmy las już jakiś czas, byłam pewna że już jesteśmy poza terenami watahy chociaż skąd mogłam to wiedzieć.
Nagle ogarnęło mnie takie dziwne uczucie, że zaraz coś się stanie.
W ostatniej chwili szarpnęłam go za futro i krzyknęłam by skręcił w lewo natychmiast. Zrobił o tak gwałtownie że mnie zrzucił przez co uderzyłam głową o drzewo a przed chłopaka wyskoczył inny wilk który obnażył groźnie kły i miał żądze mordu widoczną w oczach.
Chwile po tym jak wilki zaczęły walkę zemdlałam, pełna obaw co się wydarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro