Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Powoli uniósł powieki, obawiając się, że w pomieszczeniu może być już jasno. Jednak w dalszym ciągu za oknem panowała ciemność, przez co z początku nie potrafił nic dostrzec. Dopiero po kilku bądź nawet kilkunastu minutach jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, który pochłaniał najprawdopodobniej całe mieszkanie.

Niespiesznie wstał i wyszedł ze swojej sypialni, starając się stawiać kroki jak najciszej, by nie zbudzić swojego gościa. Jungkook ponownie został u niego na noc, by dopilnować, że nic więcej sobie nie zrobi. Był naiwny, myśląc, że Jimin z dnia na dzień pozbędzie się poczucia winy i przestanie zadawać sobie ból. Było to wręcz niemożliwe. Wyrządzanie sobie krzywdy było uzależniające. Park zrozumiał to niedawno, przypominając sobie, jak zrobił to pierwszy raz. Uderzył się z całej siły w twarz i poczuł niewyobrażalny i wręcz nierealny na tamtą chwilę spokój. Ból fizyczny przyćmił ten psychiczny, przez co czuł się lepiej. Mimo przyjemności, jakiej doświadczył, obiecał sobie, że nie zrobi tego nigdy więcej. A jednak nie dał rady wytrzymać. Jednak znów czuł potrzebę skrzywdzenia się. Początkowo raz dziennie, później dwa. Obecnie robi to co kilka godzin. Dwie, może trzy. Potrafił skrzywdzić się wszędzie, z wyjątkiem szkoły bądź miejsc, gdzie byli inni ludzie. Z jednej strony obawia się, że w końcu dojdzie do takiego stanu, że będzie starał się robić to co chwilę, jednak wiedział, że było to nieuniknione. Że to uzależnienie, z którego sam nie da rady się wyleczyć. Myślał, że to choroba nieuleczalna. Wyjątkowo okrutna, która zabija ludzi powoli od środka. Wyżera dziurę w duszy, zostawiając tylko szczątki. Jednak nie sprawdzał tej informacji i w najbliższym czasie nie miał takich planów.

Wszedł do salonu, lustrując całe pomieszczenie. Było w nim nieco jaśniej, ponieważ Jungkook nie chciał, by Park zasłaniał zasłony. Może przewidział, że będzie chciał na niego popatrzeć? Że znów nie będzie mógł spać i przyjdzie do niego, by podziwiać jego spokojną twarz. Jeon był dla niego niczym główna postać obrazu, która uciekła z płótna. Chodziła po świecie i bawiła się świetnie, topiąc ludzi w swoich tęczówkach. Jednak, czy komukolwiek to przeszkadzało? Były tak piękne, że niejedna osoba oddała by wszystko, by te oczy patrzyły tylko na nią. A tym czasem on swoje spojrzenie skierował na Jimina. Na tego mądrego chłopca, który nigdy nie spał na lekcji. Który dla innych jest zimny i przerażający, choć wygląda przyjaźnie.

Jednak Park nie wiedział, że Jungkook zwrócił na niego uwagę, ponieważ zauważył łzy w jego oczach, które nie opuszczają go nigdy. To one nadają im blasku. One sprawiają, że nadal tak pięknie odbija się od nich światło. Ponieważ iskierki radości zniknęły z dniem, gdy został mordercą, do czego sam się przyznał, nie zdradzając jednak dlaczego tak uważa. To nadal zastanawiało Jungkooka, który czuł na sobie troskliwe spojrzenie przepełnione ciekawością. Nie spał. Stracił poczucie czasu, myśląc o gospodarzu, który podczas rozmowy wyglądał tak niewinnie. Jakby widział przed sobą inną osobę. Kogoś, kto zastępuje Jimina, by ten mógł odpocząć.

— Śpisz? — wyszeptał Jimin, nie chcąc być zbyt głośno, gdyby chłopak jednak pogrążony był w śnie.

— Nie. Dlaczego Ty nie śpisz? — zapytał, nie podnosząc powiek. Wolał pozwolić pracować swojej wyobraźni.

— Po prostu się obudziłem. A Ty?

— Po prostu nie poszedłem spać.

— Dlaczego? Przecież rano mamy lekcje...

— Piątek, więc prawdopodobnie nie tylko ja będę spał na ławce i czekał na ostatni dzwonek.

— Mówiłeś, że chcesz przyłożyć się do nauki i komuś zaimponować.

— Pamiętasz? — zaśmiał się cicho Jeon. — Masz dobrą pamięć.

— Możliwe. Więc? Dlaczego nagle z tego zrezygnowałeś?

— Inaczej zaimponuje tej osobie. Ale nie wiem jeszcze jak.

— A mogę wiedzieć, kim jest ta osoba?

— Naprawdę chcesz to wiedzieć?

— Chcę, ale... Jeżeli to prywatna sprawa, to nie musisz odpowiadać.

Jungkook miał wrażenie, że Park siedział teraz ze spuszczoną głową i bawił się palcami. Jak większość osób, które zostały wpędzone w zakłopotanie. Jednak gdy uchylił powieki i spojrzał w tamtą stronę, spotkał dwa świecące punkciki skierowane w jego stronę, na co delikatnie się uśmiechnął.

Zszedł z kanapy, wyciągając się, by usłyszeć ten charakterystyczny dla niego dźwięk strzelających kości. Spojrzał na Jimina, który nadal był w niego wpatrzony i podszedł do niego, obserwując, jak reaguje na każdy postawiony przez niego krok. Jednak nie zauważył żadnej różnicy. Wciąż siedział w tej samej pozycji z tą samą, obojętną miną.

— Tobie chcę zaimponować. — Jungkook wyszeptał do ucha niższego, zaraz wychodząc z pomieszczenia.

Jimin został sam, wpatrzony w okno naprzeciwko niego. Jego wargi delikatnie się uchyliły, nie czekając na jego decyzję. Był zdziwiony tymi słowami. Były takie nagłe. Jakby Jeon chciał zobaczyć jego reakcję na tak z pozoru zawstydzające wyznanie. Miał wrażenie, jakby jego serce ze sobą walczyło. Przecięte w połowie, rozdzielone na dwie części. Z jednej strony zauroczenie, z drugiej nienawiść. Sam nie wiedział, dlaczego takie uczucia się w nim pojawiły. Nie miał powodu, by darzyć wyższego nienawiścią ani większą sympatią. Choć może powodem było jego spojrzenie. Wzrok, który rozkochiwał w sobie innych, dając im o tym znać po fakcie. Gdy już nie mieli, jak się bronić.

— Jesteś dziwny. Jeszcze bardziej tajemniczy ode mnie — powiedział Park, gdy usłyszał otwierające się drzwi.

— Naprawdę? Nie wiedziałem. A właśnie, nie planuj nic na dzisiejsze popołudnie. Chcę Cię gdzieś zabrać. Zrobić małą niespodziankę.

— Dobrze się bawisz? — zapytał, przenosząc wzrok na swojego rozmówcę. Czuł się, jakby wyższy się z nim bawił lub, co gorsze, jakby to on był jego zabawką.

— Wyśmienicie. — Jeon uśmiechnął się lekko i położył na kanapie. — Chcesz do mnie dołączyć, czy wracasz do siebie?

Jimin powoli wstał, lecz nic poza tym nie zrobił. Wahał się. Wiedział, że gdy odmówi, może więcej nie nadarzyć się taka okazja. Jednak nie byli ze sobą wystarczająco blisko, by spać pod jedną kołdrą, wręcz leżąc na sobie. Dlatego ponownie usiadł, przenosząc wzrok na okno.

— Zostanę jeszcze chwilę w fotelu i wrócę do sypialni.

— Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.

— A jakiej?

— Że jednak położysz się obok. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro