Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Przerażeni biegli przed siebie, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Dla Jungkooka liczyło się to, by jak najszybciej znaleźć się w budynku. Sprawdzić, w jakim stanie jest Jimin, czy nic mu nie jest. Lub jak bardzo jest ranny. Miał w głowie same najgorsze myśli, które sprawiały, że obraz co jakiś czas mu się zamazywał. Nie wiedział, co było przyczyną. Czy tym pocałunkiem wszystko zepsuł? Miał jednak cichą nadzieję, że to nie on był sprawcą.

Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Xianmei była w szoku, że Jungkook bez zbędnych słów zaczął biec do szpitala. Nie sądziła, że zależy mu tak bardzo, by przekroczyć próg swoich możliwości. Podała się za kuzynkę Parka i po usłyszeniu numeru sali, pobiegli w tamtym kierunku.

Mieli szczęście, ponieważ Jimin znajdował się na pierwszym piętrze, więc podróż schodami nie była aż tak męcząca, choć i tak obydwoje ledwo nabierali powietrza do płuc. Stanęli przed odpowiednią salą i delikatnie uchylili drzwi. W środku znajdowało się dwóch policjantów oraz widocznie zirytowany Park.

— Ile razy mogę powtarzać, że nikt mnie nie pobił?

— Ofiary przeważnie tak mówią, by chronić sprawców. Jak zaczniesz z nami współpracować, mogę Ci obiecać, że ta osoba więcej się do Ciebie nie zbliży.

Jimin ciężko westchnął i zamknął oczy. Nie wiedział, jak ułożyć słowa, by Ci mężczyźni go zrozumieli. Chciał już się przyznać, że to on był sprawcą. Że sam sobie to zrobił, jednak damski głos mu wybił ten pomysł z głowy. Spojrzał w stronę drzwi i zobaczył Xianmei, która prosi policjantów na korytarz. Park odetchnął z ulgą, jednak zaraz wszystkie negatywne emocje wróciły.

Po co on tu przyszedł? Proszę, idź sobie... — pomyślał.

Jungkook powoli podszedł do łóżka, na którym leżał niższy, i usiadł na krzesełku, które stało zaraz obok. Odchrząknął i obserwował prawy profil Jimina, ponieważ odwrócił on głowę w przeciwną stronę. Delikatnie pogładził go po policzku, zaczynając jeździć opuszkami palców po ranach i fioletowych śladach, które szpeciły tą, według Jungkooka, idealną twarz.

— Wiesz, miałeś rację — odezwał się Jungkook, oddalając dłoń od przyjemnie ciepłej skóry. — Nikt nie wie, jakiej jest orientacji, póki naprawdę się nie zakocha. Nigdy nie sądziłem, że będę potrafił kochać kogoś tej samej płci. — Jeon nie usłyszał odpowiedzi, na co westchnął. — Jeżeli chcesz, bym wyszedł, po prostu to powiedz.

— Wyjdź — odpowiedział od razu Park. Bez grama zawahania, bez emocji. Pusto, jakby ktoś kazał mu to powiedzieć.

Jungkook kolejny raz westchnął i powoli wstał. Było mu przykro, nawet bardzo, nie mógł zaprzeczyć. To z pozoru jedno słowo sprawiło, że jego serce zabolało, jakby zaczynało się kruszyć. Nie dodając już nic, skierował się do wyjścia.

— Gdzie idziesz? — zapytał Jimin, w końcu przenosząc wzrok na swojego rówieśnika.

— Chciałeś, żebym wyszedł.

— Zostań. Chociaż Ty nie zostawiaj mnie samego... — wyszeptał błagalnie Park, patrząc na coraz bardziej zamazaną sylwetkę Jungkooka.

— Przestaję Cię rozumieć — oznajmił nagle Jeon. — W co mam wierzyć?

— Nie wiem, sam nie wiem... Jakbyś wiedział, jak silne uczucia do Ciebie czuję... i jak bardzo pragnę się ich pozbyć. — Jimin pociągnął nosem, uspokajając się. Gubił się, jego serce wybrało złą drogę. Wpadło w las uczuć i ociera się o każde po kolei, szukając tego właściwego.

— Dlaczego chcesz się go pozbyć?

— Bo zrobisz to samo. Będziesz taki sam, jak on.

— Nie wiem, kim jest osoba, o której mówisz, ale mogę Ci obiecać, że nie mam zamiaru Cię skrzywdzić.

— On też to mówił. Niczym się nie różnicie.

— Ale ja dotrzymuję obietnic, Jimin.

— Przyznaj, że chcesz tylko moje ciało. Powiedz to i skończ to przedstawienie — powiedział chłodno. Kolejna zmiana tonu głosu, kolejne uczucie: nienawiść.

— Chcę Twoje serce, nie ciało.

— I co z nim zrobisz? Zgnieciesz, zdepczesz i zachowasz jako trofeum?

— Nie. Zamknę je w skarbcu, jako najpiękniejszą i najcenniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek ktoś mi podarował.

— To brzmi, jakbyś chciał mi je naprawdę zabrać, jednocześnie pozbawiając życia — parsknął Park, znów odwracając głowę w kierunku okna.

— Po prostu chcę mieć świadomość, że bije ono tylko dla mnie.

Po tym zdaniu Park poczuł, jak jego serce ociera się o kolejne, niechciane uczucie: miłość. To już nie było zauroczenie, ono dawno minęło.

***

Jungkook przychodził do Jimina codziennie po szkole. Czasem powiedzieli parę zdań, czasem siedzieli w ciszy, ciesząc się swoją obecnością. Jeon po prostu chciał mieć pewność, że Park dobrze się czuje, nie robi głupich rzeczy. Obserwuje, czy jego rówieśnik znów się nie krzywdzi.

Jednak tydzień później już go nie było. Jimin wręcz rozpłynął się bez słowa. Nie informując nikogo, nie zostawiając żadnej wskazówki. Uciekł, sprawiając, że Jungkooka ponownie ogarnął lęk.

Wszedł do sali, w której niedawno znajdował się Park i zaczął się rozglądać. Nie płakał, choć miał na to ochotę. Powoli podszedł do łóżka i usiadł na nim, gładząc dłonią poduszkę. Tak bardzo chciał poznać zakończenie ich "przygody". Pragnął wiedzieć, kiedy dobiegnie ona końca. Tym czasem wszystko wskazuje na to, że pozostanie to niedokończoną historią, która urywa się właśnie tutaj.

Odsunął kołdrę, chcąc położyć się na dość miękkim materacu i powdychać zapach Jimina, który został na poduszce. Jednak gdy to zrobił, ujrzał kopertę z jego imieniem. Jakby Park wiedział, że to on ją znajdzie. Jakby przewidział każdy jego ruch. Niepewnie wyjął złożoną kartkę i z zagryzioną dolną wargą, zaczął czytać.

"Jungkook,

Uciekłem. Znowu zostawiłem Cię samego. To dziwne, niedawno prosiłem, żebyś był obok, bo nie chcę być sam... Nie rozumiem siebie, nie wiem, co dokładnie do Ciebie czuję, ale czasem leżąc w nocy i patrząc w sufit widzę nas. Szczęśliwych, uśmiechniętych. Chciałbym, abyś zobaczył mój uśmiech, ale nie potrafię zrobić tego szczerze. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafił to zrobić.

Nie wiem, kim jesteś, ale jakimś cudem zaatakowałeś moje serce. To Ty wiesz najwięcej, to Ty je podbiłeś. Czuję do Ciebie... Ah, naprawdę nie wiem. Ale wiem, jak skutecznie osłabić Twoje uczucia względem mnie...

Jeon, jestem zabójcą. Tak, zamordowałem własną siostrę. To jest najczystsza prawda. Zastrzeliłem ją, zabrałem jej życie, zatrzymałem serce. Nie chciałem, naprawdę, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. Nic nie jest w stanie mnie usprawiedliwić. Dziwię się, że nie poniosłem za to konsekwencji. Że rodzice zakryli ten fakt, zmieniając wersje wydarzeń. Żałuję, że przytakiwałem na wszystko. Tak cholernie żałuję, że się nie przyznałem...

Co do mojej matki. Jest chora, jej leki są naprawdę drogie. Jednak moim marzeniem było uczyć się w tej szkole, która jest na drugim końcu miasta. Więc tata wynajął mi mieszkanie. Szkoda, że nie powiedział, że opłaca je za pieniądze na leki. Tak, dokładnie. Gdyby nie te moje idiotyczne marzenia, moja matka nadal jakoś by funkcjonowała. Kto wie, może i by ją wyleczono, ale teraz nie ma nawet szans na polepszenie stanu. Ona po prostu odlicza sekundy do własnej śmierci. To ja do tego doprowadziłem. To ja ją zabiłem.

Widzisz? Jestem zwykłym potworem. Dlatego się biję, dlatego chciałem zakończyć naszą relację. Jestem swoim własnym katem i, do cholery, nie wmawiaj mi, że to nie moja wina! Zrozum, bestie również chodzą po tym świecie..., a ja jestem jedną z nich.

Kocham Cię, to moje ostatnie słowa, które kieruję w Twoją stronę. Proszę, nie wspominaj mnie. Daj światu o mnie zapomnieć.
Jimin" 

###

Wciąż wspominana sytuacja będzie dokładnie opisana w następnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro